Stan polskiego alpinizmu: Robert Rogoż
Trudno pisać o czymś co nie istnieje… Ale szala goryczy została przepełniona po przeczytaniu listy nominacji do „Jedynki”. Moje odczucia są gdzieś pomiędzy żenadą a rozpaczą. A sam fakt, że niektóre przejścia zostały dodane do tej listy potwierdza tylko dwa fakty. Po pierwsze środowisko wspinaczkowe w Polsce (nie mówię tu o wszystkich) nie ma pojęcia jaki jest światowy poziom wspinania alpejskiego. Po drugie w naszym kraju nie ma żadnej wizji tej dyscypliny.
Problem zaczyna się już w skałkach, gdzie każdy fragment wolnej skały został obity spitami i ringami. Dotyczy to również dróg, które przez cale lata wymagały kompletu stoperów i heksów do asekuracji. Gdy zaczynałem się wspinać w roku 1980 było bardzo mało dróg całkowicie obitych. Po moim powrocie do kraju w roku 2002 stwierdziłem przykry fakt, że nawet proste drogi z możliwością łatwego zakładania asekuracji są ospitowane lub oringowane. Wahadło znalazło się nagle na drugim końcu swojego biegu. Nie wyeliminowało to jednak wszechobecnej wędki. Tak, tak, przystawianie się z dołem i patentowanie z dołem nadal praktycznie nie istnieje w polskich skałach.
Nie ma wielkiej różnicy jeśli idzie o Tatry. Wspinanie „na własnej” oznacza wpinanie do rządków starych haków, często pamiętających jeszcze czasy gomułkowskie. Jeśli ktoś nie wierzy to proszę iść na Międzymiastową i zobaczyć z jakiej epoki są tam „klincole”, do których dalej większość się wpina! Zaobserwowałem również, że sporo łojantów woli się skorzystać z zardzewiałych haków, utrwalając mit, że dobrze założona kostka, czy friend są w sumie gówno warte…
Zaobserwowałem również, że sporo łojantów woli się skorzystać z zardzewiałych haków, utrwalając mit, że dobrze założona kostka, czy friend są w sumie gówno warte…
Nawet nowsze drogi przypominają bardziej spitostrady, niż wspinanie w górach. Przykładem może być tu Wacław spituje (VII+) na Mnichu. Nie dość, że ilość spitów przekracza trzykrotnie ilość przelotów na analogicznych drogach w Kanadzie czy w USA, to wycena 6.ilestam mówi, że trzeba się tam jako tako wspinać. Myślę, że prawdziwa trudność drogi oscyluje w granicach 5.7-5.8, czyli V+/VI-. Nic więc dziwnego, że potem nasza skalna czołówka lata w Yosemitach na weekendowych drogach w skali 5.11. Może byli zbyt skupieni na szukaniu śladu kolejnego ogranicznika…
Internetowa dyskusja na temat Wachowicza [patrz wątek] była zdominowana przez obóz, który twierdzi, że należy takie drogi ubezpieczyć gęstą siecią ringów i spitów. Podstawowym argumentem używanym przez większość był fakt, że w Polsce jest bardzo mało ludzi, którzy posiadają szpej do asekuracji. Z mojej perspektywy sądzę, że głównym powodem, że ludzie szpeju nie maja jest to, że w zasadzie go nie potrzeba. Tak jak w starym przysłowiu „potrzeba matka wynalazku”, rządki haków, ringów i spitów zabijają potrzebę i inwencję przy gromadzeniu i używaniu sprzętu, zarówno w skalach jak i w górach.
O zimowych przejściach trudno coś pisać bez ryzyka nadciśnienia. Owszem jest mała grupa, która stara się coś działać. Natomiast jest również druga grupa, której wizją zdobycia sławy jest rozwalenie Lewego Komina na Sokolicy za pomocą dziabek i raków. Paranoja! Tymczasem w Tatrach leżą odłogiem całe połacie traw, rzęchów i wiszących sopli. Na forum Brytana musiał się pojawić tekst apelujący o nieniszczenie niewielkiej ilości skały na Jurze [patrz wątek]. Po przeczytaniu tej dyskusji natychmiast nasunęło mi się pytanie. Otóż, czy wraz z utratą jaj i wizji co wspinanie ma oznaczać, zatraciliśmy jednocześnie zdolność logicznego myslenia?
Otóż, czy wraz z utratą jaj i wizji co wspinanie ma oznaczać, zatraciliśmy jednocześnie zdolność logicznego myslenia?
Otwierając nasze „GÓRY”, czy patrząc na wspinanie.pl zawsze zadziwia mnie fakt, że długość listy sponsorów przeważnie przerasta sportowa wartość omawianych przejść. Czy spowodowane jest to zupełnym brakiem samokrytyki, czy zatraceniem krytyczności środowiska? Myślę, że odpowiedzi byłoby wiele…
Zapewne podejście zmieniło by się, gdyby sponsorzy wymagali jakich takich prawdziwych rezultatów sportowych, a nie sztucznie i na siłę dorabianych wyników. Bo tak naprawdę co oznacza „prawie klasyczne” przejście? To tak jakby ktoś napisał, że „prawie” wszedł na wierzchołek. Drogi, albo się robi, albo nie. Albo się je przechodzi czysto klasycznie, albo wisząc na sprzęcie.
Drogi, albo się robi, albo nie. Albo się je przechodzi czysto klasycznie, albo wisząc na sprzęcie.
Czy kolejne powtórzenie 13-wyciągowej hakówki zajmujące 3 tygodnie (mimo, ze w zimie) z dowiercaniem otworów i kończące się akcją ratowniczą jest naprawdę takim osiągnięciem sportowym? Również czy 650m droga 6b+/A2 z poręczowaniem jest czymś tak nadzwyczajnym, że trzeba to wyróżniać? Chyba wystarczyłoby otworzyć American Alpine Journal, aby zobaczyć ile dróg zostało wkoszonych w lepszym stylu!
Znajdą się oczywiście tłumaczenia, że ekonomia, że brak czasu, że brak sprzętu itp. itd. Ciekawe tylko, że wśród autorów obiektywnie lepszych przejść znajdują się np. wspinacze z Rosji, Kazachstanu, Słowacji, czyli krajów o niezbyt silnych ekonomiach. Wielu wspinaczy z USA czy Kanady również nie „grzeszy gotówka”. Pewnie wielu czytelnikom znane jest nazwisko Kelly Cordes[1], natomiast większość ludzi nie wie, że Kelly przez wiele lat mieszkał na stałe w nieogrzewanym pustym kurniku, a jego dochód roczny wynosił mniej niż 5000$.
Znany amerykański alpinista Jim Donini napisał kiedyś:
For me climbing is totally about style.. that means no fixed ropes in Patagonia, no radios in Alaska, and no oxygen in the Himalaya.
Trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Oczywiście, moja wypowiedz zostanie potraktowana przez szereg osób na zasadzie „wylanego wiadra gówien”. Mam nadzieję, że będą też tacy, którzy potraktują ją jako początek polemiki i własnym przykładem zaczną wychodzić poza granice krajowej zaściankowości. Zapraszam do refleksji i rzeczowej dyskusji.
Robert Rogoz
Bellingham, WA 01.12.2005
Moja lista (bez kolejności):
- Piotr Morawski – Nepal, Himalaje, Shisha Pangma 8027m, pierwsze zimowe wejście drogą klasyczną w zespole z Simone Moro
- Dawid Kaszlikowski, Eliza Kubarska, z pomocą Przemysława Klimka – Maroko, Atlas, kanion Taghia: nowa droga sportowa Fantasia 7b+/c 700m, poprowadzona od dołu.
- Ola Taistra – przejścia skalne, wiele bardzo trudnych dróg w stopniu do 8b i VI.7
- Maciej Ciesielski, Jakub Radziejowski:
– pierwsze klasyczne przejście Parady Jedynek M7 OS,
– pierwsze przejście klasyczne kombinacji Uskok Laborantów – Długosz-Popko (z obejściem kominka na Hobrzańskim) M8-, RP.
Przypis od redakcji:
- Kelly Cordes przeszedł w 2004 roku wspólnie z Joshem Whartonem Azeem Ridge (5.11R/X M6 A2) – południowo-zachodni filar Great Trango Tower, szczegóły w newsie. Ale jest autorem także wielu innych wartościowych przejść. Jego życiorys jest ciekawy i może być inspirujący. Kelly, mistrz bokserski wagi lekkiej amerykańskiej ligi uniwersyteckiej, zaczął się wspinać późno, bo w wieku 25 lat (!), a potem poszło… Warto tutaj przytoczyć jego wizję wspinania: „Nie interesuje mnie sportowy aspekt wspinania – coś co mogę osiągnąć wylącznie przy pomocy fizycznej sprawności. Oczywiście trening może być interesujący i ja trenuję bardzo mocno, jest też niezbędnym etapem do osiągnięcia celu. Ale to co pociąga mnie we wspinaniu to przygoda.
Więcej o Kellym możecie przeczytać na stronach Grivela.