26 sierpnia 2008 08:01

Grenlandia 2008

Scena 1

Incroyable. Cudownie. Teraz już wiem, czemu przyjechałem właśnie tu, na południe Grenlandii.

Wspinanie na Drodze Katalońskiej rozpoczynamy wcześnie rano, w gęstej mgle. Widząc nie dalej niż na 15 metrów, mamy problem ze znalezieniem startu w drogę. Początkowe wyciągi nie sprawiły dużych trudności, dlatego wspinamy się w miarę szybko. Żadnych finezyjnych ruchów – stając „na tarcie” lub klinując stopę, pokonuje dilferem zacięcia. Mały stopień, szybki wybór camalota i kontynuacja monotonnych ruchów. W mlecznym otoczeniu uwaga skupiona maksymalnie na dalszych 5 metrach ściany. Pierwsze stanowisko, drugie, trzecie, byle jak najszybciej. Wpinam auto w szósty stan, odwracam się i staję zdumiony. Tylko natura mogła stworzyć tak cudowny pejzaż.


Mgliste i niedostępne Nalu (fot. Artur Magiera)


Początek ketilskiej epopei – wyciąg
pod dachem na "Drodze Katalońskiej"
(fot. Artur Magiera)

Z błękitu wyróżniają się ciemnoszare satelitarne szczyty Ketila – Piramid i Pinqasut. Są jak góry lodowe, wystają z puszystej bieli. Jestem tuż nad poziomem morza. Morze chmur rozciąga się bezgranicznie, przechodząc płynnie w odległy lądolód grenlandzki. Piękny widok.

Chłopaki szybko. Dawać aparat!


Zachodnia ściana Ketila (fot. Artur Magiera)

***

Scena 2

24. wyciąg War and Poetry. Trzymam zamagnezjowany blok skalny. Teraz po 30 metrach dopiero zaczynają się trudności wyciągu. Zastanawia mnie moje sapanie. Czy to skutek oddziaływania „cyfry”, czy może wcześniejszego zimnego biwaku, a może jeszcze czegoś innego? Już wyciąg wcześniej czułem ogólne zmęczenie.

Podchodzę pod okapik i próbuje znaleźć kombinację przechwytów, która pozwoli mi wpasować się w rysę nad nim. Niektóre chwyty są nawet zamagnezjowane: krawądka, która mi w ogóle nie działa i strasznie kiepski podchwyt. Znajduje swój własny patent i klinując końcówki palców obu dłoni, patrzę z przerażeniem, że cienka, płytka rysa zanika parę metrów wyżej, a do stanowiska (baaaardzo daleko) doprowadza sąsiednia rysa. Dygocząc, wrzucam jeden z trzech ostatnich małych friendów, wpinam się. Próbując wyjść nogami na krawędź czuję, jak krew płynąca z popękanych palców, zaczyna działać niczym wazelina. Chwilę później ląduje parę metrów niżej z wyrwanym ostatnim camalotem.


Nowe dla nas formacje skalne (fot. Artur Magiera)

Po 5 minutach delikatnie zawisam na tym samym, wcześniej wyrwanym friendzie. Dokładam do niego następny przelot i z dużą nadzieją, że w sumie jednak one wytrzymają mój potencjalny lot, atakuję dalej. Przecież zabawa się dopiero zaczyna, tyle tylko, że każdy następny przelot, w którym zawisam po paru metrach wspinania, to coraz mniejszy rozmiar mikrofrienda. Wpinając się do stanowiska jestem wycieńczony fizycznie i zdeptany psychiczne.

– Nie dam rady pociągnąć tego wyciągu jeszcze raz. Ale chodźmy dalej – krzyczę.

Jeżeli nie potrafimy urobić tego klasycznie, to zjeżdżamy. Nie będę gwałcił drogi odpowiada Paweł z dołu.

Właściwie chłopak ma rację. Mieliśmy zrobić tą drogę pełni klasycznie, co najmniej w stylu, w jakim zrobili to jej autorzy. Z drugiej strony zostało nam tylko 6 wyciągów z 30. Szkoda też flesza Pawła na najtrudniejszym technicznie 17 wyciągu drogi (5.12c) oraz wysiłku Wojtka włożonego w pokonanie nieprzyjemnych przerys i kominów.

Jest więc 1:1, jeden głos na „dół”, jeden na „górę”. Całe szczęście, że jest nas trzech. Parę minut później przechodzimy do zjazdów.

Uff, jeszcze parę godzin i należny rest.


Ula niepokonana (fot. Artur Magiera)

***

Scena 3

10 sierpnia 2008, niedziela. Opuszczamy bazę pod Ulamertorssuaq. Żegnamy rejon, gdzie dano nam było wspinać się przez 4 tygodnie. Jeszcze trzy dni i będziemy w domu.

Dzięki Ci Boże, że wszystko kończy się szczęśliwie, że cała nasza trójka wraca do domu zdrowa.

Z plaży zabiera nas łódź-ponton Zodiak, model używamy także w ratownictwie morskim. Wieje południowy wiatr, fale kołyszą łódź, która powoli rusza do przodu. Poruszmy się ospale zakładając kapoki i unieruchamiając nasze bagaże. Pomocnik Aku – sternika Zodiaka, mówi, żeby się przesiąść się do tyłu to popłyniemy szybciej. Siadamy więc na burcie niedaleko silników. Zaciskamy dłonie na barierkach kokpitu. Ścisk dłoni i nasza uwaga zwiększają się parokrotnie, kiedy Aku przesuwa dźwignię gazu do samego końca. Rozpieramy się nogami, napinamy całe ciało, żeby nie wylecieć z łodzi, przeskakującej przez fale. Nasze kaptury szeleszczą a moje okulary rozpłaszczają się mi na twarzy. Jaki jestem głupi, że spaliłem dzisiaj moje postrzępione rękawiczki – dłonie robią się czerwone, później coraz bardziej sine. Nie wiem, czy to z powodu okropnie zimnego wiatru, czy też krew nie dochodzi do mocno zaciśniętych dłoni, kiedy od czasu do czasu pozostają one jedynymi punktami kontaktu z łodzią.


Podróż Zodiakiem do doliny Klosterdalen (fot. Artur Magiera)

Ogromne dwa silniki, mocą 6500 obrotów na minutę każdy, mielą wodę pozostawiając za sobą szeroką smugę. W tym szaleńczym pędzie wystarczy jednak spojrzeć na stoicki wyraz twarzy Aku, zakrytej częściowo goglami, aby zrozumieć, że wszystko jest OK.

Mijamy górę lodową, która przypomina kształtem żaglowiec z czasów Krzysztofa Kolumba. Wiatr wyrzeźbił jej piękny, ozdobny dziób. Pięknie wygląda w świetle zachodzącego słońca. Chciałbym zrobić zdjęcie aparatem, który mam na brzuchu, ale za żadne skarby nie mogę przecież puścić barierki.

Dokładnie po godzinie docieramy do portu Nanortalik. Dystans 60 km z bazy do tego miasteczka zazwyczaj pokonuje się w dwie godziny. Wychodzimy na molo, a na naszych ustach pojawiają się szerokie uśmiechy.

– Boże, Twoja łaska jest ogromna.


Pogromcy pierogów z grenlandzkimi jagodami
(fot. Artur Magiera)

Powtórzenia:

  • Mosquito Attack – VII 320m RP (oryg. VII/A0), Pyramida Ulamertorssuaq, 15.07.2008,
  • Droga Katalońska – VIII-/A2 2xAF (oryg. ED VI/A3) 1300m do trawersu pod granią + 600m do szczytu, zachodnia ściana Ketilu, 21-24.07.2008

Próby:

  • Anissa  – ED VII obl./A3 1200m, zach. ściana Ketila, próba odhaczenia, 4 wyciągi, 3 wyciąg A2 przejście klasyczne,16.07.2008,
  • War and Poetry – VI 5.12c 1100m, zach. ściana Ulamertorssuaq, próba powtórzenia klasycznego, wycof po 26. wyciągu, 29-30.07.2008,
  • Life is beautiful – VI- VI-/A2+ 600m, Nalumasortoq, próba odhaczenia, 2 wyciągi, 05.08.2008

Więcej informacji o wyprawie na stronie www.pza.org.pl.

***

Sponsorzy:

Dodatkowe podziękowania:

Jolancie Barnaś, Maćkowi Ciesielskiemu, Jurkowi Stefańskiemu i Wawie Zakrzewskiemu i Carlosowi.

Artur Magiera

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Gratulacje [12]
    i szacunek! pozdr dr know

    26-08-2008
    dr know