10 czerwca 2011 11:37

Malanphulan z dystansu

Minął już rok od rozpoczęcia na łamach wspinanie.pl sprawy Malanphulan. Uruchomiliśmy wtedy lawinę, która poruszyła nasze wspinaczkowe środowisko. Wydaje się, że taki okres czasu pozwala z właściwym dystansem ocenić tę sprawę i jej konsekwencje dla polskiego alpinizmu.


Orientacyjny przebieg drogi z 2009 roku na północnej
ścianie Malanphulan (6573m)

***

Jak to się zaczęło?

Zaczęło się radośnie. 4 listopada 2009 opublikowaliśmy taką oto informację, która dotarła spod Malanphulan w Nepalu:

Jesteśmy już cali i zdrowi, choć mocno zmęczeni, w bazie […]. Po 39-godzinnej akcji non stop ściana padła!

Dla przypomnienia – Malanphulan (6573 m), zwana również Górą Siekierą, to trudno dostępny szczyt z piękną, lodową północną ścianą. Ściana ta była wielokrotnie i bez sukcesu atakowana przez Wojtka Kurtykę, wspólnie z różnymi partnerami. Jej przejście niejako z automatu uznane zostało za duże osiągnięcie polskiego alpinizmu. Tak też potraktowała je Kapituła „Jedynki”, przyznając w 2009 roku zespołowi Marcin Michałek, Wojciech Kozub i Krzysztof Starek tę prestiżową nagrodę. Jej uroczyste wręczenie nastąpiło w grudniu tego samego roku na Krakowskim Festiwalu Górskim. I chciałoby się, by w tym podniosłym momencie historia ta miała swój finał. Niestety, ciąg dalszy nie był już tak przyjemny…

Pojawiają się wątpliwości

Wątpliwości związane z przejściem ściany Malanphulan zaczęły krążyć w środowisku prawie natychmiast po pojawieniu się pierwszych materiałów publikowanych przez zespół. Warto przypomnieć, że już 8 grudnia, kilka dni po Krakowskim Festiwalu Górskim, miało miejsce spotkanie, na którym Wojtek Kurtyka przedstawił zespołowi swoje wątpliwości. Dotyczyły one głównie przebiegu wspinaczki w kopule szczytowej i osiągnięcia grani głównej. Na spotkaniu dokonano prowizorycznych i amatorskich analiz, które nie wyjaśniły rozbieżności. Natomiast plotki i niedomówienia rozchodziły się co raz szerzej – ten stan trwał kilka miesięcy. W międzyczasie zespół w publikacjach prasowych i internetowych nie odnosił się w pełni do tych kontrowersji. W związku z tym w kwietniu 2010 zdecydowaliśmy, że należy tę sprawę publicznie wyjaśnić. W końcu to na naszych łamach ukazała się pierwsza informacja o przejściu ściany.

Dlaczego Ściema Siekierą?

Postanowiliśmy spotkać się z Wojtkiem Kurtyką, który potwierdził we wstępnej rozmowie swoje wątpliwości. W tym samym czasie doszły do nas informacje o kolejnych nieścisłościach dotyczących przejścia, wynikających z niezależnych roboczych opracowań Grzegorza Głazka – notabene członka kapituły „Jedynki”. Poprosiliśmy zatem zespół o szczegółowy schemat drogi oraz przekazanie wszystkich wykonanych w trakcie przejścia zdjęć. Niestety spotkaliśmy się z odmową.

Z taką samą prośbą zwróciliśmy się do Wojtka Kurtyki. W tym wypadku materiały, o które prosiliśmy, otrzymaliśmy. Postanowiliśmy zatem przeprowadzić z Wojtkiem Kurtyką wywiad, który zaowocował mocnym tekstem pod znaczącym tytułem „Ściema Siekierą”. Wywiad opublikowaliśmy zdając sobie sprawę, jaki szok może wywołać. Wyszliśmy jednak z założenia, że nad przejściem, które miało być uznawane za największe polskie dokonanie wspinaczkowe 2009 roku, nie powinno być cienia podejrzenia.

Co tu się nie zgadza?

