9 września 2014 10:39

Zawody w pluciu na odległość – Ludwik Wilczyński odpowiada prof. Jackowi Hołówce

Panie Profesorze, a może prawda o himalaistach jest dużo mniej ciekawa, nie tak diaboliczna i jednocześnie bliższa życiu?

Zadaniem sportu powinno być doskonalenie duszy i ciała, a w himalaizmie nie ma ani jednego, ani drugiego. To walka o pieniądze.

U himalaistów mamy do czynienia ze stałym rozdrażnieniem, irytacją potęgowaną niedotlenieniem mózgu, apodyktycznością, kompleksem samca alfa, chorobliwą rywalizacją, ucieczką od świata i życia.

Himalaiści mają się za elitarny zakon rycerski. Himalaizm to współczesne gladiatorstwo, manifestacja surowego barbarzyństwa. Himalaiści idą na awanturę jak konkwistadorzy: „będą kobiety do zgwałcenia, to zgwałcimy, będzie złoto, to weźmiemy, wodza Inków zamkniemy w klatce, wszystko spalimy. Albo wrócimy, albo nie” – zdają się myśleć ci szaleńcy w puchowych kurtkach. Kiedyś w środowisku wspinaczkowym dominowali „harcerze”, teraz jednak najsilniejsi są egoistyczni awanturnicy, ze straszliwą skłonnością do ryzyka i głowami zaprzątniętymi myślami o biznesie oraz obecności w mediach.

Jaka jest różnica między kimś, kto wszedł w zimie na Broad Peak, a facetem, który pożarł 197 pierogów ze szpinakiem i kaszą gryczaną? Właściwie żadna.

Himalaiści są wyrachowani, cwani i dobrze zorganizowani.

Człowiek szaleńczo odważny (himalaista) nie ma odwagi, by zwyczajnie się zabić, więc podejmuje ryzykanckie zachowania, wybiera bierne samobójstwo.

Himalaizm nie ma sensu – to jak zawody w pluciu na odległość…

***

Nie, to nie wypisy z internetowych brudów po tragicznej polskiej wyprawie na Broad Peak z zimy 2013 roku. To sformułowania, przy pomocy których prof. Jacek Hołówka, filozof-etyk, opisuje wprost – lub przez porównanie – współczesny himalaizm. Z kilkudziesięciu wybrałem kilka, które profesorowi najlepiej się udały. Nie znam tekstu, w którym najbardziej znienawidzone grupy przestępcze zostałyby obdarowane taką porcją pogardy i obelg słusznych lub niesprawiedliwych.

Polemikę z takim podejściem do naszego sportu podjął już skutecznie prof. Andrzej Paczkowski – historyk, alpinista, wieloletni prezes Polskiego Związku Alpinizmu*. Chciałbym dorzucić do tego parę refleksji: historycznych, kulturowych i ludzkich – dość zdawałoby się oczywistych, ale skoro niedostępnych tak znanemu badaczowi, może więc jednocześnie wartych przypomnienia.

  • Nieznośna lekkość oskarżeń

Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy po przeczytaniu wywiadu red. Jacka Hugo-Badera z prof. Hołówką*, to myśl o osobistej urazie. Redaktor spędził wprawdzie kilka tygodni w Karakorum, w towarzystwie wspinaczy, których mógł uznać za reprezentatywnych dla środowiska. Mógł też doznać jakichś krzywd, nic jednak nie wiem, aby coś podobnego spotkało profesora Hołówkę. Należy zatem założyć, że motywacją do tej kanonady nie była osobista uraza profesora, ale autentyczne przekonanie, że staje do walki z grupką niebezpiecznych dewiantów (himalaistów). Zdejmuje on zatem profesorską togę, wiesza na kołku naukową wnikliwość oraz bezstronność i wali po pyskach aż miło. Radośnie towarzyszy mu red. Hugo-Bader, którego praca ma tyle wspólnego z dziennikarskim obiektywizmem, co on sam z himalaizmem.

Czy w istocie obaj panowie atakują tylko himalaistów? Otóż himalaizm w jakiejkolwiek formie jest tylko częścią wielkiego ruchu, który narodził się w Alpach i dlatego nazywany jest alpinizmem. Pokaźny arsenał obelg pod adresem himalaistów w gruncie rzeczy dotyczy całego światowego ruchu wspinaczkowego, którego integralną częścią jest himalaizm.

Alpinizm, taternictwo, himalaizm, andynizm – to rodzina sportów, które jednoczy idea takiego doskonalenia siebie w wymiarze duchowym i cielesnym, aby sprostać górskim wyzwaniom bez zmieniania samych gór. Prof. Hołówka gracko zatem szarżuje na miliony miłośników wspinania, przygody i surowego życia blisko natury. Himalaizm różni się od alpinizmu tylko terenem działalności. To ci sami ludzie, te same idee, te same zasady współzawodnictwa i górskiej solidarności. Sama Europa to kilka milionów miłośników gór i wspinania, 6 tysięcy przewodników wysokogórskich, 200 lat historii alpinizmu, kilkadziesiąt tysięcy pozycji książkowych poświęconych temu sportowi. Krótko mówiąc: część europejskiej i światowej kultury.

W nizinnym kraju Wiślan, gdzie świadomość tego wydawałaby się znikoma, świetnie egzystuje kilkanaście festiwali i przeglądów filmów górskich, kilka periodyków poświęconych wspinaniu i tysiące czynnych, czyli wspinających się entuzjastów. Komplety widzów na himalajskich prezentacjach świadczą więc o niesłychanej naiwności szeroko rozumianego środowiska górskiego? Wszyscy oni dają się nabierać grupie cwaniaków? Nikt nie dostrzega, że trudność wejścia na himalajski szczyt jest porównywalna do próby zjedzenia 197 pierogów?

Jak zwykle wartość naszych polskich dokonań, nie tylko górskich, znajduje często uznanie bardziej za granicą niż w kraju. Niedawno kanadyjska autorka, nie mająca żadnych rodzinnych związków z Polską, napisała książkę o polskim himalaizmie. Praca Bernadette McDonald, bo o niej mowa, przyniosła polskiemu wizerunkowi za granicą nie mniej korzyści niż wiele oficjalnych akcji i wystaw. Alpinizm jako całość jest jedną z wielu odmian ludzkiej kreacji, w której bezinteresowny wysiłek odgrywa kluczową rolę. Jest też górska aktywność, od turystyki po zimowy himalaizm, nie pierwszoplanowym, ale ważnym składnikiem narodowej kultury.

  • Błędni rycerze i cwani szaleńcy

Panie Profesorze, a może prawda o himalaistach jest dużo mniej ciekawa, nie tak diaboliczna i jednocześnie bliska życiu? Sam jestem byłym himalaistą, ale znam dobrze, lub przelotnie prawie wszystkich, którzy w Polsce uprawiają tę odmianę górskiej aktywności. Jest to niewielka grupa młodych ludzi, którzy nie bardzo różnią się od swoich rówieśników. Od tych oczywiście, którym w życiu o coś chodzi.

Mają marzenia o wielkiej przygodzie, o sławie, o miłości, o rodzinie, o dostatnim życiu, przyjaźni i szczęściu. Są wśród nich wspaniałomyślne dziewczyny i chłopcy, są egoiści, celebryci i herosi. Od czasu do czasu trafi się i konkwistador. Słowem, środowisko to ma skład podobny do wielu grup społecznych.

Jednym z beznadziejnych, ale wiecznie żywych stereotypów, z jakim spotyka się ono w Polsce, jest dwubiegunowa ocena – błędni rycerze albo cwani szaleńcy. Pierwsza etykietka przydaje się, gdy sukces górski jest kremem na narodowe kompleksy, druga w razie porażki lub pogrzebu wraz z nieodłącznym pytaniem, które po mistrzowsku formułuje redaktor Hugo-Bader: „To pytam jeszcze raz, do pioruna: po co tam lezą? Muszą mieć jakiś profit z tej udręki”. Informacja o wielkich pieniądzach, o jakie walczą, jest ciekawa, ale niestety wyssana z palca.

Czy wszystkie zarzuty prof. Hołówki, pomijając paskudną formę, są bezpodstawne? Na pewno nie. Stawiali je wielokrotnie w górskich periodykach przedstawiciele różnych pokoleń wspinaczy, w tym i ja. Zawsze co do konkretnych zachowań, a nie pod adresem całego, nawet tak małego środowiska, jakie stanowią polscy himalaiści. Próbując wyłowić z gradu profesorskich obelg coś pozytywnego, dostrzegam np. słuszny sprzeciw wobec łatwej akceptacji śmierci w górach, jako ceny realizacji marzeń. Mitologizowanie górskiej śmierci, jak pisał przed laty Jan Józef Szczepański, sam doświadczony alpinista, przydaje jej tylko „łatwej malowniczości” ze złej literatury rodem, nie zmieniając faktu zaprzepaszczenia bezcennej wartości – życia. Czy środowisko odrobiło lekcję po ostatnich tragediach? Wydaje się, że tak. Odpowiedź da działalność w górach.

***

Na koniec mam pytanie. A może wśród filozofów też są „awanturnicy” i „harcerze”? Może nawet konkwistadorzy? Może jest tak, że prof. Hołówka nie chce już być profesorem Hołówką? Ma już dość tego naukowego zakonu, ale brak mu odwagi, żeby to powiedzieć otwarcie? Co wybiera? Intelektualne „bierne samobójstwo”, przez udzielenie wywiadu w formie rozwinięcia kilkudziesięciu obelg. Ha! Życie jest piękne! Nie tylko w górach.

Ludwik Wilczyński

*Wywiad Jacka Hugo-Badera z prof. Jackiem Hołówką „Gladiatorzy i harcerze” ukazał się w Gazecie Wyborczej (Magazyn Świąteczny 16-17.08.2014). Całość można przeczytać tutaj.

*Tydzień później w Gazecie Wyborczej (Magazyn Świąteczny 23-24.08.2014) opublikowana została rozmowa Łukasza Długowskiego z prof. Andrzejem Paczkowskim, wieloletnim prezesem Polskiego Związku Alpinizmu. Całość wywiadu „Najgorszy, gorszy, himalaista” można przeczytać tutaj.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum