30 października 2008 09:26

Południowo-zachodnia grań Siguniang (6250 m) pokonana

W dniach 21-30 września Chad Kellogg i Dylan Johnson dokonali pierwszego przejścia południowo-zachodniej grani szczytu Siguniang (6250 m) w Chinach.


Południowo-zachodnia grań Siguniang (6250 m)
(fot. Dylan Johnson)

Droga na szczyt przedstawiała trudności od samego dołu, począwszy od 750-metrowego odcinka stromego lasu deszczowego z licznymi skalnymi progami kończącego się dopiero na wysokości 4260 m. Po trzech biwakach, które zaliczyli na 600-metrowej ścianie czołowej, wspięli się systemem pionowych rys o trudnościach klasycznych dochodzących do 5.11 i hakowych A2 wymuszonych przez zalegający w rysach mech i trawę.

Wyjście ze ściany nastąpiło po siedemnastu wyciągach w połowie czwartego dnia wspinaczki i dalsza droga na szczyt wiodła od tego momentu piękną granią. Niestety pogoda uległa pogorszeniu i dalsza wspinaczka przebiegała w mgle i śnieżycach. Druga część czwartego dnia i cały piąty dzień to wspinaczka granią i wyszukiwanie na niej drogi pomiędzy tuzinami skalnych turniczek. Po przejściu tego odcinka grani, który Amerykanie nazwali The Rake (Grabie) na podobieństwo formacji znajdującej się w Górach Kaskadowych, założyli piąty biwak na wysokości 5040 m tuż przed górną częścią ściany.


Chad na wyciągu nr 10 (fot. Dylan Johnson)

Przez cały szósty dzień akcji pogoda ulegała pogorszeniu, zaczął padać deszcz ze śniegiem a widoczność spadła prawie do zera. Zespół kontynuował jednak wspinaczkę i pokonał 150- metrowy uskok pokryty verglasem. Sam uskok w grani okazał się kluczowym miejscem drogi i oferował kilka obłych, pozbawionych rzeźby turni ze skałą pokrytą śniegiem. Obóz szósty został założony na wysokości 5220 metrów u stóp wiszącego lodowca znajdującego się powyżej skalnej części drogi.


Dylan Johnson w miejscu szóstego biwaku
(fot. Chad Kellogg)

Siódmy dzień wspinaczki oferował mikstowy crux na drodze plus dwa wyciągi pokrytej śniegiem skały (M5), po których osiągnęli grań powyżej seraków na północnej grani. Pogoda nie poprawiała się. W drugiej połowie dnia obaj wspinacze cieszyli się wspaniałą granią, pokonywaną okrakiem zarówno w śniegu, jak i skale lub też z użyciem dziabek zahaczanych o krawędź grani. Obóz siódmy założyli na lodowej platformie na wysokości 5490 m i było to pierwsze płaskie miejsce na drodze od czasu wyruszenia z bazy.


Grań, w dużej części pokonywana okrakiem – dzień siódmy
(fot. Dylan Johnson)

Rankiem ósmego dnia (pomimo trzech dni opóźnienia w stosunku do planu) zwinęli obóz i rozpoczęli drogę w kierunku szczytu w kolejnej śnieżycy. Na szczęście grań była na tyle ewidentna, że można było poruszać się nią bez obawy o zgubienie drogi. Po południu osiągnęli szczytowe seraki. Krotki wyciąg pionowego lodu podprowadzał pod podszczytowe pole śnieżne, po czym jeszcze trawers pod przedwierzchołkiem i właściwy szczyt, który osiągnęli o godz. 16.35.


Kellogg w akcji – ósmy dzień wspinaczki
(fot. Dylan Johnson)

Kłębiące się na zachodzie chmury rozświetlane błyskawicami zachęciły ich do podjęcia natychmiastowej decyzji o zejściu na dół. Tuż przed zapadającymi ciemnościami osiągnęli grań, która znajdowała się już w środku burzy. Schronili się na trawersie na południe od grani i oczekiwali na dzień i poprawę pogody. Godzinę później zdecydowali się jednak na kontynuowanie zejścia granią z lotną asekuracją w nadziei osiągnięcia miejsca najwyżej założonego w drodze do góry obozu. W ciągłej burzy nie mogli jednak znaleźć drogi doprowadzającej do miejsca noclegu. Całą noc, aby nie dopuścić do wychłodzenia organizmu, spędzili na schodzeniu 60° odcinkami śniegu. O świcie pogoda się poprawiła, a widoczność pozwoliła na odnalezienie drogi na dół.

Po pokonaniu w dół mniej więcej 30 długości liny z ubogim zestawem sprzętu, osiągnęli lodowiec na wysokości 4680 m (praktycznie bez sprzętu, który pozostawili w zejściu). Chcąc uniknąć spędzenia kolejnej zimnej nocy w mokrych śpiworach, próbowali zejść na sam dół jeszcze tej samej nocy. O 22.30 w ulewnym deszczu zgubili się na wysokości 4260 m. Z uwagi na brak płaskiej półki zbudowali małą kamienną platformę i na niej rozstawili swój namiot z nadzieją, że jest to ostatnia noc w takich warunkach, a wszystko to w 42 godziny po ostatnim biwaku i 52 godziny po ostatnim posiłku.

Dziesiątego dnia akcji zeszli na dół do doliny Changping, co wiązało się jeszcze z przekroczeniem wąskiego wąwozu na wysokości 4080 m. Bazę osiągnęli o 14.30. Johnson stracił ponad 13 kg wagi, Kellogg ponad 9 kg.

Wilan

Źródła: Alpinist


Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    rany boskie [11]
    Wilan-ty pisać po murzyński ?

    30-10-2008
    łojant