14 lutego 2011 09:24

"Remanent" na progu W.C.K.

Korzystając z niezłych warunków, jakie panowały tej zimy, postanowiłem  zmierzyć się z paroma  problemami na progu W.C.K. (Wyżni Czarnostawiański Kocioł), które już od paru lat odkładałem na później. Moimi partnerami w tym przedsięwzięciu zostali : „Memek”Przemek Cholewa i klubowa koleżanka – Asia Metelska.

Zaraz po nowym roku przymierzyliśmy się do pięknej rysy przecinającej próg jakieś 20 metrów na lewo od wiszącego lodospadu. Pierwsza długość liny bez większych trudności doprowadziła nas pod główne spiętrzenie. Tutaj zaczynał się drajtul, czyli domena Memka. Obejrzeliśmy z dołu niską ściankę z dwoma rysami. Stwarzała szansę na przejście klasyczne.

Przemek bez wahania wszedł w lewą ryskę. Przewinął się pod przewieszką do drugiej rysy, parę szybkich ruchów i już miał zabite dziabki w kępę dobrych traw. Ściankę, którą poprowadził, zgodnie wyceniliśmy na M6+. Nad nami była teraz kluczowa, przewieszona rysa. Początkowo sądziliśmy, że trzeba będzie ją miejscami podhaczać przed przejściem klasycznym, ale wyszło inaczej. Ławki zostały na stanowisku, a Memek z dziabkami w rękach wbił się w pierwszą przewieszkę. O dziwo puściła, tak samo następna. Najtrudniejsze było przewinięcie przez wywieszony filarek. Trudne ruchy na mikrostopniach wyprowadzały na małą półeczkę. Tutaj zastał nas mrok i postanowiliśmy dokończyć projekt następnego dnia.

Kolejny dzień nie przyniósł niespodzianek. Ostatnie metry drogi Memek musiał już zrobić klasycznie. Tak powstał kolejny wyciąg o trudnościach M7, a cała droga otrzymała nazwę Black Jack.

Rysa, którą biegnie droga, oferuje dobrą asekurację z mechaników. Nieliczne haki, których użyliśmy w trakcie przejścia, pozostały w ścianie. Dodatkowo wyposażyliśmy stanowiska w pętle zjazdowe.


Trzeci wyciąg "Black Jack"

Żeby zrealizować do końca „remanent” Progu W.C.K ponownie pojawiam się w starym schronie przy Morskim Oku na początku lutego. Przechodzimy z Asią Metelską dwie drogi, których wcześniej nie robiłem tj. Poziomkową Drogę i Brągiew Siwą.

Na koniec pozostawiamy sobie najtrudniejsze zadanie, czyli odhaczenie Rosyjskiej Ruletki.

Zdaję sobie sprawę, że ze względu na kruszyznę nie będzie to łatwe. Kiedy wspólnie z Egonem prowadziliśmy drogę 14 lat temu zależało nam na podejściu pod wiszący sopel. Wtedy ten 15-metrowy wyciąg wyceniliśmy na A2+. W ciągu tych lat podejście do wspinania zimowo-klasycznego diametralnie się zmieniło, a dzięki nowym zabawkom do drajtula niemożliwe stało się możliwe.

Pierwszego dnia urabiamy z Memkiem dwa pierwsze wyciągi. Zawieszamy linę na stanowisku pod lodem i zaczynamy czyścić z kruszyny kluczowe zacięcie oraz filarek. Mocujmy stałe punkty z haków i kostek, wzmacniamy stare stanowiska ze spitów dodatkowymi hakami. Założenie jest takie –  Może być trudno, ale ma być w miarę bezpiecznie.

Nie do końca to się udaje. Podczas kolejnych przystawek z dziabkami odpadają kolejne bloczki skalne i kluczowe krawądki. Kończy się to w końcu zrzuceniem na asekurującego Memka sporego bloku skalnego. Stanowisko i asekurujący jakoś to przeżyli, ale pocięte taśmy ze stanu trzeba było wymienić. Naprawy wymagała też tylna część Memka. W rezultacie rezygnujemy z dalszego wspinania i zjeżdżamy, w końcu było to wyraźne ostrzeżenie.


"Rosyjska Ruletka" – na stanowisku

Dopiero w schronisku dociera do nas, że cel był naprawdę blisko, a wykonana przez nas praca poszła na marne.

Na podjęcie decyzji o powrocie potrzebowaliśmy trzech dni. Wracamy na drogę, ale tym razem od góry. Zjeżdżamy z całym sprzętem na stanowisko pod kluczowymi trudnościami. Nad oberwanym blokiem skalnym dobijamy jeszcze jednego spita. Kolejna przymiarka do zmienionej konfiguracji terenu i ściągamy linę. Prowadzi Memek. Pokonuje lekko przewieszony filarek, wchodzi w płytę i zatrzymuje się dopiero przed przewinięciem do zacięcia. Gdzieś wysoko sięga wpinki. Teraz pozostaje mu najtrudniejsze kilka ruchów, które wykonuje perfekcyjnie. Jest już w zacięciu. Po chwili słyszę „mam auto”! – uff udało się. Całość przeszedł klasycznie w pierwszej próbie.

Nie bez problemów pokonuję za nim ten odcinek. Wyceniamy go w całości na M8-. Teraz pozostała nam tylko nagroda, czyli wyjście do kotła wiszącym soplem. Już sam trawers do sopla dostarcza wielu emocji. Niezbyt mocno rozbudowany lód zwiększa dystans do pokonania. Przy pierwszym przejściu, kilkanaście lat temu, od lodu dzieliły mnie zaledwie cztery metry czujnego trawersu. Teraz jest trzy metry dalej, a sensownej asekuracji brak. Tylko dwie słabo wbite jedynki poprawiają lekko psychę. Zaczyna się „rosyjska ruletka”. Dodatkowo okazuje się, że sopel ma pęknięcie poprzeczne w miejscu styku ze ścianą.

Przed wejściem w lód Przemek zaczyna mięć wątpliwości. Zaczyna  delikatnie opukiwać sopel. Następuje dłuższa chwila milczenia, zastanawiamy się – chyba wytrzyma?! Memek delikatnie zawiesza dziabki w lodowych dziurkach i zawisa w nich. Nie urwał się. Teraz parę precyzyjnych ruchów i jest już na zewnątrz lodowej kurtyny. Wstrzymuję oddech, w każdej chwili jestem gotowy na wyłapanie długiego lotu. Pierwszą śrubę osadza po ośmiu metrach. Śmieje się i mówi, że dawno się tak nie bał. Kolejne dwadzieścia metrów lodu to wyśmienite wspinanie w pionowym miękkim lodzie zakończone na stanowisku z „abałakowa” i starego spita. Po trzydziestu minutach dochodzę do mojego partnera. Klarujemy sprzęt i zjeżdżamy ścianą pozostawiając na stanowiskach mailony dla następców.

Podsumowując: Udało nam się przejść całkowicie klasycznie moją starą drogę Rosyjską Ruletkę. Drogę zrobiliśmy na „raty” w  dwa dni. Do klasycznego przejścia kluczowego, drugiego wyciągu przygotowaliśmy komplet przelotów składający się z 3 haków, 3 kości i jednej kotwy, które pozostawiliśmy w ścianie (do powtórzeń może się przydać parę dodatkowych mechaników i długie pętle). Podczas wspinania soplem  nie korzystaliśmy z mojego starego spita, który w tym roku znajdował się trzy metry od lodu. Drugie i trzecie stanowisko zostało wyposażone w nowe pętle i mailony zjazdowe.

Pierwszy wyciąg drogi wspólny z Poziomkową Drogą wyceniony w topo na IV+, w tym roku ze względu na występujące polewki miał co najmniej mocne V. Drugi kluczowy wyciąg to trudności M8- zakończone zacięciem M6+. Skalny trawers do sopla ze względu na mniejszą ilość lodu wyceniamy na VI o słabej asekuracji.

Ze względu na niską wysokość Progu W.C.K. ok.- 100 m wszystkie drogi poprowadzone na nim mają charakter bardziej skałkowy niż górski i stanowią ciekawą alternatywę dla dróg na Buli pod Bandziochem. Zapraszamy do powtórzeń, gdyż żadna z tych dróg nie ma jednodniowego przejścia w całości oraz przejścia OS.

Na zamieszczonym niżej topo wrysowane zostały drogi biegnące progiem W.C.K.


(opracowanie Jarek Woćko)

Jarek Woćko




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Gratulacje Jaro i Przemek ! [2]
    Super chłopaki :) ps. Dobrze, że ktoś wreszcie napisał, że…

    14-02-2011
    Emes