Wywiad z Wojtkiem Kurtyką wywołał ogromne kontrowersje. Wojtek, który w ścianie Malanphulan był wielokrotnie, poddał w wątpliwość fakty podawane przez zespół – wysokość i trudności drogi. Krytykował również styl, który jest nieodłącznym elementem oceny jakości przejścia oraz poddawał w wątpliwość możliwość osiągnięcia przez zespół grani głównej. Wskazywał także na medialną manipulację, jakiej zespół dopuścił się nie podając informacji o zaawansowaniu poprzednich prób (przy czym zespół do tej pory twierdzi, że nie był świadomy w jakich miejscach zakończyły się poprzednie próby).

Część zastrzeżeń Kurtyki znajdowało potwierdzenie w kolejnych analizach Grzegorza Głazka oraz relacjach Bogdana Stefko i Erharda Loretana. Dodatkowe emocje podsycał fakt, że Wojtek w swoim wywiadzie, częściowo na podstawie sprawy Malanphulan, dokonał emocjonalnej analizy negatywnych trendów, które dotykają współczesny alpinizm. W międzyczasie zespół reagował kolejnymi oświadczeniami (pierwsze i drugie oświadczenie, ostateczne oświadczenie zespołu) o osiągnięciu grani głównej i odmawiał współpracy z redakcją wspinanie.pl, traktując nas jako stronę konfliktu.

Eksperci wkraczają

Po raz drugi znaleźliśmy się w sytuacji patowej. Z braku chęci współpracy ze strony zespołu oraz wsparcia ze strony predystynowanych do tego ciał (o tym niżej) rozwiązaniem okazało się powołanie pod koniec maja 2010 komisji eksperckiej w składzie: Jacek Fluder i Piotr Sztaba. Szczęśliwie na taki arbitraż zespół się zgodził i rozpoczął dostarczanie materiałów, dzięki którym komisja mogła pracować.

Prace komisji trwały długo, zakończyły się dopiero na początku grudnia 2010. Tuż przed wydaniem oficjalnego komunikatu komisji ukazało się oświadczenie zespołu, w którym członkowie wyprawy zwrócili przyznane nagrody („Jedynkę” oraz wyróżnienie przyznane w ramach Kolosów 2009). Niejednoznaczną treść oświadczenia zespołu dobrze ilustrują te fragmenty:

Decydując się na zjazdy byliśmy absolutnie pewni, że osiągnięta przez nas grań była granią główną i że ściana została przez nas pokonana w całości. […] Jednak po analizie dostępnych nam materiałów przyznajemy, że istnieje prawdopodobieństwo, iż osiągnięta przez nas grań nie była granią główną, lecz granią boczną, doprowadzającą do grani głównej. […] Chcielibyśmy zaznaczyć, że nadal wierzymy, iż doszliśmy do grani głównej, nie możemy jednak wykluczyć możliwości, że tak nie było.

Opublikowane rok od wręczenia „Jedynki” wyniki prac komisji eksperckiej okazały się jednoznaczne. Komisja potwierdziła wątpliwości wyrażone przez Wojtka Kurtykę, łącznie z tym, że w świetle posiadanych materiałów uznała osiągnięcie grani przez zespół za niemożliwe.

Po co to wszystko?

Wielu z naszych Czytelników może zapytać: Po co było angażować się w tak nieprzyjemną i uciążliwą sprawę? Jaką korzyść może przynieść roztrząsanie 40-50 metrów gdzieś tam na grani? Takie pytania i idące za nimi zarzuty w stosunku do nas, ale i również do Wojtka Kurtyki, padały nierzadko przez ostatni rok.

Nie zabijajcie posłańca

Nikt, również wspinacze, nie lubi zajmować się takimi sprawami. Fundamentalną rolę w tak niewdzięcznych sytuacjach odgrywa fakt, że dzieją się one w środowisku kolegów. Znajomość paraliżuje wszystkich przed podjęciem mniej lub bardziej formalnych działań. Decyzja o publikacji wywiadu z Wojtkiem Kurtyką była dla redakcji wielkim wyzwaniem, choć oczywiste jest, że największe koszty poniósł sam Wojtek, który położył na szali swój wielki autorytet. To bowiem głównie na nim skupiła się niechęć części środowiska. Szok, jakim było ujawnienie kontrowersji spowodował, że paradoksalnie wiele negatywnych komentarzy dotyczyło osoby, która odważyła się publicznie zabrać głos. Duża część środowiska dyskutowała o sprawach pobocznych, a nie o istocie problemu. A przecież po odarciu sprawy Malanphulan z emocjonalnych wątków cały czas pozostawały merytoryczne i kartograficzne nieścisłości.

Problem sam się nie rozwiąże

W tym miejscu warto postawić pytanie – Dlaczego potrzebna była publiczna wypowiedź Wojtka Kurtyki? Dlaczego sprawa Malanphulan nie została załatwiona wcześniej przez odpowiednie instytucje? A przecież wydarzyła się sytuacja w ostatnich 10-20 latach bez precedensu – przejście pretendujące do miana wybitnego i zastrzeżenia płynące z ust niekwestionowanego autorytetu. Pomimo to, w rozstrzygnięcie poważnego sporu nie zaangażowały się ani Kapituła „Jedynki” (wszak zespół został nagrodzony tą prestiżową nagrodą), ani żadna z komisji PZA (wyprawa była dotowana z publicznych pieniędzy), ani Fundacja Kukuczki (stąd również zespół otrzymał publiczne pieniądze), ani rodzimy klub – KW Kraków. Wydaje się, że ich zdecydowana reakcja i wykazanie się należytą starannością mogła uchronić środowisko przed wieloma niekorzystnymi konsekwencjami sprawy Malanphulan i przyspieszyć rozwiązanie problemu.

Zasada zaufania

4 czerwca w pierwszym swoim oświadczeniu w sprawie Malanphulan Kapituła „Jedynki” napisała: Od początku kierowaliśmy się najważniejszą zasadą spajającą środowisko wspinaczkowe – zasadą zaufania. My również uznajemy tę zasadę za niezwykle istotną. Ale to nie jedyna zasada, która obowiązuje nas wspinaczy, a jej stosowanie nie może być kagańcem ograniczającym dążenia do ustalania szczegółów przejścia. Zwłaszcza wtedy, gdy wątpliwości podnoszą osoby o dużym środowiskowym autorytecie. Przecież wtedy, gdy zastrzeżenia stają się poważne, prymat powinna przejmować zasada zobowiązująca wspinaczy do przedstawiania możliwie pełnej informacji o przebytej drodze.

W momencie powstania niejasności, dla mediów, i co ważniejsze dla wspinaczkowych autorytetów, nadrzędne staje się dążenie do prawdy. Jeżeli można mówić o zasadzie zaufania przy wspinaniu na poziomie rekreacyjnym, to wydaje się, że w przypadku przejść z górnej wspinaczkowej półki, zwłaszcza tych pretendujących do nagród i medialnego i środowiskowego uznania, zasada ta nie może odgrywać roli ostatecznej. Powinna ona być zastąpiona środowiskowym obowiązkiem wyjaśnienia wszelkich wątpliwości, obowiązkiem, który powinien obligować zespoły do przedstawienia jak największej liczby informacji i materiałów związanych ze wspinaczką.

Działania minimalizujące ten obowiązek „zaowocowały” zaskakującym postulatem Kapituły dotyczącym udzielania kredytu zaufania "pod zastaw". Tym bardziej zdumiewającym, że wspartym całkowitym poparciem osiągnięć zespołu: Raz jeszcze składamy gratulacje finalistom tegorocznej "Jedynki". Wszyscy oni zasługują na najwyższy szacunek, a ich osiągnięcia są prawdziwie godne podziwu. Osiągnięć, które w tym czasie były przecież mocno dyskutowane.

Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi

Wielomiesięczny spór obfitował w wiele skrajnych i niepotrzebnych emocji. Nasuwa się pytanie, czy można ich było uniknąć? Z perspektywy czasu dostrzegamy również błąd leżący po stronie redakcji. Naszym niedopatrzeniem było to, że nie próbowaliśmy przekonać zespołu do równoległego wywiadu i równoczesnej publikacji skrajnych stanowisk z tonującym nastroje komentarzem.

Jedną z ważnych przyczyn tej sytuacji był fakt, że zespół nie chciał się zapoznać z zarzutami Wojtka Kurtyki przed publikacją wywiadu ani udostępnić bardziej szczegółowych materiałów. W emailu do redakcji jeden z członków zespołu, w imieniu całej trójki, zadeklarował, że z problemem zmierzą się dopiero po publikacji, a wcześniejsze zapoznawanie się treścią wywiadu nie ma w ich przypadku sensu. Z naszej perspektywy była to brzemienna w skutki decyzja…

Zespół od początku sprawy uznał nas bowiem za przeciwną stronę konfliktu – to podejście nie uległo zmianie. Również to podsumowanie zostało określone przez zespół jako tendencyjne i jednostronne.

Co wynika ze sprawy Malanphulan

Sprawa Malanphulan wydaje się być zakończona – zespół zwrócił Jedynkę i wysłał sprostowanie do American Alpine Journal. Jednak sprostowanie po ogłoszeniu wyników prac komisji eksperckiej nie pojawiło się w żadnej polskiej gazecie ani stronie internetowej.

Nie zmienia to jednak faktu, że emocje już generalnie ucichły, a sprawa Malanphulan powinna stać się przyczynkiem do wypracowania lepszych standardów dotyczących oceny wspinaczkowych dokonań przez wszystkich uczestników naszego alpinistycznego życia publicznego, począwszy od samych wspinaczy, poprzez mniej lub bardziej oficjalne gremia, a na mediach górskich kończąc.

Wszystkie działania, które podjęliśmy, mimo swojej niedoskonałości, służyły podniesieniu standardów obowiązujących w polskim wspinaniu, ale trzeba zaznaczyć, że cała sprawa nie ujrzała by światła dziennego bez odważnej wypowiedzi Wojtka Kurtyki. Jak pokazują wyniki pracy ekspertów, słowa z pierwszego SMS – „ściana padła!”, okazały się niezgodne ze stanem faktycznym. Przez wiele miesięcy zespół nieumiejętnie mierzył się z tym problemem. Nie sposób jednoznacznie ocenić, co kierowało członkami zespołu, jednak z perspektywy czasu widać, że była to droga donikąd.

Ważne, aby w przyszłości zespoły dokonujące istotnych wspinaczek dokładały starań, by jak najlepiej opisać swoje przejścia. Dopracowane schematy, dane dotyczące ekwipunku i taktyki, to przecież nieodłączne elementy, według których oceniany jest styl przejścia. Nie chodzi tutaj o jakąś absurdalną drobiazgowość, ale o dbałość o główne elementy wspinaczki. Dbałość, którą widać przy większości światowych osiągnięciach alpinistycznych, jakie mamy okazję relacjonować i podziwiać przy okazji prestiżowych nagród, takich jak m.in. Złoty Czekan.

Niezwykle istotna jest również rola ekspertów i mediów, którzy powinni dochować staranności w gromadzeniu i weryfikacji materiałów. Sam fakt zadawania pytań nie powinien nikogo dziwić, to zjawisko normalne nie tylko w dobie mediów internetowych i publicznych forów dyskusyjnych.

Miejmy nadzieję, że casus Malanphulan będzie dla całego środowiska wskazówką na przyszłość, która pozwoli osiągać najwyższe standardy, zarówno te wspinaczkowe, jak i te związane z opisywaniem i nagradzaniem przejść. Standardy te służą przecież dobru najwyższemu, jakim jest zdobywanie szczytów w najlepszym z możliwych stylów. A to właśnie powinno być największą wartością alpinizmu, wartością, której nic nie powinno zaciemniać.

Redakcja wspinanie.pl
Piotr Turkot
Wojciech Słowakiewicz
Dorota Dubicka

***




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Bardzo dobre podsumowanie !!! [19]
    Wielkie dzięki dla redakcji wspinanie.pl za takie podsumowanie. Wnioski końcowe…

    10-06-2011
    yabende