Witam!
Trzy tygodnie temu spadłem z około 2m jedną nogą na pada, drógą na ziemię obok :/ Tego samego dnia miałem prześwietlenie, kości całe. Kilka dni później u ortopedy byłem, diagnoza: silne stłuczenie pięty, zmiażdżenie tkanek miękkich pod kością pięty, bo właśnie piętą w ziemię łupnąłem. Dr zalecił mi smarować stopę Ketonalem przeciwbólowo, Liotonem na krążenie i okłady z Altacetu, na obrzęk. Zalecił mi też dużo stopą ruszać, ale nie obciążać tak jak do chodzenia, do momentu znaczącej poprawy.
Niby lekki uraz, kości całe, ale już 3 tydzień o kulach chodzę, cała stopa mniej, ale dalej puchnie, wolno to się goi. Przy
próbach stawania cierpnie i takie lekkie wrażenie braku czucia występuje. Mam też mniejszy niż w zdrowej stopie zakres ruchu palcami i w kostce. Pośrodku stopy, od spodu krwiak, nieźle się gojący.
Za namową znachorki ze Strużnicy smarowałem piętę mieszaniną łoju niedźwiedziego, ziół obszczanych przez lisa i potu leśniczego, jednak jedyny efekt jaki uzyskałem to niechęć płci przeciwnej, ze względu na paskudny swąd owej
mikstury ;]
Myślę, że to dość typowy uraz wspinaczkowy. Miał ktoś z Was coś podobnego? Czym się leczyliście? Po jakim czasie mogliście się znów wspinać? Po jakim na poziomie sprzed kontuzji? Jak ćwiczyliście nogę, którą nie chodziliście, bo mi chudną łydka i udo, ale to raczej nie tłuszczyku tam ubywa :/
Pozdrawiam!