Re: Nerwówka

27 sty 2015 - 10:25:14
"NANGA PARBAT ZIMĄ...

Nanga Parbat, 16 stycznia 2015 roku wieczorem, wysokość: 7200m n.p.m.

Wkładamy do naszych śpiworów wszystko to, co nad ranem musi być niezamarznięte, również wewnętrzne elementy naszych butów. Zimno jest bardzo intensywne i przenikliwe... trudno tu zmierzyć temperaturę, musi być między minus 40 a minus 50 stopni, wieje wiatr... ale cóż za piękno! Słońce zachodzi, bezsenność zaczyna się między gryzącym zimnem a ekscytacją przed zbliżającym się jutrzejszym dniem... W głowie krążą pytania o próbę zdobycia szczytu, o to czy nasze organizmy wytrzymają tak trudne warunki. Dziś w wyniku nieuwagi odmroziłam sobie nos w ciągu zaledwie 30 sekund. To właśnie w tych ekstremalnych warunkach nie ma miejsca na żadne zaniedbanie, można za to zapłacić bardzo wysoką cenę...

Noc była krótka, zbliża się godzina wymarszu, towarzyszy nam zamieszanie gestów na tej małej przestrzeni namiotu i w kaftanie zimna, owinięci ubraniami przygotowujemy się do tego pamiętnego dnia. Przynajmniej godzinę sapiemy, pakując się...

W końcu na zewnątrz, by robić to, co kocham. Wspinać się! Niewygoda ciasnej przestrzeni znika, jesteśmy gotowi – raki na nogach i czekany w dłoniach. Odczuwam wdzięczność dla moich stóp, które odstawiają przede mną taniec palców... przynajmniej wiem, że właśnie nie zamarzają Emotikon wink Podobnie z niezdarnymi palcami rąk opatulonymi ogromnymi rękawicami, ciężko jest wyjąć aparat fotograficzny... palce momentalnie stają się białe.

Pierwszy raz w życiu odczuwam tak ogromne zimno, wiem, że każdy najmniejszy przystanek albo zejście na bok będą fatalne w skutkach. Jesteśmy na ośmiotysięczniku w bardzo srogich zimowych warunkach. Nawet jeśli trasa nie jest bardzo wymagająca technicznie, warunki zimowe sprawiają, że jest to jedna z ważniejszych tras w moim życiu. Jesteśmy na połączeniu z drogą Hermana Bulla. Do pokonania pozostaje już tylko końcowy grzbiet. Niebo ciężko opada na szczyt, wiatr się wzmaga. Jesteśmy na wysokości ponad 7800m w ekstremalnie zimnych warunkach, pogoda zaczyna się psuć... gdy wyciągam dłoń, mogę „dotknąć” szczytu, dotknąć go palcem, jest zupełnie blisko (8125m), moje serce wznosi się ale trzeba pozostać świadomym, nawet na tych wysokościach, pod groźbą, że trzeba będzie za to zapłacić bardzo drogo, zbyt drogo... Przy takich prognozach pogodowych trzeba zawrócić, by nie narazić się w najlepszym przypadku na odmrożenia...

Frustracja, niełatwo jest zawracać, szczególnie patrząc na drogę jaką przebyliśmy do tej pory.

Wyruszyliśmy w piątek 9 stycznia z bazy początkowej. Plecaki są ciężkie, ładunek ma wystarczyć na 10 dni na dużych wysokościach. Trasa jest długa, prowadzi przez lodowiec Rakkiot na odcinku ok. 10km, przed rozwidleniem się na prawo i powrotem na szczyt. Tego roku to jedyna możliwa droga, inne pokrywa goły lód...

Ruszamy w kierunku C1 drogi Kinshofera, którą normalnie zdobywa się tę górę. Potem szybko pokonujemy początek podstawy drogi, podejrzliwe spojrzenie na seraki (serak to element lodowca, wielotonowa bryła lodu tworząca się w wyniku pękania lodowca, spowodowanego przez ruch progu lodowcowego ponad wybrzuszeniami i progami podłoża) 1000m ponad nami. Pokonujemy dalej lodowiec prawą jego krawędzią, by pokonać szczelinę małym mostkiem śnieżnym, udając linoskoczków w tym chaosie lodu. Krótkie zejście w skały pozwala nam opuścić tę niepewną lodową przestrzeń i stanąć ponownie na lodowcu. Przemierzamy go skrajnie lewą stroną, by obejść olbrzymie lodowe wieże a w szczególności ominąć lewą krawędź lodowca pełną licznych seraków. Tej nocy rozbijamy obóz po środku lodowca. Póki co nie jest zbyt zimno, pierwszy raz woda kapie kropla po kropli z lodowych stalaktytów. Zachód słońca jaki widzimy jest przepiękny. Szybko obóz tonie w cieniu wraz z jego morderczym przenikliwym zimnem. Opowiadamy sobie nasz „life” z Tomkiem, moglibyśmy spędzić razem godziny, dyskutując o wszystkim i o niczym. Rozumiemy się doskonale, mamy te same przekonania, myśli, pragnienia.

Noc dobiega końca, jedynie koniec nosa wystaje ze śpiwora, to najtrudniejszy moment dnia wyjść z tego ciepłego kokonu, otworzyć namiot topiąc nieco śniegu, oszronić sobie twarz, będąc wciąż w śpiworze, powoli poskładać cały sprzęt, założyć buty... Rutyna. Potem już tylko należy załadować nasz „dom” na plecy i kontynuować trasę prawą krawędzią lodowca.

Podchodzimy pod osuwisko kamieni, dłuższy czas idziemy wzdłuż prawej krawędzi lodowca pod szczytem Ganalo aż do C2, terenu po środku lodowca. Nazajutrz wijemy się pomiędzy olbrzymimi szczelinami aż do C3, do podnóża drogi zdobytej przez Messnera w roku 2000. Następnego dnia nie możemy wspiąć się wyżej. Wieje jak diabli na zboczach Nanga (zapowiadano dziś wiatr o prędkości ponad 150km/h na szczycie). Na wysokości 6200m wiatr wieje słabiej, choć nie pozwala na bezpieczne przemieszczanie się. Dzień mija szybko, zamierzamy odpocząć podczas tej wichury, w przerwie pomiędzy słabszymi wiatrami.

Następnego dnia możemy ruszać. Pogoda jest pochmurna, pada śnieg, ale wiatr się uspokoił. Trasa jest techniczna i rozkoszujemy się spacerem w tym lodowym labiryncie. Mały serak do podejścia (lekkie przerażenie Tomka, który zaliczy upadek usiłując wspiąć się po fragmencie seraka), przejście dość niepewnym mostkiem śnieżnym... Potem postój powyżej na wysokości ok. 6500m.

Nazajutrz kontynuujemy aż do wysokości 7000m. Jest bardzo zimno. Tomek odczuwa to boleśnie w stopy, ja odmrażam sobie nos. Słońce wstaje późno ok. 11:00, nie wcześniej. Mamy natomiast zapewniony przepiękny zachód słońca. Podążamy na wysokość 7200m. Następnego dnia osiągamy 7500m, potem wracamy do obozu spędzić tam noc. Jutro ruszymy w nocy, by spróbować czegoś na górze. Nie będziemy mogli przekroczyć 7800m (zbyt zimno, zbyt silny wiatr, prognoza pogody zbyt niepewna, zbyt duże ryzyko).

Wracamy do obozu pod koniec dnia na ostatnią noc, bardzo zimną. Nie mamy już gazu, nie możemy więc przygotować nic do jedzenia, więc by zapomnieć o głodzie i pragnieniu rozmawiam z Tomkiem o kolejnych projektach...

Następnego dnia rozpoczynamy schodzenie. Wiemy, że możemy liczyć tylko na siebie, ponieważ otrzymaliśmy od Daniele wiadomość jasną i czytelną po dotarciu do C4, mówiącą iż nie wzięliśmy radia, więc nikt nie wyruszy nam z pomocą w razie problemów... Niech żyje „przyjaźń” w górach...

Posuwamy się wzdłuż lodowca. Jest wspaniały, rozrzeźbiony przez wiatr, grzbiety niczym zmierzwione fale przebiegają po powierzchni. Jest przyjemniej. Od czasu do czasu mogę zdjąć maskę z twarzy, nie musząc zdawać sobie po chwili sprawy, że mój nos jest kompletnie biały... jak na podejściu.

Słońce muska powierzchnię śniegu, schodzimy spokojnie. Korzystam z tego by nakręcić film, spektakl jest wspaniały. Widzę szczelinę i sprawdzam ją kijkami. Wydaje się być wystarczająco solidna, by się odważyć ją pokonać. Udało się, jestem po drugiej stronie i kontynuuję marsz. Podobnie powinien poradzić sobie Tomek, ale słyszę głuchy dźwięk i dostrzegam go chwiejącego się, pękł most śnieżny. Krzyczę na cały głos „Tomek!!!” ale on jest już daleko. Zbliżam się do krawędzi szczeliny. Zdumienie... Widok jest przerażający, odkrywam nachylenie ściany o 80 stopni, a dalej czarną dziurę. Mój Boże! Tomek! Wykrzykuję jego imię, ale nie słyszę żadnej odpowiedzi. W głowie przelatuje mi wszystko: jego dzieci, jego dziewczyna Ana, mój mąż Jean-Christophe i ja, sama na tym wrogim lodowcu... Rozładowana bateria telefonu satelitarnego, niemożliwe by kogokolwiek uprzedzić... Wielka samotność...

I w końcu zauważam ledwo widoczny ślad... Mój Boże to Tomek. „Tomku, jesteś cały? Złamałeś sobie coś? Możesz wejść? Czy to wysoko?” Odpowiedział mi: „Wydaje mi się, że w porządku, chyba nic nie złamałem, ale nie dam rady podejść, to przeszło 30m głębokości.”

Natychmiast myślę o naszym zapasie sprzętu, który został poniżej (lina, śruby lodowe, czekan...), może 200m stąd, będę potrzebowała tego, by wydobyć Tomka... Informuję go o tym i ruszam w drogę podwajając ostrożność, świadoma że jesteśmy na bardzo kruchych mostach śnieżnych. Skład sprzętu na szczęście nie jest daleko, zabieram wszystko i wracam jak mogę najszybciej. I wtedy nachodzi mnie strach: czy uda mi się odnaleźć szczelinę... Wiatr zasypał wszystko śniegiem, nie zaznaczyłam jej niczym. Na szczęście moje ślady pozostały odrobinę widoczne, to szaleństwo, jestem zdyszana... Wołam „Tomek!”... Żadnej odpowiedzi, „Tomek!!!”... Wciąż nic... Wyobrażam sobie najgorsze: czy przypadkiem Tomek nie ma krwotoku wewnętrznego po takim upadku? Czy nie utracił przytomności? Muszę po niego zejść w dół szczeliny... Po kolejnych bezowocnych wołaniach, słyszę nareszcie z oddali „Eli...” Ale ta odpowiedź nie pochodzi z dna szczeliny, dźwięk dobiega z mojej lewej strony i widzę go jak z olbrzymim wysiłkiem się wspina...

Gdy opadły emocje, wytłumaczył mi, iż podążał wzdłuż dna szczeliny mostami śnieżnymi, aż znalazł dogodne wyjście.

Jeszcze się nie wydostał, zakładam stanowisko by zabezpieczyć jego wspinaczkę... Wciągam linę z całych sił. Tomek opowiada mi o swoim upadku: „Życie uratował mi z pewnością plecak. Spadając odbijałem się wielokrotnie od ścian szczeliny, upadek trwał długo...” Jego twarz pokrywają kawałki lodu, jest przemarznięty. Gdy patrzę na niego, widzę iż jest posiniaczony, wycieńczony, aż trudno go rozpoznać. Działanie adrenaliny kończy się, Tomek cały się trzęsie. Sadzam go. Jest mu zimno, wiem że nie możemy się ociągać, zbieram jego rzeczy, biorę jego plecak. Muszę go sprowadzić do bazy, jutro z pewnością nie będzie mógł iść, bardzo boli go kolano.

Dzień się jeszcze nie skończył, musimy dotrzeć do bazy i odnaleźć motywację, jesteśmy wciąż na 6500m. Tomek jest słaby i wyczerpany, ale posuwa się krok za krokiem. Co jakiś czas łyka ibuprofen, by zmniejszyć ból. Noc nadchodzi z bagażem problemów: muszę odtworzyć całą drogę, pokrywa śnieżna lodowca zmieniła się w ciągu tygodnia. Mosty śnieżne znikną po trzech próbach przejścia ale tym razem mamy linę. Schodząc myślę o moich bliskich, najbardziej oczywiście o Jean-Christophe: obiecałam mu w zeszłym tygodniu wiadomość przed niedzielą... Jest niedziela wieczór, ciemna noc, a my jesteśmy jeszcze daleko od bazy. Pewnie się martwi, mimo iż wszystko jest z nami w porządku. Potrzeba nam tylko trochę czasu. Jeśli dotrzemy do początku drogi Kinshofera, baza ujrzy nasze czołówki i przyjdą nam z pomocą... Mam taką nadzieję...

Nareszcie dostrzegamy światło bazy... Tomek chce się tu zatrzymać, ale nie ma mowy, nalegam by kontynuował... Kucharz i jego pomocnik wychodzą nam na spotkanie i pomagają Tomkowi. Wiedząc, że jest bezpieczny, schodzę jak najszybciej by wysłać wiadomość do Jean-Christophe i Anny, nastąpi to około północy. Tomek dociera dwie godziny później. Jesteśmy kompletnie odwodnieni i zmęczeni. Nie mieliśmy dziś gazu ani pożywienia. Piję dziesiątą filiżankę herbaty i jem trochę ryżu siedząc na krześle i błądząc pustym wzrokiem. Odpowiadam na pytania ludzi z bazy, Tomek jest z nami, regeneruje się w każdym znaczeniu tego słowa... Czas się ogrzać i odpocząć w przytulnym śpiworze.

Potrzeba nam będzie dwóch dni, by zorganizować powrót w okolice bardziej gościnne: Tomek chce otoczyć się swoimi lokalnymi przyjaciółmi, Ghanem i Hmidem, by uniknąć zejścia w pośpiechu. Jeśli o mnie chodzi muszę dotrzeć do Islamabadu, by zdążyć na lot 23 stycznia, wyruszam o 7:00 rano. Jemy razem śniadanie pełne wzruszeń, po tym jak przeżyliśmy wspólnie niezapomnianą przygodę. Chciałabym zejść wspólnie z nim i jego przyjaciółmi, by rozmawiać jeszcze i jeszcze o naszej epopei...

Docieram na czas na samolot, jestem we Francji 23-ego stycznia bardzo późno wieczorem. Będę miała świeże wiadomości od Tomka przez Zubair, potem od niego samego. Mimo iż czułam się bardzo zawiedziona zachowaniem Daniele, mogę zapewnić moje otoczenie, iż zawsze miałam i zachowam silne uczucia przyjacielskie.

Opuściłam obóz, gdy niebo było niebieskie, jednak następnej nocy zacznie sypać śnieg. Do tej pory niebo nas oszczędzało. Tak jakby przez cały miesiąc góra nas akceptowała, dziś jest odpowiedni czas, by opuścić to miejsce.

Czuję małe kłucie w sercu, gdy ruszam stąd, ale łączy mnie z Tomkiem tak silne przeżycie, że moja dusza nie jest gotowa, by odejść. Więc dziękuję Ci, Tomku, za te cudowne chwile w górach, za Twoją życiową filozofię i za Twoją miłość do tej góry. Pewnego dnia „Wróżka Góry” z pewnością zechce Cię wpuścić na jej szczyt Emotikon wink

Dotarliśmy na wysokość 7800m podczas 10 dni żeglugi przez to morze zimna. Noce były ekstremalnie lodowate, nie wydaje mi się bym zmrużyła oko choć na chwilę podczas tych 4 nocy powyżej 7000m. To była próba, podczas której sprawdzaliśmy granice naszej wytrzymałości... 30 wypraw musiało się poddać potędze tej góry... Warunki są naprawdę ekstremalne...

10 dni w sercu tej góry, 10 dni stawiania czoła naturze, wiatrowi, zimnu, słońcu, 10 dni prób pójścia naprzód, walki z przeciwnościami i naszymi słabościami, 10 dni wiary, pewności siebie i utraty nadziei, 10 dni snucia domysłów... Z Tomkiem przeżyliśmy nadzwyczajną przygodę we wrogim naturalnym otoczeniu, przygodę z jednej strony prostą, z drugiej tak bardzo skomplikowaną. Niemożliwe jest oderwanie swojej duszy od tej góry, trudno jest wrócić do rzeczywistości, a jednak trzeba będzie...

Rezygnacja. Bardzo ciężko jest zrezygnować, jednak to jest element integralny tej aktywności. Ta góra jest paradoksem, zarazem tak czysta i tak sroga. Pogoda może się załamać w ciągu kilku sekund i uczynić z nas jej więźniów. Wiatr może wyć z wściekłości i przewiać metry sześcienne śniegu. Wielu próbowało i zostało pokonanych... Jesteśmy na Nanga Parbat, na górze nigdy nie zdobytej zimą, mimo ponad 30 wypraw różnymi drogami.

Jestem szczęśliwa, że udało mi się zdobyć tę wysokość, odkryłam przenikliwe zimno oraz wielką samotność... Niczym mały „groszek”, który ciągnie swój dom na przestrzeni dni i zauważa każdy najmniejszy postęp, najmniejszy krok naprzód. Na tej górze każdego dnia otrzymuje się nagrodę, krok w nieznane, krok w stronę odkrycia samego siebie i swoich możliwości."

Elisabeth Revol

tłum. Piotr Fleischmann.
® All rights reserved. Wszelkie prawa zatrzeżone.

źródło: [himalaya-light.over-blog.com]…
Podziel się:
Temat Autor Wysłane

Nerwówka

lukass 17 sty 2015 - 23:37:24

Re: Nerwówka

pusty 18 sty 2015 - 10:38:36

Re: Nerwówka

Admin 18 sty 2015 - 16:30:39

Re: Nerwówka

pusty 18 sty 2015 - 19:19:24

Re: Nerwówka

aiken 19 sty 2015 - 10:49:28

Re: Nerwówka

c1imber 19 sty 2015 - 15:14:10

Re: Nerwówka

wube 19 sty 2015 - 16:45:51

Re: Nerwówka

TomaszKa 20 sty 2015 - 08:45:03

Re: Nerwówka

wube 20 sty 2015 - 09:56:30

Re: Nerwówka

ako 20 sty 2015 - 10:51:35

Re: Nerwówka

TomaszKa 20 sty 2015 - 12:50:29

Re: Nerwówka

lpi 23 sty 2015 - 11:37:09

Re: Nerwówka

TomaszKa 23 sty 2015 - 12:20:06

Re: Nerwówka

Passenger 20 sty 2015 - 19:45:45

Re: Nerwówka

pusty 22 sty 2015 - 14:43:07

Re: Nerwówka

TomaszKa 22 sty 2015 - 15:08:22

Re: Nerwówka

burlan 22 sty 2015 - 17:02:41

Re: Nerwówka

greg 23 sty 2015 - 01:03:31

Re: Nerwówka

$więty 23 sty 2015 - 06:41:12

Re: Nerwówka

TomaszKa 23 sty 2015 - 11:36:58

Re: Nerwówka

Anonim 23 sty 2015 - 20:42:14

Re: Nerwówka

TomaszKa 23 sty 2015 - 13:37:36

Re: Nerwówka

Anonim 23 sty 2015 - 20:33:50

Re: Nerwówka

astrodog 24 sty 2015 - 20:55:13

Re: Nerwówka

TomaszKa 25 sty 2015 - 17:56:37

Re: Nerwówka

burlan 25 sty 2015 - 19:08:42

Re: Nerwówka

nat 25 sty 2015 - 21:23:08

Re: Nerwówka

ROCKDUDE 26 sty 2015 - 15:34:57

Re: Nerwówka

Passenger 26 sty 2015 - 12:26:03

Re: Nerwówka

TomaszKa 26 sty 2015 - 13:25:12

Re: Nerwówka

Passenger 26 sty 2015 - 14:08:45

Re: Nerwówka

TomaszKa 26 sty 2015 - 14:20:03

» Re: Nerwówka

łojant 27 sty 2015 - 10:25:14

Re: Nerwówka

JanekZ 27 sty 2015 - 11:20:04

Re: Nerwówka

ako 27 sty 2015 - 12:09:39

Re: Nerwówka

TomaszKa 27 sty 2015 - 14:53:44

Re: Nerwówka

andrzej 27 sty 2015 - 21:37:31

Re: Nerwówka

McAron 28 sty 2015 - 07:22:57

Re: Nerwówka

TomaszKa 28 sty 2015 - 08:54:02

Re: Nerwówka

Aśka 30 sty 2015 - 16:56:02

Re: Nerwówka

yanas 30 sty 2015 - 10:59:09

Re: Nerwówka

Anonim 30 sty 2015 - 19:32:10

Re: Nerwówka

astrodog 30 sty 2015 - 19:52:17

Re: Nerwówka

Anonim 30 sty 2015 - 19:59:21

Re: Nerwówka

astrodog 30 sty 2015 - 20:05:32

Re: Nerwówka

Anonim 30 sty 2015 - 20:19:21

Re: Nerwówka

astrodog 30 sty 2015 - 20:30:32

Re: Nerwówka

Anonim 30 sty 2015 - 20:48:05

Re: Nerwówka

astrodog 30 sty 2015 - 20:56:11

Re: Nerwówka

Anonim 30 sty 2015 - 20:58:38

Re: Nerwówka

McAron 31 sty 2015 - 08:20:04

Re: Nerwówka

Aśka 31 sty 2015 - 23:02:43

Re: Nerwówka

Anonim 01 lut 2015 - 22:35:27

Re: Nerwówka

Aśka 03 lut 2015 - 16:06:11



Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty