29 stycznia 2009 08:01

GórFanka. Na szczytach Himalajów Anny Czerwińskiej – recenzja

GórFanka. Na szczytach Himalajów jest drugą częścią górskiej autobiografii czołowej polskiej himalaistki, Anny Czerwińskiej (pierwsza, Moje ABC w skale i lodzie, ukazała się wiosną 2008 roku). Sięgając po książkę, już na początku z ulgą stwierdziłam, że nie będzie tu epatowania heroizmem. Jest za to sporo o bezbronności człowieka wobec gór i niełatwym partnerstwie w górach właśnie.

Trudno mówić o literackich walorach książki. Nie jest to literatura przez wielkie L, szczególnie wyszukana, zapadająca w pamięć ze względu na formę i język. Ale też nie takie było założenie wydawców i samej autorki. I z takim też nastawieniem trzeba tę książkę otworzyć. To raczej „pisana” prelekcja, luźna opowieść/ci, wywiad. Co więcej, nie jest to rozmowa ubrana w ładne słowa i przesadnie wygładzona. Autorka nie stara się być „grzeczna”. Jest za to prawdziwa i bezpośrednia, czasem nawet dosadna w tym, co mówi.

Mamy tu więc trzy porcje wspomnień z nierzadko traumatycznych, naznaczonych tragizmem wejść na trzy ośmiotysięczniki – Mount Everest (2000), Lhotse (2001) i Makalu (2006). Każdy z tych szczytów odcisnął głęboki ślad na psychice himalaistki. Czerwińska robi tu swego rodzaju rozrachunek z górami, „rozlicza” je z sukcesów i porażek. I co najważniejsze, odkrywa w tym wszystkim samą siebie… Odkrywa też drugiego człowieka. Być może zabrzmi sztampowo, ale nie od dziś wiadomo, że prawdziwego przyjaciela (w tym wypadku partnera od liny) poznaje się w biedzie… Takiego prawdziwego partnera spotykamy w tej książce bardzo rzadko.

To, co szczególnie zapada w pamięć przy lekturze Czerwińskiej, to poczucie samotności. Ta samotność boli, to wyraźnie czuje się w jej słowach. Autorka nad nią ubolewa, ale i paradoksalnie stara się wyciągnąć z niej jakiś pozytyw. Raz pisze: Jestem skazana na górską samotność, kiedy indziej: Mam wrażenie, że kiedy działam sama, stać mnie na więcej. Może dlatego postrzegamy ją jako indywidualistkę, twardą, bezkompromisową babkę, której często niełatwo dogadać się z innymi. Jednym z niewielu wyjątków jest Darek Załuski, z którym zaprzyjaźnia się podczas wyprawy na Lhotse w 2001 roku. W tym wypadku znajduje potwierdzenie to, o czym często mówi: …Ważne jest to, by patrzeć na partnera – zawsze to wszystkim powtarzam.

Inaczej niż na Makalu jest na Lhotse i Evereście. Everest to zresztą wydarzenie szczególne w pamięci autorki (sukces w 2000 roku poprzedzają trzy nieudane próby wejścia od strony północnej). Pomijając walor sportowy – ukoronowanie przez Czerwińską zdobycia Korony Ziemi – wyprawa ma bardzo duży ładunek emocjonalny, podczas niej umiera bowiem matka himalaistki. I to właśnie ten mocny pierwiastek osobisty, obok bezwzględnej szczerości, z jaką opowiada przede wszystkim o sobie, ale także o innych, jest największym atutem tej publikacji. 

Na szczytach Himalajów to również książka o pokorze i respekcie wobec gór, o umiejętności przegrywania, utożsamianiu się z górą, o różnych „epokach” wspinania wysokogórskiego. Wreszcie jest tu sporo o niełatwych relacjach (wspinaczkowych) męsko-damskich podczas wypraw. Niby nic odkrywczego, bo przecież już o tym gdzieś, kiedyś czytaliśmy. A jednak indywidualne spojrzenie na góry poparte długoletnim doświadczeniem zawsze jest ciekawe i wnosi coś nowego. Chociażby dlatego warto sięgnąć po recenzowaną książkę.  

Żeby jednak nie było aż tak poważnie dodajmy, że jest tu również sporo historii i anegdot opowiedzianych z humorem, z autentyczną miłością do gór, sporo zaskakujących sytuacji – chociażby spotkanie z Maoistami w Tashigaonie podczas ekspedycji na Makalu w 2002 roku i jego zaskakujący koniec (tu odsyłam już do samej książki). Ciekawie czyta się też o zachowaniach Szerpów, którzy są przecież tak często jedynymi towarzyszami himalaisty podczas zdobywania szczytu. Jest też edukacyjna dawka informacji dla adeptów górskiego wspinania.

Interesująco wygląda książka od strony graficznej. Nie chodzi tu bynajmniej o jakość zdjęć, które nie wyróżniają się niczym szczególnym (obok wartości historycznej), ale raczej o pomysł ich pokazania. W każdym z trzech rozdziałów obraz inaczej komponuje się z tekstem. Fotografia jest tłem dla słowa, a słowo dla fotografii (czasami w sensie dosłownym). Te dwie formy graficzne stanowią nieodłączną całość, wzajemnie się przenikają.

Z drugiej strony z powodzeniem można byłoby zastąpić ilość jakością. Czasami nadmiar małego formatu, na którym w efekcie tak naprawdę niewiele widać, może przeszkadzać, albo inaczej – pozostawiać obojętnym.

Reasumując, to co najbardziej przekonało mnie w historii Anny Czerwińskiej to surowa prawda, cięty język i umiejętność oddania atmosfery wypraw. Dlatego chętnie posłucham kolejnej opowieści polskiej himalaistki. W trzeciej części cyklu przeczytamy o m.in. o zmaganiach z K2.

Dorota Dubicka

Książka jest dostępna w naszej księgarni.

GórFanka. Na szczytach Himalajów.
Autor: Anna Czerwińska
Wydawnictwo: Annapurna 2008
Opracowanie redakcyjne: Beata Słama, Roman Gołędowski
Ilość stron: 204
Cena: 27,00

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum