24 maja 2012 10:21

Superbalance na Polar Sun Spire – rok temu nie byliśmy jeszcze gotowi…

Na początku maja br. sukcesem zakończyła się wyprawa na Ziemię Baffina. Zespół w składzie Marcin Yeti Tomaszewski (www.geronimo.civ.pl, HiMountain, Edelrid) i Marek Regan Raganowicz przeszli północną ścianę Polar Sun Spire, wytyczając Superbalance (VII, A4, M7+). Poniżej obiecana relacja chłopaków z wyprawy.

***

1. Pomysł/Początek

Yeti: Polar Sun Spire zawsze tkwiło głęboko w mojej świadomości. Zdjęcia ściany raz na jakiś czas przewijały się w wertowanych przeze mnie czasopismach i albumach. Góra ta jest dla mnie symbolem big wallu. Czasami myślę, że to właśnie dla niej wpadłem na pomysł „4 żywiołów”. Czekałem tylko na pretekst, aby stanąć u jej podnóża. Długo szukałem odpowiedniego partnera. Gdy napisałem do Regana okazało się, że jego odczucia są podobne. Ucieszyła mnie nasza jednomyślność. Od lat ta ściana go inspirowała. Do dziś słyszę jego słowa: „Jadę, ale tylko na nią…”.

Regan: W lipcu 2010 siedziałem nad schematem kolejnej solówki na El Capitanie, kiedy w skrzynce pojawił się email od Yetiego: „(…)Nie owijając w bawełnę :) Chciałbym Ci zaproponować wspólną wyprawę na Ziemię Baffina (Sam Ford Fiord). Cel: wytyczenie nowej big wallowej drogi. Daj znać, czy jesteś zainteresowany… Pozdrowienia”.

Byłem zainteresowany i to bardzo… :)


Północna ściana Polar Sun Spire

2. Organizacja/Podróż

Yeti: Do wyjazdu przygotowywaliśmy się prawie dwa lata. Dziś widzę, że rok temu nie byliśmy jeszcze gotowi. Do takiej ściany należy dojrzeć psychicznie, oswoić się z jej ogromem. Kilka miesięcy przed wyjazdem siedzieliśmy w szczecińskim pubie nad stertą raportów i wspólnych notatek. Planowaliśmy każdy etap i założenia naszej wyprawy. Muszę przyznać, że zrealizowaliśmy je z całkiem niezłą skutecznością. Mieliśmy dużo szczęścia, wielu ludziom bardzo spodobał się nasz projekt i wyciągnęli do nas pomocną dłoń. Taka wyprawa sporo kosztuje, cały czas balansowaliśmy na granicy i nie byliśmy pewni, czy starczy nam funduszy. Dopiero gdy spotkaliśmy się na lotnisku dotarło do mnie, że naprawdę się udało.

Z każdą godziną powoli uwalnialiśmy się od organizacyjnego szału. W Ottawie przyjął nas w swoim domu Doug, kumpel Regana z Yosemitów. Niesamowity facet, chciałbym więcej takich ludzi spotkać na swojej drodze. Potem wylądowaliśmy w Iqaluit, stolicy prowincji Nanavut (Baffin Island) i wreszcie małe lotnisko w Clyde River. Rok temu polubiłem nawet tę wioskę na facebooku :)

Gdy rozbiliśmy przy wjeździe do miasteczka nasz mały namiot, od razu poczuliśmy klimat kwietniowego Baffina. Przeraźliwe zimno utrudniało każdą podstawową czynność. Zdałem sobie wtedy sprawę, że kontrola własnego ciała będzie najważniejszą czynnością na tej wyprawie i w pewnym sensie kluczem do sukcesu. W trakcie 5h transportu skidoo pod ścianę tracę czucie w palcach u nóg. Rozgrzewam je na postoju. Gdy stajemy w końcu pod ścianą świat powoli zwalnia i wszystko zaczyna się obracać wokół niej. Patrzymy na siebie z Reganem i przybijamy piątkę. Od razu widzimy naszą drogę, znów jesteśmy jednomyślni.


W Ottawie ugościł nas yosemcki solista Ottawa Doug. Wybraliśmy się do włoskiego fryzjera…

Regan: Organizacja takiego wyjazdu jest solidnym testem dla każdego zespołu, bo wymaga zaangażowania na 100%. W sumie, przed wyprawą spotkałem Marcina jedynie dwa razy. Znaliśmy się wirtualnie i prasowo, więc przełamywanie barier organizacyjnych było ważnym testem dla nas jako zespołu. Muszę przyznać, że już samo dotarcie pod ścianę uznaliśmy za niezależny sukces. Początkowo planowaliśmy na kwiecień 2011r., ale stwierdziliśmy, że ta ściana wymaga od nas spokoju, a nie mieliśmy go w tym czasie dostatecznie dużo. Po prostu nie byliśmy gotowi, więc bez emocji postanowiliśmy odłożyć wyjazd na później. To była dobra decyzja…


W drodze…

3. Ściana/Droga/Szczyt

Yeti: Od chwili, gdy weszliśmy w ścianę, wszystko się zmieniło. Zmieniliśmy nasze myślenie, rytm dnia, priorytety. Wspinaliśmy się 24 dni. Tego czasu nie da się opisać. Co dzień powtarzaliśmy sobie, że liczy się tylko kolejny krok, plan dnia. Na początku szczyt był odległy i nierealny, a myślenie o nim przytłaczało. Jednak z każdym dniem oswajaliśmy naszą ścianę, nadając nazwy napotkanym formacjom. Kolejne dni wspinania przyjmowaliśmy takimi, jakie były. Nie raz zdarzyło nam się spędzić cały dzień w padającym śniegu, czy osypujących się pyłówkach. Jeszcze przed wyjazdem wiedzieliśmy, że musimy wspinać się w każdych warunkach i byliśmy do tego przygotowani psychicznie.

Cały czas mieliśmy świadomość z jednej strony uciekającego czasu, a z drugiej „nieskończoności” ściany, na którą mogłoby nam nie starczyć czasu. Trudności terenu były bardzo urozmaicone, zarówno hakowe jak i zimowo klasyczne. Pomimo, że droga nie zaskoczyła nas barierą nie do przejścia to jednak z każdym ruchem konsekwentnie wysysała energię. W trakcie wspinaczki napotkaliśmy wiele technicznych, kruchych wyciągów. Normą stały się już odcinki na jedynkach wyceniane przez nas na A1 oraz wielokrotne wyjście z ław w wymagającą klasykę na dziabach.

Superbalance jest drogą typowo zimową. W lecie, ze względu na kruszynę, może okazać się bardzo niebezpieczna lub nawet niemożliwa do przejścia. Szczyt był naszym spełnieniem, a nasza radość niemal pierwotna. To zresztą temat na zupełnie inną okazję.


Wreszcie w ścianie…

Regan: Przed wyprawą nasze założenia i wyobrażenia o tym, co będzie się działo, były odmienne od tego, co pokazała rzeczywistość. Mieliśmy ochotę na świetną zabawę i ostrą walkę w ścianie, ale pierwsze spotkanie z urwiskiem ustawiło nas do pionu – pozostała sama walka. Bez słowa, bez umawiania się i bez komentarzy, następnego ranka po przyjeździe pod PSS popędziliśmy do roboty.

Tak wyszło, ze zatrzymaliśmy się dopiero na szczycie, a żartować zaczęliśmy dopiero na ostatnim biwaku w ścianie. Nie chcieliśmy tracić czasu na żadne rozglądanie się po rejonie, aklimatyzację, czy cokolwiek innego. Myśl o ścianie, drodze, zimnie i wszystkim, co może się nam przydarzyć, gnała nas do przodu. Byliśmy głodni wspinania i wszystkie drobne sprawy załatwialiśmy w biegu. Nawet nie zdążyliśmy uzgodnić komend przed wejściem w ścianę :) Najważniejszy był urobek. Mieliśmy w sobie ducha walki i muszę powiedzieć, że jedną z najważniejszych decyzji było to, że wspinamy się w zespole dwójkowym. Przez dwa lata planowania stopniowo dojrzewaliśmy do tej decyzji, ale warto było…


Byliśmy głodni wspinania…

4. Zdziwienie

Yeti: Oż… nie ma orzeszków w dwójce… To był dla mnie prawdziwy cios :) Żywność mieliśmy spakowaną do dwóch worów. Jedynka miała wystarczyć do podstawy headwalla, dwójka do szczytu i z powrotem. Gdy wyholowaliśmy sprzęt do biwaku pod ścianą headwalla okazało się, że kupiliśmy tylko jedną kilogramową paczkę, która była spakowana do jedynki. Od tamtej chwili marzyliśmy o codziennej garści orzeszków. Do połowy drogi była naszym rytuałem po zjeździe do portala, przed przygotowaniem liofów.

Regan:
Najbardziej zadziwiał mnie Yeti, kiedy każdego dnia po wspinaniu coś reperował, szył, kleił i ogarniał. Działał na maksa, aż zasypiał kamiennym snem. Kiedyś przyłapałem go o drugiej w nocy, jak kontempluje arktyczny wschód słońca…

5. Już nigdy /Już zawsze

Yeti: Już nigdy nie zapomnę o orzeszkach. Zawsze będę wierzył w system nagród za ciężką pracę. Na zawsze zapamiętam chwilę, gdy po wielu dniach niepogody wyszliśmy ponad pułap chmur w dniu ataku szczytowego. Tamte widoki były zarezerwowane tylko dla nas. To Twoje słowa Regan, pamiętasz? To też była nagroda.

Regan:
 Zawsze będę trzymał się zasady jak przy tej wyprawie – dawaj z siebie wszystko! To się sprawdza…


Te widoki były zarezerwowane tylko dla nas…

6. Czarne myśli

Yeti: Odmrożenia i białe palce. Tylko wtedy nachodziły mnie czarne myśli… ale tylko do chwili, gdy wracało do nich krążenie. Wtedy resetowałem swój umysł do czasu kolejnych odmrożeń.

Regan:
Nie wyjedziemy z jakiegoś błahego powodu (np. brak wizy lub choroba tuż przed wylotem) i przydzielą nam Złote Jajo w Morskim Oku :)

7. Hasło dnia

Yeti: Hasło dnia: Poranne: „No to co kawka…?” Wieczorne: „No to co deserek…?

Regan:
Kiedy dowiedzieliśmy się, że po przeciwnej stronie fiordu rozbili się Polacy, spojrzeliśmy na siebie i powiedzieliśmy jednocześnie – „Weryfikacyjna!!!” :)))

8. Głupie myśli

Yeti: Czy niedźwiedzie dotrą do pierwszego biwaku? Czy wyglądając z namiotu nie spojrzę któremuś prosto w oczy? Chyba nikt nam nie zabierze plecaka z dokumentami z trzeciego biwaku w ścianie?

Regan:
Kiedy zaropiał mi palec i bardzo bolał to wyobraziłem sobie, jak Doktor Yeti odgryza go ( bo nie mamy piły), wyrzuca, po czym wspinamy się dalej i kończymy drogę…


Doktor Yeti w akcji…

9. Ludzie

Yeti: Inuici przy pierwszym spotkaniu są bardzo zamknięci, potem stają się nieco bardziej otwarci i życzliwi. Tak jak w życiu, charaktery są różne. Levi, nasz przewodnik, to człowiek skryty, jednak z doskonałym poczuciem humoru, zawsze można na nim polegać. Nie brakowało mi ludzi w ścianie, mogłem lepiej poznać siebie i Marka. Bardzo odpowiadała mi nasza samotność i świat, który wokół nas stworzyliśmy.

Regan: Podczas takiej wyprawy spotyka się wielu ludzi, którzy pałają zadziwiającym entuzjazmem do projektu. Może to zabrzmieć trywialne, ale czułem mocne wsparcie od nich wszystkich. Przyjaciół, sponsorów, nieznajomych, tych którzy pomagali nam tylko dlatego, że widzieli w nas błysk szaleństwa. Dzięki.


Z czasem Inuici stają się bardziej otwarci i życzliwi…

10. Impresja

Yeti: Impresja tylko graficzna, uwielbiam rysować.
Regan: Arktyka o tej porze roku nigdy nie idzie spać…


Impresja graficzna…

11. Nie mówiłem ci, ale…

Yeti: Nie mówiłem Ci, ale nie mogę uwierzyć, że w trakcie wyprawy nie powiedzieliśmy sobie żadnej uwagi, ani jednego słowa krytyki. To chyba skupienie na celu spowodowało, że czuliśmy się jak garstka żołnierzy w jednym okopie odpierająca przeważające siły wroga.

Regan:
Nie mówiłem ci, ale kiedy po zgubieniu rolki z pasją przeciągałeś wory, byłem tak zdziwiony tym, że ciągle dajesz radę, że miałem ochotę usiąść na tych worach i sprawdzić, czy byś to zauważył :)


Ile można…?

12. Superbalance

Yeti: Równowaga pomiędzy istniejącymi drogami, wyszukanie jedynej naturalnej formacji, która biegnie praktycznie przez całą ścianę, równowaga i spokój w zespole, kontrola i praca nad własnym ciałem i niwelowanie jego słabości. Zrównoważony rytm dnia pozwalający na wielodniowy wysiłek praktycznie bez odpoczynku, idealna organizacja wyprawy. Osiągnięcie konsensusu pomiędzy pechem a szczęściem, które pozwoliło nam dokończyć drogę.  Balans niemal na każdym kroku i przechwycie, bez niego ciężko byłoby nam zmierzyć się z tak ogromną i trudną ścianą.

Regan:
Od początku rozumieliśmy tę ścianę i dlatego wszystko poszło gładko. Rozumieliśmy ją w ten sam sposób i dlatego nasz wspin był tak niezwykłym doświadczeniem. Mimo, że natura pokazywała nieprzyjazne oblicza, to energia, którą wykrzesaliśmy z siebie zrównoważyła wszelkie przeciwności. To był super balans.


To był super balans…

13. Żywioły w ścianie

Yeti: Towarzyszyły nam niemal wszystkie żywioły. Wiatr, Zimno, Woda, jak również Tropik. Ten z namiotu, jak i mikroklimat powstały w trakcie gotowania w portalu. Parowania przepoconych ubrań w trakcie suszenia nad kuchenką. Pomimo, że Baffin symbolizuje żywioł wodę to jednak najbardziej mi sie dziś kojarzy z zimnem, zwłaszcza na stanowiskach.

Regan:
Na tej ścianie pogubiłem się w żywiołach. Wszystkie przeplatały się w szalonej wiązance, ale najbardziej dostałem w kość stojąc w przerażającym zimnie na stanowisku w Lodówce, a później prowadząc w totalnej dupówie na pierwszym wyciągu w Arenie.


Żywioły – wszystkie przeplatały się w szalonej wiązance…

14. Codzienne rytuały

Yeti: Poranne rytuały: sikanie do butelki – 2 min; stękanie i jęczenie po przebudzeniu – ok. 10 min.; żalenie się, co boli i gdzie – 3 min.; kontrola, czy jest czucie we wszystkich palcach – 2 min; kawa i dochodzenie do siebie – 30 min; planowanie i kilka optymistycznych słów dających kopa na cały dzień – 5 min; Regan – notatki, nakładanie butów i wychodzenie z portala – 10 min.

Wieczorne rytuały: wchodzenie do portala, nabieranie śniegu do worka na gotowanie (Regan); przygotowanie porcji żywnościowych do pojemników i podawanie ich do zalewania wrzątkiem (Yeti); chwalenie dnia i dyskusje na różne tematy, ustalanie planu minimum na następny dzień, notatki i rysowanie schematów (Yeti); podjadanie cukierków (częściej Yeti. :)

Noc: rozgrzewanie palców u stóp, sikanie, spoglądanie na zegarek, która godzina i czy już można grzać kawę (całą noc było jasno).

Regan: Wstawanie między 5.00 a 6.00, załatwianko, kawa, pisanie, śniadanie, załatwianko, ubieranie rynsztunku, małpowanie, wspin, wspin, wspin, zjazd, picie Gatorade, liof, słodycze i rozmowy, pisanie i zjeżdżający długopis zasypiającego pisarzyka…


Zjeżdżający długopis zasypiającego pisarzyka…

15. Groza

Yeti: Dwie chwile grozy. Pierwsza to przejście po świeżych opadach śniegu lawiniastym terenem do depozytu sprzętu na ostrzu filara. Poruszyłem wtedy dwie deski śnieżne, które na szczęście skutecznie rozpołowiłem nad sobą czekanem. Kilka dni później zeszły tam lawiny. Druga to wspinaczka odpękniętą płytą luźno stojącą na półce wys. 5 m (camy, kostki…) i wejście w kolejną o wys. 3 m… W efekcie wybrnąłem z opresji obchodząc ją 3 nitami. Druga płyta w trakcie mijania wylądowała mi na brzuchu i byłem zmuszony wybrnąć z sytuacji i po zabezpieczeniu lin strącić ją na dół… Poza tym wielokrotnie kamienie uszkadzały nam jedną linę… Uznaliśmy, że ma coś w sobie. W sumie oberwała 4 razy.

Regan: Mieliśmy te same „grozy”, ale udało się, więc wyciągamy wnioski i idziemy dalej…


Do przodu…

Marcin Yeti Tomaszewski (www.4zywioly.net)
Marek Regan Raganowicz (www.reganclimbing.com)

Nazwa: Superbalance
Trudności: VII (skala bigwall), A4, M7+
Kotwy stanowiskowe: 30 szt. 10 mm
Rivety: 15 szt.
Czas: 14.04-07.05.2012, 24 dni, dnia 08.05 zjazdy i zejście ze ściany (droga poprzedników).
Zespół: Marek Raganowicz, Marcin Tomaszewski. Działaliśmy bez żadnego wsparcia czy asysty (np. grupy trekkingowej).

***




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Wielki szacun! [40]
    I jeszcze raz gratulacje.

    24-05-2012
    Kuchar