3 listopada 1999 08:01

DOPING!?

Niedawno na łamach Gór miała miejsce dość radykalna wymiana poglądów, dotyczyła ona mniej więcej problemu wyższości wspinania górskiego nad skałkowym. Owa wyższość wspinaczki górskiej była oczywiście poza dyskusją (wg Marcina Michałka) – bo tylko tam można się naprawdę bać, bo tylko tam można doświadczyć prawdziwych przeżyć… itd. Dość radykalną konkluzją tych wywodów było stwierdzenie, że ci co ograniczają swoje wspinanie tylko do skałek (o panelu nie należy nawet wspominać) tak naprawdę nie lubią się wspinać…

Wydawać by się mogło, że wspinaczkowa dyskusja sięgnęła ekstremum, ale kilka tygodni temu usłyszeliśmy mrożące krew w żyłach informacje o wykryciu dopingu u Iwony Gronkiewicz-Marcisz. Okazało się, że wróg czai się w innym miejscu, że może zostać podważony najważniejszy filar naszego wspinaczkowego światka – UCZCIWOŚĆ. W przypadku Iwony nie zapadł jeszcze ostateczny werdykt – miejmy nadzieję, że jest niewinna – ale stało się jasne, że wspinanie także zostało zadżumione przez doping. Może jestem idealistą ale wydawało mi się, że troszkę różnimy się o ciężarowców, czy skoczków w dal. Przecież zawodów jest w roku maksimum 10, a poza nimi wszyscy wspinamy się w skałkach i (lub) górach, gdzie obowiązuje trochę więcej zasad niż na bieżni. Czy zatem tam też dotrze wszechobecny doping? – jeśli ktoś koksuje się na zawody, to chyba mu to zostaje na skały!

Napiszcie co o tym wszystkim sądzicie, czy doping we wspinaczce istnieje?, czy należy go uznać za istotny problem, czy traktować incydentalnie? Czy PZA powinno wypracować swój własny system kar (czytaj jeżeli udowodni się stosowanie dopingu – dożywotnia dyskwalifikacja), a nie opierać się na wytycznych UKKFiT (które przewidują najpierw 3 miesięczną dyskwalifikacje)?

Zapraszam do dyskusji na łamach BRYTANA

Sprocket

Michała Wayda (Kaotik):
Doping we wspinaczce brzmi dla mnie troszeczkę abstrakcyjnie. Ideą tego sportu nie jest w końcu rywalizacja z drugą osobą. Jeśli ktoś ma ochotę na koks to proszę bardzo, wspinasz się sam dla siebie i jeśli pokonasz drogę na wspomaganiu i usatysfakcjonuje Cię to – nie ma sprawy. Byleby się z tym nie kryć bo to nieuczciwe. Zresztą już sama granica pomiędzy środkami dopingującymi jest bardzo iluzoryczna; różne substancje uznane za niedozwolone mogą wręcz przeszkadzać we wspinaniu (osobiście nie wyobrażam sobie pokonania trudnego technicznie raibungu na speedzie). Najważniejszy fakt to, że we wspinanie nie są zaangażowane duże pieniądze, a to przecież one demoralizują sport najbardziej, nie da się ukryć, że „doup” generalnie szkodzi zdrowiu, ale czyż samo życie nie jest śmiertelną chorobą…

Sprocket:
Abstrakcja niestety się zmaterializowała (vide ostatni wypadek). A co do rywalizacji – generalnie wspinamy się dla samych siebie, ale na zawodach rywalizacja z innymi wspinaczami jest oczywista.

Piotr Golański:
Jest oczywiste, że tylko brak badań zawęża dyskusję o dopingu do przypadku jednej osoby. Na szczęście troska o zawody zagraniczne (były pogłoski, że w Tarnowie też miał być test) spowoduje być może inne podejście naszych zawodników. Z drugiej strony szkoda, ze wiele włożonej pracy Iwony poszło na marne.

Jakub Ruszkowski:
Osobiście uważam, że stosowania dopingu na zawodach o światowym poziomie nie da się wykluczyć. Sam jestem jak najbardziej przeciwny dopingowi we wspinaczce – w końcu wspinamy się dla siebie i jeżeli ktoś potrafi poczuć się dobrze po zrobieniu trudnej drogi jeżeli korzystał z dopingu, to oznacza, że nie pojmuje idei wspinania. Jest to naturalne zmaganie się z samym sobą na skale. Może niektórzy nowi adepci, dla których liczy się tylko panel i kolejna przystawka, a nie potrafiący doczekać się efektów treningu, rzeczywiście czymś się szprycuja. Ale wszystkie doświadczenia ze stosowania dopingu wskazują na jedno – nie opłaca się!

Mikołaj Powiertowski:
Doping…blee…, to oszukiwanie przede wszystkim samego siebie, takie niewidzialne A0. Nawet (zwłaszcza) jak komuś zależy na dodaniu plusika do VI.6. Poza tym to niezdrowe (chociaż co dzisiaj jest zdrowe?) i w jakiś tam sposób na dłuższą metę uzależnia, w zależności od osobnika. Moim zdaniem prawdziwą satysfakcję przynoszą efekty wypracowane własną pracą. Jak nie możesz zrobić tego VI.6+ bez takiego dopalacza to chyba znaczy, że twój organizm osiągnął granice twoich możliwości – można się chyba z tym pogodzić, co? VI.6 to i tak jest taaaaki kosmos… Chyba że wspinamy się dla tego plusika i w nim widzimy cały sens wspinania. Śp. Wolfgang G. napisał, iż najważniejsze jest to by ze wspinania czerpać radość i oto tu chyba chodzi. Wielu powie, że bez dopingu dzisiejszy sport wyczynowy nie byłby tym, czym jest dzisiaj. Zgadza się, ale czy oto tak naprawdę chodzi?

Jacek Pustuł vel kapitan Red:
Byłoby staszną naiwnością sądzić, że ten trąd współczesnego sportu ominie wspinanie. Zawody wspinaczkowe są naturalnym polem do takich praktyk. Już na początku lat 80. kiedy obserwowałem jak rodzi się i rozwija ta dyscyplina, wydawało mi się że wprowadzana ona do naszego sportu nowy niezdrowy element. W przeciwieństwie do gór, gdzie braki w formie czy odwadze można nadrobić fantazją – co nawyżej naraża na śmieszność, wszak nie ma za to medali – to w zawodach wszystko jest na patelni. Szwindel jeżeli miał się pojawić musiał być ukryty. No i na pewno pojawił się już dość dawno temu. Moi przedmówcy napisali: „co dziś jest zdrowe?” ale nie oto chodzi . Każdy odpowiada za swoje zdrowie. Problem jest po pierwsze w złym przykładzie. Po drugie w moralności. Koks to oszustwo, ale tym razem może ono zabrać komuś życiowy sukces. Jest tak samo niemoralny jak podkuwanie czy ….. dziewczyny kumpla..

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum