29 października 2012 09:14

Dylematy eksploratora. O kuciu słów kilka – Waldemar Podhajny

Zapytaliśmy doświadczonych eksploratorów i ekiperów, którzy w dużej mierze kreują obraz wspinania w naszych skałach, o ich wizję tworzenia dróg wspinaczkowych. To temat bardzo szeroki, z którym od lat wiąże się wiele pytań i zagadnień, nierzadko kontrowersyjnych. Jedną z takich kontrowersji jest niewątpliwie kucie chwytów, ale są też inne, w tym zaklejanie i podklejanie chwytów, asekuracja, ograniczniki, logika przebiegu drogi etc.

Ciekawi jesteśmy zdania autorów dróg, ich ideologii i filozofii – począwszy od zamysłu, przez wrysowanie linii na skale, po jej obicie i poprowadzenie. Zapraszamy do lektury i dyskusji. O kuciu "słów kilka" nakreślił Waldemar Podhajny.

***

Na wstępie proponuje usystematyzować trochę zagadnienie kucia i preparowania chwytów.
Najbardziej proste i ordynarne jest fizyczne wykucie chwytu w gładkiej ścianie:

Możemy spotkać się z:

  1. Wykuciem  pojedynczego chwytu, tak aby połączyć dwie możliwe do przejścia części drogi np. Koniec Wyścigu [Waldemar Podhajny, Okiennik Wielki].
  2. Wykuciem większości chwytów na drodze, przykładów jest wiele, np.: 
    Chomeini [Piotr "Szalony" Korczak, Jaskinia Mamutowa]
    Finezja Kafara
    [droga, która miała być super finałem pierwszych zawodów wspinaczkowych w Mirowie]
    Kuchar z La Manczy [droga przygotowana przez Piotra Korczaka na finał trzecich gliwickich zawodów wspinaczkowych w Mirowie]
    Kogel Mogel Jazz
    [Piotr Dawidowicz, Dol. Brzoskiwinki]
  3. Mamy również drogi mieszane, gdzie chwyty naturalne sąsiadują z wykutymi np. Udręka i Ekstaza [Piotr Korczak, Podzamcze].
  4. Odmianą kucia jest dokręcenie chwytu celem pokonania gładkiego fragmentu skały.

Preparowanie chwytów jest już o wiele bardziej „finezyjne” i subtelne, a ilość sposobów jest naprawdę imponująca. Do najczęściej spotykanych zaliczyć możemy:

  1. „Dokładne” czyszczenie chwytów z porastającego go zielska (a przy okazji z fakera robi się całkiem wygodna dwójka).
  2. Utrącanie wszelkich ostrych krawędzi i zadziorów tkwiących w jurajskich dziurkach. Sposobem tym możemy również osiągnąć efekt jak wyżej.
  3. Poprawienie istniejących chwytów, tak aby osoba to czyniąca mogła z nich skorzystać (efekt końcowy trudno czasami odróżnić od dokładnego czyszczenia).
  4. Czyszczenie luźnej makrorzeźby ze ściany. Skutkuje to pojawieniem się nowych chwytów, jak równiż ich eliminacją.
  5. „Umiejętne” użycie szczoty drucianej (szczególnie w piaskowcu) można spokojnie podciągnąć pod preparowanie chwytów, a w tym przypadku szczególnie stopni.
  6. Różnego rodzaju prace murarskie jak:
    a) Wzmocnienie klejem chwytów grożących urwaniem (przykładów takich jest wiele i chyba nie ma za dużo przeciwników takiego działania).
    b) Doklejenie urwanych chwytów (a że urwany chwyt się rozbił i dokleiliśmy trochę większy to…).
    c) Zaklejania zbędnych chwytów tak, aby przebieg drogi był bardziej oczywisty albo częściej, trudności drogi  „zadowalały” autora. Nasza poczciwa Jura widziała również skuwanie chwytów, aby cyfra drogi była bardziej honorna np. Krok defiladowy w Podlesicach.

Krótka historia kucia

Pojawienie się sztucznych chwytów na skalnych ścianach (wykutych, przykręconych, czy doklejonych) jest chyba tak samo stare, jak wspinanie sportowe. W czasach, kiedy ludzie wspinali się głównie ewidentnymi formacjami – rysy, kominy, zacięcia… pojawił się problem, jak poradzić sobie z rysą, która jest za trudna do pokonania. Wymyślono, że można zaklinować w rysie kamienie odpowiedniej wielkości, które posłużą  potem za stopnie i chwyty, a przy okazji również do asekuracji . I tak pojawiły się w skałach pierwsze sztuczne chwyty, które miały ułatwić pokonanie skalnego problemu. Analogia z wykuciem chwytów w gładkiej ścianie narzuca się sama. Cel, jaki chciano osiągnąć, jest podobny.

Może wydawać się, że zaistnienie sztucznych chwytów miało na celu umożliwienie pokonania gładkich, w domyśle trudnych ścian i podniesienie poziomu trudności  pokonywanych dróg. Często jednak zamiarem autorów takich czynów było obniżenie takowych trudności. W czasach, gdy „rządzi cyfra” zabiegi takie wydają się nam bez sensu, ale tak jest tylko pozornie. Możemy przytoczyć przynajmniej dwa powody dla których uznano, że warto tak czynić:

  1. Pierwszy przykład: ściana 35 metrów wysokości, w całości wyrzeźbiona przez naturę w piękne 6c, a tu nagle w połowie ściany pojawia się pas 3 metrów gładzi z trudnym boulderowym miejscem za 8a. W wielu rejonach skalnych dochodzono do wniosku, że droga taka jest bez sensu. Osoba robiąca 6c nie pokona takiej drodze, a ekstremalista nie będzie chodził na łatwą drogę z jednym niewdzięcznym miejscem boulderowym. Parę ruchów młotkiem i mamy piękne ciągowe 7a. W krajach, gdzie skały jest więcej niż wspinaczy, nikt nie przejmował się ekologią, czy etyką.
  2. Drugi przykład to ściany wybitnie sportowe, gdzie natura nie „przewidziała” dróg rozgrzewkowych i takich, gdzie mogłaby powspinać się dziewczyna ekstremalisty lub jego słabszy partner.

Ale wróćmy do głównego wątku, gdzie – jak mówiłem – „rządzi cyfra”.

Każdy, kto wspinał się więcej na naszej Jurze, czy w innych rejonach zauważył, że część trudnych dróg to stare drogi pokonywane techniką hakową. Wbijanie i wybijanie haków na tyle powiększyło hakodziury i rozbiło rysy, że pojawiła się możliwość pokonania ich klasycznie (dobrym przykładem jest tutaj Dupa Biskupa w Rzędkowicach). Można powiedzieć, że było to działanie niezamierzone, ale osobiście znam przypadek osoby, która tak długo wbijała i wybijała haka aż chwyt osiągnął wymaganą głębokość.

Inna argumentacja towarzyszyła osobom, które organizowały zawody wspinaczkowe. W czasach, kiedy nie było sztucznych ścian, zawody te były organizowane w plenerze. Drogi pod zawody mają swoją logikę. Muszą być trudne, widowiskowe i łatwe do „odczytania”. Najlepiej znaleźć jakiś przewieszony i gładki kawałek skały z milą łączką dla publiki i stworzyć takie drogi wykorzystując zastaną rzeźbę, a najczęściej tworząc nową. W spadku po tym okresie zostały nam takie klasyki jak Władca Pierścieni na Okienniku [droga przygotowana przez
Waldemara Podhajnego na czwarte gliwickie zawody wspinaczkowe – przyp. red.], czy wspomniane już Kuchar z La Manczy i Finezja Kafara w Mirowie. Drogi takie możemy również znaleźć w Ospie na Babnie.

Inny wątek to wspinanie w byłych kamieniołomach, gdzie naturalność rzeźby jest mocno problematyczna (Massone w Arco czy bliższe nam Wiśniowe).

Chciałbym teraz wysnuć parę osobistych refleksji na ten temat.

Wiele się teraz czyta i słyszy o ekologii wspinania. ,,Każdy kwiatek, czy inne zielsko to ma być mój największy przyjaciel”. Wszystko to jest może i dobre, ale moim zdaniem nie można popadać w paranoję. Drogi kute są teraz „be”, ale to właśnie one są częściej wybierane jako cel wspinaczkowy niż te ekologiczne i słabo wyczyszczone. Przykładem niech będą tu dwie sąsiadujące ze sobą drogi o podobnych trudnościach w Mirowie. Monolityczne Wizje [autorzy Adam Doleżych i Waldek Podhajny – przyp. red.] z krawądką w trudnościach, bardzo mocno skórożerną – tak, że po paru próbach odechciewa się nam wspinania i sąsiednia droga Finezja Kafara – chwyty wygodne, wykute wręcz anatomicznie.

Osobiście uważam, że droga wspinaczkowa powinna być przede wszystkim bezpieczna. I nie chodzi tu tylko o jej odpowiednie obicie. Należy również usunąć albo wzmocnić  luźne chwyty grożące niespodziewanym oderwaniem. Ostre krawędzie i złośliwe zadziory należy usuwać i nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że taki chwyt ćwiczy u nas technikę. Jeżeli po jednej wstawce do drogi mamy poprzecinaną skórę lub co gorsza naciągnięte ścięgna to nie jest to droga bezpieczna.

Innym, ale nie mniej ważnym, aspektem jest brak skał w naszym kraju. Aby wspinanie mogło się u nas rozwijać, muszą powstawać nowe drogi. Sądzę, że wiele osób ma ten problem, że większość fajnych dróg w swojej okolicy już zrobiła i nie ma ochoty na ciągłe chodzenie po tym samym. Dobrym rozwiązaniem tego problemu wydaje mi się sposób, w jaki został zagospodarowany okap na Dupie Słonia. W tej kruszyźnie i tak by się nie dało nic sensownego w naturalny sposób zrobić… Trochę cementu i mamy cztery fajne drogi biegnące dużym, jak na nasze warunki, przewieszeniem.

Swego czasu zaistniała nawet koncepcja nazwana roboczo „strefą wolnego betonu”. Są miejsca na naszej Jurze, gdzie tak jak na Murarzach bez ingerencji w skałę nie powstaną żadne drogi (przykładem niech będą wszystkie czarne i kruche przewieszenia – np. ściana czołowa Kajaka, czy okap Kawerny w Podlesicach).

Sprawa jest mocno kontrowersyjna, ale może warta przemyślenia. Skoro w Tatrach jest strefa bez młotka to również w skałach mogłyby powstać  strefy z mł… I tutaj wkraczamy w najważniejsze moim zdaniem zagadnienie. Musimy postawić sobie dwa pytania.

  1. Kto mógłby otwierać takie drogi – ten problem dałoby się może jeszcze jakoś rozwiązać, ale…
  2. Jakie drogi mają powstawać. Czy VI.3 dla gawiedzi, VI.5 dla młodych silnych, czy VI.8 dla mistrzów i kto ma o tym decydować.

Moim zdaniem jest to problem nierozwiązywalny i to on powoduje, że tworzenie sztucznych dróg w Polsce nie jest do końca dobrym pomysłem.

Drugim ważnym argumentem jest ciężka współpraca z władzami Parków Narodowych. Jeżeli mamy z tych powodów stracić atrakcyjne rejony – to nie warto.

Jestem w stanie zrozumieć i dostosować się do obostrzeń dotyczących wspinania w Hejszowinie, nie dlatego, że je lubię albo, że boję się tzw. Ortodoksów, ale wiem, że władze Parku tylko czekają na pretekst, aby pozamykać pozostałe rejony Gór Stołowych przed wspinaczami.

A co zrobić z istniejącymi sztucznymi drogami, które udało się pokonać z wykorzystaniem tylko naturalnej rzeźby? Odpowiedzią na to może być historia dróg w Jaskini Mamutowej. Sądzę, że bez Tańca Pająka i Chomeiniego (drogi  mocno sztuczne) nie byłoby teraz wszystkich istniejących tam ekstremalnych dróg i wariantów. W przypadku Tańca Pająka usunięto sztuczne chwyty i zaklejono wykute dziury. Nikt już nie pokona tej drogi w sposób, w jaki zrobili to jego pierwsi zdobywcy. W Ospie mamy drogę Missing link i Missing Link natural (bez korzystania z wykutych chwytów, które pozostawiono). Które rozwiązanie jest lepsze? Nie wiem, ale chyba wolę to drugie.

Nie będę poruszał tematu ograniczników. Uważam, że zagadnie to nie mieści się w temacie „kucie i preparowanie chwytów”. Jak jest z ogranicznikami w naszych skałach każdy widzi i chyba nie da się tego zmienić (nowe skały nam raczej nie wyrosną).

Na pewno wiele poruszonych tu zagadnień jest mocno kontrowersyjnych , a i moje poglądy na te sprawy nie wszystkim przypadną do gustu. Ale poproszono mnie o napisanie coś na ten temat i  starałem się wykonać te zadanie w miarę uczciwie…

Waldemar Podhajny

***


Waldemar Podhajny
(fot. Wojtek Wojciechowski / FotoKultura.pl)

Rocznik 1963 – pięćdziesiątka prawie na karku. Pierwszy raz dotknąłem skały w 1981 r. – 32 sezony już za mną.
Przynależność klubowa – zaczynałem w KW Gliwice.
Pierwsze nowe drogi poprowadziłem w 1984r. (Zacięcie Jarzębinki w Podlesicach 1. przejście z dolną asekuracją po osadzeniu jednego ringa).
Na swoim koncie mam przeszło setkę nowych dróg na terenie Jury Północnej od VI.1 do VI 6.
Wiele sezonów eksploratorskich spędziłem w Hejszowinie, gdzie z różnymi partnerami otworzyłem około setki nowych dróg od VI do Xc. Wbitych ringów nie liczyłem, ale było tego sporo.
Wspinanie w górach incydentalne do IX stopnia.
Poziom w skałach to 8b RP, 8a OS i 8A w boulderingu.
Wspinanie zimowe i góry wyższe – brak.
Przyszłe cele – wspinać się jak najdłużej.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    preparowanie rzeźby - systematyka [10]
    Hej, bardzo podoba mi się przegląd różnych form modyfikacji rzeźby…

    29-10-2012
    jodlosz