13 maja 2009 08:01

"Księga gór i budowli Macieja Mischke" – recenzja

W stulecie urodzin Macieja Mischke przy wsparciu finansowym Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego zebrano i wydano część jego obszernej spuścizny. Młodzieży, a może nie tylko jej, z pewnie należy się przypomnienie, kim był.

Wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, wraz z Jerzym Hajdukiewiczem był założycielem Klubu Wysokogórskiego Winterthur w 1942 roku w Szwajcarii, gdzie wydawał „Taternika”. Jest autorem 110 wejść na szczyty alpejskie, wielu zjazdów tatrzańskich i alpejskich, w tym kilku premierowych bądź będących pierwszymi powtórzeniami. Łącznie dokonał imponującej liczby 979 wejść letnich i zimowych. Był członkiem honorowym Kluby Wysokogórskiego Kraków i Polskiego Związku Alpinizmu.

Główna, biograficzna część książki składa się z czterech części. Pierwsza „Zakopane moje młodości” to wspomnienia z dzieciństwa i szkoły. Jest nostalgicznie i anegdotycznie, pojawiają się znane z podręczników historii postaci, ale ta część opowieści jest najbardziej interesująca dla biografów i rodziny.

Druga część poświęcona jest wojnie i tutaj oprócz paru faktów dla miłośników detali historii II Wojny Światowej niestety znajdziemy trochę wojskowego, by nie rzec koszarowego humoru. Moim zdaniem z tej części bez żalu można zrezygnować, gdyż nijak ma się do tytułu książki i jej górskości.

Wreszcie w trzeciej, najciekawszej dla nas, części zatytułowanej „K. W. Winterthur” można poczytać o wspinaniu alpejskim i narciarstwie wysokogórskim. Maciej Mischke o wspinaniu i zjazdach dokonanych w latach 1942-1946 pisze szczegółowo, ale bez większych emocji, miejscami niemalże sprawozdawczo. Pojawiają się dialogi, anegdotki, śmieszne lub tragiczne wydarzenia, ale wszystko wydaje się pisane jakby z dystansem, który może powodować znużenie przy czytaniu o kolejnej podobnie opisywanej wspinaczce. Dlatego nie polecam czytania tych z inżynierską precyzją pisanych relacji jedna po drugiej, a raczej delektowanie się nimi na raty. Precyzja opisu łącznie z czasami podejścia, zejścia, a nawet międzyczasami może mieć znaczenie, jeśli sami mamy zamiar przymierzyć się do którejś z pokonanych przez Macieja Mische tras i wtedy staje się to dużą zaletą.

W tej części książki najbardziej uderzyła mnie niesamowitość sytuacji, w której te wyczyny miały miejsce. Wojna w pełni, neutralna Szwajcaria ze swoimi górami, a w nich grupa internowanych Polaków wspina się i jeździ na nartach, nocuje w schroniskach, jeździ kolejkami.  Od czasu do czasu zatrzymuje ich szwajcarskie wojsko, ale legitymacja internowania kończy spotkanie. W sąsiednich krajach terror, obozy, wojna na całego, a w Szwajcarii nawet pociągi się nie spóźniają. Surrealistyczne to mocno jak dla mnie.

Nie wiedzieć czemu redaktorzy tej książki uznali, że dialogi prowadzone po niemiecku nie muszą być tłumaczone, a przecież znajomość tego języka nie jest tak powszechna, jak w przypadku języka angielskiego.

Ostatnia część wspomnień „Po wojnie” to tatrzańskie wyprawy, wspomnienia z przygód z lawinami i krótka notka o powrocie w Alpy. Tyle części biograficznej tej książki, którą dopełniają różnego rodzaju i wagi teksty dotyczące P.T.T., pożegnania, recenzje oraz inne drobiazgi. Jest też trochę o narciarstwie wysokogórskim, a w tej części znalazły się lakoniczne opisy zjazdów z Rysów, Żółtej Turni, Kominów Tylkowych, Miedzianego i jeszcze parę innych niczego sobie. Byłbym zapomniał o tekstach poświęconych propagowaniu przez Macieja Mische krótkich nart zwanych „miszkami” i to w czasach, gdy jeździło się na deskach o 20 cm dłuższych od wzrostu narciarza. Programowo pomijam teksty dotyczące działalności zawodowej Macieja Mischke oraz tą rodzinno – genealogiczną, bo to nie miejsce by się do tych tematów odnosić.

Książka może miejscami zauroczyć, po jakimś czasie (bo nie od razu) wciągnąć głęboko we wspomnienia po świecie, którego już nie ma. Już sam język jest świadectwem tego, że żyjemy w zupełnie innej epoce. Kto dzisiaj jeszcze mówi, że haki się bije? Na pewno jest to pozycja wartościowa dla historyków zajmujących się narciarstwem, alpinizmem czy taternictwem. Dla zwykłego czytelnika przeczytanie jej „w ciągu” będzie zbyt dużym wyzwaniem, tym bardziej, że część historii niestety powtarza się.

Postać Macieja Mischke, której poświęcono książkę, banalną nie jest, a opisanie takiego życia za pomocą zbioru różnorakich tekstów zamieszczonych na blisko pięciuset stronach było wyzwaniem. Czy sprostano temu wyzwaniu? Do pełnej, wiarygodnej oceny tego dzieła trzeba byłoby namówić kogoś z tej epoki, a to już chyba raczej niemożliwe.

Jego syn pisze we wstępie, że ta książka jest „pomnikiem wystawionym Ojcu i Jego pasjom”. A przecież trudno wymagać od pomnika, żeby był lekki i podobał się każdemu.

Andrzej Mirek

Książka jest dostępna w naszej księgarni.

Księga gór i budowli Macieja Mischke
Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 480
Cena: 37,00

 

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum