17 listopada 2014 09:46

Edurne Pasaban – Chcę się znowu wspinać dla siebie, a nie dla innych

We wrześniu w Zakopanem na 10., jubileuszowych Spotkaniach z Filmem Górskim gościła pierwsza dama światowego himalaizmu Edurne Pasaban. Baskijka to człowiek-instytucja. Kobieta sukcesu, prężna businesswomen, animatorka działań charytatywnych, entuzjastka różnych sportów, tęskniąca jednak za wspinaniem. Jej marzeniem są teraz skromne ekspedycje i wspinaczka bez presji, jaką niewątpliwie nałożyła na siebie realizując projekt zdobycia 14 ośmiotysięczników. Oto rozmowa, jaką udało nam się przeprowadzić niedługo przed jej spotkaniem z polską publicznością.

spotkania-z-filmem-gorskim-w-zakopanem

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Zacznijmy niestandardowo dla himalaisty, bo od wspinania sportowego. Kraj Basków, z którego pochodzisz, słynie ze rejonów wspinaczkowych. Jakie były twoje pierwsze doświadczenia wspinaczkowe?

Edurne Pasaban: Moim pierwszym kontaktem ze wspinaniem, już po tym jak wcześniej moi rodzice zabierali mnie na trekkingi, było właśnie wspinanie skałkowe. Kiedy miałam 14 lat zapisałam się do klubu, gdzie organizowano różne kursy wspinaczki skałkowej w Kraju Basków. Zaczynałam wspinać się w małej grupie, jeździliśmy do wszystkich topowych rejonów. Tak wyglądają typowe początki, a jeśli okażesz się dobry to możliwe, że ruszysz w wyższe góry lub zostaniesz zawodowcem. U Basków istnieje długa i bogata tradycja wspinaczki skalnej.

Edurne boulderuje pod Lhotse, 2003 (fot. edurnepasaban.com)

Edurne boulderuje pod Lhotse, 2003 (fot. edurnepasaban.com)

Jaki był twój ulubiony rejon wspinaczkowy?

Lubię Etxauri w Navarrze, choć często pogoda jest tam marna. Mieszkałam też 5 lat w Katalonii, a tam jest mnóstwo fajnych miejsc.

Pamiętasz, jaki poziom osiągnęłaś w skałach?

Sądzę, że moim największym osiągnięciem było 6b+ lub coś koło tego. Wspinaczka sportowa wymaga wielkiego poświęcenia – zrobienie 6c lub 7a wymaga pracy, a ja nie mam na to czasu. Chciałabym, ale…

Przejdźmy do twojego doświadczenia w Alpach, Pirenejach…

Miałam 15 lub 16 lat, kiedy po raz pierwszy pojechałam w Alpy. Z małą grupą przyjaciół weszłam na takie klasyki jak Mont Blanc, Matterhorn i Gran Paradiso. Kiedy miałam 18 lat pojechałam w Andy do Ekwadoru. I tak to się rozwijało, aż do czasu mojej pierwszej wyprawy himalajskiej w 1988 roku. Miałam 24 lata, kiedy po raz pierwszy pojechałam w Himalaje. Potem odbyłam też wiele wypraw w Alpy i Andy, zdobyłam wiele szczytów.

Edurne pod Broad Peak, w tle K2, 2007 (fot. edurnepasaban.com)

Edurne pod Broad Peak, w tle K2, 2007 (fot. edurnepasaban.com)

Kiedy zdałaś sobie prawdę, że to właśnie Himalaje są twoim przeznaczeniem?

Kiedy po raz pierwszy znalazłam się na dużej wysokości w Andach, powyżej 6000 metrów, wspinałam się z o wiele starszym i bardziej doświadczonym wspinaczem. Powiedział mi wtedy: „Edurne, sądzę, że któregoś dnia wejdziesz powyżej 8000 m”. Ten moment był dla mnie spełnieniem marzeń, byłam wtedy młoda i wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Szybko odkryłam, że bardzo szybko i bezproblemowo aklimatyzuję się na dużych wysokościach. Zaczęłam jeździć na ekspedycje, a potem je organizować. W 1988 roku miałam pierwszą okazję pojechać w Himalaje, a jak raz tego spróbujesz, to już zawsze chcesz tam wracać. To rodzaj uzależnienia. Od tamtego czasu jeździłam na wyprawy co roku.

Weszłaś na 14 ośmiotysięczników. Każdy z nich wymaga dużych umiejętności i doświadczenia, jednak powiedz mi, który z nich był najtrudniejszy pod względem technicznym lub psychicznym?

Trudno wybrać ten jeden. Jednak wydaje mi się, że najtrudniejszym momentem była wyprawa w 2004 roku na K2. To był mój siódmy ośmiotysięcznik. Po tej wyprawie w moim życiu zmieniło się wiele rzeczy. Zanim pojedziesz na K2 to cały czas słyszysz i czytasz, że jest to bardzo wysoka i trudna góra. Wcześniej wiele razy wspinałam się na ośmiotysięczniki, ale odsuwałam od siebie perspektywę wejścia na K2, wydawało mi się, że ta góra jest zbyt trudna. Aż w końcu nadarzyła się okazja i doszłam do wniosku, że to właśnie ten moment, kiedy jestem gotowa. To była trudna decyzja. Mała włoska ekspedycja, niewielu wspinaczy, a do tego dotarliśmy pod górę późno w sezonie i mieliśmy problemy podczas zejścia. Były chwile, kiedy myślałam sobie, że choć wspinaczka na tę górę jest fajna, to w każdej chwili mogę zginąć. Wyprawa na K2 to była chyba najbardziej pechowa i najtrudniejsza wyprawa w moim życiu.

Edurne na szczycie Dhaulagiri, 2008 (fot. edurnepasaban.com)

Edurne na szczycie Dhaulagiri, 2008 (fot. edurnepasaban.com)

Wspinałaś się z bardzo dobrymi wspinaczami, takimi jak Juanito Oiarzabal, Juan Vallejo, Ferrán Latorre, Silvio Mondinelli czy Alex Txikón, mógłbym jeszcze długo wymieniać. Kto był dla ciebie największym wsparciem podczas wypraw?

Oni wszyscy. Najważniejsze, że byli moimi przyjaciółmi. Zawsze działaliśmy razem, dobrze nam się współpracowało. Tylko czasami zdarzały się jakieś drobne, irytujące sytuacje. Kiedy wspinamy się razem, stanowimy prawdziwy zespół. Zawsze idziemy i działamy razem – nigdy nie byliśmy w stanie pojąć, że można kogoś zostawić z tyłu. Zawsze czekamy na tych, którzy idą wolniej. A do tego czujemy mocną, wspólną więź. I to jest najlepsza forma wsparcia, jaką od nich otrzymuję.

Silvio jest bardzo silny, z kolei Ferrán świetny technicznie – każdy wnosi jakieś inne umiejętności. Czasami to nie wystarcza, zdarza się, że organizacja wyprawy i współpraca pomiędzy wspinaczami może okazać katastrofą. Każdy z osobna może być doskonały, ale już w zespole się nie sprawdzi. W naszym przypadku jest inaczej, stanowimy świetny zespół. Zarówno w górach, jak i w życiu codziennym – na wielu płaszczyznach. To najważniejsze.

Edurne i Gerlinde Kaltenbrunner na szczycie Broad Peak, 2007 (fot. edurnepasaban.com)

Edurne i Gerlinde Kaltenbrunner na szczycie Broad Peak, 2007 (fot. edurnepasaban.com)

Jesteśmy w Polsce, więc muszę zapytać: czy spotkałaś jakichś polskich wspinaczy? Masz jakieś wspomnienia związane z polskimi alpinistami?

Tak, poznałam Kingę Baranowską, byłyśmy razem na wyprawie organizowanej przez Hiszpanów. Spotykałam również Polaków w bazach i zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Sądzę, że Polacy i Hiszpanie mają podobną mentalność jako ludzie. Lubimy wiele podobnych rzeczy, choćby piwo :-)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum