9 grudnia 2013 14:55

Jest tu w Krakowie rzecz jedna, której próżno szukać gdziekolwiek indziej… – relacja z Mistrzostw Polski w boulderingu

„Mistrzostwa na KFG” – coś, co elektryzuje zawodnika jak nic innego w naszym kraju. Niby zawody jak każde inne: chwytowi z kilkuosobowej grupy najlepszych, baldy zgodne ze znanym standardem, ściana „czarkowa” – od niedawna niemal obowiązkowa, znajomi sędziowie, zwyczajowi faworyci… Ale jest tu w Krakowie rzecz jedna, której próżno szukać gdziekolwiek indziej, mało powiedzieć niepowtarzalna. Unikatowa!

***

Przyzwyczajeni do startów, powiedzmy sobie szczerze, przy garstkach gapiów, stajemy nagle – tych kilkanaścioro szczęśliwców, którym dane zostało doświadczyć misterium – przed gęstą ciemnością, w której „jeden szczegół wzrok twój przykuł – ogromne morze ludzkich głów”. Ciemnością o niespotykanej sile wznoszenia melodii wydarzeń na niedostępne jej gdzie indziej rejestry – chyba tylko dawna Korona może, gęstymi mózgowymi zwojami swych podziemnych korytarzy, pamiętać przedstawienia o podobnej sile.

Morze ludzkich głów (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Morze ludzkich głów (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

***

  • Start na Avatarze

„Przeżyj to sam” – coroczne marzenie, plan i wyzwanie. Stanąć na tej scenie jest radością, mieć na niej coś do powiedzenia – zaszczytem. „U wnijścia” czuwa jednakże cerber niebagatelny, bo czterogłowy: tyle było baldów w półfinale, poprzedzonych szesnastoma przystawkami eliminacji. Podobnie jak w zeszłym roku, dzień pierwszy zawodów gościło Centrum Wspinaczkowe Avatar, więc i my, na początku, tam właśnie skierujmy kroki naszych słów.

  • Eliminacje – nadspodziewanie liczne grono startujących

Sobotnie eliminacje przyciągnęły nadspodziewanie liczne grono boulderowców; kolejny już znak, że wprowadzenie formuły flash dla pierwszej rundy było trafionym pomysłem. Listy startowe czterech przewidzianych grup (limit osób: 60) zapełniły się już na dwa tygodnie przed wydarzeniem, nic zatem dziwnego, że organizatorzy zdecydowali się utworzyć grupę dodatkową, „zero”. Sęk w tym, że popołudniowe półfinały i tak miały zakończyć nieco zbyt późnym wieczorem i nie sposób było przesuwać ich jeszcze bardziej w przyszłość.

Niefrasobliwi zatem spóźnialscy wspinali się od godziny szóstej rano, czyli przed świtem, ale za to – grupa nie liczyła wielu osób – w najlepszych warunkach, bo bez konieczności wystawania w peerelowskich kolejkach do problemów. Te ostatnie zaś zwiastowały dobrą formę chwytowych: Marcina Wszołka (starszy) i Grzesia „Żółwia” Karolaka oraz stażystów Maćka Kality i Michała Ginszta. Panowie podążyli „drogą środkową”: wszystkie baldy były w jakiś sposób wymagające (nie było klasycznych „łatwiaków”), żaden zarazem nie zrzucał najlepszych. Stąd u panów aż 12 kompletów, kwota skądinąd idealna, bo dwukrotność późniejszej liczby finalistów.

Mistrzostwa_plakat

  • Półfinały – trochę niespodzianek

Zmagania półfinałowe płci brzydkiej bardzo dobre, bilet w kosmos finałów kosztował trzy topy w dobrych próbach. Brawa dla stażystów za elegancki czwarty problem, klasowy i emocjonujący zarazem. Jakby niespodzianki: „Toma” Oleksy i Łukasz Dudek nawet nie ocierają się o finał. Prawda, że obsada zdecydowanie najsilniejsza w całym roku; „z tych, którzy niewątpliwie będą w finale, któryś na pewno nie wejdzie”. Półfinał pań chyba pół paznokcia od celu, może trochę za dużo „trendy-settingu” i w efekcie wiele podobnych wyników. Niemniej narzekań żadnych nie było i jeszcze przed północą siódemka finalistek oraz szóstka finalistów spała już zapewne smacznie. Do ostatecznego rozstrzygnięcia boulderowego sezonu pozostało wszak mniej niż 24 godziny.

Tymczasem baldy finałowe leżały gotowe w skrzynkach, bagatela!, od kilku tygodni. Niecodzienna ta sytuacja była wynikiem nałożenia się dwóch czynników. Z jednej strony montaż paneli Czarka Modrzejewskiego (nowego stadionu narodowego polskiego boulderingu) wymagał w warunkach hali Uniwersytetu Ekonomicznego sporo czasu. Z drugiej – kopia tej ściany powstała właśnie była na Murallu (nowe warszawskie centrum wspinaczkowe). Decyzja była więc naturalna – pierwszy nadwiślański „pre-setting” stał się faktem i nakręcone w Stolicy baldy wystarczyło tylko przenieść na identyczny podkład w Krakowie. Z tego co wiem, rozwiązanie zdało egzamin i ekipa uwinęła się z zadaniem raz dwa.

Szóstka finalistów (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Szóstka finalistów (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

  • Finały

Finał to cztery baldy męskie i tyleż damskich, w sumie osiem. Dawniej, kiedy panele używane na KFG mieściły tylko cztery problemy, istniała konieczność przerywania zmagań w samym środku celem przekręcenia ściany. „Czarkowce” mają miejsce na sześć przystawek, ale zastosowano patent znany już z Zakopanego: trzecie baldy obu kategorii odesłały stawkę w skrajnie prawe rejony sceny, a w tym czasie chwytowi cichaczem odtwarzali „czwórki” po drugiej stronie, ukryci w cieniu jak publika i skutecznie zagłuszani przez muzykę, komentarze Ilony „Księżniczki” Łęckiej i Adama Pustelnika oraz potężny, przynajmniej momentami, doping. Dzięki temu rozwiązaniu zawody nie musiały zwalniać ani na chwilę.

Debiutująca na Mistrzostwach Polski Karolina Ośka (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Debiutująca na Mistrzostwach Polski Karolina Ośka (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

  • Pojedynek tarnowsko – toruński wśród kobiet

Finał niewieści, zgodnie z przewidywaniami, pokazał przede wszystkim wyraźną przewagę Agaty Wiśniewskiej i Sylwii Buczek nad pozostałymi dziewczynami. Nieobecność kontuzjowanej „cesarzowej” Ociepki-Grzegulskiej uczyniła ze zmagań o mistrzostwo pojedynek tarnowsko-toruński. Powiedzmy otwarcie: Agata wspina się lepiej od Sylwii, ale to Sylwia jest silniejsza i Sylwia jest rasowym boulderowcem. A co najważniejsze: notuje od pewnego czasu nieustanny postęp –  widomy efekt ogromnej pracy, jaką wkłada w trening.

Sylwia Buczek wywalczyła w Krakowie srebro (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Sylwia Buczek wywalczyła w Krakowie srebro (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

W finale dziewczyny szły „łeb w łeb”, wyprzedzając się na przemian liczbą prób do topu. Jako jedyne zebrały komplet przed ostatnim problemem, ale pierwsze skrzypce orkiestra ma tylko jedne. Tym razem znowu Agata, topem na czwórce, ale dystansu już nie ma żadnego. Trzecia, z dwoma topami, ozdoba lubelskiego wspinania, Gosia Rudzińska.

Gosia Rudzińska na parametrycznym balderze nr 3 (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Gosia Rudzińska na wymagającym boulderze nr 3 (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

  • Czwarty boulder na wagę złota u mężczyzn

„Umówmy się, że czarny to murzyn”, miał powiedzieć kiedyś legendarny komentator piłkarski Jan Ciszewski. Umówmy się więc, że finał nasz (nasz, bo dane mi było bronić tytułu) rozpoczął się… dziwnie. Na jedynce komplet topów, właściwie tylko Kubie Główce zajęła ona więcej czasu, ale Kuba, jak miało się zaraz okazać, ewidentnie nie miał swojego dnia. Potwierdził to nie robiąc dwójki, dość zgodnie uznanej w strefie izolacji za wyjątkowo prosty problem. Więc za łatwo? „Mar” i „Żółw” bez mocy za kręcenie się wzięli? Pogromu z Zakopanego się przestraszyli (w Zakopcu wyraźnie przesadzone problemy)?

„Trójka” zdaje się potwierdzać te przypuszczenia, znaczenie faktu, że zatrzymuje „Jodłosia”, do nikogo nie dociera. I wreszcie na czwartym problemie wszystko rozwiązuje się jak w muzyce – na czystych, logicznych interwałach, w których kolejni zawodnicy mierzą się z „arpeggio”* trójkątnych struktur.

Przebieg rywalizacji okazuje się nad wyraz przejrzysty i zasadny: „jedynka” rozruchowa, rozrzuca na próbach; na „dwójce” pierwszy, zaś na trójce kolejny maruder wypada z peletonu. Z pozostałej w ten sposób czwórki na ostatnim baldzie odpada dwóch następnych, nie robiąc go (Kamil Ferenc i Piotr Bunsch). Do ostatniej chwili wyrównany finał okazuje się nagle pojedynkiem między dwoma topującymi wszystko, pojedynkiem na próby.

Piotrek Bunsch tuż za podium, na 4. miejscu (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Piotrek Bunsch tuż za podium, na 4. miejscu (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

Przed „czwórką” Olo Romanowski ma o jedną mniej próbę od Mechaniora, Mechanior jednak trzyma asa w rękawie, był lepszy w półfinale. Olo topuje dopiero za czwartym razem i przed ostatnią wspinaczką Mechaniora publika wie już, że ma on trzy podejścia rezerwy. Czy gdyby Mechanior też o tym wiedział, wpłynęłoby to na przebieg wydarzeń? – nie wiadomo. Fakt jest faktem: słoik z Krakowa powtarza zaledwie wynik  olkowy, oddając tym samym tytuł rodowitemu warszawiakowi. Olo dokonuje w związku z tym niecodziennego wyczynu, wygrywając wszystkie zawody, w jakich wystartował w tym roku. Do kolejnego KFG królestwo jest jego.

Mechanior walczył dzielnie...

Mechanior walczył dzielnie…

...ale to Olo Romanowski zostaje Mistrzem Polski 2013 (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

…ale to Olo Romanowski zostaje Mistrzem Polski 2013 (fot. Wojtek Lembryk / KFG)

***

*Arpeggio – sposób grania akordu (kilkudźwięku) polegający na zagraniu kolejnych składających się na niego dźwięków jeden po drugim w minimalnym odstępie czasu, zamiast grania wszystkich dźwięków naraz; daje efekt „akordu gitarowego”; tu: metaforyczne określenie kilku struktur nakręconych w rządku, jedna za drugą.

 Andrzej Mecherzyński-Wiktor (wspinanie.pl)

Wyniki finałów Mistrzostw Polski 2013 w boulderingu:

Kobiety:

  1. Agata Wiśniewska (KW Toruń, adidas, Gatowalls, Five Ten, DMM, Edelweiss, NST, Camper)
  2. Sylwia Buczek (KS Korona Kraków, Salewa, Five Ten)
  3. Małgorzata Rudzińska (AKW Kotłownia, adidas)
  4. Klaudia Buczek (MKS Tarnovia, Grupa Azoty, Salewa)
  5. Zuzanna Banaś (WKW, HearBeat)
  6. Karolina Ośka (KS Korona Kraków)
  7. Marta Kostrzewska (Trafo)

Mężczyźni:

  1. Aleksander Romanowski (KW Warszawa)
  2. Andrzej Mecherzyński-Wiktor (Reni Sport, wspinanie.pl)
  3. Kamil Ferenc (KS Korona Kraków, Salewa, MotionLab)
  4. Piotr Bunsch (KS Korona Kraków, Negra Sport)
  5. Jakub Jodłowski (UKA Warszawa, Crux, Columbia)
  6. Jakub Główka (UKA Warszawa, CW On-Sight, Bloco)

A tutaj pełne wyniki zawodów.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    O, Mechaniorze! [9]
    Ani trochę nie przesadziłam, komplementując Twoje lekkie pióro, płodny intelekt…

    9-12-2013
    Księżniczka

    Jest tu w Krakowie rzecz jedna, której próżno szukać gdziekolwiek indziej… [1]
    Tym razem lekkie pióro porwał mu wiatr nadmiernych pochwał. :>

    13-12-2013
    Tomek