12 grudnia 2001 08:01

Dla kogo organizuje się zawody wspinaczkowe?

Rośnie w naszym kraju nad Wisłą popularność wspinaczki. W skałkach coraz większy tłok, na ściankach (których także coraz więcej) trudno czasem nie deptać komuś po palcach. Może tylko w górach trochę luźniej niż kiedyś, ale to zupełnie inny temat. Naturalnym następstwem większego zainteresowania wspinaczką sportową powinien być wzrost ilości organizowanych zawodów. Ale tak się nie dzieje. Dlaczego?

Na pewno powodem jest sytuacja ekonomiczna potencjalnych sponsorów. Z roku na rok, widoczne jest mniejsze zainteresowanie sponsorów takim typem reklamy, ale nie jest to chyba jedyny powód. Na organizację zawodów lokalnych nie potrzeba bowiem wielkich pieniędzy – można je zorganizować nie wydając nawet złotówki- w najgorszym wypadku nie będzie nagród. Ale zawody lokalne również nie odbywają się zbyt często. Moim zdaniem, ważniejszym problemem jest brak chętnych do organizacji imprezy. O ile na organizację zawodów lokalnych nie trzeba poświęcić wiele czasu, to organizacja poważniejszej imprezy to tygodnie, o ile nie miesiące, pracy. I tutaj widzę problem. Ktoś pochłonięty pracą zawodową i mający dwa tygodnie urlopu w roku, na pewno nie poświęci ich na organizację zawodów. Jeżeli potencjalny organizator ma własną firmę, to musi jej poświęcić czas, student musi się uczyć (no, może nie każdy) – w każdym bądź razie, niewiele jest osób które podejmują się przygotować zawody.

Organizacja, która powinna dbać o to, aby zawody się odbywały, nie przejawia wielkiego zainteresowania tą działalnością – owszem, pomaga, ale w minimalnym stopniu. A powinna być zainteresowana zawodami zaliczającymi się do rankingu, który sama prowadzi. Dofinansowanie nie wystarczające na nagrody, których minimalną wysokość ustala właśnie PZA, nie gwarantuje, że w sytuacji gdy organizator nie znajdzie wystarczającej liczby sponsorów, zawody w ogóle się odbędą. Z tego właśnie powodu dochodzi do sytuacji w których odwołuje się imprezy w ostatniej chwili. Bowiem, o ile asekuranci mogą pomóc za darmo, w ramach koleżeństwa (wg przepisów powinni oni być wcześniej przeszkoleni), to osoba układająca drogi raczej nie zrobi tego za samo „dziękuję” – to wymaga przecież kilku dni pracy. A pozostają jeszcze przecież sędziowie (musieli przejść kurs sędziowski), obsługa medyczna, koszty wynajmu sali, zakup sprzętu itp., itd. Powstaje pewna kwota którą należy zdobyć. Gdyby PZA pokrywała koszty, które narzuca na organizatora (minimalna wysokość nagród, sędziowie, asekuranci, kompozytor dróg) to sytuacja może wyglądałaby lepiej. Oczywiście, aby dostać takie dofinansowanie organizator musiałby wykazać się przygotowując pierwsze zawody bez pomocy finansowej PZA. Jeżeli obserwator z ramienia Związku nie stwierdziłby jakichś niedopuszczalnych uchybień, organizator mógłby starać się następnym razem o dofinansowanie. Spowodowałoby to również mobilizację organizatorów do jak najlepszego przygotowania zawodów.

Ale dla kogo organizuje się zawody? Dla publiczności, czy dla zawodników? O ile zawody lokalne mają bardziej charakter towarzyski i doskonale sprawdzają się jako okazja do spotkania się wspinaczkowych maniaków, to te o poważniejszym charakterze, oprócz funkcji towarzyskiej, są również pewnego rodzaju widowiskiem, na które przychodzą osoby nie mające pojęcia o wspinaczce. Ja jednak powtórzę za Darkiem Królem (chyba najlepszym dotychczas organizatorem zawodów w Polsce) – zawody organizuje się dla zawodników!!! Zawodnik nie mający okazji do startu w zawodach nie będzie zawodnikiem.

Organizowałem już kila razy zawody, zarówno takie które były imprezami towarzyszącymi większym przedsięwzięciom (np. festiwalowi), imprezy lokalne (na piwnicznej bulderówce) jak i te wliczane do Pucharu Polski – i wiem, że z każdego typu zawodów najbardziej cieszą się zawodnicy. W czasie przygotowywania imprezy pojawiają się różne problemy, najczęściej natury finansowej, ale na nie organizator jest przygotowany. Wiem również, że to zawodnicy potrafią skutecznie zniechęcić do pracy nad następnymi zawodami. Wszystko jest kwestią cierpliwości potencjalnego organizatora – zapaleńca.

Piszę te słowa na gorąco po kolejnych zawodach lokalnych i to właśnie postawa zawodników skłoniła mnie do przelania na papier tych słów. Gliwickie zawody o Przechodni Puchar Posępnej Klamy mają za główny cel spotkanie się w jednym miejscu ludzi pasjonujących się panelem. Często, na tego typu zawodach zdarza się, że liczba zawodników przekracza kilkukrotnie zgromadzoną widownię. Mamy się spotkać, porozmawiać i przy okazji powspinać trochę poważniej niż na treningu, porównać swój poziom wspinaczkowych umiejętności – ale przede wszystkim – dobrze się bawić. Jeżeli przy okazji są nagrody to chwała sponsorowi (który najczęściej sam się wspina). Nic bardziej nie satysfakcjonuje organizatora niż zadowoleni zawodnicy. Pamiętam jak w ubiegłym roku po rozdaniu nagród w Pucharze Polski, po dopełnieniu formalności w stylu pokwitowania ich odbioru, Iwona Gronkiewicz-Marcisz poczekała aż wszyscy zwycięzcy dopełnią papierkowych obowiązków i opuszczą pomieszczenie, w którym się wszystko odbywało, po czym powiedziała proste „Dziękuje, było naprawdę fajnie”. Przyjemnie było usłyszeć te słowa od zawodniczki, i to takiej, która startowała w niejednych zawodach w kraju i za granicą; albo prosty sms otrzymany od Sławka Sławateckiego po tegorocznej edycji Pucharu Polski, w którym Sławek chwali organizację zawodów. Pokazując go kolegom, którzy razem ze mną organizowali zawody widziałem, że również cieszą się z tego, że ktoś docenił ich pracę. Oczywiście znajdują się również osoby niezadowolone – bo np. w drugi dzień zawodów nie ma batonów dla finalistów albo puchar za mały. Nie chcę być źle zrozumiany – nie oczekuję modłów dziękczynnych za zorganizowanie zawodów. Twórcza krytyka jest zawsze mile widziana (wręcz pożądana). Ale to co słyszałem po ostatnich zawodach PPPK przerosło moją wyobraźnie i skłoniło mnie do przynudzenia potencjalnego czytelnika.

Rozumiem, że komuś może przeszkadzać duża ilość magnezji czy wysoka temperatura w pomieszczeniu, ale żeby krytykować pomysł wpuszczenia kilkunastu osób chcących oglądać zawody (więcej by się i tak nie zmieściło)? Jednym przeszkadzały zbyt łatwe przystawki w eliminacjach, innym zbyt trudne w następnych etapach, jeszcze innym sposób oceniania czy też naszywki sponsora na nagrodach!!! Przepraszam, ale ja tego nie rozumiem. Wiem że przyjemniej wspinać się na dużej hali niż na piwnicznej bulderówce, dostać pieniądze zamiast nagród rzeczowych, przystawki, które TYLKO JA (i nikt inny) przechodzę – ale proszę Panów Zawodników – wiedzieliście gdzie przyjeżdżacie i co jest do wygrania!!! Na szczęście opisane przypadki dotyczą jednostek, jednak pokazują one mentalność części zawodników.

Często słyszy się narzekania startujących na fakt, że jest za mało zawodów (z własnego śląskiego podwórka podam, że tylko trzy razy w tym roku mieliśmy tego typu imprezy). Przestaję się dziwić. Wytrzymałość każdego organizatora jest ograniczona. O ile oczywiście za uzasadnioną krytykę organizator imprezy powinien być wdzięczny (np. że muzyka była za cicha, strefa źle przygotowana, przedłużające się przerwy) – takie uwagi się zapamiętuje i stara wyeliminować w przyszłości, to pretensje w stylu (uwaga, autentyczne) „nie powinno się wpuszczać publiczności, ponieważ robi się za gorąco na ściance i chwyty 'jadą'” są dla mnie kuriozalne. Wydaje mi się, że zawodnicy powinni czasem zastanowić się nad tym co chcą powiedzieć, albo sami spróbować swych sił w organizacji zawodów. Zresztą może z czasem sami będą do tego zmuszeni. Na szczęście takie uwagi padają z ust nielicznych zawodników (w przeciwnym wypadku faktycznie znaczyłoby to, że z organizacją jest coś nie tak) potrafią one jednak zmusić do refleksji „po co my to robimy?”. Jedyne co może tu pocieszać, że takie jednostki manifestujące (często za plecami) swoje niezadowolenie, nie przyjadą na następne zawody. Zresztą może nie będą mieli już na co przyjeżdżać…

Piotr Czmoch

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum