7 lipca 2011 17:56

Lubię wpadać w rytm wyznaczany zawodami… – rozmowa z Jędrzejem Komosińskim

Zapraszamy na wywiad z jednym z najlepszych polskich sprinterów, aktualnym Mistrzem Polski w konkurencji na czas, Jędrzejem Komosińskim (KU AZS PWSZ Tarnów).


Jędrzek Komosiński, Mistrz Polski na czas – Tarnów 2011

***

Wojciech Nowak: Od Mistrzostw Polski minęło już nieco ponad miesiąc, więc emocje po zdobyciu pierwszego tytułu Mistrza Polski seniorów we wspinaczce na czas już chyba opadły?

Jędrzej Komosiński: Emocje minęły, ale radość pozostała :) A poważnie, emocje były ogromne do samego końca. Po eliminacjach zająłem najgorsze miejsce wyjściowe do fazy pucharowej – czwarte. Wszyscy startujący w zawodach wiedzą, że w rozstawieniu szybko się trafia na zawodnika z pierwszego miejsca i bardzo ciężko jest dojść do finału. Okazało się jednak, że faworyt zawodów Łukasz Świrk był trzeci, a na pierwszym miejscu jest Rambo, czyli Marcin Dzieński. Biegało mi się jednak coraz lepiej, czułem, że jestem szybki i mogę biegać w finale, a tam już wszystko może się zdarzyć.

No właśnie. Po pierwszym biegu finałowym wydawało się, że to znów Łukasz zdobędzie złoto.

Tak, po pierwszym biegu Łukasz był bliżej tytułu, popełniłem na pierwszej drodze mały błąd i to się od razu przełożyło na stratę. Ale czułem się naprawdę pewnie. Wiedziałem, że jeszcze jest szansa, że mogę powalczyć. Udało się utrzymać maksymalną koncentrację i w tym ostatnim biegu wyszło wszystko – szybki start, bezbłędna praca nóg i strzał do wyłącznika czasu. Kątem oka widziałem, że Łukasz jest za mną, ale nie wiedziałem, czy udało mi się odrobić stratę. Dopiero po chwili podano wyniki, no i nie powiem, radość była ogromna.

Jesteś jednym z czołowych zawodników kadry narodowej we wspinaniu na czas, z powodzeniem rywalizujesz w zawodach międzynarodowych, ale w kraju szło ci trochę gorzej – do tej pory zdobyłeś tylko jeden medal MP seniorów – brązowy.

Tak, rywalizacja w kraju stoi na wysokim poziomie i wbić się do trójki to naprawdę trudne zadanie. Czasem trzeba trochę szczęścia, czasem decydują drobiazgi z pozoru nieistotne, ale trzeba je mieć poukładane. Tego wszystkiego jakoś brakowało mi do tej pory. Nie potrafiłem utrzymać koncentracji, w decydujących momentach coś mnie rozpraszało, zwykle w półfinale i potem pozostawała tylko walka o trzecie miejsca :)

Nie wiem dlaczego, ale jak na zawodach zdarza się awaria zegarów to zawsze trafia na mnie. W tym roku na Akademickich Mistrzostwach Polski w Katowicach padły platformy startowe i oczywiście podczas mojego biegu o finał z Kubą Jodłowskim. Skończyło się tradycyjnie na brązie. Ale w Tarnowie w końcu wyszło wszystko – mam nadzieję, że to efekt przyjętej strategii. Po zeszłym sezonie uporządkowałem kilka spraw i wydaje mi się, że to procentuje.


Finisz na Mistrzostwach Polski w Tarnowie 2011

Jesteś posiadaczem nowego rekordu Polski na tzw. standardzie. W zawodach Pucharu Świata w Mediolanie pobiegłeś 6,94 s.

Jako pierwszy Polak w oficjalnych zawodach złamałem barierę 7 sekund. Pierwsze zawody pucharowe to zawsze wielka niewiadoma co do formy. Od początku biegało mi się dobrze i wiedziałem, że jest szansa na dobry wynik. Trafiłem na Libora Hroze, co oznaczało, że trzeba biec bardzo szybko i bezbłędnie, żeby wyjść z pary. Libor to w końcu brązowy medalista Mistrzostw Europy. Miałem prostą taktykę – od samego początku nie tracić dystansu i liczyć na to, że pod presją popełni jakiś błąd. Nie popełnił :), ale bieg był bardzo szybki i mimo przegranej mogłem cieszyć się rekordem i 5. miejscem.

Do tej pory uzyskujesz bardzo dobre wyniki w rywalizacji. Zimą ciężko pracowałeś?

No właśnie, trochę to śmieszne, bo w zeszłym roku trenowałem w cyklu rozpisanym przez mojego trenera Marcina Bibro i sezon był nieudany, choć fizycznie byłem przygotowany świetnie. W tym roku plan treningowy w zasadzie nie istniał. Trenowałem doraźnie ze względu na wiele obowiązków na studiach. Kontynuuję studia magisterskie na fizjoterapii w Krakowie i jednocześnie rozpocząłem studia na drugim kierunku w mojej macierzystej uczelni – Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Tarnowie.

W Tarnowie mam indywidualny tok studiów i nie mam problemów z zajęciami, ale w Krakowie studiuję zaocznie. Wypadł mi jeden długi zjazd, praktyki do zaliczenia, które realizowałem prawie 100 km od Tarnowa i ciężko było to pogodzić z treningami. Wystarczy powiedzieć, że na zawody w Tarnowie przyjechałem prosto ze skończonej praktyki. Fizycznie nie jest tak  jakbym chciał, ale wyniki są.


Jeszcze raz Mistrzostwa Polski w Tarnowie…

Już  niedługo, bo 9 lipca PŚ w Chamonix, zaraz potem Mistrzostwa Świata w Arco i niedługo potem kolejny PŚ, tym razem w Daone.

Zaczyna się karuzela. Ale lubię wpadać w taki rytm wyznaczany zawodami. Na początek Chamonix, dobra rozgrzewka przed Mistrzostwami Świata. Chciałbym bardzo w tym roku pokazać się w Mistrzostwach z naprawdę dobrej strony. W zeszłym roku w ME w Imst skończyło się na 16. miejscu. Awansowałem do fazy pucharowej, ale popełniłem dwa falstarty i zawody dla mnie się skończyły. Mam nadzieję, że w tym roku będzie inaczej. Ale to najważniejsza impreza w sezonie, każdy będzie świetnie przygotowany i zmotywowany, na pewno będzie bardzo ciężko.

Dlaczego wspinasz się na czas? Co jest w tej konkurencji takiego szczególnego, że ją uprawiasz?

Kocham wspinanie w ogóle. Po prostu w którymś momencie okazało się, że mam predyspozycje szybkościowe i to może być moja specjalność. To świetne uczucie, gdy biegnie się po ścianie. Nie wspina się szybko – tylko właśnie biegnie. Rozpędzone ciało trzeba utrzymać w stanie delikatnej równowagi, każde zawahanie i niepewność przekłada się na utratę płynności i w konsekwencji prędkości. Niektórzy twierdzą, że to nudne, szczególnie bieganie na standardzie. Ja widzę w tym ciągłe dążenie do doskonałości. Do biegu idealnego.

W taki razie życzymy, aby ten bieg idealny wypadł podczas finałów Mistrzostw Świata!

Na wszelki wypadek nie dziękuję :)

***

Wojciech Nowak




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum