18 listopada 2014 20:37

Artur Hajzer – nie wspinał się dla sławy, a dlatego, że okrutnie kochał góry!

„Pasja Gór” to projekt budowy pomnika ku czci tragicznie zmarłych alpinistów, który trzeba wesprzeć. Bliscy, przyjaciele, znajomi i środowisko wspinaczkowe chcą upamiętnić tych, którzy zostali w górach na zawsze. Jednym z nich będzie Artur Hajzer, wspominają go Renia i Artur Małek.

Artur Hajzer

Artur Hajzer

Wycinek wspomnienia Reni i Artura Małków

Renia Małek: „Wiesz Reniu, poznałem Hajzera” – oznajmił któregoś dnia Artur, wbiegając do domu. „Tego przez H czy Ch”? – zapytałam przekornie. „A jest jakiś inny, przez Ch!?” – zdziwił się szczerze. „Poznałem Artura Hajzera! Człowieka, o którym czytałem w książkach i po którego śladach zawsze chciałem iść!” Spojrzałam na niego. Wiedziałam przecież od początku, że poznał człowieka, którego nazwisko pisze się przez H, bo czytaliśmy te same książki. Zauważyłam dziwny błysk w jego oczach i poczułam, że to spotkanie coś w naszym życiu zmieni.

I tak się stało.

Artur Małek: Kiedy pojechałem z Arturem Hajzerem zdobywać Lhotse, wiedziałem już, że w dwa miesiące nauczę się od niego tyle, ile sam uczyłbym się przez 20 lat! Nie byłem już tym nastoletnim chłopakiem, który w uszytych własnoręcznie spodniach i kurtce z futra mamy łazi dniami i nocami po górach, śpiąc gdzie popadnie i wspinając się na czym popadnie, popełniając w trakcie tej samodzielnej nauki mnóstwo błędów. Nie byłem już tym dorosłym Arturem, który kocha zimową wspinaczkę i każdej wiosny, lata i jesieni czeka na zimę. Teraz byłem na wyprawie z ARTUREM HAJZEREM! Mogłem się uczyć na jego dawnych błędach. Wiesz, myślę, że gdyby tą wyprawą miał kierować ktoś inny, nie pojechałbym.

R: Dlaczego?

A: Zawsze fascynowało mnie ambitne wspinanie, niekoniecznie na te najwyższe szyty. Nie interesowało mnie to, że ktoś wszedł na jakiś ośmiotysięcznik zdobyty już sto pięć razy. Nie chciałem bić rekordów wysokości ani czasów wejścia i zejścia. Od zawsze chciałem się wspinać (nie chodzić!) w nieznane! Nie latem, a zimą! Stąd mój wielki szacunek do Wojtka Kurtyki i Janusza Gołębia. No właśnie… Ta zima – Hajzer razem z Kukuczką w 1987 roku jako pierwsi stanęli zimą na Annapurnie! Dziewczyno, ty wiesz, co to jest za wyczyn? Masakra! No i jak tu nie jechać w Himalaje z takim gościem? Więc pojechałem. Pamiętasz, nieraz byliśmy już w tej okolicy razem. Tylko teraz miało być tak, że tam, gdzie zawsze kończyliśmy przygodę – czyli w bazie pod Everestem – teraz ją zaczynaliśmy. No i byłem tam z Hajzerem! Od początku świetnie się z nim dogadywałem. Jak uczniak łapałem jego każde słowo, przyzwyczajając się przy tym do jego specyficznego poczucia humoru. A wiesz, co było w nim najfajniejsze? Ta jego normalność! Miał tyle osiągnięć, a mnie, nieznanego wspinacza, traktował jak równego sobie. Uczył mnie, ale uczył się również ode mnie! Dasz wiarę? Zawsze miałem swoje patenty na wiele rzeczy, bo sam musiałem do wszystkiego dojść. On ich nie negował! Używał ich! Nie wstydził się, że uczy się od takiego leszcza jak ja (śmiech). Był otwarty na moją „młodszość”. I nie wypominał mi ciągle, że kiedyś to było tak fajnie i wszyscy byli tacy fajni, a teraz to nasze pokolenie to takie do du…..y.

R: Może dlatego zmieniał historię? Nie bał się tego, że jak przyjdzie „nowe”, to zaćmi to „stare” i wiele gwiazd przestanie świecić?

A: Artur nie bał się układów i układzików. Jak nie chciał, nie klepał po plecach. On nie wspinał się dla sławy, a dlatego, że okrutnie kochał góry! Robił wielkie kroki w nieznane! To dzięki niemu Polacy zdobyli kolejne dwa ośmiotysięczniki zimą! Nie bał się „gwiazd”. Był ponad nimi. I nas, młodszych, ciągnął za sobą, ucząc przy tym szacunku do historii polskiego himalaizmu, do wielkich tamtych czasów. Był twardym, ale i bardzo szczerym człowiekiem. Nie bał się prawdy. Za to go cholernie szanowałem… i szanuję dalej.

Artur Hajzer na Lhotse (fot. Artur Małek)

Artur Hajzer na Lhotse (fot. Artur Małek)

R: Pamiętam, że jak wróciłeś z Lhotse, to mówiłeś, że Hajzer podczas każdej wyprawy, której jest kierownikiem, ma pewną żelazną zasadę…

A: Oj tak. Ja mam taką samą, choć nie bywam kierownikiem wypraw. To zasada jednej szansy. Artur mówił, że od początku wyprawy obserwował uczestników i wyciągał wnioski oraz oceniał potencjał tej osoby w górach. Ja chyba dobrze wypadłem, bo jeszcze podczas wyprawy na Lhotse, na które nawet nie wszedłem, zaproponował mi wyjazd zimowy na Broad Peak. A, nie wiem, czy wiesz, ale mieliśmy wspólne plany na ten rok, a nawet na 2019! Dasz wiarę? Ja pomyślałem, że wtedy będę miał czterdziestkę… On miałby jakieś 57. Opowiadał mi o tych planach, jakbyśmy obaj mieli znów po 20 lat. Już czułem, jak razem idziemy w te góry.

R: A teraz już go nie ma…

A: Jest, tylko inaczej. I pójdę dla niego w 2019 roku na te górę! Muszę tylko przekonać Janusza Gołębia, by poszedł ze mną, ale to chyba nie będzie takie trudne. Zawdzięczam Arturowi tak wiele… Dzięki niemu mogłem sprawdzić się w najgorszych warunkach zimą w Karakorum. On we mnie uwierzył. Zawsze i do końca. Ja go nigdy nie zawiodłem i nigdy nie zawiodę.

R: A wiesz o tym, że jak dowiedział się o naszym ślubie, to bardzo tupał nogami i napisał do mnie: „(…) nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Nie po to w niego inwestuje, by on się żenił! Kto wydał zgodę na ten ślub!?? Ja nie!! Ślub trzeba odwołać! Nie ma opcji: bez mojej zgody nie ma ślubu! Bo i tak nie będzie ważny!!! (…)”.

A: Wiesz Reniu, on jak kogoś lubił, to się tak właśnie z nim czubił… (śmiech).

R: Wiem, nauczyłam się tego! Jak wracałeś z Broad Peaku, jeszcze w Pakistanie napisałeś mi, że masz czarny, odmrożony koniec nosa. Powiedziałam o tym Arturowi, a on ze stoickim spokojem odpowiedział: „Luz Renia, odetniemy mu najwyżej ten nos. Przecież bez nosa dalej będzie mógł się wspinać. A ciebie ma zaklepaną, to nie musi być przystojny” (śmiech).

W piątek 7 czerwca o 12.00 w Urzędzie Stanu Cywilnego w Tychach zaczęła się cichutka i kameralna uroczystość. Kilkunastu gości, 15 minut, wspólne zdjęcie… i kolejny ślub.

Przyszedł również Artur. Usiadł z przodu, z największym bukietem kwiatów. Najgłośniej klaskał i najmocniej gratulował.

R: Oświadczył, że wszystko przemyślał: zgadza się i ślub jest ważny (śmiech).

Artur Hajzer na naszym ślubie (fot. arch. rodzinne - R. i A. Małek)

Artur Hajzer na naszym ślubie (fot. arch. rodzinne – R. i A. Małek)

7 czerwca o 12.25 po wspólnym zdjęciu powiedział, że biegnie do domu, bo rano ma samolot do Pakistanu, i że się bardzo cieszy, że na troszkę ucieknie z tego chorego kraju. Odpocznie.

R: On już od nas odchodził, a ja krzyknęłam: „Ej! Uważaj tam na siebie!”.

Odwrócił się, machnął ręką, w której trzymał kluczyki od samochodu, i rzucił: „Jak zawsze! Spoko! Widzimy się, Małki, po powrocie!”.

Miesiąc później odszedł.

A: Choć nasza znajomość nie była długa, była intensywna. Mieszkaliśmy blisko siebie. Spotykaliśmy się nie tylko w górach. Jestem jego uczniem i będę przekazaną przez niego wiedzę zawsze pielęgnował. Artur dał mi dużo i zmienił moje, a co za tym idzie – również twoje życie. Utwierdził mnie w przekonaniu, że mogę realizować swoje marzenia, bo większość rzeczy zależy od moich rąk, nóg, a przede wszystkim od mojej głowy. Noszę w sobie jego siłę. To on był mi górskim ojcem. Zostawił mi wiele z siebie, a także kogoś, moja droga żono, kto był dla niego najważniejszy.

R: Wiem, o kim mówisz….

A: Zostawił nam Izę, z którą łączy nas szczera przyjaźń.

R: Słoniu! Jeżeli w niebie da się czytać to, co piszemy w Internecie, to powiem ci, co napisał do mnie kiedyś Simone Moro: „Mamy nowego Anioła. Który chroni nas wszystkich…”.

A: O tak! On już zawsze będzie z nami. Nawet każdego dnia spogląda na nas z tego wspólnego ślubnego zdjęcia. Dzięki, Artur, za wszystko. Do zobaczenia!

R:

PS Wiem, że nie wolno (bo mąż mi łeb urwie), ale jak spotkamy się tam u góry, to zapalimy sobie razem wspólną fajkę, na którą mieliśmy tak bardzo ochotę, rzucając po raz kolejny w tym samym czasie palenie…

Namaste Słoniu!

Spisała Renia, bo piórem szybciej włada
Tychy, 8 listopada 2014 roku.

 

***

Artur Hajzer przed wyprawą zimową na GI

Artur Hajzer przed wyprawą zimową na GI

Artur Hajzer (1962 – 2013) taternik, alpinista należący do ścisłej czołówki polskiego himalaizmu. Z wykształcenia kulturoznawca (absolwent Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach). Współzałożyciel i prezes firmy Alpinius, potem współtwórca firmy Himountain. Zaczął się wspinać w 1976 roku w Tatrach gdzie przeszedł swoje pierwsze drogi. Potem nastał czas na Alpy (drogi Directe Americaine na Petit Dru czy Gervasuttiego na Mont Blanc du Tacul).

Artur Hajzer w ścianie Dru

Artur Hajzer w ścianie Dru

Od 1982 roku brak czynny udział w wyprawach w góry wysokie. Od samego początku z dużymi sukcesami. W 1982 roku uczestniczył w drugim wejściu na Daplipangdigo (6126 m) w Himalajach Rolwalingu, a rok później wszedł na najwyższy szczyt Hindukuszu, tj. Tirich Mir (7706 m).

Z Jerzym Kukuczką 3 lutego 1987 roku dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę (8091m).  Nowymi drogami dokonał wejść na Manaslu wraz z Jerzym Kukuczką (8191 m), Shisha Pangmę z Wandą Rutkiewicz, Ryszardem Wareckim i Jerzym Kukuczką (8012 m) i Annapurnę Wschodnią z Jerzym Kukuczką (8010 m).

Artur Hajzer w ścianie Lhotse (fot. Krzysztof Wielicki)

Artur Hajzer w ścianie Lhotse (fot. Krzysztof Wielicki)

Podejmował 3. próby zdobycia wraz z Krzysztofem Wielickim południowej ściany Lhotse (8501 m), docierając w 1987 roku do wysokości 8300 m. W 1989 roku brał udział w akcji ratunkowej w rejonie Mount Everestu, która zakończyła się uratowaniem jedynego ocalałego alpinisty Andrzeja Marciniaka, za co został uhonorowany nagrodą Fair Play.

Ekipa ratunkowa po Marciniaka (fot. arch. Artur Hajzer)

Ekipa ratunkowa po Marciniaka (fot. arch. Artur Hajzer)

W późniejszych latach 2008 – 2011 stanął wraz z Robertem Szymczakiem na szczycie Dhaulagiri (8167 m) oraz Nanga Parbat (8126 m). A w 2011 roku zdobył z Adamem Bieleckim oraz Tomaszem Wolfartem szczyt Makalu (8463 m).

Artur Hajzer na szczycie Nanga Parbat (23.06.2010)

Artur Hajzer na szczycie Nanga Parbat (23.06.2010)

Od 2010 roku kierował programem „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”  wspieranym przez MSiT, objętym patronatem honorowym przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. W 2011/2012 kierował wyprawa, która dokonała historycznego pierwszego zimowe wejścia na Gasherbrum I (8068m).

Przedsiębiorca, świetny kierownik, autor książek „Atak rozpaczy” (1994) i „Korona Ziemi” (2011), a przed wszystkim wybitny alpinista dzięki któremu himalaizm zimowy ponownie, po wielu latach, stał się specjalnością Polaków.

Zginął 7 lipca 2013 wskutek 500-metrowego upadku Kuluarem Japońskim na Gasherbrum I.

Źródła: Wielka Encyklopedia Alpinizmu Kiełkowskich Tom. 6,
Encyklopedia powszechna, Prywatne materiały członków KW Katowice

Zachęcamy do wsparcia inicjatywy budowy pomnika. Projekt można wesprzeć na platformie Polak Potrafi.

Zapraszamy też do poznania sylwetek innych wspinaczy, którzy zostaną upamiętni pomnikiem: Andrzej Hartman, Mirosław „Falco” Dąsal, Rafał Chołda, Henryk Furmanik.

Projekt "Pasja Gór"

Projekt „Pasja Gór”




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum