Im szybciej się ruszam, tym mój organizm lepiej funkcjonuje – Andrzej Bargiel o Śnieżnej Panterze
14 sierpnia br. Andrzej Bargiel zdobył ostatni szczyt w wyścigu po Śnieżną Panterę – Pik Pobiedy (7439 m). Polak tym samym ustanowił nowy, imponujący rekord szybkości wejścia na 5 siedmiotysięczników na terenie byłego ZSRR. Po ok. 10 godzinach zjazdu dotarł bezpiecznie do bazy! Tuż po przylocie do Warszawy Andrzej poświęcił swój czas na konferencję prasową, podczas której opowiedział o swoich wrażeniach z tego wyczynu. Przedstawiamy część zapisu rozmowy z dziennikarzami, całość można przeczytać na Outdoor Magazyn.
***
Czy było coś, co cię zaskoczyło podczas tego przedsięwzięcia?
Andrzej Bargiel: Jeśli chodzi o samo działanie górskie, to układało się to w porządku. Mieliśmy bardzo mało czasu i pogoda nie była pewna, więc przez to musieliśmy bardzo szybko zmieniać plany i dostosowywać je do tego, co się działo. Dlatego właśnie te dwa ostatnie szczyty tak wyglądały – na pierwszy z nich musiałem wychodzić praktycznie ze śmigłowca, później też musieliśmy wkleić się w okna pogodowe, które były bardzo krótkie. Na szczęście się udało.
Najtrudniejszy szczyt?
Myślę, że jako całość było to bardzo trudne, a przy ostatnim szczycie przyszła ulga, że to już koniec. Każdy ze szczytów dokładał trudności temu wydarzeniu.
Co było najtrudniejszy momentem w całej tej wyprawie?
Tych momentów było bardzo wiele. Na początku mieliśmy bardzo duże problemy z logistyką i transportem do Tadżykistanu, na co straciliśmy ponad tydzień. Gdy dotarliśmy na miejsce, dopadł nas potworny wirus i bardzo trudne warunki. Ciężko w tym wszystkim było się zmobilizować i po prostu wchodzić na szczyty. Do tego dochodziła bardzo zła pogoda, więc do głowy przychodziło dużo myśli, które demotywowały, wydawało nam się, że realizacja tego wydarzenia będzie niemożliwa.
Jak twój organizm reaguje na sprint po górach?
Im szybciej się ruszam, tym mój organizm lepiej funkcjonuje. Przejazdy i bardzo długie przestoje bardzo mi przeszkadzały. Traciłem formę podczas długich przerw. Dla mnie największym atutem jest prędkość, oszukuję trochę organizm i góry – mogę się umiejętnie wklejać w bardzo krótkie okna pogodowe, podczas których było bardzo mało wejść na szczyty, a mi się to mimo wszystko udawało.
Jeśli mówisz, że głównym problemem była logistyka, to czy wynik można było jeszcze wyśrubować?
Myślę, że tak. W Tadżykistanie czekaliśmy pięć dni na śmigłowiec z tego względu, że jest tylko jeden śmigłowiec w tym kraju i latał nim prezydent. I mimo sporych pieniędzy ciężko jest czasem cokolwiek załatwić. Trzeba się do tego dostosować i całkowicie temu podporządkować.
Czy w tego typu wyprawach liczycie dni, sprawdzacie czas na bieżąco?
Nie do końca, najważniejsza w tym wszystkim jest przygoda. Mieliśmy bardzo dużą ekipę z różnych środowisk, i to było bardzo fajne, bo uczyliśmy się nawzajem od siebie. Bardzo dużym doświadczeniem dla mnie było robienie materiału, musiałem się angażować i to była moja energia i czas. Przed wyjściem nie odpoczywałem, mieliśmy 6-7 godzin zdjęciowych, to było dodatkowe zaangażowanie. Było to zupełnie coś nowego, kawał przygody.
Jakie to jest wyzwanie, kiedy trzeba myśleć o tym, jak szybko zejść ze szczytu, bo jest już następny i goni czas?
To jest naturalne, po każdym wejściu na szczyt myślę o tym, żeby być jak najszybciej w bazie, gdzie warunki są znacznie bardziej przyjazne. Mam narty, które to przyśpieszają i dają przede wszystkim przyjemność. Czy byłby to jeden czy pięć szczytów, tak samo szybko chciałbym wracać na dół.
Na jednej narcie można zjechać? :). (Andrzej stracił nartę podczas zjazdu z Piku Pobiedy przyp. red.)
Jest ciężko, ale można takie rzeczy robić. Niestety, tak to w sporcie bywa, że takie rzeczy się zdarzają i trzeba sobie w takich sytuacjach radzić, by wszystko działało.
Jak do tego doszło?
Sprzęt bardzo często poddany jest bardzo dużym przeciążeniom i takie rzeczy czasem się zdarzają. Narta dostała dużą siłę przy skoku przez szczelinę i po prostu się złamała. Ale udało się zejść na dół, z czego bardzo się cieszyłem.
Jak tak mówisz, niektórzy mogą pomyśleć, że to banalnie proste, a przecież jest to śmiertelnie niebezpieczne. Czy zdajesz sobie z tego sprawę, czy tylko myślisz o celu?
Zdecydowanie zdaję sobie z tego sprawę, jestem maksymalnie skoncentrowany i przez to że robię to od wielu lat, nie są to sytuacje, które mnie zaskakują. Przerabiałem już takie rzeczy i nie robi to na mnie tak dużego wrażenia, automatycznie jestem w stanie przeciwdziałać i radzić sobie.
Jesteś w stanie powiedzieć, ile razy dotknąłeś tam śmierci?
Czy dotknąłem śmierci? Myślę, że nie dopuszczam do takich sytuacji, to wszystko zawsze musi być pod kontrolą i nie pozwalam sobie na więcej niż w górach niższych, w których trenuję. Podnoszę swoje umiejętności po to, by mieć zawsze zapas i nie ryzykować.
Cały zapis konferencji z Andrzejem Bargielem na Outdoor Magazyn.
***
Kolejne szczyty Śnieżnej Pantery zdobywane przez Andrzeja:
- 16 lipca – Pik Lenina (7134 m)
- 25 lipca – Pik Korżeniewskiej (7105 m)
- 2 sierpnia – Pik Komunizma (7495 m)
- 10 sierpnia Chan Tengri (7010 m)
- 14 sierpnia – Pik Pobiedy (7439 m)
Partnerem ambitnego przedsięwzięcia Andrzeja Bargiela jest CANAL+ DISCOVERY, który rozpoczął nadawanie 11 maja 2015 roku. Andrzejowi w wyścigu po Śnieżną Panterę towarzyszyła ekipa telewizyjna i jesienią ma zostać wyemitowanych osiem godzinnych odcinków serii pt. „Andrzej Bargiel – Śnieżna Pantera”.
Andrzej Bargiel (28 lat) to trzykrotny mistrz Polski w skialpinizmie. W 2010 roku pobił rekord świata w biegu na Elbrus, który do tej pory nie został poprawiony. W 2013 roku został pierwszym Polakiem, który bez odpinania nart zjechał ze szczytu ośmiotysięcznika Shishapangma Central.
Rok później ustanowił dwa rekordy na Manaslu (w rekordowym czasie – 14 godzin i 5 minut wszedł na szczyt, a całą trasę z bazy na szczyt i ze szczytu do bazy pokonał w 21 godzin i 14 minut). W ubiegłym roku dokonał jako pierwszy na świecie zjazdu na nartach z Broad Peaku.