2 sierpnia 2006 08:01

Cho Oyu Expedition 2006 – Jastrzębski Klub Wysokogórski

CHO OYU EXPEDITION 2006 – to wyprawa członków Jastrzębskiego Klubu Wysokogórskiego na szósty szczyt świata Cho Oyu 8201 m n.p.m. Wylot na wyprawę już 26 VIII, atak szczytowy planowany na koniec września – początek października. Wejście w stylu alpejskim bez użycia tlenu.

Więcej o wyprawie i jej uczestnikach na www.cho-oyu.pl, a o klubie wysokogórskim na kwjastrzebie.pl i o Arku Grządzielu z Rybnika tutaj.

Kontakt bezpośredni z szefem wyprawy:

Zbigniew Łukasik
Klub Wysokogórski w Jastrzębiu Zdroju
ul. Harcerska 14 b
tel. 607 275 134
email: zbyszek70kw@poczta.onet.pl

Krzysztof Łapka


Droga normalna na Cho Oyu

WYPRAWA CZŁONKÓW JASTRZĘBSKIEGO KLUBU WYSOKOGÓRSKIEGO NA CHO OYU

Każda duża wyprawa ma swój początek. Nasze Cho Oyu narodziło się w przytulnym schronisku Heinrich Schwaigen na wysokości 2802 m pod Grosse Wiesbachhorn 3570 m w Austrii. Zimowe wejścia w Alpach sprzyjają powstawaniu pomysłów o wyprawach na duże góry. Do tematu podeszliśmy poważnie i z dużym zaangażowaniem. Szczyt pod , którym się znaleźliśmy stał się pierwszym etapem przygotowań do wyprawy. 15 stycznia 2005 r. przy słonecznej pogodzie i 10-cio stopniowym mrozie zameldowaliśmy się na szczycie w składzie Zbigniew Łukasik, Grzegorz Siemieniec, Leszek Kopczyński, Krzysztof Apanasewicz oraz kolega klubowy Dariusz Mildner i przyjaciele z Niemiec Ewa i Darek Wylezol. Dwa tygodnie później na kolejnym wyjeździe Andrzej Piłatowski i Zbigniew Kawalec stanęli na wierzchołku Wiesbachhorn.

Wiele osób wybiera Cho Oyu na pierwszy ośmiotysięcznik ze względu na niewielkie trudności techniczne jakie oferuje droga „pierwszych zdobywców”. Nie bez znaczenia jest również czynnik finansowy. Z wszystkich wypraw jakie wychodzą na terytorium Nepalu Cho Oyu jest chyba „najtańsze” .

Dla wszystkich osób w naszej wyprawie będzie to pierwszy ośmiotysięcznik więc trudno jest porwać się na trudniejszą drogę. Jednak nie bez znaczenia jest to , że wszyscy uczestnicy będą atakować bez aparatów tlenowych. Część ekipy chce zdobyć szczyt w stylu alpejskim tzn. nie korzystając z wcześniej założonych obozów. Pozostali standartowo założą trzy obozy. Wylot z kraju 27 sierpnia, przylot 14 października.

Co do wyobrażenia: będziemy nie dojadać, nie dosypiać, nie będzie czym oddychać, a ciśnienie atmosferyczne 350 hPa spowoduje wielkie mdłości i bóle głowy (oby tylko tyle). I oczywiście będzie zimno.

Co do treningu przed wyprawą. Każdy z nas na swój sposób stara się jak najlepiej przygotować pod kątem wytrzymałościowym. Czyli to co normalnie w ciągu roku tylko, że razy trzy. Odkąd podjęliśmy decyzję, że jedziemy na Cho Oyu wyjątkowo dużo było wyjazdów w Alpy. A na co dzień i w weekendy polem działania są Beskidy ponieważ są najbliżej. A niby co w tych Beskidach. Przede wszystkim zimą narciarstwo skitourowe i klasyczne (biegówki), a teraz bieg alpejski i kolarstwo górskie.

Zbigniew Łukasik: Skąd pomysł na zdobycie ośmiotysięcznika?

Jak to dokładnie się zaczyna – trudno powiedzieć. Dlaczego? Po co? Tyle odpowiedzi ilu ludzi, którzy chodzą po górach i się wspinają…

A jak to było ze mną? To mogło być jesienią 1983 roku na szkolnej wycieczce w Polskich Tatrach. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem ludzi wspinających się w pionowej ścianie i dotarło do mnie , że Babia Góra w Beskidach nie jest najwyższym szczytem na Ziemi. I tak zrodziło się pragnienie zobaczenia gór wyższych od Tatr. Jednak marzenia trzynastoletniego chłopca miały jeszcze długo poczekać na spełnienie. W Beskidach latem i zimą wraz z przyjaciółmi przemierzaliśmy tysiące kilometrów. Przyszedł czas na kursy wspinaczki i zdobywanie tatrzańskich ścian. Pokonaliśmy bariery finansowe i komunikacyjne po to. aby naszym oczom mógł ukazać się Mont Blanc najwyższy szczyt Alp. O tak! Alpy mogą nauczyć pokory i cierpliwości. Jednocześnie karmiąc alpinistę takimi doznaniami jakich nigdy nie odczuwał. Doświadczenia z każdym rokiem przybywało i chęć poznania tego jak to jest być jeszcze wyżej rosła. W czasie gdy jedni realizowali swoje górskie marzenia inni zmieniali ustrój polityczno-ekonomiczny w tym kraju. Dzięki tym zmianom podróżowanie do innych krajów stało się powszechne, a i zarobki nasze wzrosły. Większa ilość pieniędzy przełożyła się na jeszcze większe góry. Powoli dozowaliśmy sobie coraz większe wrażenia. Pamir w części Kirgiskiej, Aconcagua najwyższy szczyt Ameryki Płd. Jednak pomimo tych sukcesów po cichutku zaczęły dobiegać szepty nie nasyconych przyjaciół-alpinistów „oooosieeeeemtyyyyysięcyyyyyyy”. Ale tu sprawa nie jest taka prosta.

Zebrać pewną ekipę i środki finansowe na taką wyprawę nie jest rzeczą łatwą. Kwoty są nie w setkach dolarów tylko w tysiącach. Temat został odłożony, aż do pewnego styczniowego wyjazdu w Alpy. Pojechaliśmy, aż w osiem osób. W czasie czterech dni wspinaczki często padała nazwa Cho Oyu szósta góra Ziemi.

Wszystko wskazywało na to , że za jakiś czas podejmiemy decyzję czy Cho Oyu 8201 m będzie naszym pierwszym ośmiotysięcznikiem.

Po powrocie z Alp postanowiliśmy się spotkać, aby rozważyć i ocenić nasze możliwości co do organizacji tak dużego przedsięwzięcia.

Wiele osób w branży wspinaczkowej twierdzi, że zdobywanie ośmiotysięczników stało się czymś powszechnym. Może tak, ale na pewno nie w realiach naszego kraju. Dość dokładne dane z 31.12.1999 r. mówią, że himalaistów, którzy osiągnęli przynajmniej jeden wierzchołek jest 2768. Do końca roku 2005 Polaków, którzy osiągnęli choć jeden szczyt z czternastu kolosów jest 96. To nie wiele biorąc pod uwagę fakt, iż Brytyjczyk G.L. Mallory już w roku 1922 dotarł do wysokości 8200 m na Mount Evereście nie używając tlenu.

Zmieniają się czasy, nasze potrzeby, możliwości, cele i sprzęt, ale jedno nie ulega zmianom – nie przystosowanie człowieka do życia na dużych wysokościach. Tak zwana „strefa śmierci” zaczyna się na około 7800 m. Przebywanie w niej dłużej niż 48 godz. w końcu dla każdego wspinającego zakończy się śmiercią.

Świadomi trudów i kosztów jakie trzeba ponieść zaczęliśmy kompletować skład ekspedycji. Szybko okazało się, że trudy wyprawy na Cho Oyu zaczynają się już tu na miejscu.

W środowisku Jastrzębskich wspinaczy ciężko jest zorganizować małą wyprawę (3-4 osoby). Koszt jednego uczestnika mógłby wynieść nawet 8000 USD. Nikogo na to nie stać, a znaleźć sponsorów na przynajmniej 20 000 USD w małym mieście jest prawie niemożliwe. Szybko ustaliliśmy, że należy zwiększyć ilość uczestników do ośmiu, a wtedy uzyska się cenę ok. 5000 USD za osobę. To oczywiście wciąż dużo pieniędzy mając na uwadze, że ta kwota nie zawiera zakupu potrzebnego sprzętu.

Jest marzec 2005 roku. Zebraliśmy się na tzw. herbatce u Siemieńca. Spotkanie miało na celu przydzielenie zadań do wykonania. Tworzenie strony internetowej wyprawy, pisanie ofert współpracy z firmami i instytucjami, pozyskanie specjalistycznego sprzętu w dobrych cenach. Należało też zaplanować wyjazdy przygotowawcze w Alpy.

Rok przygotowań szybko przeminął. Wybraliśmy agencję z Katmandu, która będzie obsługiwać naszą wyprawę, biuro, w którym zakupimy bilety lotnicze, kończymy gromadzić brakujący ekwipunek alpinistyczny. Niestety wciąż brakowało współpracy ze sponsorami. Ilość uczestników chcących wziąć udział w wyprawie zwiększyliśmy do 11. Chcąc w ten sposób zagwarantować stworzenie ośmioosobowego składu.

Na szczęście każda historia ma nieoczekiwane zwroty wydarzeń. 17 marca b.r. prezes Klubu został zaproszony do firmy CAT Polska z siedzibą w Warszawie na rozmowę w sprawie wsparcia finansowego dla wyprawy organizowanej przez Klub Wysokogórski w Jastrzębiu Zdroju. Spotkanie z prezesem CAT Polska zakończyło się podpisaniem umowy sponsorskiej. W tym samym dniu w siedzibie Travel Polska wyprawa uzyskał patronat medialny.

Te wydarzenia coraz bardziej przybliżyły nas do zrealizowania wytyczonego celu. Za miesiąc będziemy zmierzać do Tybetu, a marzenia o wielkiej górze poczujemy wszystkimi naszymi zmysłami. Ostanie treningi w Beskidach, Tatrach i Alpach wypełnią nam czas oczekiwania na wylot do Nepalu.

Zbigniew Łukasik

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum