6 października 2014 18:00

Ryszard Szafirski i jego książka – portret autora szkicuje Janusz Kurczab

Ukazanie się książki „Przeżyłem, więc wiem. Nieznane kulisy wypraw wysokogórskich”, w której Ryszard Szafirski przy pomocy Klaudii Tasz opowiada o swoim życiu taternickim i wyprawowym, skłania do przedstawienia autora, który już od ponad 30 lat tylko na krótko pojawia się w naszym kraju.

Ryszard Szafirski w latach 80. (fot. arch. R. Szafirski)

Ryszard Szafirski w latach 80. (fot. arch. R. Szafirski)

Alpinista kompletny – tak można określić Szafirskiego, który niczego nie robił na skróty – przeszedł pełną drogę rozwoju wspinaczkowego i górskiego doświadczenia. Od skałek i Tatr, przez Alpy latem i zimą, a następnie Andy Peruwiańskie, Pamir i Hindukusz, do dziewiczych szczytów Karakorum i Himalajów oraz lodowych gładzizn zimowego Everestu.

Do tego trzeba dodać niesłychany dynamiczny temperament, który drzemał w tym nie do końca gigantycznym przecież ciele, którą to cechę Andrzej Paczkowski we wstępie do wspomnianej książki nazwał celnie „górskim ADHD”. Przypominam sobie taki epizod z tym związany. W jednym z pierwszych rozdziałów swojej książki Ryszard Szafirski wspomina Marka Brodzkiego, jednego z pierwszych swoich partnerów wspinaczkowych. Otóż z owym Markiem Brodzkim, dziś już profesorem Politechniki Śląskiej, i ja wspinałem się kilkakrotnie na początku lat 60. Od niego po raz pierwszy usłyszałem o Szafirskim, jaki to znakomity i dynamiczny wspinacz.

Kiedyś, było to chyba w 1962 roku, wybrałem się z Markiem na Drogę Orłowskiego na Galerii Gankowej. Po załamaniu pogody i biwaku spędzonym w deszczu na stojąco na niewielkiej listwie skalnej wskutek zablokowania liny zjazdowej, rano kontynuowaliśmy zjazdy już przy znacznie lepszej pogodzie. Na ostatnim stanowisku znalazłem stary hak, który wyglądał niepewnie.

Wbiję coś lepszego – powiedziałem do partnera.

Nie przesadzajSzafirski nawet z jedynki by tu zjeżdżał – odwarknął Brodzki.

Nieobznajomionym z tajnikami sprzętu do wspinaczki podciągowej chciałbym wyjaśnić, że „jedynka” to hak specjalny, wynaleziony w latach 60., wklepywany w mikroszczeliny skalne, z ledwością wytrzymujący statyczne obciążenie ciałem wspinacza.

Stuknąłem jeszcze raz w skałę koło haka, ta rozpękła się i hak, któremu mieliśmy powierzyć swoje życie, pofrunął w dół ściany i jeszcze długo brzmiał mi w uszach dźwięk obijania się o skały.

Przytaczam tę historię, żeby pokazać, jakie zaufanie w Ryśku Szafirskim pokładali jego partnerzy. Nie, żeby był ryzykantem, nic podobnego. Chodziło o pewność i zaufanie do jego umiejętności.

Ryśka Szafirskiego poznałem latem 1961 roku na obozie w Dolinie Kieżmarskiej. Nie byłem tam z nikim na stałe umówiony, wspinałem się z różnymi partnerami. Namiot dzieliłem z Andrzejem Paczkowskim i z nim też dokonałem kilku dość wymagających wspinaczek. Gdy pojawił się Szafirski, zaproponowałem mu pójście na Hokejkę na zachodniej ścianie Łomnicy. Propozycja została przyjęta, pogoda dopisała i droga padła w niezłym stylu. A w ogóle to była niezła wyrypa i piękna przygoda: podejście Miedzianymi Ławkami na szczyt Łomnicy, zejście Jordanką pod ścianę, nocleg w pomieszczeniu służbowym w budynku obserwatorium, zjazd kolejką do Kamiennego Stawu i powrót do kotliny Zielonego Stawu Kieżmarskiego przez Rakuską Przełęcz.

Później wspinaliśmy się razem w Tatrach jeszcze kilka razy, również zimą. Wytyczaliśmy też nowe drogi: na Wielkiej Jaworowej Turni, Wielkiej Sobkowej Turni, Szpiglasowym Wierchu, Koprowym Wierchu. Jednak najlepsze wspólne przejścia mieliśmy w Dolomitach. Ale o tym za chwilę.

Lato 1963. Ryszard Szafirski na drodze Carlesso-Menti na Torre di Valgrande (fot. Józef Nyka)

Lato 1963. Ryszard Szafirski na drodze Carlesso-Menti na Torre di Valgrande (fot. Józef Nyka)

***

Ryszard Szafirski urodził się 1 października 1937 roku w Sosnowcu. Ukończył Wydział Elektroniki na Politechnice Śląskiej z dyplomem magistra inżyniera o specjalności automatyka przemysłowa. Po studiach rozpoczął pracę w Głównym Instytucie Górnictwa w Katowicach. W 1958 roku zapisał się na kurs taternicki w Kole Gliwickim Klubu Wysokogórskiego. Zajęcia praktyczne odbywały się w podkrakowskich dolinkach. Samodzielne wspinaczki tatrzańskie rozpoczął latem 1959 roku.

Dość szybko odkrył w sobie wielkie możliwości wspinaczkowe i już w 1961 roku zaczął przechodzić drogi uważane wówczas za najpoważniejsze w Tatrach, m.in.: Łapińskiego i Paszuchy oraz Wariant R na Mnichu, Stanisławskiego na Małym Kieżmarskim Szczycie, Derdy na Skrajnym Kopiniaku i wspomnianą Hokejkę na Łomnicy. W kwietniu 1962 roku wraz z Markiem Brodzkim dokonał pierwszego polskiego zimowego przejścia całości Drogi Stanisławskiego na północnej ścianie Małego Kieżmarskiego Szczytu. Latem tego samego roku z tym samym partnerem zrobił trzecie przejście Filara Kazalnicy, a zimą 1962/63 z Lucjanem Sadusiem – pierwsze zimowe przejście tej drogi.

Te sukcesy sprawiły, że już w 1963 został zakwalifikowany na centralny alpejski obóz Klubu Wysokogórskiego. Terenem działalności były Dolomity, rejony Civetty i Tre Cime di Lavaredo. Kierownikiem wyjazdu był Józef Nyka, a ja byłem wspinaczkowym partnerem Ryśka. O ile wyjazd w 1962 roku, którym również kierował Nyka, (dla Polaków pierwszy po 50 latach przerwy), przyniósł w dorobku przejście najpoważniejszych dróg z lat międzywojennych, to my skupiliśmy się drogach modernistycznych z lat 50.

Przeszliśmy wtedy z Ryśkiem m.in. drogi Philippa i Flamma na Civetcie (XI przejście w ogóle, a 1. polskie) oraz Filar Wiewiórek na Cima Ovest di Lavaredo (3. przejście i oczywiście 1. polskie). Szliśmy „za ciosem” – teraz przyszedł czas na dolomitową zimę. W lutym 1964 roku padła Direttissima Stössera na południowej ścianie Tofana di Rozes (1. przejście zimowe). Podczas tego przejścia naszej dwójce partnerowali Jerzy Krajski i Ryszard Rodziński.

"Droga Philippa i Flamma" na północno-zachodniej ścianie Civetty (fot. i topo Janusz Kurczab)

„Droga Philippa i Flamma” na północno-zachodniej ścianie Civetty (fot. i topo Janusz Kurczab)

Ryszard Szafirski w okapie na Filarze Wiewiórek (fot. Janusz Kurczab)

Ryszard Szafirski w okapie na Filarze Wiewiórek (fot. Janusz Kurczab)

Nasze drogi wspinaczkowe musiały się rozejść w drugiej połowie lat 60. Rysiek pojechał zimą 1965 roku w Alpy i w związku z tym nie mógł uczestniczyć w letnim obozie alpejskim (taka obowiązywała zasada: jeden wyjazd rocznie). W 1967 roku pojechał w Pamir, a w 1969 był kierownikiem rekonesansowej wyprawy na Malubiting. Ja wówczas na tak długie wyjazdy w okresie letnim nie mogłem sobie pozwolić – jeszcze uprawiałem szermierkę.

Kariera Ryśka nadal rozwijała się dynamicznie. Niemal każdego roku dokonywał wybitnych przejść, tak w Tatrach, jak i w Alpach:

  • 1964 r. – rekordowe wówczas przejście Głównej Grani Tatr (6 dni, z Adamem Zyzakiem),
  • 1965 r.  – 1. przejście zimowe drogi Contamine’a na północnej ścianie Aiguille Verte (z Eugeniuszem Chrobakiem, Maciejem Gryczyńskim, Jerzym Michalskim i Janem Surdelem),
  • 1966 r – nowa droga, poprowadzona zimą, na północnym filarze Jaworowego Rogu (z Adamem Zyzakiem),
  • 1966 r. – Galeria Gankowa drogą Łapińskiego i Paszuchy,
  • 1966 r. – 2. przejście drogi Bonattiego na północnej ścianie Matterhornu,
  • 1968 r. – 1. przejście północno-wschodniego filara Eigeru.

Znaczącym odcinkiem jego kariery alpinistycznej był udział w centralnych wyprawach Klubu Wysokogórskiego i Polskiego Związku Alpinizmu w Karakorum i w Himalaje:

  • 1969 r. – kierownictwo rekonesansowej wyprawy w Karakorum (zdobyto Malubiting North, 6843 m),
  • 1971 r. zdobywcza wyprawa na Kunyang Chhish (7852 m, uczestnictwo w zespole szczytowym),
Czwórka z Kunyanga - Heinrich, Zawada, Stryczyński i Szafirski (fot. Ryszard Szafirski)

Czwórka z Kunyanga – Heinrich, Zawada, Stryczyński i Szafirski (fot. Ryszard Szafirski)

  • 1974 r. – jesienno-zimowa wyprawa na Lhotse (8501 m),
  • 1980 r. – zimowa wyprawa na Everest (8848 m, dotarł na wysokość ok. 8150 m).
Obóz I zimowej wyprawy na Everest (fot. Ryszard Szafirski)

Obóz I zimowej wyprawy na Everest (fot. Ryszard Szafirski)

Ryszard Szafirski udzielał się również organizacyjnie, i to bardzo intensywnie. Jeszcze w Kole Gliwickim KW wchodził w skład Zarządu i był wybierany delegatem na walne zjazdy Klubu Wysokogórskiego. W latach 70. był też członkiem Zarządu Głównego KW.

Pod koniec lat 60. przeniósł się do Zakopanego i tam wykorzystał swoją energię dla pchnięcia na nowe tory zakopiańskiego taternictwa. W 1970 roku został wybrany na stanowisko prezesa Koła Zakopiańskiego KW, które właśnie opuszczał zasłużony taternik przedwojennego pokolenia Zbigniew Korosadowicz. Nastąpiła mobilizacja, pojawiły się nowe twarze, pozyskano nowe lokum i poparcie lokalnych władz. Ożywiła się działalność wspinaczkowa, klub zaczął organizować wyprawy, kierował nimi oczywiście Szafirski:

  • 1973 r. – Andy Peruwiańskie (Cordillera Blanca) – dokonano m.in. wejść na Alpamayo, Huascaran i Salcantay oraz osiągnięto dno drugiej pod względem głębokości jaskini Ameryki Południowej – Racas Marca (-407 m),
  • 1976 r. – Hindukusz – m.in. nowa droga środkiem północnej ściany Keshni Khan (6743 m) i wejście na Noszak (7492 m),
  • 1979 r. – Himalaje Nepalu – pierwsze udokumentowane wejście na Ngadi Chuli (in. Peak 29, 7871 m),
Ngadi Chuli (Peak 29) zdobyty przez wyprawę Szafirskiego w 1979 roku

Ngadi Chuli (Peak 29) zdobyty przez wyprawę Szafirskiego w 1979 roku

  • 1981 r. – Himalaje Nepalu – nowa droga na południowej ścianie Annapurny Centralnej (8051 m).
Wyprawa KW Zakopane na Annapurnę. Stoją R.Szafirski, L.Korniszewski, W.Stoiński i Z.Kiszela. Siedzą M.Pawlikowski, B.Probulski, M.Berbeka i R.Gajewski

Wyprawa KW Zakopane na Annapurnę. Stoją R. Szafirski, L. Korniszewski, W. Stoiński i Z. Kiszela. Siedzą M. Pawlikowski, B. Probulski, M. Berbeka i R. Gajewski

Na grani prowadzącej do południowej ściany Annapurny (fot. Ryszard Szafirski)

Na grani prowadzącej do południowej ściany Annapurny (fot. Ryszard Szafirski)

Wspinaczka w południowej ścianie Annapurny (fot. Ryszard Szafirski)

Wspinaczka w południowej ścianie Annapurny (fot. Ryszard Szafirski)

Swoje doświadczenie górskie i organizacyjne Ryszard Szafirski wykorzystywał również w szkoleniu adeptów taternictwa i w ratownictwie tatrzańskim. Już w 1962 roku zrobił kurs na instruktora taternictwa. W 1969 roku został członkiem Grupy Tatrzańskiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego a w latach 1977-1978 był jej naczelnikiem. Nie byle kto może pełnić tę odpowiedzialną i zaszczytną funkcję, a fakt, że wybrany na nią zostaje ktoś spoza Zakopanego i Podhala, wiele mówi.

Szafirski ma w swojej karierze także epizod polarny. W 1976 roku przebywał przez prawie dwa miesiące na Wyspie Króla Jerzego, gdzie budował polską stację antarktyczną imienia Bogdana Arctowskiego. Za tę pracę został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. Natomiast za działalność alpinistyczną został kilkakrotnie odznaczony medalem „Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”, w tym dwukrotnie złotym (za Kunyang Chhish i zimową wyprawę na Everest).

Mało kto wie o artystycznych ambicjach Ryszarda Szafirskiego. Jest świetnym fotografikiem, od roku 1980 był członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Swoje zdjęcia prezentował na wystawach krajowych i zagranicznych. Był też autorem zdjęć i konsultantem przy kilku produkcjach filmowych.

W 1982 roku Ryszard Szafirski wyjechał wraz z wyprawą KW Zakopane w góry Alaski. Był to okres stanu wojennego w PRL. Przed wyjazdem był jednym ze współautorów tzw. „raportu taterników” zawierającego informacje o pacyfikacji Kopalni Wujek. Część środowiska zakopiańskiego nie znała intencji działań późniejszych autorów „raportu” (bo nie mogła ich znać w warunkach konspiracji) i jego autorzy spotkali się z nieuzasadnionym ostracyzmem. To zdecydowało, że Ryszard Szafirski zdecydował się na emigrację do Kanady. Początkowo zatrzymał się w Vancouver i niedalekim Hope, później przeniósł się do Calgary, by wreszcie przed kilkoma laty osiąść w Trochu – niewielkim miasteczku wśród prerii, odległym od Calgary o 150 km.

Ryszard i Bożena Szafirscy w Calgary latem 2012 roku

Ryszard i Bożena Szafirscy w Calgary latem 2012 roku

A co z górami? Próbował jeszcze chodzić po Kanadyjskich Górach Skalistych, ale bez większego zaangażowania. Zawziął się tylko na najwyższy szczyt tego pasma Mount Robson (3954 m). Niestety, ten efektowny, ale słynący z niestabilnej pogody szczyt, czterokrotnie do wejścia nie dopuścił.

Ryszard Szafirski podczas jednej z prób wejścia na Mount Robson (fot. arch. Ryszard Szafirski)

Ryszard Szafirski podczas jednej z prób wejścia na Mount Robson (fot. arch. Ryszard Szafirski)

Książkę „Przeżyłem więc wiem” przeczytałem jednym tchem. I nie tylko dlatego, że opisuje również moje przygody i moje czasy. Jest po prostu świetnie napisana. Rysiek ma wyjątkowy dar opowiadania a Klaudia Tasz świetne pióro!

W książce znalazłem niewiele potknięć czy nieścisłości, niemal wszystkie są mało istotne, z wyjątkiem jednego. Chodzi o Lailę – szczyt i imię tak ważne dla Ryszarda Szafirskiego. W książce na str. 114 widzimy zdjęcie szczytu autorstwa Ryszarda Pawłowskiego. Ale to nie jest szczyt, o który chodzi! Problem polega na tym, że Pakistańczycy nadali nazwę „Laila” trzem szczytom odległym od siebie o ponad 100 km. Wyjaśnia to Wielka Encyklopedia Gór i Alpinizmu (tom III, str. 467). Zdjęcie w książce pokazuje Lailę, efektowny szczyt o wysokości 6096 m, leżący w paśmie Masherbrum Range nad lodowcem Ghondokhoro. Tymczasem Rysiek pisze o prawie siedmiotysięcznym szczycie, który widział w drodze pod Malubiting, wznoszącym się w pasmie Rakaposhi Range, bezpośrednio na północ od przełęczy Haramosh La, mierzącym 6986 m.

A oto właściwe zdjęcie Laili 6986 m (fot. summitpost.org)

A oto właściwe zdjęcie Laili 6986 m (fot. summitpost.org)

Kończąc, zapraszam tych, którzy chcieliby poznać więcej szczegółów (nie zawsze zachowanych w pamięci „Rysiaczka”) z przejścia Drogi Philippa i Flamma na Civetcie, do lektury mojego opowiadania „Hats off to Philipp”, które dotychczas było dwukrotnie publikowane (w „Taterniku” 1-2/1964 oraz w zeszycie „Filar Kazalnicy”, wyd. „Sport i Turystyka” Warszawa 1976). Jego rozszerzona wersja ukaże się niedługo w zbiorze opowiadań kilku autorów (w tym Stanisława Biela) nakładem wydawnictwa „Sklep Podróżnika”.

Janusz Kurczab

Książka Ryszarda Szafirskiego jest dostępna w ramach specjalnej przedsprzedaży, uzgodnionej z wydawcą w księgarni wspinanie.pl.

Przeżyłem, więc wiem. Nieznane kulisy wysokogórskich wypraw (Ryszard Szafirski)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum