23 listopada 2007 08:01

Sezon letni w Alpach

W natłoku tegorocznych doniesień wspinaczkowych, kilka – często bardzo ciekawych wspinaczek umknęło uwadze i dopiero teraz, z pewnym opóźnieniem, pojawiają się na naszym portalu.

Parę tygodni temu informowaliśmy o pokonaniu znajdującej się na północnej ścianie Grandes Jorasses (ok. 4208 m.) drogi Gousseault Route. Linia ta nie dość, że rzadko przechodzona, została pokonana przez szkocki zespół klasycznie (w rozumieniu zimowej wspinaczki klasycznej).

Szkoci wykorzystali wyśmienite warunki lodowe, jakie panowały w tamtym okresie w całych Alpach. Proszę sobie wyobrazić długie dni, jakie panują jeszcze w wrześniu i październiku, a przy tym perfekcyjne, jak donoszą w swoich raportach autorzy przejść, warunki lodowe, przypominające te, jakie panowały w Alpach za starych dobrych czasów (czyli pamiętnego gorącego lata 2003).

Nic więc dziwnego, że również inny, znajdujący się na północnej ścianie Grandes Jorasses, ciągle wymagający lodowy klasyk – Colton-McIntyre (ED2 M6, 1200 m.), doczekał się w tym okresie ponad dwudziestu przejść, w większości jednodniowych.

W tym okresie wydarzyła się jeszcze jedna niezwykła rzecz. Prawdopodobnie po raz pierwszy w historii tą słynną północną ścianę, w ciągu jednego tygodnia angielski przewodnik wysokogórski Jon Bracey pokonał dwukrotnie! Jon to aktualnie czołówka angielskiego górskiego wspinania. O tym, że nie są to puste słowa, świadczą jego przejścia, o których nie raz już wspominaliśmy – North Buttress Couloir, Tentation, Snotty’s Gully, a także bogata lista innych jego dokonań, którą możecie znaleźć na stronie jednego z jego sponsorów, firmy DMM.

Pierwszym celem do realizacji, w którym partnerem Bracey’a został Neil Brodie (również przewodnik wysokogórski) miała być słynna już droga No siesta. Okazało się jednak, że kiedy Anglicy o godzinie piątej rano pojawili się pod ścianą, No siesta była już zajęta! (co świadczy o panujących wtedy doskonałych warunkach). Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych informacji, czy ta wspinaczka zakończyła się sukcesem.

Zespół podjął szybką decyzję w wyniku której jako cel „zastępczy” obrana została, znajdująca się na lewo od No siesty, bardzo rzadko powtarzana, wytyczona w 1964 roku droga Bonatti-Vaucher (ED3/4: 6a A2+, 1100 m).

Pierwsze, pokonane „na żywca” 200 m. lodowo/śnieżnego terenu, doprowadziło zespół pod skalną barierę. Podczas dotychczasowych przejść była ona „podhaczana”, natomiast Brodie stosując techniki drytoolowe pokonał ją klasycznie, odpoczywając tylko raz w przelocie. Następnie droga biegnie już przez mikstowy – lodowo/skalny teren, który pokonany w całości klasycznie doprowadził zespół do małej półki, na której zabiwakowano. O tym, że biwak z jednym śpiworem na dwóch nie jest za ciepły, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.

Kolejnego dnia, mikstowym terenem, po cienkim lodzie i omijając kruszyznę Jon i Neli osiągnęli wierzchołek Pointe Croz, stając się pierwszymi Anglikami, którzy zapisali na swoim koncie tą wymagającą linie.

Następnego dnia Bracey odpoczywał, a przez kolejne trzy wspinał się z klientami na krótszych drogach lodowych. Jednak nadal dobra, panująca w Chamonix pogoda, nie dawała mu spokoju. Okazało się, że w okolicy jest Jonny Baird, także przewodnik. Kiedy podczas wspinaczki się z swoim klientem Baird odebrał telefon z propozycją wybrania się na Jorrases, zdecydowanie przystał na ten pomysł, ponaglił swojego podopiecznego i jeszcze tego samego dnia wrócił do Cham, przepakował się i spotkał z Bracey’em w ostatniej kolejce, jadącej do Montenvers.

Po noclegu w schronisku Leschaux, Anglicy rozpoczęli podejście pod ścianę. Jak donosi Jon w ciągu jego sześciodniowej „nieobecności”, końcówka podejścia zmieniła się diametralnie – ukazała się powiem gigantyczna szczelina brzeżna. Anglicy raportują, że jedyną możliwością jej pokonania był tak zwany „Vertical Limit-style”, czyli przeskoczenie jej z jednoczesnym wbiciem się rakami i dziabami w przewieszoną lodową ścianę, którą należało zacząć się wspinać.

Dla tych, co nie pamiętają tego „niesamowitego” skoku, przypomnienie – proszę zwrócić uwagę na ostatnie sekundy zwiastuna;-)

Po tak „dramatycznym” podejściu, droga, która zdaniem autorów była w rewelacyjnych warunkach i która jest jednocześnie dużej urody linią, była już tylko „formalnością”. Na szczycie Pointe Walker zespół zameldował się późnym wieczorem. Szczęśliwy Bracey dodaje; Dwie drogi na północnej ścianie Grandes jorasses w jeden tydzień musi go czynić jednym z najlepszych w moim życiu

Dobre mikstowe warunki, jakie zapanowały w Alpach jesienią, zwiastował już tegoroczny sezon letni. Pod względem przejść czysto skalnych nie będzie on wspominany jako najlepszy (choć, jak już informowaliśmy wcześniej, niektórym zespołom udało się zrealizować bardzo ambitne plany, news). Wielodniowe zachmurzenie, duże opady śniegu oraz bardzo niska jak na standardy letnie temperatura sprawiły, że wiele ambitnych wspinaczkowych projektów (w tym kilku polskich zespołów) pozostawało ciągle w strefie planów i marzeń. Jednak to właśnie te warunki atmosferyczne sprawiły, iż na północnych ścianach zapanowały bardzo dobre warunki mikstowe, a to latem nie zdarzyło się przecież w Alpach od lat.

Sytuację tą w stu procentach wykorzystał francuski zespół w skład, którego weszli;  doświadczony przewodnik alpejski Christophe Dumarest i młody, zdaniem Dumaresta bardzo ambitny i zmotywowany wspinacz, jakim jest Thomas Emonet.  

Ich celem stała się słynna północna ściana Aiguille Sans Nom (3982 m.), którą Dumarest znał ze swojej niezwykłej łańcuchówki, podczas której w marcu 2006 roku, wraz z Aymeric Clouet przeszedł aż trzy ściany: Aiguille Sans Nom drogą Gabarrou-Silvy (VI WI6 6b A1, 1000 m., Gabarrou-Silvy, 1978), Grandes Jorasses (4208 m), drogą Gabarrou-Appertet (ED: 850 m, Appertet-Gabarrou, 1992) i Mont Blanc (4810 m) drogą Gabarrou-Long (MD sup: V+, 750 m, Gabarrou-Long, 1983). To właśnie wtedy Dumarest znalazł na lewo od drogi Gabarrou-Silvy miejsce na nową linię, której wytyczenie stało się celem podczas tegorocznej wspinaczki.


Linia nowej drogi na pn. ścianie Aiguille Sans Nom
(fot. Christophe Dumarest/alpinist.com)

Francuzi rozpoczęli swoją wspinaczkę rankiem 13 lipca. Trudna wspinaczka, która została wyceniona na V 6 A1 M8+, 1100 m. wymagała spędzenia w ścianie dwóch nocy. Droga otrzymała nazwę Tifenn Route i zdaniem autorów jest bardzo estetyczna, a jej modernistyczne trudności są duże i wymagają wysokich umiejętności we wspinaczce lodowej, mikstowej, hakowej i oczywiście skalnej.


Christophe Dumarest na "Tifenn Route" – perwsze przejście
(fot. Thomas Emonet/alpinist.com)

Zdaniem autorów będzie mocną propozycją dla tych, którzy będą chcieli dokonać pierwszego przejścia zimowego drogi. Co ciekawe Francuzi dodają, iż widzą możliwość przejścia jej zimą całkowicie klasycznie – z zastosowaniem technik drytoolingowych.

Maciek Ciesielski (Warmpeace, Montano, 4th League )

Źródła: Alpinist

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum