19 marca 2008 08:01

O wyprawie na Annapurnę i planach na przyszłość – wywiad z Piotrem Morawskim

17 marca w Kathmandu wylądowali członkowie wyprawy mBank Annapurna West Face Expedition (Piotr Pustelnik, Peter Hamor, Piotr Morawski i Dariusz Załuski). Celem himalaistów jest pierwsze powtórzenie drogi czeskiej na północno-zachodniej ścianie Annapurny (8091 m).


Północno-zachodnia ściana Annapurny z wrysowaną drogą Gabbarrova (drogą czeską)

Kilka dni przed wyjazdem w Himalaje Piotr Morawski znalazł chwilę czasu, aby opowiedzieć nam o najbliższym celu, planach na przyszłość i tym, co najbardziej go interesuje.


Piotr Morawski (fot. arch. Piotr Morawski)

Wspinanie.pl. – Mariusz Wilanowski: Piotrze spotykamy się kilka dni przed Twoim wyjazdem na kolejną wyprawę. To kolejna odsłona Tryptyku Himalajskiego – Tryptyk Reaktywacja. Celem dla Ciebie po raz trzeci, a dla Piotra Pustelnika po raz czwarty jest Annapurna. Czy przy wyborze tego celu kierowaliście się wyłącznie tym, że Piotrowi brakuje do skompletowania Korony Himalajów właśnie Annapurny, czy też jest to jakaś forma wyrównania rachunków z tą górą?

Piotr Morawski: Myślę, że to duża „zasługa” Pustelnika, bo jedzie np. Peter Hamor, który był już przecież na Annapurnie – jedzie, bo chyba stanowimy fajny, zgrany zespół i chcemy zrobić tę górę razem, razem z Piotrem Pustelnikiem. To jest główny motyw. Tak naprawdę myślałem, że skończyłem już porachunki z tą górą. Jest przecież wiele ciekawych miejsc i wiele ciekawych gór, na które chciałbym się wspiąć i niekoniecznie oblegać Annapurnę. Jednak znaleźliśmy taki „złoty środek”, czyli idziemy na zachodnią ścianę. Byliśmy od południa, od wschodu – ale tam też się startuje od południa, więc żeby trzeci raz nie jechać w tę samą dolinę, to teraz idziemy od zachodu.

No właśnie próbowaliście już Drogą Bonningtona, potem granią wschodnią, a teraz wybraliście północno-zachodnią ścianę Drogą Czeską (zwaną też Drogą Gabbarrova – Nežerka/Martiš 1988 rok. Przyp. redakcji). Dlaczego znowu zmieniliście drogę?

Bonnington był takim określonym celem, bo to jest droga normalna. Tzn. na Annapurnie jest tylko jedna droga normalna (pierwszych zdobywców) od strony północnej, ale od południowej Droga Bonningtona jest najczęściej chodzoną drogą, bo jest po prostu najbezpieczniejsza i właściwie żadna inna nie zapewnia takiego bezpieczeństwa. Pustelnik przystawiał się do niej dwa razy (w 2004 i 2005 roku – przyp. redakcji), ja raz. Potem powstał pomysł powrotu na Annapurnę i stwierdziliśmy, że to już za dużo, jeśli chodzi o Bonningtona. Zresztą ściana wymaga dużo pracy. Powstał pomysł wschodniej grani, na której był Artur Hajzer z Jurkiem Kukuczką (1987 rok – pierwsze wejście zimowe. Przyp. redakcji). Poza tym jest to całkiem sportowe przedsięwzięcie, bo bardziej nas bawiło, że będziemy tam szli w stylu alpejskim. To jest styl, do którego każdy z nas jakoś tam dąży. Więc w końcu, jak jeszcze raz tam jedziemy, to ile można jeździć od południa – bo na grań wschodnią też się wchodzi od południa. Do wyboru tak naprawdę jest ściana północna. Jak dla mnie rosyjska ruletka, bo to jedna z najbardziej śmiercionośnych dróg w Himalajach. Oczywiście są tam jakieś inne drogi, no i jest ściana zachodnia. Stąd nasz wybór.

No właśnie Droga Czeska powstała w 1988 roku i od tamtej pory nie miała powtórzenia. Uchodzi podobno za bezpieczną i logiczną linię. Czy nie widzisz tutaj jakiejś sprzeczności, że od 1988 roku droga uchodząca za bezpieczną nie doczekała się powtórzenia?

Myślę, że nie. Annapurna jest jedną z tych nielicznych gór, które nie są komercyjne. Jedyną drogą normalną, którą idzie większość wspinaczy, jest ta od północy. Ona jest najłatwiejsza, ale wiedzie lodowymi polami, które są po prostu niebezpieczne, bo zagrożone serakami. A jeśli chodzi o inne drogi, to od południa jest atakowana Droga Bonningtona i na tym się kończy. Na samej Annapurnie jest bardzo dużo dróg, więc to, że się którejś nie powtarza nie oznacza, że ona jest trudna i nikt się nie chce do niej przystawiać z powodu trudności. To raczej oznacza, że jest tam dużo dróg i jednocześnie mało ludzi, którzy tam jeżdżą. Jeśli ktoś chce wejść na Annapurnę, często wybiera drogę północną, – czyli drogę normalną, ewentualnie Bonningtona i na tym się kończy.

Jak w ogóle wygląda ta droga? Jaki ma charakter? Czy jest to typowe dreptanie po śniegu, czy są tam odcinki, które wymagają na dużej wysokości spręża i trzeba się naprawdę powspinać?

Rozmawialiśmy z Czechami – autorami tej drogi. Co prawda to były lata 80., ale oni się tam mocno namęczyli, zawalczyli. Tak naprawdę terenu trudnego, powyżej IV stopnia trudności jest niewiele – taki 200 metrowy uskok skalny, a reszta jest dość prosta, czyli poniżej czwórki. To tyle jeśli chodzi o skały. Jeśli chodzi o śnieg, to są tam spore połacie grani, takie właśnie do chodzenia.

Jako cel aklimatyzacyjny wybraliście Ama Dablam (6856 m), później akcja na Annapurnie. Czy ewentualnie jeszcze później coś planujecie po Annapurnie, jeśli się uda?

Bez względu na powodzenie planujemy wrócić do Pakistanu. Czeka nas druga cześć wyprawy, bo Annapurna jest jedna z gór Tryptyku. Druga część to grań Gasherbrumów, od Gasherbruma I do III.

Też w tym samym składzie?

Tym razem prawdopodobnie bez Darka Załuskiego i jeszcze Piotr Pustelnik się nie zdeklarował. Minimalny skład to Hamor i ja, a maksymalny to jeszcze Pustelnik. Natomiast trzecia cześć wyprawy to dawny pomysł Kurtyki (bo podążamy śladami Kurtyki), czyli grań Broad Peaku, którą należałoby zakończyć. Chłopaki (w lipcu 1984 roku Jurek Kukuczka i Wojtek Kurtyka dokonali trawersu całego masywu Broad Peak w stylu alpejskim, bez tlenu – przyp. red.) skończyli na wierzchołku głównym. Przeszli trzy wierzchołki i skończyli na głównym, a jest jeszcze jedna grań, którą zresztą chcieliśmy podczas Tryptyku robić w drugą stronę, ale nawet się nie przystawiliśmy. Więc teraz chcemy spróbować.

Ale wszystko ciągiem w ramach jednej wyprawy, czy planujecie powroty do kraju, jakąś reorganizację i szybki powrót z powrotem w góry?

Po Annapurnie wracamy na trzy tygodnie do kraju. Natomiast po powrocie do Pakistanu, Gasherbrumy i Broad Peak to już jedna część wyprawy. Chcemy zrobić to jak najszybciej, czyli tak naprawdę potrzebujemy na jeden i na drugi plan kilku dni dobrej pogody.

No właśnie, jaki przewidujecie styl działania, czy planujecie atak w stylu alpejskim?

Jedynie na Ama Dablam chcemy trochę się pomęczyć. Chcemy się zaaklimatyzować, więc posiedzimy tam dłużej. Zarówno na Annapurnie, Gasherbrumach i Broad Peaku zakładamy minimalne użycie czegokolwiek. Przy czym na Annapurnie prawdopodobnie zaporęczujemy ten skalny odcinek, żeby potem bezpiecznie nim zjechać, a granie no to już w stylu alpejskim.

Ostatnie twoje wyjazdy w góry wysokie to były wyjazdy w okresie letnim, a przecież zaczynałeś w górach wysokich od wypraw zimowych – K2, Shisha Pangma, na których świetnie Ci szło. Czy ta zmiana priorytetów w doborze celów jest chwilowa, czy też porzuciłeś himalaizm zimowy?

Nie, w żadnym wypadku. Chcę wrócić. Tu oczywiście pojawia się problem pieniędzy, ich brak. Żeby zrobić zimową wyprawę trzeba dysponować dużymi środkami. Przez ostatnie lata poznawałem też inne góry, w innych porach roku, szkoliłem się też wspinaczkowo. Czas wrócić do wyprawy zimowej. Chciałbym to zrobić w tym roku.

Jakiś konkretny cel?

Tak, moje idee fixe, czyli Makalu zimą. To jest rzecz, o której marzę, ale zobaczymy jak się potoczy ten sezon. Trzeba pogodzić ze sobą wiele spraw, a to nie jest łatwe. Gdzieś tam praca, dom, wspinanie. Tak naprawdę z tej trójki wyleciała w tej chwili praca.

Wspominałeś ostatnio, że brakuje Ci takiego normalnego wspinania z dwoma dziabami, nie tylko dreptanie w śniegu. Czy nie myślałeś o tym, żeby pójść trochę w innym kierunku i znaleźć niższy cel, ale trudniejszy technicznie?

Na pewno, tylko, że znowu się robi problem finansowo – czasowy. Ciągną mnie zarówno góry wysokie, jak i wspinanie. W związku z tym wspinam się w Alpach, bo na to mnie jeszcze stać, a jeżdżę na wyprawy, bo jest szansa na nie jeździć. Niewątpliwe w ośmiotysięcznikach pociąga mnie walka z samym sobą. 8000 metrów jest barierą, która przyciąga. Dużo osób się z tego śmieje, uważa, że jest to dreptanie. Jak dla mnie wysokość 8000 metrów, jej przekroczenie, czy też nawet siedzenie na tej wysokości (jak na 7600 m na Annapurnie) jest dużym wyzwaniem i tego mi niewątpliwie brakuje. Jestem rozdarty. Rzeczywiście jest teraz tak, że jadę w Tatry albo Alpy, żeby się powspinać, ale znowu nie mogę temu poświęcić tyle czasu, ile bym chciał, bo też dużo czasu siedzę w górach wysokich. Myślę, że kiedyś na pewno spróbuję czegoś na niższych wysokościach. Wiem, że nie będę świetny technicznie, żeby robić naprawdę ekstremalne rzeczy, bo nie można robić wszystkiego, ale znowu nie czuję się na tyle źle, żeby jakichś przejść nie porobić. Zobaczymy. To się wszystko rozwija trochę poza mną. Niewątpliwie staram się łączyć wspinanie z górami wysokimi, co nie jest łatwe, ale jakoś wychodzi. Stąd te marzenia o stylu alpejskim, o nowych drogach itd.

Czyli też w jakimś sensie nawiązywanie do tego, co robił w grach wysokich Wojtek Kurtyka?

No tak, chociażby zachodnia ściana K2, na którą chcę wrócić. Niewątpliwe Kurtyka był wizjonerem. To, co chciałbym robić w Himalajach, to szukać nowych dróg, pierwszych powtórzeń lub rzeczy, które są mało uczęszczane. Nie bawi mnie duży ruch w górach. Raczej szukam miejsc, gdzie jest mało ludzi.

Dziękuję Piotrze bardzo za rozmowę i życzę tyle samo powrotów, co wyjść.

I ja dziękuję za rozmowę.

Wilan

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Kurtyka i Kukuczka bez tlenu [16]
    Czy Redakcja przypadkiem nie chce obrazić J.Kukuczki i W.Kurtyki zaznaczając…

    19-03-2008
    łojant