13 marca 2014 12:39

Na wyprawę na Kanczendzongę jadę. Kamień spadł mi z serca! – rozmawiamy z Adamem Bieleckim

W grudniu ubiegłego roku Denis Urubko zaprosił Adama Bieleckiego do udziału w swojej wyprawie, której celem jest nowa droga na trzeci szczyt świata, Kanczendzongę (8585 m). Po niespodziewanym wycofaniu się głównego sponsora wyprawy Adam zdecydował się poprosić o wsparcie rodaków. Akcja zbiórki pieniędzy przebiega w zadziwiającym tempie. Wygląda więc na to, że Adamowi uda się zrealizować marzenie, jakim jest wyjazd w Himalaje na kolejną wyprawę. Postanowiliśmy zadać mu kilka pytań związanych z przygotowaniami i samym projektem (wywiad został przeprowadzony w czwartek, 13 marca).

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Jak przebiegają twoje przygotowania do wyprawy na Kanczendzongę? Jak trenujesz?

Adam Bielecki: Staram się wspinać jak najwięcej, głównie ładuję po klamach w przewieszeniu, bo uważam, że wytrzymałość to mój słaby punkt. W tym momencie jestem po miesięcznym wyjeździe do Tajlandii i Laosu, gdzie po prostu ładowałem bułę. Chodzę na ścianę trzy razy w tygodniu. Czasami na Zakrzówek podrajtulować. No i Tatry, chociaż rzadziej niż bym chciał, bo albo mam jakieś spotkania ze sponsorami albo wypada mi coś innego ważnego. Ostatnio jednak udało mi się wyjechać na parę dni w Tatry z Denisem Urubko. A jutro wybieram się powspinać do Doliny Kieżmarskiej.

Kacper Tekieli, Adam Bielecki i Denis Urubko w Tatrach (fot. arch. Kacper Tekieli)

Kacper Tekieli, Adam Bielecki i Denis Urubko podczas wspinaczki w Tatrach (fot. arch. Denis Urubko)

Oprócz tego staram się biegać, jednak nie da się ukryć, że nie jestem tytanem treningu i to całe bieganie mnie strasznie nudzi. Dużo wysiłku wymaga ode mnie, aby się do niego zmusić. Staram się jednak wyjść z domu i pobiegać, przynajmniej 2-3 razy w tygodniu, chociaż różnie to bywa.

Wspomniałeś o wyjeździe w Tatry z Denisem. Jak doszło do Waszego spotkania?

Pojawił się pomysł, żeby Denis przyjechał w Tatry. Śmieję się, że chciałem mu pokazać „najpiękniejsze góry na świecie”. Tyle przecież odwiedził różnych górskich rejonów, a w naszych Tatrach nie był :-) Bardzo fajny był ten wyjazd – mieliśmy czas, aby poznać się jako partnerzy wspinaczkowi, a nie tylko towarzysko, na zasadzie „gadu gadu przy stoliku”. To była bardzo pozytywna sprawa, zwłaszcza, że Denis to świetny facet, niesamowicie skromny i sympatyczny, zupełnie nie ma się poczucia, że przebywa się z prawdopodobnie najlepszym współczesnym himalaistą. Wydaje mi się, że bardzo fajnie się dogadywaliśmy.

Adam Bielecki podczas wspinaczki "Rysą Strzelskiego" na Progu Mnichowym (fot. Denis Urbubko)

Adam Bielecki podczas wspinaczki „Rysą Strzelskiego” na Progu Mnichowym (fot. Denis Urbubko)

Udało Wam się powspinać?

Na robienie trudniejszych dróg warunki w Tatrach były średnie. Inna sprawa, że Denis na krótko przed wyprawą unika robienia dróg, na których mógłby złapać lot i przez to nabawić się kontuzji. Pierwszego dnia poszliśmy zatem na Rysę Strzelskiego, zrobiliśmy ją bardzo sprawnie, a potem – aby zakończyć wspinaczkę na wierzchołku – weszliśmy na szczyt Mnicha Robakiewiczem z wariantami szukającymi trudności. Przy czym Robakiewicz był chyba trudniejszy niż sama Rysa, bo częściowo biegnie po płytach – w sumie to północna Mnicha jest ciekawszym celem zimowym niż letnim.

Następnego dnia poszliśmy na Filar Mięgusza, ale warunki były słabe – dużo czyszczenia i śnieg po kolana, mokry i ciężki. Dotarliśmy do przełączki na Filarze i w kompletnym mleku, o godzinie 15, po ośmiu godzinach wspinania, zdecydowaliśmy się na wycof. Stwierdziliśmy, że nie idziemy robić jakichś rekordów, tylko chcemy po prostu potrenować. Trzeciego dnia Denis wybrał się z Kacprem Tekielim na Cień Wielkiej Góry na Kotle Kazalnicy. Ja odpoczywałem, a już dzień później musiałem wracać, bo czekał mnie wyjazd do Gdyni na Kolosy.

Mamy zatem za sobą pierwsze wspinanie z Denisem, które bardzo pozytywnie oceniam. Cieszę się, że z nim jadę na tę wyprawę [więcej o wizycie Denisa Urubko w Tatrach możecie przeczytać na jego blogu oraz outdoormagazyn.pl ].

Denis Urubko na drugim wyciągu drogi "Cień Wielkiej Góry" (fot. Kacper Tekieli)

Denis Urubko na drugim wyciągu drogi „Cień Wielkiej Góry” (fot. Kacper Tekieli)

Twoja wyprawa z Denisem jest projektem prywatnym tzn. bez wsparcia PZA czy innych instytucji. Jakie są szanse na to, aby PHZ (Polski Himalaizm Zimowy) udzielił Ci wsparcia? Czy w ogóle Twój projekt mógłby mieć coś wspólnego z PHZ?

Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym w ogóle. Nie wiem, czy mój projekt wpisuje się w program PHZ. Trudno się trochę połapać w tym, jaki ten program obecnie jest. Ja na wyprawy unifikacyjne już się nie nadaję, bo już jestem zunifikowany. Wyprawa zimowa to nie jest, więc nie wiem, czy projekt ma coś wspólnego z PHZ.

Inna sprawa, że miałem potrzebę zrobienia czegoś po cichu, z możliwie najmniejszym szumem medialnym. Najlepiej, aby stało się to własnym sumptem, a dokładniej za pomocą sponsorów, których sobie sam znajdę. Niestety, w ostatniej chwili sponsor główny się wycofał, stawiając mnie w trudnej sytuacji.

Jeszcze trzy dni temu byłem zupełnie podłamany. Natomiast to, co się dzisiaj wydarzyło, powoduje, że czuję się bardzo podekscytowany i zwyczajnie wzruszony. Dostałem gigantyczne wsparcie społeczne – w ciągu dwóch godzin uzbierałem minimum potrzebne, abym na wyprawę mógł pojechać, czyli brakujące 15 tys. złotych, co ponoć jest w ogóle rekordem Polski w tzw. crowdfundingu [przyp red. – dzień później jest już ponad 40 000 zł!]. Robi to duże wrażenie i dla mnie jest sygnałem wsparcia społecznego dla tego, co robię. To oczywiście bardzo mnie motywuje, żeby przygotowywać się porządnie, działać i aby na wyprawie też dać z siebie wszystko.

akcja-adam-bielecki

Ostatnio PHZ podał plany na ten rok – K2 i Nanga Parbat. K2 masz już zaliczone – myślałeś o wyprawie na Nangę i o swoim dalszym udziale w PHZ?

Będę myślał o udziale w PHZ, jak będą realizowane wyprawy zimowe albo wyprawy na cele trudne technicznie, prowadzone drogami innymi niż normalne. Nie jestem obecnie zainteresowany wspinaczkami w sezonie letnim drogami normalnymi na ośmiotysięczniki. Byłem na K2 latem na drodze normalnej i mimo że było to K2 to w sumie mi się to nie bardzo podobało.

Ja w górach szukam czegoś zupełnie innego i to, co się dzieje latem na ośmiotysięcznikach, na drogach normalnych, po prostu mi nie odpowiada. Może w przyszłości będę mógł pojechać na tego typu wyprawę, aby się zaaklimatyzować przed jakimś poważniejszym celem. Ale powiem tak – większą radość sprawiłoby mi teraz przejście północnej ściany Eigeru zimą niż wejście normalną drogą na niski ośmiotysięcznik. To po prostu nie jest to, co w tym momencie chcę robić. Spróbowałem tego i nie do końca mi to pasuje. Jeśli mam się wspinać na ośmiotysięcznikach to albo w ramach wypraw zimowych, choć w tym roku nie chcę nawet o tym myśleć, albo w ramach projektu, który właśnie realizuję. To jest to co chciałbym robić – wspinaczka w świetnym zespole, nowa droga w stylu alpejskim. To mnie bardzo cieszy i to jest to, na czym się teraz skupiam. A co będzie dalej, nie mam pojęcia…

Kanczendzonga i planowany przebieg drogi na szczyt

Kanczendzonga i planowany przebieg drogi na szczyt

Linia Waszej planowanej drogi na Kanczendzongę wygląda poważnie. Skąd pomysł, aby zaatakować górę właśnie od tej strony? Jakich spodziewacie się trudności?

To jest projekt i pomysł Denisa – ucieszyłem się, jak mnie do tego projektu zaprosił. W materiałach wyprawy ta droga została zaznaczona, ale jest to orientacyjny szkic, to tylko pomysł. Denis wysyłał mi też inny plik, na którym cała góra jest poszatkowana wyrysowanymi przez niego potencjalnymi liniami. Tak naprawdę wszystko będzie zależało od tego, jakie zastaniemy warunki.

Plan jest taki, że najpierw mamy się zaaklimatyzować na Drodze Brytyjskiej, przygotować sobie ewentualne zejście. Chcemy tą drogą pocisnąć jak najwyżej, w miarę możliwości wejść nawet na szczyt. W tym momencie dość luźno rozmawiamy z Denisem – mam taki pomysł, że jeżeli uda się wejść na szczyt Drogą Brytyjską, to być może spróbujemy pociągnąć nową linię na wierzchołek Yalung Kang, żeby dwa razy nie włazić na tę samą górę. Po prawej stronie od tej wyrysowanej nowej linii jest bardzo wybitny filar, który wygląda ciekawie i prowadzi właśnie w stronę Yalung Kang. Wiadomo, że w takiej ścianie trzeba szukać formacji wypukłych ze względu na bezpieczeństwo.

Jeśli nam się nie uda wejść na szczyt podczas aklimatyzacji, to raczej będziemy próbowali zakończyć wspinaczkę na szczycie głównym Kanczendzongi. Natomiast, ja mam takie podejście, że nowych dróg w alpinizmie, taternictwie czy himalaizmie nie wytycza się na zdjęciach tylko trzeba tam po prostu pojechać i zobaczyć, jak to wszystko wygląda – gdzie są seraki, jak one spadają, w jakim rytmie itd. I dopiero od tego, co zostaniemy na miejscu, będzie uzależnione to, którędy ta droga będzie tak naprawdę przebiegać.

adam-bielecki-desnivel

Byłeś gościem festiwalu w Hiszpanii, ostatnio ukazał się z Tobą wywiad w Desnivelu – jak przyjmowane i komentowane są Twoje osiągnięcia w Hiszpanii?

Trochę mi głupio tak samemu o sobie mówić… Jestem tam traktowany jako wielka gwiazda i to w zasadzie tyle. Miałem dwie prelekcje w Pampelunie i w Madrycie oraz brałem udział w panelu dyskusyjnym w Bilbao na Mendi Film Festival. Te trzy wydarzenia były niezależne od siebie. Zostałem bardzo ciepło przyjęty. Był to bardzo miły, chociaż niezwykle intensywny wyjazd. W ciągu tych paru dni miałem bardzo napięty program – niewiele spałem. Wszyscy byli bardzo gościnni – zarówno Baskowie, jak i Hiszpanie.

Adam Bielecki, Krzysztof Wielicki, Denis Urubko i Bernadette McDonald podczas panelu na Mendi Film Festival w Bilbao

Adam Bielecki, Krzysztof Wielicki, Denis Urubko i Bernadette McDonald podczas panelu na Mendi Film Festival w Bilbao

Główny organizator festiwalu Mendi Jabier Baraiazarra, po królewsku przyjął polską delegację – spaliśmy w świetnym hotelu w samym centrum Bilbao, byliśmy dokarmiani i dopieszczani :) Również w Pampelunie i Madrycie, gdzie pojechałem już sam, wszyscy o mnie bardzo dbali – byłem przekazywany innym organizatorom z rąk do rąk. Bardzo miło to wspominam. Zapadła mi w pamięci szczególnie prelekcja w Madrycie, tam gospodarzem był Ramon Portilla. Czułem, że organizatorzy robią wszystko, abym się jak najlepiej czuł. Dla nich idea himalaizmu zimowego jest czymś niezwykle surrealistycznym, mają olbrzymi szacunek do naszych dokonań. Tym bardziej, że przecież mają Alexa Txikon i Carlosa Suareza, którzy również mają doświadczenia we wspinaniu zimowym w Karakorum [Alex ma wziąć udział w wyprawie na Kanczendzongę – przyp. red. ]. Wygląda to trochę tak, że ich relacje z wypraw są na tyle ostre, że tym bardziej doceniają to, co Polacy robią.

W Hiszpanii mają wielki szacunek dla polskich himalaistów, dla polskich dokonań. Myślę, że jestem postrzegany właśnie na tle tych dokonań, które oni całkiem nieźle znają. Dla nich Wojtek Kurtyka, Jerzy Kukuczka czy Krzysiek Wielicki to są nazwiska, które dużo w himalaizmie znaczą. To zwyczajnie cieszy. Ja byłem przez to przedstawiany jako „najtwardszy wspinacz z kraju najtwardszych wspinaczy”. Oni w ten sposób nas widzą, jako wspinaczy niezwykle odpornych na trudne warunki, co chyba jest zgodne z prawdą, skoro zimą wchodzimy na ośmiotysięczniki.

adam-bielecki-desnivel-strony
Wyprawy zimowe na Nangę Parbat w zasadzie dobiegły końca – szczyt pozostał niezdobyty. Jakie masz wrażenia dotyczące działań zespołów i warunków, jakie panowały tej zimy?

Trzymałem mocno kciuki za chłopaków – za jeden i za drugi zespół. Śledziłem ich postępy. Natomiast od początku byłem bardzo sceptyczny i w sumie dalej jestem przekonany, że Droga Schella na drogę wejścia zimowego się nie nadaje. Z moich doświadczeń wynika, że dobra droga na zimę to taka, która ewentualne trudności techniczne ma raczej w dolnej części góry. Drugi bardzo ważny warunek jest taki, że w ataku szczytowym trzeba iść możliwie prosto pod górę, a potem prosto w dół, bez żadnych trawersów, obniżeń itd. Droga Schella nie spełnia ani jednego ani drugiego warunku. Trudności techniczne są na niej w górnych partiach, a powrót z ataku szczytowego wymaga trawersu, podejścia z powrotem do góry. Zimą to jest jakaś masakra.

Broad Peak był dużo trudniejszą górą od Gasherbruma I, bo w przypadku Gasherbruma I weszliśmy na szczyt i mogliśmy z niego szybko uciekać w dół. Natomiast na Broad Peaku było tak, jakbyśmy weszli na szczyt Gasherbruma I i jeszcze musieli ileś tam godzin iść do rzeczywistego wierzchołka i co za tym idzie, ileś tam godzin jeszcze wracać z tego miejsca. Wydaje mi się, że podobna sytuacja występuje na Nanga Parbat, dlatego uważam, że oni tak naprawdę nie zaczęli jeszcze wchodzić na tę górę. Skoro latem nie było tam chyba szybszego wejścia niż 2-3 dni, to co dopiero zimą. Zimą tak długich okien pogodowych praktycznie nie ma. Oni w zasadzie po tak długim czasie nie przystąpili nawet do rzeczywistego ataku szczytowego – o czymś to przecież świadczy. Chłopcy są bardzo twardzi, zawsze będę trzymał za nich kciuki. Natomiast uważam, że nie tędy droga na szczyt Nanga Parbat i to nie jest metoda. Droga Schella kusi, bo świeci na nią słońce, jest przez to cieplej, w dolnej części można w miarę szybko zdobywać wysokość, ale tak naprawdę kluczowe są górne partie, do których nikt zimą jeszcze nie dotarł, nie mówiąc już o przejściu tego ostatniego odcinka.

Z tego co już wiemy, zbiórka pieniędzy idzie bardzo dobrze. Wyprawa dojdzie zatem do skutku. Życzę zatem powodzenia!

Tak, na wyprawę na Kanczendzongę jadę. Kamień spadł mi z serca! Jutro jadę w Tatry, a za chwilę idę pobiegać. Może jeszcze dzisiaj na Avatara skoczę :)

Bieżące komentarze Adama dotyczące nie tylko zbiórki pieniędzy możecie śledzić na jego profilu FB. A sama zbiórka będzie trwać jeszcze do 28 marca na stronie Polak Potrafi.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum