27 września 2012 17:36

Mistrzostwa Świata w Paryżu w relacji Adama Pustelnika. Cz. II

W pierwszej części relacji z tego, jak wyglądały tegoroczne Mistrzostwa Świata we wspinacze sportowej, starałem się skupić na kwestiach organizacyjnych, które przyczyniły się do tego, że była to wyjątkowa impreza oraz na innej bardzo ważnej części zawodów. Tej, w której rywalizowały osoby niepełnosprawne. Teraz chciałem pokrótce opisać, jak rozegrane zostały sztandarowe konkurencje wspinaczki sportowej.


Paryż 2012 (fot. Heiko Wilhelm)

***

Byłem odpowiedzialny za to, jak wyglądały drogi na tegorocznych Mistrzostwach Świata i jestem bardzo zadowolony z wyników, jakie udało nam się „sprowokować”. Tym bardziej, że większość pracy wykonaliśmy dużo wcześniej. Dokładnie, jeszcze przed którąkolwiek z edycji tegorocznego Pucharu Świata. Tzw. „presetting” odbywał się w Chamonix, z tym że jeszcze przed tamtejszymi zawodami. Pod względem logistycznym było to spore wyzwanie, ale udało się. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn wszystkie drogi, w każdej rundzie zawodów, „działały” dobrze i spełniły nasze, czyli teamu (Paul Dewilde, Vincent  De Girolamo, Remy Samy i niżej podpisany) oczekiwania. W kluczowej, finałowej rozgrywce selekcja odbyła się w górnej partii drogi, była wyraźna (o więcej niż tylko jeden chwyt) i stworzyła ciekawe dla publiczności widowisko.

Wśród kobiet zabrakło faworytki Miny Markovic, która podczas zawodów w Arco złamała kciuka oraz wysoko notowanej Sashy Di Giulian. Żeński finał był nieco krótszy, jednak bardziej fizyczny i zdecydowanie trudniejszy w końcowej partii, od półfinału. Wymagał dobrego odczytania, i jak każda droga na zawodach, dobrego – z jak najmniejszą ilością błędów – wspinania.

Bardzo pozytywnie zaskoczyła pierwsza ze stawki finalistek Charlotte Durif, która jako jedyna „w dobry” sposób przeszła najbardziej przewieszoną część drogi i ku naszej (teamu) uciesze pokazała publiczności, że droga jest do przejścia (jej start znajdziecie tutaj i warto go porównać z innymi). Ostatnia na podium Johanna Ernst doszła zaledwie dwa chwyty dalej, jednak podniosła poprzeczkę dla najlepszych z półfinalistek, Angeli Eiter i Jain Kim.

Pierwsza z nich po świetnej walce spadła dosłownie 4 chwyty przed końcem drogi i przed startem Koreanki wydawało się, że jest szansa na top. Niestety problemy w dachu, może również zmęczenie po starcie w półfinałach w boulderingu (rano tego samego dnia) spowodowały, że Jain spadła przed wejściem w ostatnie przewieszenie i zajęła drugie miejsce. Tym niemniej był to świetny finał i kolejny tytuł Mistrzyni Świata słusznie przypadł w udziale Austriaczce.


Angela Eiter po raz czwarty na najwyższym podium MŚ
(fot. Franz Schiassi)

U mężczyzn na starcie zawodów stawiła się cała czołówka Pucharu Świata plus Adam Ondra, który zawsze może zaskoczyć świetnym startem ( Czech nie brał udziału w zawodach od prawie roku). Panowie rywalizowali na drodze, która wiodła przez ten sam układ struktur i w charakterze była podobna do finału żeńskiego. Szybka, bez większych miejsc odpoczynkowych, z boulderowymi elementami i wyraźnym, intensywnym finiszem.

Pierwsza czwórka startujących nie wyszła poza krótki, siłowy dach. Startujący z numerem pięć Ondra, spadł sięgając poza dach i wydawało się, że może minąć się z podium. Zaraz po nim wspinał się Sean McColl. Niezwykle silny i wszechstronny zawodnik, któremu dzień wcześniej zabrakło jednej próby, aby znaleźć się na podium finałów boulderowych. Kanadyjczyk wyprzedził zdecydowanie Adama i spadł na wejściu w ostatnie przewieszenie drogi. Startujący po nim Jakob Schubert po ogromnej walce spadł zaledwie trzy ruchy przed końcem i podobnie jak podczas finału żeńskiego, idealne zakończenie rywalizacji (czyli jeden top) wydawało się bliskie.

Niestety ostatni w stawce Ramon Julian Puigblanque „zaciął” się w dachu. Trzy razy się cofał, nie potrafił zdecydować się na ruch, obrócił się w złą stronę i spadł. Szkoda, bo Hiszpan był jedynym, który skończył drogę półfinałową. Wyraźnie był w dobrej formie, podobnie jak Angela bronił tytułu i jeszcze ani razu w tym roku nie stał na pierwszym miejscu podium. Tym samym austriacki team zgarnął dwa złota kategorii na trudność.


Ramonet tym razem pechowo (fot. Heiko Wilhelm)

Szefem zespołu układającego bouldery był Jamie Cassidy z Anglii, a towarzyszyli mu między innymi Jacky Godoffe i Marc Davient. Panowie również nie mieli łatwego zadania. Ich konkurencja została podzielona na dwie lokalizacje. Eliminacje odbywały się na dwustronnym murze boulderowym na tyłach głównej hali Bercy, natomiast półfinały i finały na dwóch blokach boulderowych ustawionych w centralnym punkcie sceny głównej.

Pierwsza ze ścian stanęła dość późno, a druga mimo usilnych starań bujała się na tyle, że przed startem półfinałów Jamie poprosił wszystkich zawodników, żeby po udanym „topowaniu” nie cieszyli się zbyt mocno, bo mogą zrzucić osobę wspinającą się obok. Ale udało się. Półfinały idealnie rozrzuciły mężczyzn i kobiety, choć do ostatniej rundy niekoniecznie dostali się „faworyci”. Największym zaskoczeniem był skład żeńskich finałów. Bez Juliane Wurm, Melissy La Neve, Alex Puccio, a z Melanie Sandoz, Olgą Iakovlevą i Cecile Azezou (41 lat!).

Najpierw jednak do walki o medale stanęli mężczyźni. Stawka była bardzo mocna, choć wiadomo było, że rywalizować będą ze sobą przede wszystkim dwaj zawodnicy. Kilian Fischhuber, wielokrotny zdobywca Pucharu Świata, któremu do kompletu brakuje tylko tytułu Mistrza Świata i Dmitrij Szarafutdinow, który w pucharach nie zawsze startował, ale wygrał zeszłoroczne zawody w Arco i zapowiadał, że w tym roku chce wygrać przede wszystkim zawody w Bercy.

Poza tą dwójką można było spodziewać się dobrego występu tegorocznego zdobywcy Pucharu Świata Rustama Gelmanowa oraz niezwykle w tym roku silnego Seana McColla. Grono finalistów uzupełnili Rei Sugimoto i jeszcze bardziej niespodziewany (bo startujący z 1. miejsca) Jan Hojer. Brak doświadczenia dał się jednak we znaki młodemu Niemcowi, bo rywalizację zakończył na 5. miejscu, wyraźnie napięty i niepewny, każdej próby. W pierwszej czwórce natomiast działo się dużo.


Występ Rei Sugimoto w finale należy uznać za niespodziankę
(fot. C. Loury / planetgrimpe.com)

Na starcie Dima wyglądał jakby miał przegrać zawody, bo jako jedyny nie przeszedł flashem pierwszego problemu. Później jednak Rosjanin wziął się w garść i po niesamowitej walce jako pierwszy skończył drugi boulder. To samo udało się jeszcze Seanowi (po zdecydowanie mniejszej walce, warto zobaczyć tutaj – 0:55) i Kilianowi. Kolejny, wybitnie pionowy problem, okazał się kluczowy w finałowej rozgrywce. Jako pierwszy skończył go Rustam i tym samym wrócił do walki o podium. Później do topu doszedł jeszcze Dmitriij, potem już nikt. I kiedy Rei Sugimoto bez problemu pokonał flashem ostatni boulder, stało się jasne, kto wygrał.

Jeszcze na koniec Rustam pokazał „moc i zapas” (warto porównać sobie jego przejście boulderu z innymi, tutaj – czas 1:35), a Sean poślizgnął się podczas pierwszej próby i tym samym dość nieszczęśliwie wypadł poza podium.


Dmitrij Szarafutdinow znów Mistrzem Świata (fot. Franz Schiassi)

Rozgrywka wśród kobiet wyglądała zadziwiająco podobnie. Z tym, że o 1. miejsce rywalizowały niespodziewanie ostatnie po półfinałach Mélanie Sandoz  i Olga Iakowlewa z Anną Stöhr. Pierwszy boulder był rozgrzewkowy – dla wszystkich. Drugi zrzucił Cecile i Jain, która dzień wcześniej wygrała srebro w konkurencji prowadzenie. Na trzeciej przystawce stawka przetasowała się. Top zaliczyły jedynie Francuzki i Rosjanka. Mająca gorszy dzień Akiyo Noguchi spada dosłownie o krok od topu. Jain i Anna nie mogły sobie natomiast poradzić z wyjściem na ostatnią strukturę. Z rozkładu prób wynikało jednak, że wszystko jeszcze może się zmienić.

Żadna z pierwszych czterech startujących pań nie mogła zrobić ostatniego problemu. Dość zaskakująco (brak topów na 2 i 3 problemie) pokonała go Jain Kim, co zwiększyło nadzieję publiczności na emocjonujący finał. Anna jednak w ogóle nie potrafiła przejść (spadała nie trafiając dobrze w chwyt) ostatniej przystawki i złoto niespodziewanie trafiło do Mélanie Sandoz. Nie trzeba chyba dodawać, że takie zakończenie rywalizacji w boulderingu bardzo podobało się publiczności.


Mélanie Sandoz  po raz pierwszy stanęła na najwyższym podium MŚ (fot. C. Loury / planetgrimpe.com)

Jednocześnie w sobotę i w niedzielę odbywały się finały w kategorii na czas. Jak już pisałem wcześniej nie odbyło się bez problemów technicznych. Po tym, jak w piątek zegary mierzące czas w ogóle nie chciały współpracować, ekipa techniczna wymieniła je na inny model. Niestety różne modele to różne czułości startu, wyłapywanie, bądź nie falstartów itp. Tym samym dość nieszczęśliwie ta konkurencja pełna była niezrozumiałych dla publiczności sygnałów, komend i zachowań. Z jednej strony biegi były bardzo szybkie (dwa rekordy świata kobiet, oba autorstwa Julii Lewoczkiny), z drugiej jednak masa falstartów i celny rzut w publiczność workiem na magnezję, a zaraz potem uprzężą (tutaj 2:21 i 2:23 – czai się w tle :-) – ponoć z radości.

Jak dla mnie czasówka jest bardzo ciekawą, bo szybką konkurencją. Kiedy jednak dochodzi do przestojów, niezrozumiałych działań, traci sporo na swojej atrakcyjności. Inna sprawa to niezwykłe czasy, które trzeba uzyskiwać, żeby dalej być w czołówce. Wśród mężczyzn, żeby dojść do półfinału trzeba regularnie biegać poniżej 7 sekund. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, wiec nie chcę pisać, na ile bicie rekordu dalej jest możliwe. choć sam jestem bardzo ciekawy, jak widzą to zawodnicy tej specjalizacji. Wyraźnie u kobiet jest jeszcze pole do działania. A u mężczyzn?

Niestety nie jestem w stanie dokładniej opisać, jak rozegrała się walka o medale w tej konkurencji. Przyglądałem się jej trochę z boku (może i dobrze, bo mógłbym zostać trafiony workiem), z pewną nadzieją że żaden chwyt się nie przekręci. Kiedy nasi zawodnicy odpadli z rywalizacji, nie skupiałem się już na tyle, żeby wybrać smaczki z tego, jak wyglądała rywalizacja. Mogę napisać jedynie, że wszyscy byli szybcy – dużo szybsi ode mnie :) Więcej na temat tej konkurencji napisał Tomek Poznański tu i tu, ale jeśli będą to czytać zawodnicy bądź trenerzy, szczerze zachęcam do komentowania albo po prostu dopisania tej części historii.

Spragnionych akcji sportowej (bądź nudzących się w pracy) odsyłam na kanał IFSC na youtube: http://www.youtube.com/user/ifscchannel. Tam znajdziecie wszystkie powtórki, nie tylko z tych ale również z wielu innych zawodów firmowanych przez IFSC. Dla wygodnych natomiast (przeszukiwanie biblioteki zajmuje trochę czasu) podrzucam linki do skrótów z akcji w konkurencjach bouldering i prowadzenie.

Natomiast tych, którzy na bieżąco śledzą lub chcieliby zacząć śledzić rozgrywki w Pucharze Świata na trudność zapraszam na www.wspinanie.pl w sobotę i niedzielę. Po ciekawych, choć dość zaskakujących (czerwona kartka dla Jakoba Schuberta) zawodach w Puurs, zawodnicy startować będą w Atlancie (pod Warszawą :)

***

Adam Pustelnik (adidas, Five Ten, Black Diamond)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum