Marcin Dzieński – sportowiec spełniony. Rozmawiamy z naszym mistrzem świata na czas

Rok 2016… To był wspaniały sezon dla Marcina Dzieńskiego… i dla nas kibiców. Wspinanie sportowe 2016 roku będziemy wspominać głównie przez pryzmat wyczynu Polaka. We wrześniowych Mistrzostwach Świata w Paryżu Marcin pobiegł w finale bezbłędnie, po złoty medal, pokonując perskiego leoparda Rezę Alipourshenazandifara. Wykręcił świetny czas 5.83. Po sukcesie pisał: „Najważniejszy bieg w karierze – bieg o mistrzostwo świata. Czekałem na ten moment latami. Lata treningów, lata wyrzeczeń, było warto”.

Marcin Dzieński Mistrzem Świata w czasówce, Paryż 2016 (fot. IFSC)

Dodajmy, że Marcin został także liderem Pucharu Świata na czas 2016. Czego można chcieć więcej? Nieprzypadkowo jako pierwszy polski wspinacz został nominowany na sportowca roku przez International World Games Association (ostatecznie zajął w głosowaniu 2. miejsce), wcześniej został sportowcem miesiąca.

Ten rok to kolejne duże wyzwania. W lipcu we Wrocławiu zostaną rozegrane Światowe Igrzyska Sportowe –10. The World Games 2017, jednym z ambasadorów tej wielkiej sportowej imprezy został właśnie Marcin. Wśród 31 dyscyplin zobaczymy we Wrocławiu także wspinanie i to w trzech odsłonach (czasówki, bouldering, prowadzenie).

Mistrzowski sezon 2016 Marcina Dzieńskiego

***

Dorota Dubicka / wspinanie.pl: Minęło trochę czasu od Mistrzostw Świata w Paryżu. Jak wspominasz z perspektywy czasu swój występ na najważniejszej imprezie sezonu. Jakie to uczucie zostać mistrzem i usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego? Jakie myśli kłębią się w takim momencie w głowie sportowca?

Marcin Dzieński: Tak naprawdę dopiero teraz, po kilku miesiącach, dochodzi do mnie, czego dokonałem. Wcześniej jakoś to do mnie to nie docierało. Od razu po powrocie z mistrzostw zaczęliśmy przygotowania do następnych zawodów w Chinach i nie było czasu na celebrowanie. Mistrzostwa Świata były moim marzeniem, odkąd zacząłem starty w seniorach. Nie będę ukrywał, że kiedy stanąłem na najwyższym stopniu podium, byłem totalnie wzruszony. Podczas ceremonii, kiedy oślepiał mnie blask jupiterów, a ja starałem się unikać łez, przez głowę przeleciały mi te wszystkie lata treningów, wyrzeczeń, ten cały reżim treningowy, no i osoby, które są częścią tego sukcesu. Czułem totalne spełnienie, zrealizowałem swoje największe marzenie. Dumny z pochodzenia, z ręką na sercu – wisienką na torcie był Mazurek Dąbrowskiego.

Podczas decydujących rund sprawiałeś wrażenie bardzo mocnego psychicznie, jakbyś szedł po swoje, wiedział, że ta impreza będzie należeć do Ciebie. Ale droga do finału nie była łatwa, choćby zaskakująca dyspozycja Bassy Mawema, z którym walczyłeś w półfinale (ostatecznie Francuz popełnił błąd). Jak wspominasz drogę do złota w Paryżu? Kogo obawiałeś się najbardziej?

Po trzech wygranych Pucharach Świata (Chamonix, Villars, Arco) na Mistrzostwa Świata jechałem jako faworyt i tak się czułem. Poniekąd ta myśl psychicznie mnie zniszczyła, byłem za bardzo pewny siebie, straciłem balans, jaki wypracowałem sobie na wcześniejszych zawodach. Poskutkowało to słabym startem w eliminacjach (6. miejsce). Zbawienny okazał się dzień przerwy przed finałami – miałem wtedy czas, żeby powrócić do swojej mistrzowskiej psychicznej formy.

Marcin w Villars, 2016 (fot. Sytse Van Slooten)

Zdecydowanie najtrudniejsza runda finałowa to bieg z Daniło Bołdyriewem (rekordzistą świata i Mistrzem Świata z Gijón). To był psychiczny majstersztyk, wiedziałem na co go stać, a on wiedział, co się zaraz wydarzy. To taki moment na zawodach, kiedy warto wyłączyć na chwilę myślenie. On przyjechał bronić tytułu, ja przyjechałem mu go odebrać. Wygrana z nim jeszcze bardziej mnie umocniła w kolejnych rundach, myślami już trzymałem  w rękach złoty medal. Kolejny ciężki bieg to ten z Bassą Mawem, zdecydowanie publika była po jego stronie – to w końcu ich rodak. Było bardzo gorąco, oj bardzo… Skorzystałem z szansy i przeszedłem dalej. W finałowym biegu o złoto czekała mnie zażarta walka z Irańczykiem Rezą. Z wyżej wymienionymi chłopakami bijemy się tak na każdym Pucharze Świata, jednak z Rezą miałem największe porachunki. To był najważniejszy bieg w mojej karierze – o być, albo nie być mistrzem :).

W jaki sposób mobilizujesz się przed swoim najważniejszych biegiem? Jak walczysz ze stresem?

Jestem totalnie oderwany od rzeczywistości, jakbym znajdował się w jakiś innym wymiarze – taki przeskok na „tryb zwycięzca”. W sumie nie ma mowy o stresowaniu się, stres nie istnieje :).

Jak sądzisz, na ile jesteś w stanie poprawić swój najlepszy czas osiągnięty na zawodach?

Najlepszy czas i równocześnie rekord życiowy/rekord Polski to 5.73 pobity podczas finałowego biegu w Pucharze Świata w Arco 2016. Szczerze powiedziawszy, w momencie kiedy analizuję swoje biegi z zawodów, to jeszcze jest dużo rzeczy do ulepszenia. W 2017 rekord świata jest jak najbardziej realny, w 2016 było bardzo blisko.

Udzielałeś wywiadów wszelakim mediom, często zupełnie niezwiązanym z naszym sportem. Jakie pytanie najczęściej padało? ;).

Może nawet nie pytania, ale padały śmieszne nazwy: np. chwyty to klocki/kamienie, wspinaczka sportowa to wspinaczka górska/skałkowa. Nawet jedna duża telewizja walnęła byka i zamiast wspinanie, na swojej stronie, napisali spinanie. Musiałem chyba być podczas wywiadu bardzo spięty …. ;). Najbardziej rozbawiły mnie „te wypustki” czyt. chwyty.

Z Marcinem rozmawia Tomasz Zimoch (fot. Michał Gąciarz)

Opowiedz proszę o codziennym treningu najlepszego sprintera świata. Ile godzin trenujesz w ciągu dnia, co konkretnie, jakie sporty uzupełniające uprawiasz, stosujesz specjalną dietę?

Rodzaj treningu uzależniony jest od okresu przygotowawczego, od tego ile czasu pozostało do startu i aktualnej formy. Jeżeli jest to okres przygotowawczy do sezonu, to trenuję dosłownie codziennie po około trzy/cztery godziny. Im bardziej zbliżamy się do zawodów, tym treningi są lżejsze. Nad wszystkim czuwa ojciec sukcesu – trener Tomasz Mazur. Przygotowuje treningi, analizuje, wprowadza korekty – po prostu trenuje.

Sport uzupełniający, jaki stosowałem i nadal stosuję to boks. Ostatnio pokochałem bardzo narty biegowe – idealny trening ogólnorozwojowy. Przy chęci spalania tłuszczu, nic lepszego nie można polecić. Dodatkowo, jak wybierzemy sobie ładne miejsce do biegania, to mamy też piękne widoki.

Na nartach

Co do diety, to właśnie rozpocząłem współpracę z dietetyczką. Nie byle jaką, bo Pani Magda Wieczorek na co dzień pracuje ze skoczkami narciarskimi. Natomiast zanim udało się nam podjąć współpracę, jadłem z „głową”, starałem się jeść „zdrowo” i z umiarem. Wiedzę o jedzeniu czerpałem z książek i internetu. Od niedawna już nie dotykam słodyczy :).

Ile lat trwa takie życie w kieracie treningowym? Od kiedy profesjonalnie uprawiasz wspinanie?

Wspinać zacząłem się w 2004 roku, miałem wtedy 11 lat. Profesjonalne treningi, „kadra trenerska”, pojawiły się w 2011. Na swoim koncie mam około 50 startów krajowych i 40 międzynarodowych. Od około 5 lat trenuję mniej więcej 3-4 razy w tygodniu, na siłowni przerzuciłem już tony ciężarów…

Skupiony na treningu (fot. Anna Brożek)

Niektórzy uważają, że ścianowe bieganie przypomina bardziej lekkoatletyczne sprinty niż samo wspinanie. Jak Ty na to patrzysz? Są jakieś szczególne predyspozycje, jakie powinien mieć dobry wspinacz czasówkowy?

Odkąd czasówki zostały „ustandaryzowane”, to rzeczywiście przypomina to już bieganie na 100 m. Aczkolwiek nie zapominajmy, że to jednak cały czas wspinanie. Czasówkowicz przede wszystkim powinien mieć predyspozycje do sprintu.

Trening…

I znów trening…

Nie jest tajemnicą, że większość sprinterów specjalizuje się jedynie w czasówkach. Tak wyrównany poziom wśród biegaczy, tak wyśrubowane czasy, wreszcie tak specyficzna konkurencja, jaką są czasówki, wymaga maksymalnej koncentracji. Masz w ogóle czas na skały, masz swoje ulubione miejsca? Możesz się pochwalić jakimiś ciekawymi przejściami?

Trening czasówek pochłania większość mojego czasu… Szczerze powiedziawszy, rzadko zdarza się mi się pojechać gdzieś w skały, ostatni raz byłem w ubiegłym roku chyba w Ciężkach. Jeśli pojawi się wolna chwila, to na pewno wybiorę znów Ciężkowice. Zanim wyspecjalizowałem się w czasówkach i miałem ciśnienie na cyfrę, to poprowadziłem jakieś VI.4 na Jarońcu :). Pewnie jeśli dalej bym w tym siedział, to i cyfra poszłaby w górę. Jednak wybrałem czasówki.

No właśnie… Pamiętam, że na panelu dyskusyjnym na temat Igrzysk podczas ostatniego KFG ktoś żartem chciał się z Tobą założyć, że nie zrobisz w skałach drogi 8c. O ile się nie mylę, chyba przyjąłeś zakład?;) A poważnie, jakie są szanse, żeby wytrawny specjalista od sprintów odniósł sukces także w skałach albo na boulderach?

Odkąd wybrałem ścieżkę i poszedłem w stronę czasówek, specjalistyczne treningi zniszczyły technikę wspinaczkową :). Nie ma co ukrywać, w prowadzeniu dobry nie jestem. Jednak uważam, że wszystko jest kwestią treningu i czasu. I nie ma rzeczy niemożliwych.

A propos, na Igrzyskach Olimpijskie wymyślono format łączony… Jak podchodzisz do takiej koncepcji? I jak widzisz swój udział w tej imprezie?

Format łączony bardzo mi się nie podoba. Trójbój nie jest dobrą wiadomością. Moim zdaniem niszczy to naszą dotychczasową pracę. Aczkolwiek, o wejście na Igrzyska walczyliśmy wiele lat i musimy się cieszyć, że w końcu nam się udało. Mimo niewygodnego formatu. Jest to ogromne osiągnięcie dla wspinania. Myślę, że na następnych Igrzyskach pojawimy się już w „oddzielonej formie”. Co do mojego startu w tej imprezie. Dokonam wszelkich starań, żeby się zakwalifikować. Jak na razie ciągle nie wiemy, jakie będą te kwalifikacje i to jest najgorsze. Jedno jest pewne, gdyby na Igrzyskach w 2020 roku wspinaczkowa rywalizacja wyglądałaby jak dotychczas, mielibyśmy gwarantowany polski medal. Teraz wszystko stoi pod znakiem zapytania.

Jaka jest Twoja odskocznia od treningów, startów? Jeśli nie wspinanie, to co?

Inne sporty to snowboard, narty zjazdowe, teraz biegówki. A tak po za tym to muzyka, przyjaciele, dziewczyna, rodzina :). To z tych fajnych, bo odskocznią od czasówek mimo wszystko są baldy lub lina.

Nie możemy zakończyć inaczej, jak pytaniem o główny plan na ten sezon…

Głównym celem na 2017 jest The World Games we Wrocławiu. Będzie to największa impreza sportowa w tym roku, a ja mam ogromny zaszczyt być ambasadorem tego wydarzenia. Po za tym fajnie będzie się zaprezentować się przed własną publicznością, nie mówiąc już o wspólnie śpiewanym Mazurku.

Po za tym w mojej głowie rysuje się dominacja w Pucharach Świata, chciałbym wykorzystać  moment największej formy/dyspozycji do wygrywania. Ważne w 2017 są też Mistrzostwa Europy, przez ostatnie lata obijałem się tam o pierwsze miejsce (w 2013 było drugie miejsce, a w 2015 trzecie). Pasowałoby w końcu wygrać… :).

I tego Ci serdecznie życzymy!




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum