27 stycznia 2009 08:01

Pasja Gór Stefana Cieślara – recenzja

Wydawnictwu STAPIS udało się przełamać moje długoletnie znudzenie tzw. literaturą górską. Opowieści z krainy Largo i Całuj albo zabij to książki, które nie powinny nikogo postawić obojętnym. Bez przełamywania niechęci wziąłem więc do ręki recenzowaną książkę.

Pierwsze wrażenie po wstępnym, pobieżnym przejrzeniu Pasji gór nie było powalające. Dowiedziałem się, że książka składa się z tekstów człowieka, który zginął w lawinie na stokach Ganesh Himal VII, a poszukiwanie ciał wspinaczy z jego grupy trwało aż dziewięć miesięcy, czyli zapowiadało się że będzie hołdowniczo, martyrologicznie, a co najwyżej wspominkowo. Oprócz tego, zdjęcia zamieszczone w książce w sporej ilości nie powalają ani jakością ani sposobem ich rozmieszczenia. 

         

Na szczęście głębsza lektura przełamała początkową niechęć i okazało się, że mam do czynienia z czymś niezwykłym. Z literaturą nieprawdopodobnie wyciszoną, wręcz surową, bez fajerwerków, kokietowania czytelnika i pozbawioną jakimikolwiek gierek pod publiczkę, a jednocześnie odległą od promowania przerośniętego ego.

Trzeba tu zaznaczyć, że nowele zmieszczone w książce zostały znalezione już po śmierci autora i nie wiadomo, czy były przeznaczone do publikacji. A sama śmierć została niejako przez te opowiadania przepowiedziana, bo o niej właśnie obsesyjnie w swoich opowiadaniach pisał. Jest też o lawinach, która to w końcu stała się przyczyną zgonu. To dziwne, fatalistyczne uczucie czytać, jak pisze o śmierci w górach pod lawiną człowiek, który w końcu zginął w taki sam sposób. To dziwne czytać, jak pisze o trudnościach ze znalezieniem epitafium na grób kolegi, epitafium które ostatecznie zostało mu poświęcone. Fikcja wyprzedzająca rzeczywistość, rzeczywistość która zrealizowała fikcję. Dziwne to, Borgesowskie.

Dreszczyk przechodzi po skórze, gdy czyta się takie słowa – Weszliście przez drzwi, szukacie wyjścia, ale ono już nie istnieje. Co wam to sugeruje? Pośpieszcie się. Wkrótce wy także zginiecie.

Stefan Cieślar najlepiej realizował się w krótkich formach literackich, dłuższe opowiadania nie mają tej samej wagi. „Gdzie jest szczęście, gdzie jest wolność” lub „Cienie tak odległe, tak bliskie” to małe arcydzieła, wyprane z wszystkiego co zbędne, a jednocześnie odległe od aforyzmu czy anegdoty. Trudno mi wskazać literackie pokrewieństwo, może Bruno Schulz?

Tą książkę można też traktować jako świadectwo istnienia ludzi, którzy zupełnie nie mają potrzeby afiszowania się z tym, co robią, nie potrzebują dzielić się i istnieć medialnie, mimo że robią rzeczy, które byłyby tego warte. Wszyscy wiemy, że tacy istnieją, w większości sami skazują się na zapomnienie i nie dbają o to.

Duża część akcji, jeśli to stosowne słowo, odbywa się na pograniczu fikcji i rzeczywistości. Niestety to trochę obosieczna broń, bo nie do końca dobrze jest, że nie wiemy czy to, o czym czytamy wydarzyło się naprawdę. Czy to relacja z wyprawy czy fikcja? Czasem chciałoby się wiedzieć czy podziwiać talent autora czy empatycznie współczuć jego bohaterom?

Dawka poczucia humoru jest w tej książce bardzo homeopatyczna, ale jak już jest to co najmniej niezłej jakości. Oto mój ulubiony fragment opisujący wyjście w góry z milczącym partnerem:

Nagle, bez zapowiedzi, jak na skinienie czarodziejskiej różdżki Afonio otworzył się. Jak to często bywa po osiągnięciu dużej wysokości, wydał z siebie potężne pierdnięcie.

Nie dowiemy się już nigdy, jak sprawdziłby się wszechstronnie utalentowany Stefan Cieślar, gdyby spróbował większej formy literackiej, ale w małych formach jest prawdziwy, sugestywny i adekwatny. Dotykał egzystencjalnych stanów najtrudniejszych chyba do przetłumaczenia na słowo pisane, sprawnie wymykał się z sideł zastawionych przez formę, jaką narzuca się piszącym na temat wspinania.

Parę słów na tematy okołoedytorskie. Nie podoba mi się w tej książce sposób wyeksponowania zdjęć, a w niektórych przypadkach ich publikowanie można było sobie podarować. Stefan był absolwentem studiów audiowizualnych, ale niestety ma się to nijak do jakości zdjęć zamieszczonych w książce. Do tłumaczenia, nie najłatwiejszej prozy, trudno się przyczepić, ale znalazłem kilka błędów edytorskich. Wybór dróg górskich zrobionych przez Stefana i zamieszczony na str.202 nie ogranicza się tylko do tych, które dokonały się w roku 2005, a tak mylnie informuje tytuł. Śmiesznie wygląda przy piątkowych i czwórkowych drogach określenie „bardzo trudna”. Bardzo trudna dla kogo? Strony w części albumowo – schematowej są nie wiedzieć czemu bez numerów.

Największym grzechem twórców tej książki jest wrzucenie do jednego garnka potraw, które nijak do siebie nie pasują. Literatura, czasem wysokiej próby, później zdjęcia, niestety znacznie słabsze, schematy nowych dróg, wspomnienia różnej ale raczej sentymentalno-wspominkowej wagi i na koniec apel o stworzenie profesjonalnych służb ratowniczych w Nepalu. Połączenie to przypomina mi kulinarną przesadę, która wydarza się raz w roku w czasie Wigilii, pod warunkiem, że (co nie aż tak częste wśród wspinaczy) spędza się ją z rodziną.

Na końcu muszą pojawić się trudne pytania. Czy jest to książka, którą Stefan Cieślar by zaakceptował w takiej formie, w jakiej została wydana? To samo pytanie wraca w mocniejszej formie – czy nie jest to aby książka wydana niejako wbrew temu jak żył? Przypomina mi się powiedzenie, że pogrzeby nie są dla zmarłego, pogrzeby są dla rodziny. Ta książka to taki właśnie pogrzeb.

Andrzej Mirek

Książka dostępna jest w naszej księgarni.

Pasja Gór
Autor: Stefan Cieślar
Wprowadzenie: Józef Nyka
Posłowie: Monika Rogozińska
Konsultacja: Dr Maria Małgorzata Kiełkowska
Tłumaczenie: Elżbieta Cieślar
Wydawnicwo: STAPIS, 2008
Cena: 39,00

 

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum