14 lutego 2001 08:01

Młode byki z Ameryki

Najostrzejszy „przecinak” Ameryki spoczywa w dłoniach Dave’a Grahama. Co do tego nikt nie może mieć wątpliwości. Nie tylko dlatego, że Dave ustanowił rekordowy ogródek skalny na chłodnym, północno-wschodnim wybrzeżu kontynentu (Rumney) ze swoimi jedenastoma drogami od 5.14a do 5.14d, ale również dlatego, że piętno jego „naturalnego dłuta” spoczęło w zachodnich stanach USA.

Okres jesienno-zimowy należał do wybitnych osiągnięć bulderowych. Zaczęło się od wizyty wczesną jesienią w Parku Narodowym Gór Skalistych, o rzut beretem z Boulder w Kolorado. W Chaos Canyon leżącym na wysokości 3200 metrów (to niższe partie Parku) ustanowił liczne buldery w działce od V11 do V13. Ostatni stopień odnosi do problemu nazwanego Nothing but Sunshine, siedmiometrowej sekwencji na wywieszonym bloku granitowym. Dla asekuracji ewentualnego upadku potrzebne jest sześć kraszpadzików i kilku czujnych kolegów dla „spottingu” czyli wyłapywaczy. Graham był szczególnie sprężony przy przejściu tego problemu, gdyż wiedział, że będzie to najtęższy problem w szeroko rozumianej okolicy oraz to, że nie ma szans wyjścia bez szwanku po locie z końcowego przechwytu. Dał przystawce jedynie V13 bo jeszcze nie wiedział, że wkrótce przyjdzie mu zmierzyć się z mitem ostatniego roku w Bishop w Kalifornii.

Bishop to mała mieścina położona wysoko między Sierrami w górnej, wschodniej Kalifornii. Rozległa dolina oferuje wyjątkowe widoki, a klimat sprzyja wszelkim outdoorowym zajęciom. Wspinanie z liną nie należy do szczególnie godnych polecenia w tej westernowej okolicy, ale za to bouldering jest jednym z najprzedniejszych na całym kontynencie. Wielkie połacie ziemi i wzgórz pokryte są różnej maści i wielkości głazami.

Ilość wszystkich problemów idzie w tysiące, a po ograniczeniach wspinania w Hueco Tanks, Bishop staje się nową mekką boulderingu. W szczególności Buttermilks, grupa kamieni odznaczająca się wyjątkową urodą i przydatnością do bulderingu. Tam to Chris Sharma przebył, wręcz narzucający się problem wywieszonego dzioba i nazwał go Mandalą (patrz Brytan z marca). Jak to typowy Sharma z ostatnich dwóch lat, nie wycenił drogi, bo stwierdził, że musiałby nawet rzucić V16, więc po co straszyć ludzi. I tak dobrze, że go nazwał. Żarty Sharmy zostały przyjęte raczej na serio i wieść o nowym V14 rozeszła się szybko, docierając nawet do Europy, gdzie wytężone ucho przyłożył Fred Nicole. Wcześniej dotarł tu jednak Graham, który po kilku dniach zacykiwania ruchów w niemiłosiernej spiekocie, powtórzył Mandalę, przechodząc ją zresztą łącznie cztery razy dla zdjęć. Tu zasiał od razu ziarno niepewności, bo stwierdził, że dałby temu najwyżej V13, może nawet V12, a na pewno nie więcej niż jego Nothing but Sunshine.

Wkrótce kolejnego powtórzenia Mandali dokonał Jared Roth lat 18, znany nam już z Ice Cream 5.14c w Hell Cave. I on orzekł V13 dla Mandali. Trzeciej powtórki tego bulderu zaznał Fredek Nicole ustanawiając końcowy wynik na V12/13 czyli europejskie 8a+. Miał Sharma rację, że nie wycenił drogi. Ta lekka porażka nie zasmuciła Sharmy, bo na szczęście dla niego, są jeszcze zawody, gdzie można dać jakiś odpór.

W czasie bulderowej konwencji w Salt Lake City na jesieni zdecydowanie wygrał zostawiając w tyle Grahama, Rotha i Franciszka Legranda (bawiącego tam przy okazji prac nad Getto Booty 5.14c/d). Dwuletni okres bulderowania Sharmy uwieńczony został, ku zaskoczeniu, pracą nad najtrudniejszym projektem drogi sportowej na (co wielu potwierdza) świecie. Chodzi o Biographie w Ceuse we Francji, drogę niegdyś opisaną w papierowym Brytanie. Autorem tej drogi jest Arnaud Petit, ale w jego wykonaniu Biographie dochodzi tyko do połowy „żywota”. Droga ta to syte 8c i ma pełne 30 metrów długości. Problem tylko z tym, że kończy się gdzieś w połowie ściany na nieco arbitralnie wybranych chwytach. Toż to jak dzieło niedokończone. Arnaud starał się poprowadzić, co prawda, cały, piękny szary ściek do logicznego końca – półeczki z klamami, ale na to mu pary nie starczyło. Porzucił więc drugą połowę drogi dla przyszłych pokoleń. Sama druga połowa to kolejne niezależne 8c, a w całości droga będzie miała około 50 metrów. Sharma poprowadził już pierwszą połowę drogi dwa lata temu, a próba wciągnięcia całej ściany w jednym rzucie skończyła się 10 lotami z tego samego przechwytu na trzy metry przed końcem.

Chodzi o dead-pointowy ruch do ścisku za V11 sam w sobie. Sharma, po dłuższej przerwie od wspinania z liną, miał problemy z zawiązaniem ósemki ale nie zapomniał jak się wspinać na długich drogach. Specjalnej pomocy udzieliła mu jego matka hipnotyzując go przed ostatecznym atakiem w celu pozytywnej koncentracji w kluczowym momencie. Niestety, nie pomogła też ulubiona muzyka reggae. Spadł kolejne 9 razy z kluczowego przechwytu i musiał zapowiedzieć powrót do niedokończonego biznesu gdzieś w przyszłości.

Tymczasem w czasie nieobecności Sharmy, na Buttermilkach pod Bishop pojawił się Fred Nicole aby popracować nad największym, kłującym w oczy „wyzwaniem kamienia” tego rejonu. Naparł na wielki przewieszony blok skalny z gładkim daszkiem i mocno patentował go od końca listopada, osiągając jako taki progres. Jakież zdziwienie musiał przeżyć gdy w połowie stycznia podszedł pod kamol i ujrzał dwudziestkę ludzi stojących pod jego projektem. Wśród zgromadzonych tylko jeden się wspinał – Dave Graham. Ze trzy osoby filmowały kamerami, kilka innych trzaskało zdjątka, reszta kibicowała, asekurowała i komentowała. Graham właśnie powtarzał problem dla „mediów”. Nie wiadomo czy Nicole był wściekły, w końcu w boulderingu nie ma rezerwacji – nawet pętelki rezerwacyjnej nie ma jak przyczepić, jako, że nie ma spitów. Z pewnością jednak odszedł zawiedziony, że nie jemu przypadło wciągnięcie tego problemu, który Graham nazwał Specter i wycenił śmiało na V14 (8b+).

Na otarcie łez (jeśli takowe były) Nicole wczesał powtórzenie Buttermilker V13 i jak reszta gawiedzi opuścił rejon Bishop przykryty pierwszym tegorocznym śniegiem. Graham w drodze do rodzinnego Rhode Island zatrzymał się jeszcze pod Salt Lake City, gdzie w Joe’s Canyon powtórzył Black Lung V13 – przystawkę ustanowioną przez Bena Moona w zeszłym roku. Trudno też nie zauważyć ciszy spowijającej ostatnie miesiące Tommy Caldwella. Nie był jednak on bezrobotny. Masywną cześć roku spędził on w Kalifornii, gdzie przede wszystkim mieszka jego dziewczyna Beth Rodden, ale także leży Yosemite Valley. Pisaliśmy już o jego (przy współudziale Beth) odhaczeniu Lurking Fear. Przeszedł też z Erikiem Sloan The Shield w rekordowym czasie 14 godzin, prowadząc wszystkie klasyczne wyciągi i próbując ruchy na pozostałych hakowych wyciągach.

Jesienią, w towarzyskie Beth oraz dwóch innych kolegów wybrał się na egzotyczną wyprawę do Kirgistanu w góry Atsu. Tam zaatakowali piękną dziewiczą ścianę jednej ze skalnych wież. Po dniu wspinania, biwakując na portaledgach zostali zawróceni w dół seriami z Kałasznikowów. Sprawcami, jak okazało się porwania, byli islamscy separatyści. Po kilku dniach wędrówki przez bezdroża Kirgistanu, kilkoma potyczkami z regularną armią, żywiąc się tylko przygarścią Powerbarów uwolnili się z niewoli strącając jednego z porywaczy w czeluść. Później Tommy przyznał się, że on to zrobił i oczywiście nie obyło się bez moralnego wstrząsu dla młodej psychiki. Odnalezieni przez wojsko kirgistańskie wszyscy wrócili cało do Stanów jedynie w mundurach kirgistańskej armii. Cała epopeja (zwana w Stanach – epic) obiła się zrozumiałym zainteresowaniem mediów i żądnego sensacji społeczeństwa.

Po wielu tygodniach otrząsania się z szoku Tommy i Beth ogłosili publicznie komunikat opisujący całe wydarzenie. Końcowym akcentem tej epopei jest parafowanie umowy z wydawcą na wyłączność publikacji. Dokładna suma kontraktu nie została zdradzona, wiadomo tylko, że jest to cyfra z sześcioma zerami. Kupa strachu przyniosła w rezultacie młodej parze możliwość wspinania się do końca życia bez oglądania się na pracę.

Darek Król




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum