3 marca 2014 19:57

Misja czy obsesja? O co chodzi z tą skalą zimową…?

Życzliwi mówią, że traktuję kwestię zimowej skali tatrzańskiej jako misję. Mniej życzliwi mówią wprost, że to obsesja – w dodatku niepotrzebna. Według mnie chodzi jednak o zwykły, racjonalny opis tego, co się dzieje obecnie z naszym zimowym wspinaniem. Na prośbę „MG” postaram się w kilku zdaniach wytłumaczyć nasze (m.in. Maćka Ciesielskiego i moje, ale także i paru innych osób, jak choćby Artura Paszczaka) intencje.

Magazyn Górski nr 51Tekst został napisany zimą 2008 roku i opublikowany w Magazynie Górskim nr 51 (kwiecień 2008). Wszystkie przypisy są współczesne. Z tekstu usunięto ostatni akapit dotyczący propozycji wycen (częściowo nieaktualnych).

Czym jest zimowa klasyka? Nie roztrząsając tematu, bo ten zdaje się już być dość oczywisty – jest  to potraktowanie drogi zimowej w tych samych kategoriach, jak drogi letniej. Latem mówimy o klasyce. Zimą o zimowej klasyce – innej, bo wymagającej użycia narzędzi – dziab i raków; a jednoczesnej takiej samej, bo niwelującej czynne korzystanie z przelotów w celu przemieszczenia się w górę. U podłoża leży przekonanie (wdrażane w Polsce od lat osiemdziesiątych przez środowisko Zakopiańczyków zgromadzone wokół Jana Muskata, autora terminu zimowa klasyka), iż podobnie jak latem – tak i zimą, drogi chodzone na A0 lub nawet hakowo – da się przejść klasycznie, przepraszam – zimowo-klasycznie… [1]

Oczywiście mówimy tu o drogach, o zimowych charakterze (a takich jak wiadomo w Tatrach nie brakuje), lub też drogach o charakterze, w którym zimowe wspinanie (mikst tatrzański z przewagą traw) przeważa. Dlatego też nie da się naszym zdaniem mówić o zimowej klasyce na Mnichu, Filarze Kazalnicy (poza Ostrogą), czy zachodniej ścianie Kościelca (żeby przytoczyć wyłącznie najbardziej charakterystyczne przykłady). Nie chcemy, by rozwój zimowej klasyki doprowadził do zniszczenia klasycznych, czysto skalnych letnich dróg.

Tyle w kwestii wprowadzenia. Teraz przejdę do meritum.

Jakub Radziejowski na "Uskoku laborantów" - czwarty wyciąg (fot. Maciek Ciesielski)

Jakub Radziejowski na „Uskoku laborantów” – czwarty wyciąg (fot. Maciek Ciesielski)

Wraz z rozwojem zimowej klasyki – szczególnie w Tatrach Zachodnich za sprawą wspomnianych już wyżej Zakopiańczyków – drogi zimowe zaczęły uzyskiwać wycenę zimowo-klasyczną. Pierwotnie wszystkie drogi wyceniane były w tradycyjnej tatrzańskiej skali (zapis z pomocą cyfr rzymskich). Efektem tego było to, że drogi wyceniano latem na np. V i zimą na np. VI. Kto był w temacie i wiedział o co chodzi, nie miał oczywiście problemu z odczytaniem intencji autorów zimowych uklasycznień. Jednak w miarę popularyzacji zimowej klasyki, zaistniała potrzeba rozróżnienia skali letniej od zimowej.

Tendencje światowe (skala szkocka vs skala brytyjska; skala M vs skala francuska/skala amerykańska itp. itd) wspierały tylko tę potrzebę. Pozostało tylko wybrać formę zapisu. Czemu nie zdecydowano się na skalę „M”, ani na skalę szkocką? Otóż zbyt mało osób miało wystarczające doświadczenie zarówno, jeśli chodzi o skalę szkocką (w sumie nadal niewiele osób je ma), jak i skalę „M”. Trzeba też zwrócić uwagę, że skala M, szczególnie w Europie dotyczyła pierwotnie głównie mikstowych dróg ospitowanych, czyli o zupełnie innym charakterze niż wspinaczka w Tatrach[2].

Stąd też wybrano u nas metodę najprostszą: zapis dotychczasowych wycen za pomocą cyfr arabskich – bez przeceniania czy zawyżania. Reasumując: droga posiadająca zimową wycenę VI automatycznie staje się 6, droga zimowa V+ automatycznie zyskuje wycenę 5+ itd. itp. Pozwoliło to na wyraźne rozróżnienie zapisu („przewodnikowego”) letniego od zimowego. Tym bardziej, że wyceny niektórych dróg przebytych wcześniej klasycznie latem, po przejściu zimowo-klasycznym różniły się radykalnie.

Dobrym przykładem niech będzie  piękna zimowa droga – Uskok Laborantów na Kotle Kazalnicy. Droga latem wyceniona na VI, zimą, po pierwszym przejściu zimowo-klasycznym zyskała wycenę 8- (potwierdzoną z grubsza przez powtarzających). Proszę zwrócić uwagę na to proste rozróżnienie: gdyby nie nowy zapis droga w przewodniku miałaby wycenę VI i VIII-. Bez dodatkowej wiedzy uzyskanej w środowisku prowadziłoby to do konfuzji i braku zrozumienia przez ludzi, którzy nie znaliby historii zimowej klasyki w stopniu wystarczającym. A tak mamy drogę o trudnościach VI (latem) i 8- (zimą). Prawda, że proste?

Wszystkie nowe uklasycznienia zimowe, a także drogi odhaczone już wcześniej zapisywane są właśnie w ten sposób. Dodatkowo, dla określenia powagi drogi przyjęto trzy oznaczenia: W – droga o asekuracji wymagającej, R – ryzykownej, X- śmiertelnej.

Siłą rzeczy doszło także do wielu różnic na tle wycen wzorcowych. Niektórzy wychodzą z założenia, że trudności drogi powinno się odnosić do wzorców z Tatr Zachodnich, czyli przyjąć należy np. klasyczne szóstki z Tatr Zachodnich jako wzorce i względem nich wyceniać drogi powstające i odhaczane w Tatrach Wysokich – już w tym tysiącleciu. Inni  wychodzą z założenia, że w takim Morskim Oku także wcześniej chadzano zimowo klasycznie po niektórych drogach, a ich wyceny zimowe opierały się na letnich i tak były traktowane zimą – oscylowały wokół stopnia V, z rzadka V+ (czyli dzisiaj 5 i 5+). Były też wyraźnie trudniejsze od swoich odpowiedniczek w Tatrach Zachodnich[3].

Do tego doszła jeszcze rewolucja sprzętowa (nowe dziaby, uwolnienie dłoni z pętli nadgarstkowych, raki monopointy), która sprawiła, że niegdyś trudne drogi stały się obecnie dużo łatwiejsze (dzięki możliwości zmiany rak na dziabie, możliwości wykorzystania wąskich szczelin za pomocą monopointów itd. itp.). I tak, w wyniku niekończących się dyskusji zastanawiano się choćby nad tym, czy jedna z pierwszych typowo zimowo-klasycznych dróg w Morskim Oku (Cień wielkiej góry) zasługuje na wycenę 5, 5+, 6 czy może 6+ (prawdopodobnie ostateczna wycena ustali się w okolicach stopnia 6). Różnice w postrzeganiu trudności często wynikają z odmiennych warunków zastanych w ścianie (każde 5 cm świeżego śniegu w zależności od jego rodzaju może uczynić dane miejsce skrajnie różnym), czasem z braku doświadczenia powtarzających. Wszystko to świadczy o tym, że potrzeba nam czasu. Mimo tego, że wiele dróg uzyskało już powtórzenia, a ich wyceny zostały potwierdzone, potrzeba nam jeszcze sporo czasu, by można było mówić o wzorcowych wycenach zimowo-klasycznych.[4]

A wiec ani misja, ani obsesja – tylko próba racjonalnego ujęcia zimowej klasyki w cyferki. Cyferki tylko do podsumowań i przewodników, bo jak wiadomo i tak wszyscy wspinamy się dla siebie…  a także sławy, pieniędzy i kobiet ;-)

Jakub Radziejowski

 


[1] Oczywiście rozumiem, że niektórym pasuje określenie „mikstowa” – osobiście wolę „zimową klasykę”, ale mi ona również nie przeszkadza (w odróżnieniu od terminu „drytooling”), niemniej warto odnotować, że nie jesteśmy jedyni, którzy używają podobnego terminu. Spotkałem się wielokrotnie z zapisem w newsach angielskojęzycznych z terminem „free” np. po przejściu mikstowo-klasycznym. Słowacy zaś używają terminu „Zimne free”

[2] Nawet w Alpach pierwotnie stosowano skalę szkocką lub lodową – głownie z racji na to, że mikstowo (czy jak kto woli zimowo-klasycznie) pierwsze drogi w Alpach padały za sprawą synów Albionu, potem dopiero nacje alpejskie zaczęły wprowadzać skalę M, co było o tyle logiczne, że asekuracja w Alpach jest dużo łatwiejsza niż w Szkocji czy Tatrach. Jeszcze inaczej jest w Kanadzie, gdzie skala M zdaje się dominować od zawsze. Warto przy tym zwrócić uwagę, ze M-kanadyjskie, M-europejskiemu nie jest równe (kanadyjskie jest podobno trudniejsze wyraźnie).

[3] Dzisiaj te różnice się zatarły. Bez wnikania w szczegóły można uznać, ze wyceny w Zachodnich i Wysokich się do siebie zbliżyły.

[4] Tekst jest z roku 2008. Można uznać, ze obecnie jest wiele dróg, do których liczna rzesza wspinających się zimą (kilkukrotnie większa od tej z połowy pierwszej dekady XXI wieku) może się odnosić przy wycenie dróg.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Skale [19]
    Obecnie zarowno raporty w AAJ oraz Alpinist z gor sa…

    3-03-2014
    jerrygwizdek