20 września 2013 09:44

„Oczekiwania, że alpinista to musi być bohater, są jakieś dziwne” – Krzysztof Wielicki komentuje raport o Broad Peaku

W środę opublikowany został raport Zespołu PZA ds. zbadania okoliczności i przyczyn wypadku podczas zimowej wyprawy na Broad Peak. O komentarz do raportu poprosiliśmy kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego, który jest jednym z najwybitniejszych polskich himalaistów i zdobywcą 14 ośmiotysięczników.

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Jak oceniasz ten raport już na spokojnie, po wczorajszej burzy medialnej?

Krzysztof Wielicki (kierownik wyprawy zimowej na Broad Peak): No cóż, raport w końcu powstał na nasze życzenie i sam fakt jego pojawienia się jest ok. Mam jednak trochę zastrzeżeń co do jego zawartości, jest w nim parę momentów dyskusyjnych. Ale wiadomo, że każdy raport jest subiektywny, bo piszą go określeni ludzie. Ten dokument nie powstał na zasadzie porównania wydarzeń z jakimiś procedurami, ale w zasadzie opiera się na porównaniu z własnymi doświadczeniami i pewną filozofią członków komisji.

Siłą rzeczy jest przez to subiektywny. Gdyby były jakieś prawa, rozporządzenia regulujące te sprawy, to można by oczekiwać większej obiektywności. Wtedy mielibyśmy porównanie faktów, z konkretnymi przepisami. Niemniej uważam, że najważniejszym elementem tego raportu są zalecenia, nawet jeżeli nie są to jakieś odkrywcze rzeczy. Bo te zalecenia są generalnie stosowane przez wyprawy, oczywiście nie wszystkie i nie zawsze w pełnym wymiarze. Są one zatem takim przypomnieniem pewnych spraw.


Krzysztof Wielicki – kierownik wyprawy na Broad Peak – w bazie
(fot. Adam Bielecki / polskihimalaizmzimowy.pl)

Natomiast w kwestii ocen moralnych, to powiem, że myśmy nie oczekiwali, że w tym raporcie znajdzie się ocena moralna uczestników. Uważam, że każdy powinien sam sobie jakąś opinię wyrobić i nie wymaga to oceny przez jakąś komisję. Tym bardziej, że jeśli takie oceny moralne wychodzą poza nasze środowisko i przez media publiczne trafiają do ludzi, którzy nie są przecież zorientowani dobrze w alpinizmie i nie bardzo wiedzą o co w tym chodzi, to dzieje się to ze szkodą dla nas, wspinaczy.

To zostało zatem uczynione niepotrzebnie. Raport miał być podsumowaniem, opisem całej wyprawy dla rodzin i bliskich, którzy zginęli. Po naszym powrocie i zaraz po tragedii dużo było zarzutów i niedomówień. Środowisko zakopiańskie całe wrzało. Byliśmy podejrzewani, że coś tam mataczymy, że nie ma jakichś zapisów rozmów, że czegoś celowo brakuje. Byłem wtedy przekonany, że jeśli cała dokumentacja zostanie przekazana do komisji, która obiektywnie przedstawi wszystkie sprawy, to w rezultacie powstanie materiał wyjaśniający rodzinom, co się dokładnie wydarzyło na wyprawie.

A tu okazuje się, że raport stał się medialnym problemem łamania, czy też właśnie niełamania pewnych norm. Podsumowując, uważam, że ta ocena moralna była niepotrzebna, tym bardziej gdy weźmiemy pod uwagę, że jak to z ocenami moralnymi bywa – zwykle są one drażliwe i nie do końca wszyscy będą się z nimi zgadzać. Według mnie raport powinien pokazać, że coś było błędem, że można było coś zrobić inaczej.

Weźmy przykład: zamiast pisać o tym, że ktoś rozbija zespół, można było napisać, że zespół nie powinien się rozdzielić. Przecież taka jest nasza wiedza, że nie powinien. Ale czasem się okazuje, że takie zdarzenie ma miejsce – przecież nie pierwszy raz w historii mieliśmy z takim rozdzieleniem do czynienia. Zatem nie ma co od razu podsumowywać, że jest to łamanie kodeksu. Na tej zasadzie to już wielu złamało kodeks i to wiele razy. Wydaje mi się, że z tego raportu wielu może odnieść wrażenie, że taki alpinista to musi być bohaterem. A przecież alpinista to też człowiek, też ma swoje fobie, też się boi, panikuje, też chce żyć. W tym raporcie te dwie filozofie się zderzają.


Zdjęcie z lata 2005 z przełęczy na 7900 m. Pierwszy to przedwierzchołek Rocky Summit, z tyłu szczyt główny (fot. arch. polskihimalaizmzimowy.pl)

Czy w zrozumieniu raportu nie pomogłaby publikacja załączników, choćby ich części, tych dotyczących ataku szczytowego?

Zamieszczenie tych załączników spowodowałoby, że raport byłby nieczytelny dla mediów, poza tym zaraz zaczęto by pytać, dlaczego coś nie zostało nagrane itd. Załączniki zostały przekazane zarządowi PZA. Widziałem część tych materiałów, jeszcze na etapie prac zespołu. Kiedy Piotr Pustelnik przyjechał do mnie, to miał ze sobą m.in. różne wykresy. Jeśli chodzi o nagrania dotyczące ataku, to nie myślę, aby ich publikowanie miało sens byłoby to jeszcze bardziej dołujące. Natomiast te wszystkie nagrania i materiały są dołączone do raportu i dysponuje tym PZA.

Twoja rola jako kierownika wyprawy została ostatecznie oceniona pozytywnie, choć stoi to w sumie w sprzeczności z tym, co we wczorajszym wywiadzie podkreślił Piotr Pustelnik, przypisując pełną odpowiedzialność za błędy popełnione kierownikowi, przyrównując go do kapitana statku.

Oczywiście, Piotr ma rację taka odpowiedzialność niekoniecznie musi wynikać z działań przewinień, ale ona wynika z zasady, że kapitan odpowiada za statek. Wiesz, kapitan odpowiada za statek, nawet jeśli nie zrobił nic złego. Takie jest prawo.

Skoro jednak pojawiają się negatywne oceny Adama, i stonowane Artura, to kierownik nie powinien być chyba pozytywnie „zweryfikowany. Nie sądzisz?

No tak, ale to dlatego, że ich oceny dotyczą kwestii moralnych, a nie uchybień, które ewentualnie na mnie można by zarzucić.

Zespół sformułował względem ciebie uwagi krytyczne jedna z nich dotyczy rozłożenia kompetencji pomiędzy tobą a Maćkiem Berbeką, braku jednoznacznego przywództwa podczas podejmowania decyzji w trakcie ataku szczytowego.

Co to znaczy jednoznacznego? Jednoznacznie było wiadome, że to Maciek jest najbardziej doświadczony. Czego komisja oczekiwała? Że dostanie na piśmie jakieś deklaracje? Kto tak w górach robi? Przecież wiadomo, że nikt.

W raporcie pada takie sformułowanie, że Artur i Adam „w swoim subiektywnym przekonaniu działali w sytuacji zagrożenia własnego życia. Jak ty oceniasz warunki, jakie panowały tam wieczorem na górze – byłeś w końcu najbliżej chłopaków?

No wiesz, nie można tego wykluczyć. Nie wiemy, co by się wydarzyło, gdyby zostali tam na grani we dwójkę. Ale nie było takiego dylematu, ponieważ oni tak do końca nie wiedzieli, że się coś złego dzieje. Ten problem powstałby wtedy, gdybym ja miał łączność z nimi i rzeczywiście powiedziałbym im, że mają czekać i nie wiemy, co oni by w tej sytuacji zrobili. Dopiero wtedy pojawiłby się ten dylemat.

A do tego w ogóle nie doszło, oni zeszli, myśląc, że Maciek i Tomek wolno, bo wolno, ale jednak schodzą za nimi. Tutaj trudno kogoś oceniać, jeśli nie było momentu, w którym jeden alpinista zostawia drugiego, czyli sytuacji: „ty jesteś słaby, więc zostajesz, a ja uciekam na dół. Tu nie było zdarzenia nieudzielenia komuś pomocy.

Można mówić o tym, że nie przewidzieli czegoś, że wykazali małe zainteresowanie zespołem, który był z tyłu. Oni sami się tłumaczą warunkami – Bielecki mówi, że wpadł w panikę, że się bał i uciekał stamtąd. Trzeba też to wziąć pod uwagę. Nie możemy na siłę kreować bohaterów, po powstaje wtedy pytanie, co jest lepsze? Być tchórzem i żyć, czy być bohaterem i umrzeć? Słusznie Robert Szymczak powiedział, że te oczekiwania, że alpinista to musi być bohater, są jakieś dziwne.

Zarzuty dotyczą również zejścia Adama z obozu czwartego… Wyjaśnij to proszę.

Tutaj nie widzę problemu, tu jest jakieś przekłamanie. To było trochę inaczej, ja proponowałem przez telefon, wiedząc, że Karim Hayatt idzie rano do czwórki, żeby któryś z kolegów został. Nie chodziło o to, aby obaj zostali, bo wiedziałem, że są zmęczeni. I Artur powiedział, że on zostanie, Adam pewnie uznał, że skoro Artur zostaje i czeka na Karima, to on schodzi. Tak więc to nie było tak, że uciekł. Tym bardziej, że to nie miało później żadnego wpływu na akcję. Być może Adam powinien zostać, ja bym może i został. Trudno tę sytuację oceniać jednoznacznie.

————-

Pełny tekst raportu tutaj:

Pełny komentarz Zarządu na stronie PZA.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum