8 kwietnia 2003 08:01

Luźne dywagacje na temat zawodów.

Minęła kolejna edycja zawodów wpisanych do rankingu Pucharu Polski. Tym razem wspinaczy po raz kolejny gościli Gliwiczanie. Główny organizator Piotr Czmoch znowu stanął na wysokości zadania. Atmosfera miła, sponsorzy dopisali, były Puchary i uśmiechy do zdjęć. Poziom sportowy w miarę zadowalający. No i Rosjanie znowu zwyciężają. Profesjonalizm Jurija Dolouba wpędza nas w kompleksy. Wielokrotnie zastanawialiśmy się – jak oni to robią? Dlaczego ludzie ze wschodu potrafią wygrywać tak spektakularnie i zawsze są pewnymi faworytami? Owszem, Adam Liana poraża swoją siłą, Marcin Wszołek zwyciężył w zeszłym roku, Kinga Ociepka w kategorii damskiej nie ma już sobie równej, ale wciąż toczą się dyskusje i rodzą pytania, dlaczego Rosjanie są tak dobrzy?

Przyczyn jest wiele, a wnioski, jakie przyszły sędziom do głowy (a sędziowaliśmy z Piotrkiem Kruczkiem) były następujące. Rosjanie traktują wspinanie bardzo poważnie i profesjonalnie. Jurij Doloub, który dysponuje ogromną siłą i wytrzymałością do końca pilnował techniki i odpowiedniej ekonomiki wspinania. Koncentracja, skupienie oraz pełna kontrola, aby nie zmarnować niepotrzebnie nawet ułamka energii to cechy świadczące o klasie zawodnika.

A u nas – jak ktoś ma okrutną moc to zupełnie się gubi logistycznie i na odwrót. Jak świetnie odgaduje intencje kompozytora drogi, to w kluczowych trudnościach brak mu siły itd. Dodatkowo nasz spręż do treningu zawodniczego wyraźnie opada. Odczuwa się znudzenie i ogólne rozprężenie. Marcin Wróbel vel Gisbern stwierdził ostatnio, że na Koronie nikomu się już nie chce trenować pod zawody. Rzeczywiście, w finale było raptem 2 zawodników z klubu podgórskiego – Staszek Tylek i Łukasz Dudek – ten drugi z resztą to Częstochowianin. A kiedyś Korona obstawiała 80, a nawet 90 % miejsc w finale!

Jest to najprawdopodobniej wynik znużenia formułą zawodów na trudność. Długa i rozwlekła akcja działania każdego zawodnika, monotonia oraz wciąż ten sam repertuar ruchów w zbyt długim czasie zaczynają nużyć publikę, a w dłuższej perspektywie czasu, również zawodników. Zauważmy, że tylko nieliczni wytrzymują w tym fachu dłużej niż 3, 4 sezony. A trening wymaga morderczej pracy i stalowej motywacji, co później trudno przełożyć na wymierne zyski finansowe, bo jakie są nagrody – każdy wie. Wyżyć ze startów w zawodach nie da się nawet na Zachodzie.

Medialność naszej dyscypliny również okazała się niezbyt duża. Przypomnijmy sobie połowę lat 90. Praktycznie każda edycja Pucharu Świata była relacjonowana w Euro-Sporcie. Obecnie zawodów „na kablówce” nie uświadczysz. Dlaczego? Czyżby realizatorzy przekonali się, że to tak naprawdę nudne, że lepiej pokazać narciarstwo, tenis czy piłkę nożną? Tak naprawdę nie wiem, dlaczego nie ma wspinania zawodniczego w telewizji, ale mogę się domyślać, że chodzi właśnie o to – gość idzie po ścianie i spada. Idzie następny i znów spada – ale widzowi, a szczególnie telewizyjnemu ciężko jest zweryfikować, kto jest lepszy, czemu wygrał jeden, a nie drugi, co tak naprawdę zadecydowało o zwycięstwie – zwłaszcza kiedy decydują ułamki centymetrów. 'Piłka jest okrągła, a bramki są dwie’ – jak mówił trener Kazimierz Górski. Laikowi łatwiej jest dostrzec piłkę wpadającą do siatki, podczas gdy strzał do tego samego oblaka po wykonaniu 5 wpinki, kiedy wspinaczka dwóch rywali była niemal identyczna może naprawdę znudzić widza, który dodatkowo niewiele rozumie nawet, jeśli jest 'fachowy’ komentarz. Po trzecim startującym delikwencie przełącza kanał na Tok Show Michała Wiśniewskiego lub Disco Relax na Polsacie. Najprawdopodobniej twórcy telewizyjnych relacji stwierdzili, że produkowanie programów przeznaczonych dla garstki pasjonatów – fachowców nie ma sensu. Być może się mylę…

Wracając jednak do formuły – prawdziwy bum przeżywają obecnie zawody bulderowe. Chyba właśnie w nich tkwi przyszłość współzawodnictwa wspinaczkowego. Jasne i czytelne kryteria, krótki czas trwania wspinaczki, łatwość przygotowania atrakcyjnych problemów mogących zapewnić zawodnikom i publice dużą dawkę adrenaliny – oto argumenty przemawiające za tą właśnie formułą. Dodatkowo zauważmy, że ilość zawodników na rozgrywkach lokalnych (np. w Łodzi) dochodzi często prawie do setki, podczas gdy na normalnych zawodach Pucharu Polski na trudność zebranie grona 40 zawodników jest coraz cięższe. Co jest tego powodem?

Po prostu pod takie właśnie zawody łatwiej i szybciej się przygotować, jest większa szansa zawalczenia nawet wśród wspinaczy początkujących. Powszechnie wiadomym jest, że zrobienie siły przychodzi łatwiej i trwa krócej. Często już po kilku miesiącach treningu na sztucznej ścianie bulderowej jesteśmy w stanie wykonywać gimnastyczne akrobacje w przewieszonych formacjach. Natomiast zrobienie wytrzymałości przystosowującej nas do wspinania na długich, trudnych drogach wymaga często kilkuletnich i mozolnych treningów.

Podsumowując, sądzę, że coś w zawodach powinno się zmienić. Po prostu życie nie znosi nudy. Poszukiwanie nowych atrakcji i urozmaiceń powinno stać się normą przed organizowaniem każdych następnych zawodów wspinaczkowych. I wszystko wskazuje na to, że buldering na panelu spełni tę funkcję. Czy przejmie palmę pierwszeństwa przed klasycznymi zawodami na trudność? Pożyjemy – zobaczymy.

Kuba Rozbicki

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum