25 czerwca 2013 09:54

Powrót do przeszłości – recenzja przewodnika "Podkarpacie. Tom 1: z liną"

Ukazanie się nowego przewodnika było dla śledzących ten rynek wydawniczy pełnym zaskoczeniem. Do tej pory opisane w „Podkarpaciu” rejony miały znaczenie głównie lokalne i dla przyjezdnych musiał wystarczyć mocno już nieaktualny przewodnik „Skałki Czarnorzeckie. Prządki. Kamieniec” Jacka Czyża lub dobrze opracowane materiały Magazynu Górskiego. Trzeba było sumiennie kompletować kolejne numery i ołóweczkiem dopisywać zmiany. To się teraz zmieniło i oto trzymamy w ręku kompilację wszystkich głównych piaskowcowych rejonów południowej Polski. Brakuje Rożnowa, ale rozumiem, że zadecydowało położenie w Małopolsce.

Tomik ma poręczny format i wcale niemałą objętość – 144 strony (brakuje dwóch pierwszych). Teraz rzut oka na okładkę. Tytuł w dobrej, kontrastującej z piaskowcową scenerią kolorystyce, a na zdjęciu Autor. Właściwie autorów jest trzech i słowo głównego Autora – Jacka Trzemżalskiego, obecnego kustosza Skał Czarnorzeckich, wyjaśnia, że współautorzy przyczynili się jedynie do opracowania pojedynczych rejonów. Piotr Wójcikiewicz – Żurowej i Krajowic, a Adam Zawadzki – Kamienia Leskiego. Poczynię w tym miejscu małą dygresję: moje ucho zapamiętało Skały Czarnorzeckie oraz Kamień Leski. Tu prezentuje się je jako Czarnorzeckie Skały oraz Leski Kamień, w moim odczuciu o gorszym brzmieniu.

Na dużej mapie samochodowej, zamieszczonej na skrzydełku, odnajdujemy opisane rejony Podkarpacia. Zakres mapy jest wystarczający dla nieznającego terenu, sięga od Tarnowa i Rzeszowa po południowo-wschodnie krańce Polski. Jednak brakuje mi na niej wyróżnienia dróg krajowych i lokalnych. Dodałbym też numerację dróg, pamiętam bowiem, jak trudno było po raz pierwszy przejechać przez Sanok, w drodze do Leska albo odnaleźć południową trasę do Jasła, bardziej widokową, alternatywną do krajowej „czwórki”.

Generalnie, projekt graficzny podoba mi się, mimo dużego nagromadzenia szarości. Najbardziej przeszkadzają mi ciemne prostokąty z opisem skałek, które dominują graficznie nad całością, stąd po przerzuceniu kolorowych stron wstępu wrażenie jest nieco przygnębiające. Układ jest przejrzysty, rozstrzelone liternictwo tytułów i żywa pagina w szarościach są ok. Rysunki są estetyczne i prawidłowo oddają proporcje i kontury skały, co jest zawsze najtrudniejszą sztuką. Dosłownie kilka z nich odstaje jakością i zostało narysowanych inną kreską. Dziwne, bo łatwo było to naprawić w dobie dobrych programów graficznych.

Każde wolne miejsce wypełnione zostało czarno-białymi zdjęciami, a te włamane są w taki sposób, że tracą format. Jedne są kwadratowe, inne prostokątne. Są przy tym małe, a szczegóły na nich często zamazane. Proszę spojrzeć na zdjęcia całostronicowe – te bardzo dobrze oddają odmienność skały i z przyjemnością się na nie patrzy. Największy zgrzyt estetyczny poczułem przy Krowiej Turni oraz na kolejnych stronach Kamienia Leskiego, gdzie nie zachowano wewnętrznych marginesów i sąsiednie rysunki zachodzą na siebie. Najgorzej wygląda to na str. 132-133.

Skały są prawidłowo opisane od lewej do prawej, z kilkoma wyjątkami. Przy Kursowych powoduje to zamieszanie w przebiegu dróg 18 i 19 oraz 7, 8 i 9 (drogi 7 i 9 mają wspólną końcówkę), natomiast przy Przełomie Marcinka nie ma to żadnego wpływu na czytelność, bo rejon jest zbyt mały. Jednak ustawienie kolejnych sektorów Strzelnicy odwrotnie, czyli od prawej do lewej, powoduje zupełnie kuriozalny efekt. Niestety, logika czytania skały (lewy kant leży na lewo od środka, prawy kant leży na prawo od środka) jest inna niż „logika zwiedzania”. Zemściło się to na Autorze przy drogach 22 i 23 na Filarze Centralnym, których kolejność zamieniono oraz przy drogach 29 i 30 na Ścianie Rozrywkowej.

Z niewiadomych przyczyn popełniono również błąd, który – wydawało się – więcej nie będzie powtarzany w kolejnych przewodnikach. Piszę o Krowiej Turni, dla której odnalezienie opisu dróg do rysunku nakazuje przerzucić jedną, a nawet dwie kartki.

Największe zaciekawienie, już od zapowiedzi prasowych, budziła publikacja „zakazanej” części Skał Czarnorzeckich, czyli Rezerwatu Prządki. Ja sam zetknąłem się tu po raz pierwszy z podkarpackim piaskowcem na początku lat 90., a po rejonie oprowadzał naszą ekipę, bez ustanku poruszający rękoma, Jacek Czyż – ówczesny kustosz. Oczekiwałem pełnego opracowania, co po latach mogłoby być podróżą do przeszłości. Do czasów, gdy można było wspiąć się na Dziewicę, bez stresu próbować kolejnych przystawek na Schodkach, czy bez końca dotykać palcami wspaniałych chwyto-tablic na Herszcie. Tymczasem opracowany w przewodniku materiał Prządek jest dla mnie rozwiązaniem niezrozumiałym.

Otrzymujemy bowiem wykaz dróg obok surowych zdjęć skał rezerwatu. Nie sposób po latach odszukać tych wszystkich mitycznych linii, podziwiać śmiałości zdobywców. Rozczarowanie potęgują zdjęcia, na których widać głównie krzaki. Nie tak zapamiętałem to miejsce. Być może lepiej, zamiast na siłę tworzyć 22 strony przewodnikowe z opisem wysokości i wystawy ścian, wystarczyło zamieścić samą listę dróg obok historycznej pocztówki PTTK (jeden obraz mówi więcej niż 1000 słów). W ten sposób z zapowiadanej liczby 750 linii zostaje w przewodniku jedynie 485 dozwolonych, gdyż sytuacja dotyczy też dróg mieszczących się w murach kamienieckiego zamku.

Kolejną wątpliwość związaną z rezerwatem budzi u mnie polecenie kilku mieszczących się tam dróg. Jednocześnie Autor przypomina, że wspinaczka na terenie Rezerwatu Prządki jest zabroniona! Czy należy zabieg ten traktować jako puszczenie oka do środowiska?

Część wstępna została nieźle napisana. Bez trudu dowiemy się  z niej, gdzie leżą skały i jak do nich dotrzeć, a także jaką specyfikę ma wspinanie w piaskowcu. To bardzo ważne, żeby przypominać o tym wspinaczom nieobytym z piaskowcową materią. Podano również kontekst historyczny, bohaterów kolejnych pokoleń i kamienie milowe piaskowcowej eksploracji Podkarpacia. Zresztą teksty w poszczególnych rozdziałach również dobrze się czyta, a informacje są klarowne. Przydałaby się może porządna redakcja językowa, bo zbyt często zdarzają się potknięcia stylistyczne, błędy ortograficzne (np. nadużywana wielka litera) oraz literówki. Przykładem niech będzie podtytuł przewodnika, który na grzbiecie okładki, na karcie tytułowej oraz we wstępie jest napisany na trzy różne sposoby.

Treść merytoryczna jest bez zarzutu. Nie znalazłem żadnego błędu w nazwach dróg, poza manierą pisania wszystkich wyrazów w nazwie wielką literą. No cóż, takiego Autor dokonał wyboru… (według mnie nazwy dłuższe niż dwa wyrazy, np.: Na Prawo Od Wymycia albo Lew I Cobra wyglądają kulawo).

Dane historyczne również zostały podane w wystarczającej formie. Poznamy autorów i rok przejścia drogi. Wybrane drogi zostały wyróżnione gwiazdką i krótkim opisem, który ma nas zachęcić do próby. Nie rozumiem tylko określenia „złośliwa rekomendacja” – w końcu te linie są polecane czy nie? I dlaczego w tylu przypadkach zostało wskazane najtrudniejsze miejsce drogi? Purystów stylowych ten zabieg na pewno nie zachwyci.

Teraz czas na wyceny. Ach te wyceny… Od lat mówi się, że skala w Czarnorzekach jest miękka. Dla wielu wspinaczy, głównie wizytujących, którzy muszą przecież dodatkowo zaznajamiać się z piaskowcową specyfiką, drogi wydają się łatwe. Linie nie są długie, raczej boulderowe, a bardzo czytelna rzeźba skały sprzyja on-sightom. Ostatnio powstające drogi na Sokolim Grzbiecie są tego najlepszym przykładem.

Odmiennie jest na Kamieniu Leskim, tutaj drogi często mają siłowy charakter i przy ich długości przydaje się wytrenowana na sztucznej ścianie (lub na tzw. „łeście”) wytrzymałość. Funkcjonują obok siebie dwie skali trudności. Niestety, nic z tym problemem nie zrobiono, a wydanie kompleksowego przewodnika było najlepszą okazją, żeby to naprawić. Czasem warto też posłuchać wspinaczy z zewnątrz i zmienić utartą od lat wycenę. Taką drogą są np. Czarne oceany, wg przewodnika VI.4, która miewa jedno przejście w sezonie lub wcale, a jej trudności są zbliżone do sąsiednich sześć-piątkowych klasyków.

Treść przewodnikową zamykają indeksy – dróg oraz osobowy, co staje się już w przypadku tego typu publikacji regułą. Tworząc ten pierwszy popełniono, niestety, logiczny błąd i drogi nie zostały uszeregowane alfabetycznie.

Po słowach zachęty i krytyki przedstawię listę zauważonych błędów, które mogą mieć wpływ na wartość merytoryczną lub odbiór wspinaczki:

– str. 25, drogi 13 i 14 – mają wspólny start do 1.R,
– str. 27, drogi 27 i 28 – nie zaznaczono ringa na rysunku,
– str. 30, droga 12 – brak ringów, chyba że droga łączy się z 13 i tego nie pokazano; droga 14 – jak wyżej, tym bardziej, że jest to „klasyczna linia”; droga 8 – nie wiadomo, po których ringach idzie droga, a powstała najwcześniej,
– str. 50, droga 10 – istnieje wariant ucieczkowy z kruksa, w prawo za VI.1+; droga 24 – to 2. wyciąg, więc nie startuje z ziemi,
– str. 53, drogi 40-43 startują z półki, warto to wyraźnie zaznaczyć,
– str. 54, droga 53 – droga startuje na lewo od szóstkowego terenu, wprost pod 1.R,
– str. 56, drogi 7 i 9 – brak 3.R na kancie; droga 15 – wycena jest prawdopodobnie dużo wyższa,
– str. 57, zła numeracja dróg 1-6,
– str. 59, droga 21 – wycena jest prawdopodobnie dużo wyższa,
– str. 101, drogi 22 i 23 – zamieniono kolejność dróg,
– str. 102, droga 29 – źle zanumerowana na rysunku,
– str. 133, droga 62 – wycena jest prawdopodobnie dużo wyższa,
– str. 136, drogi 84-86 – wyceny też mogą być wyższe.

Niezależnie od wszystkich krytycznych uwag, należy jasno powiedzieć, że jest to bardzo potrzebne opracowanie i całemu zespołowi autorskiemu należą się podziękowania za wykonaną pracę. Obecnie jadąc pod Krosno czy Lesko, zabieramy poręczną książkę, z najbardziej aktualnymi informacjami. Przy kolejnych opracowaniach sugeruję jedynie mniejszy pośpiech, a za tym większą dbałość o szczegóły w sferze językowej i graficznej. Na pewno wpłynie to na większe zadowolenie użytkowników!

Grzegorz Rettinger

Przewodnik można kupić w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum