Szczegóły zdobycia K6 West (7040 m)
Rafał Sławiński przysłał nam z Islamabadu trochę szczegółów i impresji ze wspinaczki, w wyniku której wraz z Ianem Welstedem zdobyli jeden z ostatnich siedmiotysięczników Karakorum – trudny technicznie K6 West (7040 m).

Linia drogi Rafała Sławińskiego i Iana Welsteda na K6
Rafał:
Jesteśmy już z powrotem w Islamabadzie po błyskawicznej podroży z bazy (48 godzin!). Wynik jest taki, że mamy tu teraz kilka dni odpoczynku zanim ruszymy w długą podróż do Kanady. Mamy też czas na zapoznanie się z masą smutnych wiadomości z Baltoro. Tym bardziej doceniam fakt ,że na naszej wyprawie obyło się bez emocji – przynajmniej tych złych!
Jeśli chodzi o sytuacje w Pakistanie, to mieliśmy poważne wątpliwości po mordach pod Nanga Parbat. W końcu jednak stwierdziliśmy, że jest to duży i zróżnicowany kraj. Szczególnie Baltistan jest etnicznie i religijnie zupełnie inny niż rejon koło Chilas. Zachęcałbym czytelników, żeby nie uważali wszystkich Pakistańczyków za terrorystów. Ludzie w Skardu, a szczególnie w dolinie Hushe są ciepli i przyjaźni. Nie miałbym najmniejszych wahań tam wracać i już myślę, co by tu następnego spróbować.
Mieliśmy okazję obserwować ścianę przez kilka tygodni z bazy i zdobyć dobre wyczucie, gdzie można się bezpiecznie wspinać. Na przykład, na tej podstawie zdecydowaliśmy iść na prawo raczej niż na lewo u góry ściany, jako że z lewej strony schodziły czasami duże lawiny. Jest pewna ironia w tym, że celowaliśmy z wejściem w ścianę zaraz po okresie złej pogody, żeby pola lodowe, zwykle brzydkie i szare, miały przyjazną pokrywę kilku centymetrów śniegu.
Droga z bazy była dość oczywista, dojście raczej mniej. Wyglądało nieładnie: potrzaskany lodospad, nad nim wąska dolina z potężnymi ścianami z trzech stron. Na kilka dni przed wspinaczką podeszliśmy pod lodospad i okazało się, że istnieje rozsądny wariant obchodzący po lewej najgorsze jego części.

Widok dolnej partii ściany ze szczeliny brzeżnej – miejsca I biwaku (fot. Ian Welsted)
Kanadyjska dwójka wyszła z bazy (4300 m) 25 lipca wcześnie rano z dwudziestokilogramowymi plecakami i podeszła pod ścianę. Lodospad i kocioł powyżej nie były specjalnie przyjemne, ale można było oczekiwać gorszego. Biwak założyli w bezpiecznej szczelinie brzeżnej (5500 m). Niestety, przez popołudnie i cała noc na namiot kapała woda.
26 lipca wspinali się długimi polami lodowymi o nachyleniu 50-60 stopni, urozmaiconymi od czasu do czasu pionowymi wyciągami. Niżej takie wyciągi byłyby łatwe, ale tu na wysokości i z ciężkimi plecakami, wymagały sporego wysiłku. Zabiwakowali na wąskiej półce wykutej z lodu.

Rafał prowadzi w stromym lodzie drugiego dnia, na wys. 6000 m (fot. Ian Welsted)

Ian prowadzi łatwiejszy wyciąg trzeciego dnia na wys. 6300 m
(fot. Rafał Sławiński)
27 lipca, 6000 m – 6300 m: Wyciągi zaraz nad biwakiem, prowadzące mikstowym zacięciem, są najtrudniejsze na całej drodze. Pierwszy ma słabą asekurację w potrzaskanym granicie, a trzeci trochę się przewiesza. Mam wrażenie, że w każdej chwili mógłbym odpaść, co nie zdarza mi się często w górach. Mamy to, czego chcieliśmy: trudne wspinanie powyżej 6000 m. Wyżej jest łatwiej ale jesteśmy zmęczeni i tempo spada. Mieliśmy nadzieję osiągnąć grań, ale kończy się na rąbaniu kolejnej półki na namiot długo po zachodzie słońca.

Trzeci dzień, drugi wyciąg. Rafał w trudnym mikście z dużym
run-outem (fot. Ian Welsted)
28 lipca po paru godzinach weszli na grań. Wreszcie znaleźli jakieś płaskie miejsce! Ugotowali posiłek, odpoczęli, po czym zostawiwszy większość sprzętu wspinaczkowego i jedną z lin, ruszyli granią do góry. Niestety, 200 metrów wyżej łatwa dotychczas grań zamieniła się w skalnego konia. Nie było wyboru, musieli wrócić do depozytu. Tu, na wysokości 6500 m rozstawili namiot i podczas odpoczynku przedyskutowali dalszą taktykę. W końcu zdecydowali się pójść rano zupełnie na lekko i spróbować obejść grań, obniżając się po południowej stronie. Trudno zdecydować się na stratę wysokości, którą potem trzeba będzie odzyskać, ale nie było wyboru.
29 lipca, 6500 m – 7040 m: Wychodzimy z namiotu przed wschodem słońca. Jest zimno, przypomina nam się trochę Alaska. Wspinamy się w dół stromym stokiem lodowym, przez szczelinę brzeżną i jesteśmy na łatwym lodowcu. Warunki śnieżne są w większości dobre i zaskakująco szybko zdobywamy wysokość. Gdy osiągamy z powrotem grań, trawersujemy trochę, żeby odsapnąć w słońcu.
Trudno jest iść na tyle szybko, żeby się rozgrzać, mamy więc na sobie absolutnie całe ubranie, jakie wzięliśmy. Jeszcze pół godziny i jesteśmy na szczycie: łagodny stok na południe, potężne urwisko na północ. Podchodzę ile mi starcza odwagi do krawędzi nawisu; niestety nie na tyle blisko żeby zobaczyć bazę. Potem schodzimy kilkadziesiąt metrów na południową stronę, siedzimy w słońcu i delektujemy się pięknym rankiem. Zejście z powrotem do namiotu zabiera tylko parę godzin.

Rafał na wierzchołku K6. W oddali Nanga Parbat (fot. Ian Welsted)
Zwinęli się wcześnie i zaczęli niekończące się zjazdy lodową ścianą (w końcu wyszło ich blisko 30). Wszystko szło dobrze, tylko pod koniec zrobiło się ciepło i zaczęły lecieć kamienie. Ale szczęście ich nie opuściło i osiągnęli znajomą szczelinę brzeżną bez szwanku. Tu czekali przez całe popołudnie, podczas gdy dookoła kocioł niemal się rozpadał. Pod wieczór zwinęli się wreszcie i jak najszybciej ruszyli w dół. Do bazy dotarli już ciemną nocą.
Witają nas nasz kucharz Rasool, jego pomocnik Iqbal, oficer łącznikowy Farhan i nasi angielscy koledzy Jon Griffith i Andy Houseman. Jedzenie, herbata, Scotch… Jest fajnie.
Może jeszcze kilka szczegółów. Kilka tygodni przed nami próbowała ścianę trójka Japończyków: Kenshi Imai, Kimihiro Miyagi i Kenro Nakajima. Spędzili w ścianie 8 albo 9 dni i wyszli ponad kluczowe zacięcie, osiągając wysokość powyżej 6000 m. Nie starczyło im jednak dobrej pogody i jedzenia.
Co do nas, to dzięki prognozom Mohammeda Hanifa z Islamabadu wstrzeliliśmy się w okno pogodowe absolutnie bezbłędnie i w ciągu całej wspinaczki mieliśmy absolutnie świetną pogodę. Przejście dało nam sporo satysfakcji, ale też zwykłej przyjemności. Nie wiem, czy tak powinno być na dużej drodze…
Janusz Kurczab
Źródła: info własne
- Rafał Sławiński otrzyma Summit of Excellence Award w Banff
- Znamy laureatów Złotych Czekanów 2020!
- Żyjemy wspinaniem. 20 lat serwisu wspinanie.pl – #wspinaniepl
- Złote Czekany. Znamy nagrodzone przejścia!
- Żyjemy wspinaniem. 18 lat serwisu wspinanie.pl – #wspinaniepl
- Złote Czekany ogłoszone! Nagrodzono przejścia na Nyanchen i Thalay Sagar
- Trzy polskie przejścia na szerokiej liście do Złotego Czekana!
- 23. Piolets d’Or wręczone! Trzy przejścia nagrodzone alpinistycznym Oskarem
- Ściana wydaje mi się realna do zrobienia w lekkim stylu – Rafał Sławiński o wyprawie na Everest
- Próba wytyczenia nowej drogi (lub wariantu) na północno-wschodniej ścianie Everestu – zarys wyprawy
CIESZ SIĘ WSPINANIEM, CIESZ SIĘ CZYTANIEM
Mamy nadzieję, że ten tekst Ci się spodobał, że Cię zainspirował, zaciekawił, dostarczył Ci informacji. Jeśli tak to zachęcamy Cię do wsparcia serwisu. Dzięki Tobie będziemy mogli działać jeszcze lepiej. Wielkie dzięki! Do zobaczenia na ściance albo w skałach.
REKLAMA