17 kwietnia 2011 11:56

Czeski weekend w Alpach

Jak ciężko pogodzić stałą pracę, obowiązki rodzinne, permanentny brak czasu i inne zobowiązania ze wspinaniem w Alpach, będąc mieszkańcem kraju nad Wisłą, wie większość tych, którzy tego próbowali. Gdy już uda nam się wygospodarować te kilka dni pozostają jeszcze problemy z pogodą, sprężem, partnerami, czarnymi motylami itp. Gdy jednak wszystkie elementy układanki się zgrają, możemy zaliczyć wyjazd do naprawdę udanych.

Jak pokazuje poniższy przykład naszych południowych sąsiadów, mając do dyspozycji przedłużony (o jeden dzień) weekend, dobrą prognozę, spręża i dużo szczęścia można całkiem sporo ugrać w Alpach. Pavel Vrtik, Petr Soudek i Milan wyruszyli w czwartek wieczorem z Brna do Chamonix. Po 12 godzinach jazdy pojawili się o godzinie 6 rano w Argentiere i po szybkim przepakowaniu złapali pierwszą kolejkę na Les Grands Montets (3233 m). Stąd krótkim zjazdem dostali się w okolice początku grani wiodącej na Aiguille Verte.


Strona z przewodnika MONT BLANC CLIMBS: SNOW, ICE AND MIXED VOLUME 1 Damilano 2004 z zaznaczonymi drogami pokonanymi przez czeski zespół

Pierwszy wybór Czechów padł na drogę Frendo-Ravanel (500 m, TD- / II / 5 / 85°) na Aiguille Carrey (3716 m). Co prawda szli w trójkowym zespole, ale poruszali się szybko i wyprzedzili dwa dwuosobowe zespoły. Wspinaczka szła bardzo sprawnie i krótko po południu byli już na szczycie. Po 12 zjazdach i częściowym zejściu stanęli na lodowcu u wejścia w drogę, którą przeszli i wieczorem przy padającym śniegu rozbili biwak.

Sobota zaczęła się dla nich pobudką o 2 w nocy i jeszcze po ciemku rozpoczęli wspinaczkę Kuluarem Couturiere na Aiguille Verte. Po początkowych kilkuset metrach wspinania Couturierem odbili w bok do wejścia w drogę Roberta Jaspera z 1994 roku – Late to say I’m sorry (1000 m: V 5+, 5c, A2).


Wspinaczka w "Kuluarze Couturiere" na Aiguille Verte
(fot. Petr Soudek)

Jeszcze przed południem doszli do wyciągu A2, pod którym stwierdzili, że z 7 hakami i 2 mechanikami są raczej małe szanse na hakówkę. Zdecydowali się zatem na klasyczne przejście. Wyciąg puścił klasycznie OS, a trudności Czesi wycenili na M7+ (ostatecznie wyciąg ten może mieć pół stopnia mniej). Dalsza wspinaczka biegła lodowymi żlebkami. W psującej się pogodzie osiągnęli wierzchołek i szybko zdecydowali się na zjazdy kuluarem. Na szczęście w linii Couturiera założona jest linia zjazdów z Abałakowów i po niecałych dwudziestu zjazdach Pavel, Petr i Milan dotarli pod ścianę.


Lodowe żlebki na drodze "Late to say I’m sorry"
(fot. Petr Soudek)

Pobudka o piątej rano w niedzielę i piękne bezchmurne niebo. Milan, który nie miał ze sobą nart, zdecydował się na wcześniejsze zejście na dół. Natomiast pozostała dwójka (Peter i Pavol) skierowali swe kroki ku Pointe de Gigord (3531), gdzie za swój cel obrali północno-wschodni kuluar (400 m, AD / II / 5a). Po skończonej wspinaczce czekał ich jeszcze długi zjazd z ciężkim worami do Argentiere. O trzeciej po południu wyruszyli w drogę powrotną, a w poniedziałek rano zameldowali się o 9 rano w swoich biurach w Brnie.

Wilan

Źródła: lezec.cz

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Late to say I'm sorry [1]
    Brawo, dał nam przykład Czech jak zwyciężać mamy, parafrazując klasyka.…

    18-04-2011
    Waldorf