4 lutego 2011 18:48

Pierwsze próby zimowe na Broad Peak

Andrzej Zawada od lat dążył do zorganizowania zimowej wyprawy na drugi szczyt świata K2 (8611 m). Doszło do niej jeszcze na przełomie 1987 i 1988 roku.


Widok z Rocky Summit na BP Main (fot. summitpost.org)

Partnerów „dewizowych” Zawada znalazł w Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Zasadniczą cześć ekipy tworzył 10-osobowy zespół alpinistów polskich: Maciej Berbeka, Eugeniusz Chrobak, Leszek Cichy, Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Zygmunt A. Heinrich, Bogdan Jankowski, Paweł Kubalski, Aleksander Lwow, Maciej Pawlikowski, Michał Tokarzewski (lekarz) i Krzysztof Wielicki.

Organizacja wyprawy była bardzo skomplikowana pod względem logistycznym. Dla uniknięcia ogromnych kosztów karawany lodowcem Baltoro w porze zimowej, większość bagażu przerzucono jesienią i pozostawiono w bazie pod opieką ekipy pomocniczej. Niestety, wskutek wielkich opadów śniegu już w październiku, nie obyło się bez transportu helikopterowego. W załatwieniu wojskowych helikopterów pomógł prezydent Pakistanu gen. Zia ul Haq.

W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia główna grupa dotarła do bazy na lodowcu Godwin Austen (5000 m). 27 grudnia 1987 roku zaczęło się obleganie Żebra Abruzzi. Akcje przerywane były ustawicznymi nawrotami niepogody. Wichury czasem zupełnie paraliżowały wszelką działalność. Pierwszy obóz założono 5 stycznia (6100 m), a drugi dopiero 29 stycznia (6700 m). 2 marca Cichy i Wielicki, po pokonaniu Czarnej Piramidy, założyli tymczasowy obóz III (7300 m). To był najwyższy punkt, jaki udało się osiągnąć wyprawie.

Widząc niewielkie szanse na końcowy sukces na K2, Andrzej Zawada, po długich perswazjach, zgodził się na zaatakowanie sąsiedniego ośmiotysięcznika Broad Peak (8051 m), do czego namawiali go Lwow i Berbeka. Wcześniej trzeba było uzyskać dodatkowe zezwolenie, co udało się załatwić dosyć szybko (ale już post factum) z pomocą polskiej ambasady.

Berbeka i Lwow zaatakowali Broad Peak stylem alpejskim. Wyruszyli 3 marca, kolejno biwakując na wysokościach 6000, 6500 i 7300 m. 6 marca, już bez obciążenia, o wiele za późno, bo o 8.30, wyruszyli w kierunku szczytu.


Alpiniści zbliżają się do Rocky Summit (fot. fancymountain.com)

Pogoda była piękna, ale im wyżej, tym śnieg stawał się gorszy – głęboki, łamliwy i grząski. Około godz. 15.30, jeszcze przed przełęczą miedzy wierzchołkami, zrezygnował Aleksander Lwow. Maciej Berbeka samotnie kontynuował atak. Minął przełęcz i w silnym wietrze, przy złej widoczności, wspinał się skalną granią. W pewnym momencie wydawało mu się, że jest na szczycie i przekazał ten fakt do bazy. Był przekonany, że stoi na głównym wierzchołku Broad Peaku, a baza nie zgłosiła żadnych wątpliwości. Tymczasem okazało się później, że zdobył nieco niższy wierzchołek, tzw. Rocky Summit (8035 m). Niższy zaledwie o kilkanaście metrów, ale jeszcze odległy od głównego.

Jak duża to jest odległość na tej wysokości doświadczyli Anna Czerwińska w 1983 roku, Piotr Pustelnik w 2005 roku, a także wielu alpinistów różnych narodowości, którzy poprzestali na tej bliższej zdobyczy. Wejście na Rocky Summit wpływa demobilizująco na alpinistów. Po stromym podejściu nagle wychodzi się na skalny wierzchołek, wydający się kulminacją masywu. Dalej prowadzi łatwa, prawie pozioma, lecz stale wznosząca się, długa śnieżna grań. Zmęczonemu wspinaczowi łatwo o rezygnację lub przedwczesne uznanie, ze stoi już na wierzchołku.

Zapadły ciemności a wichura narastała z każdą godziną. Baza całą noc czuwała przy radiotelefonie, ale Berbeka zgłosił się tylko raz, komunikując, że siedzi w jamie śnieżnej pod przełęczą. Minął jeszcze jeden dzień fatalnej pogody. Berbeka zgłaszał się od czasu do czasu. Z jego słów wynikało, że we mgle nie może odnaleźć namiotu i traci czucie w nogach. W bazie już szykowano się do akcji ratowniczej. Tuż przed kolejnym zmierzchem widoczność nieco się poprawiła. Berbeka na chwilę dostrzegł namiot, zaczął nawoływać i usłyszał odzew Lwowa.


Maciek Berbeka po powrocie z Broad Peaku
(fot. Krzysztof Wielicki)

Do bieżącego sezonu zimowego 2007/2008 jeszcze żaden z pakistańskich ośmiotysięczników nie został zdobyty zimą.

Czterokrotnie wycofywały się polskie wyprawy z Nanga Parbat. W bieżącym sezonie miały również miejsce dwie, słabo zaawansowane próby na tej górze. Nie osiągnęła sukcesu wielka wyprawa Krzysztofa Wielickiego na K2 w 2003 roku. Dwukrotnie nie powiódł się atak Simone Moro na Broad Peak.

Zimą 2008/2009 miała miejsce polsko-kanadyjska wyprawa na Broad Peak (z udziałem Kanadyjczyka Dona Bowie), kierowana przez Artura Hajzera. Wyprawa już w 7 stycznia osiągnęła wysokość 7000 m. Artur Hajzer, Robert Szymczak i Don Bowie założyli na tej wysokości obóz III. Jeszcze półtora miesiąca alpiniści, wspomagani przez bardzo silnych Pakistańczyków, walczyli o utrzymanie szlaku i obozów. Niepogoda uniemożliwiła akcję powyżej obozu III.

Dopiero w tym roku złą passę przełamali Simone Moro, Cory Richards i Denis Urubko, wchodząc na Gasherbrum II (8034 m).

Z perspektywy 20 lat, jakie upłynęły od wyprawy Andrzeja Zawady na K2 i późniejszych doświadczeń, powinniśmy docenić osiągnięcie Macieja Berbeki – jedynego człowieka, któremu do momentu zdobycia G II przez Moro, Richardsa i Urubkę, udało się w Karakorum przekroczyć zimą granicę 8000 metrów.

Trwająca obecnie, kierowana przez Artura Hajzera, polska wyprawa w ramach programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”, założyła dotychczas obóz II i dotarła do wysokości obozu III (7150 m). Pogoda na razie nie sprzyja wypadom na większe wysokości – wichura uniemożliwia atak szczytowy.


Polska wyprawa zimowa na Broad Peak 2011. Rafał Fronia i Jaroslaw Gawrysiak w obozie I (fot. polskihimalaizmzimowy.pl)

Oto fragment dzisiejszej relacji Artura Hajzera:

Robert Szymczak i Krzysiek Starek po nocy w obozie I wycofali się dziś do bazy. Nie dało się iść wyżej. Wszystko w Karakorum wróciło więc do normy – w górze piekło. Wiatr wieje z siłą powyżej 100 km/h. Wiatr, śnieżyca, brak widoczności zmusiły Roberta i Krzyśka do odwrotu. Teraz namiot w C1 nie mógł być pozostawiony tak po prostu sam sobie – trzeba go było zwinąć i przygnieść kamieniami a potem w dół do bazy.

Z jednej strony fajnie, bo mamy w bazie co najmniej 3-4 dni popasu – oj należy nam się. Gorzej gdyby to miało potrwać dłużej – a może trwać całymi tygodniami.

Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum