18 lutego 2015 11:59

Kacper Tekieli o zdobyciu Matterhornu historyczną drogą Schmidów – relacja

10 lutego br. zespół w składzie Jacek Czech, Adam Bielecki i Kacper Tekieli zdobył Matterhorn po pokonaniu historycznej drogi Schmidów biegnącej północną ścianą tego szczytu. Poniżej relacja Kacpra.

Jacek Czech, Adam Bielecki i Kacper Tekieli w ścianie Matterhorn

Jacek Czech, Adam Bielecki i Kacper Tekieli w ścianie Matterhornu

***

10 lutego 2015 roku, godzina 3:30. Może żywa drabina? Podstawiam Adamowi splecione nadgarstki pod prawą nogę, a on próbuje wbić dziabę w śnieg znajdujący się powyżej szczeliny brzeżnej. Jednak nie trzyma i jego rak rozdziera mi puchówkę na wysokości pępka. Potem próba na lewą nogę. W końcu Jacek, który zdążył zorganizować się na dolnym stanowisku, skutecznie pomaga Adamowi wbić się w drogę. Chwilę później – również z pomocą Jacka startuję ja.

Jackowi nie miał kto pomóc i pełny start zespołu przeciąga się do 4:15. W ciemności Adam ciągnie w górę. Im wyżej tym lód twardszy. Po kilkunastu minutach do gry wchodzą śruby. Nie bez wątpliwości lawirujemy pomiędzy barierami skalnymi, forsując niektóre z nich w imię zasady „jak puszcza” – mając w świadomości, że to droga pierwszych zdobywców północnej ściany. Nad granią Hornli zaczyna się robić szarawo. Adam wyraźnym trawersem forsuje grzędę z prawej i sporo się wyjaśnia; wbiliśmy się trochę za wcześnie, czas więc na kilkaset metrów trawersu. Wspaniałe warunki firnowo-lodowe zastępują słabe możliwości protekcji. Uważnie i konsekwentnie ciągniemy do prawa.

– Nic już nie zmienimy, grzejemy dalej – krzyczę do Adama, gdy ten patrzy pod siebie na kilkaset metrów łatwego terenu, który zaprasza wspinacza pod trudności drogi.

– Przeszliśmy dwa razy więcej, niż powinniśmy. A do tego trudniejszym terenem – odpowiada.

Czuć w jego głosie mieszane uczucia; typowej satysfakcji po pokonaniu wymagającego terenu oraz poczucia straty kilku dodatkowych godzin – tak ważnych w przypadku braku sprzętu biwakowego w ponad 1000-metrowej ścianie. Fakt – jeśli dotrzemy do szczytu, to nasza droga zostawi ślad znacznie bardziej diagonalny niż oryginalny przebieg.

Około godziny 10:00 Adam dociera pod środkową część ściany. Tu prowadzenie przejmuje Jacek. Czuć w powietrzu, że asekuracja pozostanie lotna. Nowy prowadzący rozstaje się z nami na kolejnych kilkadziesiąt minut, potem stanowisko, przekazanie szpeju i jeszcze raz to samo. Wreszcie zdobywamy wysokość. W środkowej części ściany trudności trzymają dość równomiernie i choć brak tu konieczności karkołomnych przechwytów, to powagi dodaje nieasekurowalność niektórych, często kluczowych fragmentów.

Adam w środkowej części ściany (fot. Kacper Tekieli)

Adam w środkowej części ściany (fot. Kacper Tekieli)

Jacek prowadzi w środkowej części ściany (fot. Kacper Tekieli)

Jacek prowadzi w środkowej części ściany (fot. Kacper Tekieli)

Jako „drudzy” na linie czujemy z Adamem olbrzymi kredyt zaufania od prowadzącego, który sadzi przeloty z rzadka, a o stanowisku nawet nie pomyśli, póki ma przy pasie choć kilka kostek. Około godziny 14:00 widać pozorne wypłaszczenie ponad środkową częścią ściany. Tam droga stara się zmylić wspinacza i otwiera „zapych” na godzinie jedenastej. Martwimy się, czy Jacek w porę odbije w prawo (w imię zasady Schmidów, że gdy nie wiadomo gdzie iść, to trzeba iść w prawo). Pozostajemy jednak na dobrej drodze.

Po czujnym, płytowym trawersie Jacek zakłada stanowisko pod trudnym progiem skalnym. Prawdopodobnie o kilkanaście metrów za bardzo w prawo, bo już wcześniej zauważyliśmy pole lodowe, które bez większych trudności wyprowadzało pod lodospad.

Adam i Jacek podczas przekazywania szpeju na wielkim polu lodowym (fot. Kacper Tekieli)

Adam i Jacek podczas przekazywania szpeju na wielkim polu lodowym (fot. Kacper Tekieli)

Jednak powrót w to miejsce tym samym trawersem byłby jeszcze bardziej kłopotliwy. Kolejny raz komplikujemy sobie imprezę i z duszą na ramieniu powtarzamy na drugiego – bez górnego stanowiska – delikatne ruchy na płycie poprzetykanej lodem. Dalej teren staje dęba, lecz dzięki korzystnej konsystencji lodu puszcza znacznie szybciej. Gdy dochodzimy na wypłaszczenie Jacek jest już na czujnym trawersie – kilkanaście metrów powyżej nominalnego.

Jacek prowadzi trawers, asekuruje Kacper (fot. Adam Bielecki)

Jacek prowadzi trawers, asekuruje Kacper (fot. Adam Bielecki)

– Nie mogłem się powstrzymać – krzyczy.

Na jego twarzy pierwszy raz dzisiejszego dnia widać dziecięcą radość ze wspinania. Głód ciekawych przechwytów kazał mu utrudnić nam po raz trzeci drogę pierwszych zdobywców ściany. Po wszystkim jednak zgodnie stwierdziliśmy, że było warto, zwłaszcza, gdy znów przebieg drogi mamy pod kontrolą. Z podekscytowaniem łykam kolejne metry dzielące mnie od stanowiska – przejmuję prowadzenie. Najpierw czujny trawers w prawo i dalej nietrudny próg z lodowej polewy. Dopiero nad nim dwa słabe przeloty i „aby wyżej” nieasekuraowalnym stromym „cukrem”.

Przez kolejne kilkadziesiąt metrów asekurujemy się po „muszkietersku” (jeden na wszystkich), jednak telepatycznie czuję koncentrację kolegów i wiem, że nic złego nas tu nie spotka. Teren staje się bardzo zdradliwy. Tak jak wzorzec metra znajduje się w Sèvres, tak wzorzec kruszyzny ma swoje miejsce w górnej części tej ściany. Staram się zdobywać wysokość i jednocześnie trzymać się prawej części ściany przede mną.

Kacper prowadzi na około 4150 m (fot. Adam Bielecki)

Kacper prowadzi na około 4150 m (fot. Adam Bielecki)

Wiem, że droga osiąga grań Zmutt na wysokości 4340 m. Rzut okiem na zdjęcie ściany i jestem pewien, gdzie iść, a pewność potęguje minięty spit – jedyny w ścianie, wyróżniony na schemacie. Teraz mamy najwyżej jeden do dwóch przelotów na rozpiętości liny. Jeszcze połogi bastionik kruchej skały i osiągam Zmutt a z nim ostatnie tego dnia promienie słoneczne. Pospiesznie ściągam kolegów, aby również załapali się na trochę jasności. Dalej rusza ponownie Jacek, który idąc po ostrzu i po lewej stronie grani o 18:30 wyprowadza nas na wierzchołek Matterhornu.

Kacper na grani szczytowej (fot. Adam Bielecki)

Kacper na grani szczytowej (fot. Adam Bielecki)

***

PS Wspinaczka drogą braci Schmidów trwała 15 godzin od szczeliny brzeżnej do głównego wierzchołka. Kolejnych 7 godzin zajęło nam zejście i zjazdy do Solvay Hut (4003 m). Kolejnego ranka w około 4 godziny dotarliśmy granią Hornli do schroniska u jej podstawy.

Kacper i podziękowania dla sponsora (fot. Jacek Czech)

Kacper i podziękowania dla sponsora (fot. Jacek Czech)

 Kacper Tekieli (Polar Sport, KW Trójmiasto, wspinanie.pl)

***

Droga Schmidów to historycznie pierwsza droga północną ścianą słynnego Matterhornu (4478m). Została pokonana w dniach od 31 lipca do 1 sierpnia 1931 roku przez braci Franza i Toniego Schmid. Dzisiaj jest klasyczną alpejską linią. W 2009 roku otrzymała rekordowe solowe przejście za sprawą Ueliego Stecka, który pokonał ją w czasie 1 godziny i 56 minut.

Polacy na tej drodze zapisali się w 1978 roku. Wtedy zespół Anna Czerwińska, Irena Kęsa, Krystyna Palmowska i Wanda Rutkiewicz dokonał pierwszego kobiecego zimowego wejścia północną ścianą Matterhornu.

Przebieg drogi Schmidów na Matterhorn (fot. camtocamp.org)

Przebieg drogi Schmidów na Matterhorn (fot. camtocamp.org)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Gratulacje! [2]
    Szczególnie dla Jacka. Nie gniewajcie się, chłopaki :-)

    18-02-2015
    Księżniczka