Marocco – Taghia 2007
Taghia, malutka berberyjska wioska, leżąca w samym sercu Atlasu Wysokiego, poza bardzo licznie przybywającymi Hiszpanami i Francuzami, gościła w tym roku aż dwie wyprawy centralne Polskiego Związku Alpinizmu.
W okresie 1.09 – 20.10. wspólnie z Grzegorzem „Gesem” Grochalem, Łukaszem „Lukiem” Müllerem i Jarkiem „Jareckim” Gatzem mieliśmy przyjemność działać, wspinając się na przepięknych ścianach tego urokliwego miejsca i obcować z przemiłymi ludźmi.
Marokańczycy to przemili, pozytywnie nastawieni i służący zawsze pomocą ludzie
(fot. Grzegorz Grochal)
Wesele w Taghii (fot. Grzegorz Grochal)
W związku z wieloma perturbacjami i licznymi kłodami rzucanymi nam pod nogi przez los, okazało się, że pierwsze 2 tygodnie w Taghii spędzimy z Gesem w dwójkę. Dopiero potem, po wyjeździe Gesa do Polski, przyjeżdża Łukasz z „Jareckim”. Komplikuje to trochę plan działania, ale nie ma innego wyjścia.
Wrzesień w Taghii to okres pięknej (w porównaniu do października), stabilnej pogody. Wrześniowe upały, im bliżej października, tym bardziej odczuwalnie, przypominają o zbliżającej się zimie. Do tego stopnia, że ostatnie dni wyjazdu spędzamy poubierani we wszystkie możliwe ciuchy, grzejąc się przy ognisku, a opuszczając Taghię obserwujemy piękne, ośnieżone, okoliczne szczyty.
Widok na zaśnieżone, okoliczne szczyty (fot. Łukasz Müller)
Główny cel wyjazdu, to jedna z dwóch najtrudniejszych dróg rejonu: Widmo (Polskie Widmo w rejonie Taghia), na najdalej wysuniętej od wioski około 500-metrowej ścianie Tadrarate. Swoich sił na drodze postanawiamy spróbować zaraz po wstępnym zapoznaniu się z charakterem wspinania w Taghii.
Na pierwszy ogień wybieramy z Gesem francuską drogę: La Zebda (7b+; 250m), na najbliżej położonej od wioski ścianie Timrazine. Linię pokonujemy OS-em. Droga jest piękna, w całości ubezpieczona spitami. Przede wszystkim zaś pokazuje, że agressiva roca, jak mówili Hiszpanie, to określenie nie bez pokrycia dla charakterystycznego dla Taghii rodzaju skały. Naprawdę jest ostra! Jeśli dłonie jeszcze w miarę przeszły test, to stopy ledwo dawały radę tutejszym wulkanikom, zadziorkom i innym igiełkom. Zupełnie jak po konkretnym masażu, tyle, że założyć na taką nogę buta wspinaczkowego jest już gorzej. Tym bardziej, że wspinanie w Taghii to głównie mega techniczne płyty, wymagające precyzyjnej pracy nóg.
Jednak podbudowani bezproblemowym pociągnięciem Zebry, pakujemy cały potrzebny ekwipunek i ruszamy w kierunku Tadrarate i naszego nowego domu, czyli położonej w dnie kanionu, dokładnie naprzeciwko naszej ściany, groty. Około 2-2,5 godziny marszu w głąb kanionu. Jak się później okazało, to właśnie tam dane nam będzie spędzić resztę wyjazdu, walcząc na Widmie.
Pierwsze metry „Widma” (fot. Jarek Gatz)
Droga przecina ścianę Tadrarate w jej lewej części, oferując trudności wyciągów do 8a, osiąga ewidentną półkę na końcu ściany i tam się kończy (zjazdy drogą). Wyjście na sam szczyt to projekt, wciąż czekający na swych pogromców.
Schemat drogi
Ściana niemal cały dzień wystawiona jest na prażące słońce, szczególnie we wrześniu daje nam mocno popalić. Już po pierwszej przymiarce okazuje się, że nie ma żartów. Wspinaczka to głównie płyty, niezwykle czujne, wymagające skupienia i precyzyjnego wspinania „całym ciałem”. Wypracowana panelowa buła tu nie wystarcza. To wszystko, podane razem z bezlitosnym słońcem, mocno nas masakrowało. Pierwszy kluczowy wyciąg to 8a: 40m wytrzymałościowego, płytowego wspinania z cruxem w trawersie i psychiczną, techniczną końcówką. To naprawdę przepiękny wyciąg.
Kluczowy wyciąg 8a (fot. Jarek Gatz)
Drugi za 7c+ to bardzo trudny, boulderowy crux „na wiarę”, po czym piękne wytrzymałościowe wspinanie ze sporymi runoutami. Obydwa wymagają patentowania, dokładnego „rozkminienia” i nie należą do banalnych. Pomimo obicia spitami trzeba wykazać się żelazną psychą. Te łatwiejsze: 7a+, 7b, 7b+, w porównaniu z Zebdą, też wydają się nam trudniejsze. Pokonanie wszystkiego w ciągu to kawał roboty. Przystawiamy się do drogi dwa razy, po czym Ges wraca do Polski, a na jego miejsce przyjeżdża Łukasz i razem toczymy dalsze boje z Widmem.
W ścianie Tadrarate (fot. Jarek Gatz)
W październiku pogoda trochę odpuszcza, zdarza się nam nawet konkretnie zmarznąć. Czas ucieka, ale odpuścić nie zamierzamy.
Codzienność w grocie (fot. Jarek Gatz)
Dla odsapnięcia od Widma, na ścianie Oujdad, próbujemy 350 metrową, hiszpańską linię Shucran 7b+/c, pokonując wyciągi (łącznie z najtrudniejszym) os-em, bądź flashem, ale nie dając rady (nawet RP) ostatniemu trudnemu za 7b.
Totalnie zaorana skóra zmusza do dłuższego restu, po którym wybieramy się na wierzchołek Tadrarate (około pięciogodzinna wędrówka, z pięknymi widokami, wyprowadzająca na płaskowyż), aby po 2 zjazdach osiągnąć wspomnianą półkę, na której kończy się Widmo. Po biwaku na półce, przystawiamy się do projektu, startującego z póły. Po wstępnej lustracji wydaje się „wkaszalny”. Zjazdy drogą, rest i atakujemy Widmo.
’Luki’ na trzecim wyciągu 'Widma” (fot. Jarek Gatz)
Zapowiada się straszna lampa, więc (na nasze szczęście) decydujemy się zostawić wszystkie ciepłe ciuchy pod ścianą, aby z minimalną ilością wody i na lekko grzać jak najszybciej, zanim zmasakruje nas słońce. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że gdy znajdziemy się w cieniu (wspinanie będzie szło najprawdopodobniej wolno) to po zawodach, bo dla odmiany przemarzniemy na kość. Albo się uda, albo nie. Ostro nakręceni i skupieni wiemy, że mamy szansę. Wszystko idzie pięknie i tak jak trzeba. Obydwaj przechodzimy wszystkie swoje trudne wyciągi w konkretnym tempie.
Kluczowy wyciąg 8a (fot. Jarek Gatz)
Siódmy wyciąg 7b 'Luki’ kończy z rozwalonym palcem, całym zalanym krwią. Tak, więc pozostaje mi jak najszybciej (zaczynamy już marznąć) pociągnąć ostatnie 3 wyciągi. 50- metrowy 8 wyciąg za 7a+ przechodzę chyba tylko siłą woli, w totalnym amoku. Do dziś nie wiem, jakim cudem z niego nie spadłem! Niemalże podbiegam do ostatniego stanowiska na póle, ściągam skostniałego z zimna Łukasza i szybko zaczynamy zjazdy, uciekając przed nadchodzącą burzą.
Wyciąg 7a+/7b (fot. Jarek Gatz)
Jak się później okazało, był to ostatni dzień lampy podczas naszego pobytu. Pozostałe 4 dni nie zapowiadały poprawy pogody, więc spakowaliśmy cały nasz dobytek i ruszyliśmy w kierunku Marakeszu na samolot powrotny do Polski.
Wyjazd uważamy za udany. Widmo kosztowało nas sporo sił, nerwów, nieprzespanych nocy i poświęconego czasu. Nie pamiętam, kiedy poświęciłem tyle czasu jednej drodze! Ale mimo to warto było, gdyż linia naprawdę piękna, wymagająca i godna polecenia. Podczas całego naszego pobytu drogę próbowali również Hiszpanie, jednak po urobieniu 4 wyciągów, wycofali się.
Natomiast z tego, co się orientowaliśmy, poza jeszcze jedną próbą (również nieudaną), nie odnotowano przejścia Widma. Droga, razem z sąsiadującą Grand Carnaval, uchodzi za trudną i możliwe, że nasze przejście było pierwszym powtórzeniem. W porównaniu do zeszłorocznej Via Italii, była to dla nas akcja z wyższej półki, dużo bardziej złożona zarówno pod względem strategiczno – logistycznym, jak i wspinaczkowym.
Plon wyjazdu:
TIMRAZINE – LA ZEBDA 7B+ / ED+ / 250 m / OS / IX.2007 – Rafał Porębski / Grzegorz Grochal
TADRARATE – WIDMO 8A / 7A+ oblig. / 450 m / RP / X.2007 – Rafał Porębski / Łukasz Müller
Dziękujemy za wsparcie:
finansowe: PZA, CW Transformator,
sprzętowe: LHOTSE, FIVE TEN, TRIOP.
Przeczytaj relację z tegorocznej wyprawy do Maroka innej polskiej ekipy: Moniki Niedbalskiej i Pawła Kopty: Taghia – górski raj w Afryce
P.S. Poza tym, na rozwspinowych wypadach skalnych udało mi się przejść:
Jastrzębnik:
-
Dyskopatia VI.6 RP
Rodellar:
- Alter Ego 8b RP
- Gracias Fina 8a OS
- Argo 8a OS
- Coliseum 8a OS
- El Corredor De La Muerte 8a OS
- Les Vielles Glories 7c+ OS
Rafał Porębski na drodze „Gracias Fina” w Rodellar (fot. Maciek Oczko/Marmot Team, wspinanie.pl)
Rafał 'Pazur’ Porębski (Five ten, Uax, Agrest )
Gratulacje [109]
Gratulacje !!!!
masztaf