27 kwietnia 2006 08:01

Fight Club w Krakowie – subiektywnie

Idea FIGHT CLUB-u powstała w chwili gdy poczuliśmy przesyt zasad ograniczających wspinanie. Postanowiliśmy więc stworzyć niezależną formułę, w której nie było miejsca na licencje, pozwolenia czy zblazowane twarze sędziów. Pole walki z zasady miało być czyste a zawodnicy nieprzypadkowi. Każdy z nich sam rozliczał się ze swoich postępów. Otrzymywał w tym celu tabelę, długopis i prosty system punktacji. Na ścianach rozkleiliśmy tapety objaśniające punktację, lokalizację baldów i podstawowe zasady. Dla uproszczenia wynikiem była jedna cyfra, która powstawała po zsumowaniu punktów z wszystkich przystawek. Jedyne co powinni zrobić później zawodnicy to przekazać tą liczbę osobie obsługującej komputer. U nas można się spóźniać, wychodzić i przychodzić ale nie można marudzić, narzekać i psuć atmosfery. Można przyjść i po prostu poprzymierzać się do problemów. Pełny luz. Jedynym sprawiedliwym ograniczeniem jest możliwość startu w obrębie tylko jednej grupy czasowej. Podczas zawodów mimo, że organizujemy imprezę wspinamy się razem z wszystkimi. Często improwizujemy, dostosowujemy się do klimatu i ludzi. FC ma nam pokazać jak dużo jeszcze nam brakuje, żeby tak na prawdę być dobrym. Ma nam umożliwić walkę jedynie z samym sobą.

Yeti

Okiem organizatora, okiem kobiety.

Jest 2.20. Chciałabym napisać, że budzik wyrywa mnie ze snu, a przecież „całą noc” nie zmrużyłam oka. Za 40 minut przyjedzie Yeti, zgarniemy Artura, Bartka i Monikę i ruszymy do Krakowa. Trzeba wstać, dopakować rzeczy – z tym jak zwykle największy problem. Jak każda kobieta mam za mały plecak. Przyjeżdża Yeti, spod SKW zabieramy ludzi i już jedziemy do mojego ukochanego Krakowa. Po chwili Artur, Bartek i Monika zapadają w sen. Ja nie mogę spać, niby zmęczona, ale jakbym się bała, że coś mnie ominie. Droga się dłuży, w radiu same przeboje. Zastanawiam się, jak to będzie. To przecież pierwszy FC poza Szczecinem. Wszyscy czują presję. Od tych zawodów zależy jak będziemy postrzegani w środowisku przez długi czas. Musi być dobrze.


Rafał Ziobro z firmy Marmot – głównego sponsora i współorganizatora imprezy (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Koło 12 dojeżdżamy do Krakowa. Bardzo szybko przekazuję mapę Bartkowi, bo ja i mapa to złe połączenie. Yeti musi coś załatwić, a my mamy godzinę, żeby pochodzić po rynku. Jak zwykle zachowuję się jak nawiedzona turystka – biegam z aparatem, jem obwarzanki i na środku rynku macham do siostry, która ogląda Kraków przez net. „Czas wolny” kończy się zdecydowanie za szybko. Wracamy do samochodu, ruszamy na Koronę. Drogę znajdujemy bez problemu – dobrze, że oddałam tą mapę, bo na pewno byśmy się pogubili.


Mroczna atmosfera FC (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Korona. trudno ją opisać, ostry, undergroundowy klimat, duże przewieszenia, tajemnicze zakamarki, afrykańskie malowidła i białe płytki. Wita nas przyjaźnie nastawiony Rafał i Maciek. Już trochę rozluźnieni bierzemy się do pracy. Choć chwyty wykręcone, jest masa rzeczy do zrobienia. W międzyczasie zjawia się Hubson. Musimy ustawić baldy, stworzyć klimat. tylko od czego zacząć? Yeti się denerwuje. Na szczęście przychodzi Mechano, wykonuje zwiastun do filmu „hi way” – rozluźnia tym trochę atmosferę, no i pomaga w ułożeniu przystawek. Powoli Korona się nam „poddaje”, już nas widać. Koło 22 kończymy układanie baldów. Są trudne, wymagające.


Grzegorz Lenartowicz (Polar Sport) w akcji (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Okazuje się, że śpimy na Koronie – dobrze, nie trzeba będzie rano tu dojeżdżać. Razem z Moniką i Arturem korzystamy z propozycji Maćka i przez pół godziny okupujemy jego łazienkę. Gdy wracamy na ścianę, Yeti śpi już w szatni. My rozkładamy się na materacach. Sączymy piwo, gadamy o niczym. Sobota, 9 rano. Yeti budzi nas brutalnie – zapala światło i karze wstawać, bo przecież tyle zostało do zrobienia. Posłusznie wstajemy. Szybkie śniadanie i znowu do roboty. Poprawiamy „baner” FC, który zrobiliśmy wczoraj, oznaczamy przystawki, spisujemy punktację, wymyślamy nazwy dla baldów. Każdy szczegół musi być dopieszczony, zrobiony idealnie.

Publika FC (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Publika FC (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Koło 12 zaczynają zjeżdżać się ludzie. Ufff, jednak ktoś wystartuje. Pogoda cudowna, baliśmy się, że nikt nie przyjedzie, że ludzie wybiorą skały. Godzina 14 – zaczynamy. Zawodnicy startują w 2 grupach. Każda z grup ma 2h na zrobienie 12 baldów. Bezdech, bicie piany, płytki problem – co chwilę pada, któraś z przystawek. No i co chwilę ktoś ściąga koszulkę. Eliminacje kończą się koło 19. Finałowe problemy mocarze ustawiają sobie sami i na tym kończy się rywalizacja kobiet. Potrzebny jest jeszcze super finał dla facetów. Yeti jak zwykle wymyśla coś nietypowego – obwody na zawodach boulderowych. Jeszcze tylko skoki i po 22.00 głodni, zmęczeni i zadowoleni ruszamy na Kazimierz. Pijemy po piwku i wracamy żegnać się z Koroną. Rozkładamy się pod ścianką, Yeti zawija się w śpiwór pod ulubionym baldem. My gadamy, gramy w skojarzenia, Hubson chce śpiewać. Koło 3 idziemy spać.


Marcin Mach – najlepszy fighter (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Tym razem ze snu wyrywa mnie budzik Hubsona. Dziwię się, że Łukasz wstaje na ten ranny pociąg, ja chyba pojechałabym następnym. Nagle słyszymy czyjś głos: „Czy ktoś może dać mi śpiwór?”. Okazało się, że Mechanior po nocnej imprezie miał bliżej na Koronę niż do domu. Przykrywam go śpiworem, jeszcze na chwilę kładę się koło niego. Już nie mogę zasnąć. Kręcę się do 10, bo o 10 Yeti znowu zapala światło i ogłasza pobudkę. Trzeba wracać. Nie chcę wstawać, nie chcę wyjeżdżać. Znowu szybkie śniadanie, pakujemy się i okazuje się, że nie możemy zlokalizować kluczy. Na pewno są na gdzieś Koronie, zjawia się Maciek. Żegnamy się ze ścianą. Bartek bierze mapę i pilotuje samochód. Zasypiam. Budzę się koło Wrocławia. Nagle słyszymy jakiś dziwny odgłos i sprzęgło odmawia posłuszeństwa. Dojeżdżamy do stacji benzynowej. Koleś z pomocy drogowej chce kupę kasy za transport i naprawę. Jednak Yeti podwiązuje linkę do pedała repem i po 2h ruszamy dalej. Dostaje za to nowa ksywkę „mcgywer”. Znowu jesteśmy głodni, ale nie chcemy tracić czasu na kolejny postój. Kupujemy po paczce chipsów i snikersy, a podobno wspinacze odżywiają się zdrowo. Już nie śpię. Gadamy o niczym, nikt nie porusza tematu zawodów.


Zawodniczki, od lewej: Marta Lenartowicz (Polar Sport), Marta Czajkowska, Julia Zaniewska, Xenia Kuciel (fot. Maciek Oczko/wspinanie.pl)

Szczecin wita nas deszczem. W akademiku okazuję się, że zostawiłam aparat w samochodzie. Nie dobrze, strasznie chce mieć już zdjęcia Korony i Prowincji, w której tym razem nie dane mi było wypić gorącej czekolady, ale to nic. Wrócę przecież do Krakowa. Może na kolejny Fight Club.

Wyniki:

Panie:
1. Marta Lenartowicz KS Korona
2. Marta Czajkowska KW Warszawa / Xenia Kuciel KS Korona

Panowie:
1. Marcin Mach – KS Korona
2. Romek Główka – UKA Warszawa
3. Wojciech Szyller – Bielsko Biała

Skoki
Panie: Julia Zaniewska KW Toruń CWGATO
Panowie: Kuba Jodłowski – CW Onsight

Relacja z zawodów na stronie www.wdahu.com.
Fotorelacja w galerii wspinania.pl.

Specjalne podziękowania dla sponsora głównego i zarazem współorganizatora!! zawodów firmie MARMOT.

Dziękujemy wszystkim tym, którzy w tak piękną pogodę zeszli do piwnic KORONY startować lub wesprzeć nas w organizacji zawodów !

FC niedługo wróci, możecie być tego pewni!

FC team działający na KORONIE: Ali, Łukasz „Hubson” Hubert, Artur Wysocki, Bartek Płochocki, Marcin „Yeti” Tomaszewski – Marmot team

GŁÓWNY SPONSOR

PARTNERZY

Alicja ze Szczecina




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Che Guevara [10]
    koncept FC jak najbardziej ok w Gliwicach do nie dawna…

    27-04-2006
    Motyl