„Zakopiańczycy” okiem Janusza Kurczaba
Jerzy Porębski, autor m.in. takich dokumentów jak „Kukuczka”, „Ratunek nadchodzi z nieba”, oraz producent nakręconego na 100-lecie TOPR „Na każde wezwanie Naczelnika” obdarzył nas kolejnym obrazem pod tytułem „Zakopiańczycy”.
Film pokazuje nadzwyczaj ciekawe środowisko zakopiańskich alpinistów od strony wypraw alpinistycznych, w których biorą udział. Ludzi, cytując słowa reżysera, których życie jest w całości związane z górami, są ratownikami, przewodnikami, instruktorami. Pracują w górach a po pracy idą w góry odpocząć.
Na początku muszę się do czegoś przyznać. Na prośbę reżysera dostarczyłem ze swojego archiwum na potrzeby filmu trochę zdjęć autorstwa jego bohaterów. I stąd moje nazwisko zostało wymienione w końcowych napisach jako osoba współpracująca. Ale mam nadzieję, że ten rodzaj współpracy nie przeszkodził mi w obiektywnym spojrzeniu na omawiany film.
Klamrą spinającą treść filmu są dwa wydarzenia dokumentujące koleżeństwo i solidarność wśród zakopiańskich wspinaczy. Zaczyna się historią z 1981 roku, kiedy po sukcesie na południowej ścianie Annapurny uczestnicy wyprawy zostali odznaczeni medalami „Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”. Ale nie wszyscy uczestnicy. Ktoś w Polskim Związku Alpinizmu, a może w trochę wyższej instytucji, wymyślił, że lekarzowi ekspedycji taki zaszczyt się nie należy…
Nic bardziej niesprawiedliwego, szczególnie w tym przypadku. Dr Lech Korniszewski, poza odpowiedzialną pracą związaną z czuwaniem nad zdrowiem alpinistów, ewidentnie przyczynił się do końcowego sukcesu wyprawy, biorąc udział w akcji, a w decydujących dniach wynosząc zaopatrzenie wysokiego obozu.
Gdy pozostali uczestnicy odebrali w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Turystyki swoje medale, ktoś rzucił myśl natychmiast podchwyconą przez pozostałych nagrodzonych. Każdy wytnie cząstkę swojego medalu, by następnie wszystkie te kawałki połączyć w medal dla pokrzywdzonego. I tak się stało – historia bez precedensu i medal jedyny w swoim rodzaju!
Historia zakopiańskich sukcesów w wysokich górach była bez wątpienia warta opowiedzenia, ale aż dziw bierze, że zrobił to ktoś spoza tego środowiska, urodzony w Beskidzie Śląskim a od wielu lat zamieszkały w Warszawie. A może właśnie taki człowiek, nie uwikłany w żadne lokalne gry interesów, był predestynowany do obiektywnego spojrzenia na niewielkie środowisko, niewielkiego w końcu miasta.
Światowe sukcesy zakopiańskich alpinistów miały miejsce w latach 70. i 80. XX wieku, czyli w okresie nazywanym Złotą Erą Polskiego Himalaizmu. Pierwsze doświadczenia wysokogórskie zakopiańscy alpiniści zdobywali w Andach i Hindukuszu. Trzeba tu wyróżnić zasługi Ryszarda Szafirskiego, który sam nie będąc z urodzenia zakopiańczykiem (pochodzi z Sosnowca), po przeprowadzeniu się pod Tatry, potrafił zdobyć zaufanie środowiska – został prezesem Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem, zorganizował i prowadził kilka klubowych wypraw w góry wysokie, a nawet przez parę lat był Naczelnikiem Grupy Tatrzańskiej GOPR.
Pasmo sukcesów zaczęło się już w Hindukuszu (1976 rok), gdzie podopieczni Szafirskiego weszli w stylu alpejskim na kilka szczytów, w tym północnym filarem na Kohe Szahaur (7116 m) oraz jako pierwsi pokonali północną ścianę Kohe Kiszmichan (6755 m). W następnych latach zakopiańczycy wypłynęli na „szerokie himalajskie wody” – zdobywając w 1979 roku trudny Ngadi Chuli (in. Peak 29, 7871 m), wytyczając nową drogę na południowej ścianie Annapurny i dokonując w sezonie 1983/84 pierwszego zimowego wejścia na Manaslu. Tym ostatnim przedsięwzięciem kierował wymieniony na początku Lech Korniszewski.
Zakopiańscy wspinacze odegrali również istotną rolę w osiągnięciach centralnych wypraw Polskiego Związku Alpinizmu – przede wszystkim w zimowych sukcesach na Evereście i Cho Oyu, że wymienię tu Macieja Berbekę, Ryszarda Gajewskiego, Macieja Pawlikowskiego i Krzysztofa Żurka.
Film Jerzego Porębskiego opowiada o tych sukcesach, ukazując w dowcipny sposób kulisy wypraw i różne ciekawostki. Słuchając opowieści uczestników wypraw nie sposób się nudzić. Dowiadujemy się o najrozmaitszych przygodach na przejściach granicznych i na nepalskim rynku, o targach z tak zwanymi „lokalsami”, o przedziwnym placku świątecznym przygotowanym przez kolegów ze Szkocji i o wielu, wielu innych. W jednej sprawie, wydaje mi się jednak, że reżyser nieco „przedobrzył”. Alpiniści znani są z tego, że w przeważającej liczbie „nie wylewają za kołnierz”, toteż zapewne nikogo z naszego środowiska nie będzie razić ilość dykteryjek o dobroczynnym wpływie wysokoprocentowych napojów na sukces sportowy. Ale już np. dla młodzieży szkolnej tego typu instruktaż nie jest raczej wskazany. Obawiam się, że ta sprawa może zawęzić krąg odbiorców „Zakopiańczyków”.
Z tego co dotychczas napisałem, można wysnuć opinię, że jest to film wesoły. Otóż tylko częściowo. Bo mniej więcej od połowy filmu pojawiają się sytuacje dramatyczne: śmierć Stanisława Jaworskiego na wyprawie na Manaslu, czy rozpaczliwe próby uratowania Piotra Morawskiego, umierającego w głębokiej szczelinie lodowca pod Dhaulagiri.
Na sam koniec Jacek Berbeka, brat Macieja, który zginął w zejściu po zdobyciu Broad Peaka w marcu ubiegłego roku, opowiada historię zorganizowanej przez siebie wyprawy poszukiwawczej, zakończonej pochowaniem Tomasza Kowalskiego. I to stanowi tę końcową klamrę filmu, o której wspominałem na początku.
Autorem scenariusza, reżyserem i producentem tego godzinnego filmu jest Jerzy Porębski i jego firma „Artica Produktion”, a wyłącznym sponsorem firma Inter Cars.
Janusz Kurczab
Film jest dostępny w księgarni wspinanie.pl.
[…] sukcesem zimowej wyprawie na Mount Everest. Choć pochodzi z Sosnowca był kierownikiem wypraw zakopiańczyków oraz prezesem Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem a w latach 1977-78 był Naczelnikiem Grupy […]