15 lutego 2012 08:11

Periodyzacja treningu cz. III. Model blokowy

W poprzednich odcinkach naszego mini-cyklu o periodyzacji wspomnieliśmy, że tradycyjny model, zwany liniowym, ma liczne ograniczenia, które zdaniem niektórych teoretyków treningu wręcz dyskredytują jego przydatność dla większości sportowców, zwłaszcza zaawansowanych. Mocne słowa, ale nie ma w nich krzty przesady.                                          

Na początku lat 90. ówczesny wice-przewodniczący radzieckiego Komitetu Sportu miał nawet stwierdzić, że wyczynowcy „nie powinni trenować według przestarzałego systemu prof. Matwiejewa”. Rzecz jasna system ten ma wciąż swoich zwolenników i znajduje swoje zastosowanie w przygotowaniu osób ze stosunkowo niewielkim stażem treningowym, czy nawet zaawansowanych, ale szykujących formę na jeden czy dwa stosunkowo krótkie okresy startowe w roku.

Problem polega na tym, że podobnie jak w większości dyscyplin sportu, tak i w naszym kochanym wspinaniu, ten drugi rodzaj sytuacji zdarza się stosunkowo rzadko. Sezony są stosunkowo długie, a jeśli ktoś łączy wspinanie w skałach ze startami w zawodach lub często podróżuje po świecie w poszukiwaniu warunków do wspinania przez cały rok, to jakiś jeden, czy nawet trzy krótkie szczyciki formy stanowczo nie zaspokoją jego apetytów.

Zobacz:

***

Dlaczego jednak nie w sposób tradycyjny?

Nie będziemy wdawać się w szczegóły argumentacji przeciwko liniowej periodyzacji (bo zebrałoby się ich z pewnością z kilkanaście), lecz argument o nieprzystawalności do konieczności utrzymywania relatywnie wysokiej i (co najważniejsze) równej formy przez cały rok, jest najczęściej powtarzanym. Zapyta ktoś: „No dobra, ale czy to jest w ogóle możliwe, żeby mieć taką formę przez znaczną część roku?” Okazuje się, że jak się odpowiednio trenuje, to jak najbardziej.

Autor jednej z alternatyw wobec tradycyjnego treningu, której poświęcimy poniżej kilka słów, W. Issurin daje w swojej książce przykłady sportowców z tzw. najwyższej półki (a zatem takich, których forma z uwagi na jej poziom absolutny powinna być teoretycznie najbardziej wrażliwa na wahania), którzy mieli szczytów nawet i ponad 10, a i poniżej nich nie oddalali się dalej niż o kilka procent.

Taki Siergiej Bubka dla przykładu (wiem, wiem gość pewnie VI.5 nie robi, ale chodzi o zasadę, a nie o cyfrę) miał według danych przytaczanych przez Issurina, w okresie 250 dni 1991 roku – jakkolwiek by to nie zabrzmiało :) – szczyty co 12 do 43 dni (zwykle między 22 a 27 dni), przy czym w tym czasie tak szczytował, że aż 12 razy uzyskiwał wynik, który jeszcze w 2009 r. wystarczył do zdobycia mistrzostwa świata. Jasne, że gość był fenomenem na miarę Adama Ondry i w tym sensie jego przypadek można traktować jako wyjątkowy i nie dający podstaw do wyciągania ogólniejszych wniosków. Nie zmienia to jednak faktu, że taki schemat (w sensie krzywej formy) powtarza się często wśród wyczynowców. A powtarza się dlatego, że przyjęli zupełnie inne podejście do organizacji czasowej swojego treningu.

Otóż, jak pamiętamy, tradycyjna periodyzacja opierała się z jednej strony na równoległym rozwijaniu poszczególnych zdolności motorycznych (stąd różne akcenty treningowe poszczególnych jednostek treningowych w mikrocyklu i mikrocykli w mezocyklu), z drugiej natomiast na długich okresach pracy nad poszczególnymi aspektami przygotowania – ze stopniowym przesuwaniem się od ogólnych do specyficznych i od tych, do rozwijania których trzeba bardziej ilościowej niż jakościowej pracy, do tych, które wymagają czegoś akurat zupełnie odwrotnego.

Z jednej strony sprzyja to stopniowemu przyzwyczajaniu organizmu do dużych obciążeń, ale, że zacytuję Issurina: „każdy z tych celów wymaga specyficznego rodzaju adaptacji fizjologicznej, morfologicznej i psychologicznej, z których wiele do siebie nie pasuje, wywołując sprzeczne reakcje”. A nawet jeśli nie sprzeczne, to w każdym razie organizm nie jest często w stanie równocześnie adaptować się do różnego rodzaju bodźców. Dla początkujących osób nie jest to może aż tak widoczne i nie stanowi dużego problemu, ale dla zaawansowanych może wręcz utrudniać wyciągnięcie optymalnych korzyści z treningu.

Trzeba bowiem pamiętać, że określonego rodzaju trening może wprawdzie rozwijać jakąś jedną zdolność motoryczną lub system energetyczny, ale równoecześnie wywierać negatywny wpływ na inną zdolność lub system. Poza tym, o ile początkujący mają ten komfort, że nawet stosunkowo słabe bodźce wywołują zauważalne efekty, o tyle zaawansowani żeby nadal się rozwijać potrzebują zdecydowanie większej ilości bodźców o dużej jakości. Odpowiedzią na wyzwanie: „Jak zapewnić sobie solidny trening bez roller-coastera formy?” stał się (między innymi) trening blokowy.

I. Czym są bloki treningowe i skąd się wziął pomysł ich stosowania

Podejście, o którym mowa, opiera się na założeniu, że na pewnym stopniu zaawansowania człowiek nie może po trochu pracować nad wszystkim na raz, lecz powinien wyraźnie priorytyzować swoje cele treningowe, koncentrując się na raz na jednej lub maksimum kilku (najlepiej kompatybilnych ze sobą) właściwości biomotorycznych, lecz poświęcając im tylko tyle czasu, ile potrzeba by wywołać rozwój (nie więcej, by nie doprowadzić do regresu pozostałych właściwości).

Takie cykle wysoce skoncentrowanych obciążeń jednego rodzaju nazwano właśnie „blokami treningowymi”. W ich trakcie koncentrujemy się na, powtórzmy, tylko na jednym (lub najwyżej kilku) rodzajach ćwiczeń, które powtarzane są z treningu na trening, przy jednoczesnym ignorowaniu pozostałych.

Choć ogólny stres, jakim poddawany jest organizm, może być (i zwykle jest) mniejszy niż w tradycyjnym podejściu (gdzie zwłaszcza w początkowych etapach makrocyklu wykonuje się dużą objętość pracy, przez co chodzi niemal notorycznie wykończonym), to jednak stres ukierunkowany na daną właściwość jest zdecydowanie większy, umożliwiając tym samym jej silniejsze bodźcowanie.

A co z pozostałymi? Czy w czasie gdy, dajmy na to, radośnie pracuję siłą eksplozywną nie ulegną upośledzeniu inne właściwości np. wytrzymałość siłowa czy siła statyczna? Otóż niekoniecznie, bo – jak trafnie zauważa –  niejaki W. Zaciorski (kolejny z gigantów teorii treningu) tak samo jak adaptacja, tak i dezadaptacja (roztrenowanie, regres) wymagają czasu. A jak się dobrze zsynchronizuje czas trwania i kolejność poszczególnych bloków, to nic się nie zdąży upośledzić, a wręcz przeciwnie: to co już mamy zostanie nienaruszone (lub niewiele naruszone), jednocześnie podreperujemy sobie coś innego. Musimy jednak pamiętać o kilku zasadach i związany z nimi kilku zastrzeżeniach bardzo praktycznej natury.

II. Zasady treningowe, na których opiera się system blokowy

Według W. Issurina dwoma podstawowymi zasadami, na których opiera się model blokowy są: zasada kumulowania bodźców treningowych oraz utrzymywania się efektów treningowych.

  • Kumulowanie bodźców treningowych

… oznacza ni mniej ni więcej to, że w pojedynczym mezocyklu nawet do 3/4 czasu treningu jest poświęcone na trenowanie czasami jednej tylko, a maksymalnie do dwóch/trzech właściwości. To czasami wręcz jeden rodzaj ćwiczeń wykonywanych z treningu na trening jedną lub dwiema metodami treningowymi. Pozostały czas jest poświęcany na takie sprawy jak: rozgrzewka, rozluźnienie po treningu itp.

W tradycyjnej periodyzacji w czasie mezocyklu, a nawet mikrocyklu wykonuje się różnorodne ćwiczenia i równolegle pracuje nad różnymi właściwościami, tu natomiast dominuje podejście zwane sekwencyjnym – zdolności motoryczne ćwiczy się jedna po drugiej, w danym momencie postępując trochę jak główny bohater w filmie „Snajper”, grany prze Toma Berengera: „one shot, one killed”.

Chodzi o to, by zadziałać uderzeniowo, prowokując specyficzne reakcje adaptacyjne w organizmie, a nie dopuszczając do ich „rozmywania się” różnorodnością bodźców. Takie podejście ma pewną wadę. „Uderzeniowo rozwijanie” zdolności szybko przyrastają i osiągają wysokie poziomy, ale niestety szybko też podlegają regresowi – które to zjawisko W. Zaciorski określa obrazowym porównaniem „co szybko dojrzewa, szybko też gnije”. Dlatego też określone mezocykle w treningu blokowym są regularnie powtarzane w relatywnie krótkich odcinkach czasowych (cały pojedynczy makrocykl trwa najwyżej do 10 tygodni), biorąc pod uwagę to, jak długo dany efekt treningowy się utrzymuje. A do tego akurat nawiązuje druga z podstawowych zasad…

  • Zasada utrzymywania się efektów treningowych

… odnosi się ona do uwzględniania czasu, w jakim utrzymuje się pozytywny efekt danego rodzaju treningu, po jego zaprzestaniu. Generalnie chodzi o to, że gdy podejmuje się jakiegoś rodzaju trening, dajmy na to nakierowany na rozwijanie siły maksymalnej czy wytrzymałości beztlenowej, to w momencie, w którym przestajemy trenować lub „przestawiamy” się na trening innego rodzaju, uzyskany poziom tejże siły czy też wytrzymałości utrzymuje się bez specjalnych ubytków. Zdaniem W. Issurina czas ten wynosi dla poszczególnych właściwości:

– siła maksymalna oraz wytrzymałość tlenowa 30 +/- 5 dni
– wytrzymałość beztlenowa 18 +/- 4 dni
– wytrzymałość siłowa 15 +/- 5 dni
– szybkość maksymalna 5 +/- 3 dni

Są to oczywiście wartości przybliżone, bo konkretna ich wielkość zależy od różnych czynników. Z tego co wiemy, są nimi na pewno:

  • czas trwania treningu przed jego odstawieniem (generalnie im dłuższy, tym dłużej utrzymują się jego efekty – przypomnijmy sobie ww. analogię do dojrzewania i gnicia),
  • wielkość obciążeń przed zaprzestaniem treningu (efekty treningu o silnym skupieniu obciążeń są zazwyczaj duże, ale stosunkowo krótkotrwałe, dlatego cykle obciążeniowe powtarza się dość regularnie),
  • dojrzałość osobnika (u starszych i bardziej zaawansowanych osób efekty treningu utrzymują się zwykle nieco dłużej),
  • charakter treningu po zaprzestaniu skoncentrowanych obciążeń (jeśli nawet nie powtarza się bloków skupionych obciążeń można podtrzymywać uzyskany efekt wprowadzając co jakiś bodźce, nomen omen, podtrzymujące),
  • charakter trenowanych właściwości (generalnie właściwości oparte na zmianach o charakterze strukturalnym, np. przebudowie jakichś elementów układu ruchu są trwalsze).

Czas trwania efektów dla poszczególnych właściwości daje nam bardzo konkretne wskazówki odnośnie częstotliwości ich wprowadzania w swój program lub – patrząc z drugiej strony – ich odstawiania bez przejmowania się, że nam ich ubędzie. Świadomość tego jest także istotna dla precyzyjnego zaplanowania tego akurat czasu, w którym potrzebujemy się wykazać tym czy owym (dajmy na to szybkością – w cza sówkach, tudzież możliwie jak najwyższą wytrzymałością beztlenową – na zawodach w prowadzeniu).

Jak już jesteśmy przy planowaniu warto wspomnieć o jeszcze jednej dość istotnej kwestii – określanej przez Zaciorskiego mianem zasady opóźnionej transformacji. Mówi ona o tym, że efekty treningowe określonego bloku ćwiczeń pojawiają się zwykle po pewnym czasie. W jego trakcie zwykle nie odczuwa się „szczytowania” formy – dajmy na to przyrostu siły – bo po pierwsze nie pozwala na to akumulacja zmęczenia, po drugie adaptacja występująca wskutek skoncentrowanych obciążeń następuje zwykle z pewnym opóźnieniem, zwykle 2-4-tygodniowym (czasami nieco dłuższym w zależności od tego, jak długi i ciężki był dany blok treningowy).

Nie należy się więc dziwić, że w czasie trwania bloku, dajmy na to nastawionego na budowanie siły, o której wspomnieliśmy wyżej, może się ona nawet obniżać. To w pewnym sensie normalny objaw, teraz siejemy, plon zbierzemy już za kilka tygodni. Dlatego, aby w miarę często zbierać plony i tym samym zapewnić sobie systematyczny „dopływ przychodów” mezocykle obciążeniowe systematycznie przeplatają się z „odciążeniowymi”, a już zdecydowanie luzuje się tuż przed zawodami (co fachowo określa się mianem „taperingu”).

A jeśli ktoś nie startuje w zawodach? Albo przynajmniej nie w najbliższym czasie? To nic nie zmienia i tak wprowadzasz krótkie okresy pauzowania (zamiast jednego dłuższego okresu przejściowego jak w tradycyjnej periodyzacji, tu wprowadza się raczej częste, ale krótsze). Można zresztą symulować sobie warunki zawodów lub docelowych prowadzeń, układając sobie podobne w charakterze drogi na ścianie, wybierając się na inną ścianę i próbując tam np. zrobić OS-em drogi o trudnościach, jakie zwykle występują na zawodach lub blisko naszej granicy w tym stylu, robiąc serie przystawek dając sobie na każdą tyle czasu, ile wynosi czas rotacji na zawodach, słowem symulując to, co stanowi potencjalnie najważniejszy cel lub zestaw celów w danym roku.

III. Model blokowy w praktyce

Podsumujmy główne założenia treningu blokowego: cały trening jest realizowany w krótkich cyklach składających się z 2-3 bloków, pojedynczy blok trwa 2-4 tygodni, a w jego trakcie realizuje się minimalną liczbę celów. I w tym miejscu kończy się jednoznaczność założeń. Ponownie ujawnia się zastrzeżenie, że trening to wciąż bardziej sztuka niż precyzyjna nauka oraz że „metod treningu jest tyle, ilu jest trenerów”.

Konkretnych rozwiązań wrzucanych do worka z napisem periodyzacja blokowa jest wiele. Generalnie można zaobserwować dwa nurty. W pierwszym z nich pojęcie minimalnej liczby celów i koncentrację obciążeń rozumie najbardziej dosłownie – w pojedynczym bloku podejmuje się tylko jednego rodzaju trening (nakierowany na jedną właściwość biomotoryczną, jeden rodzaj pracy treningowej realizowanej jedną metodą). Kwestia dotyczy jedynie wyboru i kolejności akcentów. Autor jednej z propozycji i zarazem trener medalistów mistrzostw świata w pływaniu Igor Koshkin proponuje cykle składające się z bloków: szybkość i technika – sila  – wytrzymałość tlenowa – tapering – regeneracja.

Takie podejście do periodyzacji z pewnością jest znane wielu z czytających te słowa Kolegów z lektur E. Horsta. Lansowane przezeń modele treningu:

– 4 tygodnie treningu techniki i wytrzymałości tlenowej
– 3 tygodnie treningu maksymalnej siły i mocy
– 2 tygodnie treningu wytrzymałości beztlenowej
– 1 tydzień odpoczynku)

dla średniozaawansowanych wspinaczy

oraz

– 3 tygodnie treningu maksymalnej siły i mocy
– 2 tygodnie treningu wytrzymałości beztlenowej
– 1 tydzień wypoczynku

dla zaawansowanych są jako żywo propozycjami wyrosłymi na gruncie filozofii sekwencyjnego trenowania wybranych zdolności motorycznych i koncentrowania obciążeń jednego rodzaju na raz. Jak je ocenić?

W sumie nie są wcale złymi propozycjami z zastrzeżeniem, że nie powinny być traktowane w sposób kategoryczny. Mogą być traktowane jako punkt wyjścia do dokonywania własnych modyfikacji, czy to w zakresie czasu przeznaczonego na realizację poszczególnych bloków czy też ich kolejności, zresztą i jedno i drugie może także podlegać pewnemu różnicowaniu w zależności od „odległości” do właściwego sezonu startowego czy wspinaczkowego. Zazwyczaj rok kalendarzowy stanowi jednak pewną wyższego rzędu strukturę planowania – niezależnie od tego, czy stanowi makrocykl (jak w tradycyjnym modelu z jednym szczytem) czy też po prostu rok treningowy z wieloma makrocyklami rozumianymi jako pewne zamknięte cykle treningu (takie rozumienie przyjmuje się np. w omawianym modelu periodyzacji). Im więc dalej od sezonu, tym bardziej z czystym sumieniem można realizować bloki, których treść jest przesunięta w kierunku zdolności wytrzymałościowych, w rozumieniu wytrzymałości ogólnej i tlenowej.

Rozważając kolejność bloków należy uwzględniać czas utrzymywania się określonego efektu treningowego (patrz wyżej) i jego niezbędność dla nas w docelowym momencie (co jest nam najbardziej, a co może nieco mniej potrzebne do możliwie jak największej skuteczności na tego typu długości i charakteru drogach, na których „robimy naszą cyfrę”).

Trzeba też pamiętać o zjawisku, które Zaciorski określa jako nakładanie się efektów treningowych: trening jednej właściwości wywiera wpływ nie tylko na nią, ale także na inną lub inne, czasami pozytywnie, a czasami negatywnie. Co więcej, wzajemne wpływy nie zawsze są „symetryczne”, co widać w odniesieniu do pary trening siłowy – wytrzymałość tlenowa. Ten pierwszy zwykle negatywnie wpływa na możliwości kształtowania tej drugiej (choćby dlatego, że może prowadzić do obniżenia gęstości kapilar w mięśniach, co pogarsza możliwości zaopatrywania włókien mięśniowych w tlen), ale ten drugi na tę pierwszą już niekoniecznie. I choćby dlatego, zdaniem Zaciorskiego, jeśli stoimy przed wyzwaniem kształtowania i siły i wytrzymałości tlenowej w tym samym okresie czasu, sekwencja bloków najpierw siła a potem wytrzymałość tlenowa jest bardziej uzasadniona, niż kolejność odwrotna

Być może dyskusyjne dla specjalistów od klasyfikowania różnych rozwiązań w periodyzacji, ale zdaniem piszącego te słowa mieszczące się w omawianej kategorii jest (dość ciekawe i z pewnością warte uwagi) rozwiązanie znane jako mikrocykle sumowane, gdzie pojedynczy cykl stanowią trzy lub cztery mikrocykle o narastającej wielkości obciążeń, po których następuje cykl odpoczynku. Każdy z mikrocykli jest poświęcony jednemu akcentowi w kolejności: wytrzymałość siłowa – siła maksymalna – siła szybka/moc.

„Bloki” są więc tutaj sprowadzone nie do kilku tygodni, lecz jednego, przy czym ten sam akcent jest powtarzany od  czterech do pięciu tygodni, jednak za każdym razem w „większej dawce” – co dobrze ilustruje poniższy wykres: jasne schodki to właśnie kolejne mikrocykle obciążeniowe, które w kolejnych cyklach są coraz większe i dopiero we właściwym sezonie startowym ulegają wypłaszczeniu; czarne słupki to mikrocykle – po prostu tygodnie swojsko określane w naszym światku mianem restowych.


Plisk S., Stone M. Periodization strategies. Strength and Conditioning Journal, 6, 2003

Drugi nurt rozwiązań blokowych przyjmuje podejście: jeden blok = kilka (dwie/trzy) zdolności – naprzemienne stosowanie bloków objętościowych i intensywnościowych.

Klasycznym przykładem jest propozycja Issurina, w której makrocykl stanowią bloki trojakiego rodzaju: akumulacji, transmutacji i realizacji, z których każdy może trwać od dwóch do czterech tygodni. Blok akumulacyjny charakteryzuje się dużą objętością treningu, a realizowanymi celami są właściwości najbardziej podstawowe: ogólna wytrzymałość tlenowa, siła mięśniowa i podstawowe umiejętności. Intensywność treningów jest stosunkowo niewielka, za to charakteryzują się one dużą objętością i gęstością (trenuje się przez większość lub niemal wszystkie dni tygodnia). To mówiąc krótko czas na wymęczenie zawodnika.

W bloku transmutacji praca staje się mniej objętościowa (częstotliwość treningów wyraźnie spada, ilość pracy wykonywanej na pojedynczym treningu również), za to bardziej intensywna i wysoce specjalistyczna (siła specjalna, wytrzymałość siłowa, wytrzymałość specjalna). Innymi słowy robi się to, pod kątem czego głównie trenujemy, a co z pewnością najłatwiej jest zdefiniować startującym w zawodach lub nastawiających się na robienie cyfry w konkretnym rejonie, który stawia dość jednoznaczne wymagania, jak dajmy na to urocze frankońskie skały, na które bez solidnego szpona i potężnego systemu beztlenowego i wytrzymałości siłowej (plus parasol), można się nawet nie fatygować.

Trzeci blok ma na celu regenerację i umożliwienie zajścia zmian adaptacyjnych, które – jak pamiętamy – pojawiają się z pewnym opóźnieniem. Dzięki temu, jeśli wkrótce czeka nas start czy wyjazd, mamy lokalny szczyt formy (jeden z wielu) lub wskakujemy na wyższy poziom możliwości, pozwalający w kolejnych blokach pracować na jeszcze wyższych większych obciążeniach. Dla łatwiejszego zobrazowania idei znowu mały schemacik.


Issurin V. New horizons for the methodology and physiology of training periodization.
Sports Medicine, 40, 2010, 189-206

Kończąc ten przedostatni już odcinek naszego cyklu warto zwrócić uwagę na jedną rzecz:

Częste, choć krótkie – wprowadzanie przerw wypoczynkowych. Zamiast robić sobie kilka tygodni czy miesiąc restu, jak w tradycyjnym podejściu, który z jednej strony ma zaleczać wszelkie mikrourazy (czy ktoś to jednak sprawdzał?), lecz z drugiej powoduje znaczny spadek formy i totalne odzwyczajenie się skóry, przez co start w nowy sezon treningowy jest mało przyjemny.

W opisanym podejściu sumaryczny czas odpoczynków jest równie długi (albo i dłuższy), ale bez takich przypadłości. Jeśli ktoś ewidentnie się nie nadwyrężył (co faktycznie powinno skłaniać do dłuższej przerwy na regenerację) takie częstsze, lecz krótsze przerwy pozwalają trzymać równiejszą formę, bez ryzyka akumulacji zmęczenia.

Czy takie podejście naprawdę działa? Doświadczenia licznych trenerów w wielu dyscyplinach sportu sugerują, że tak oraz, że model blokowy (choć w różnych wariantach) jest z powodzeniem stosowany już od dłuższego czasu. W periodyzacji na nieszczęście za mało jest obiektywnych badań, więc często o ocenie „co jest lepsze” decydują argumenty teoretyczne oraz właśnie owo doświadczenie, które choć cenne, to jednak nie do końca obiektywne. Bywają jednak próby nadrabiania tego typu braków na drodze eksperymentów porównujących różne rozwiązania.

W poprzednim odcinku pozwoliłem sobie przytoczyć wyniki badań porównujących periodyzację liniową odwróconą z tradycyjną. Podobne badania w sumie nie tak dawno, bo ok. dwa lata temu, przeprowadzono wśród kajakarzy porównując grupę trenującą w sposób tradycyjny (liniowo) oraz blokowo (Garcia-Pallares i wsp. Performance changes in world-class kayakers following two different training periodization models. European Journal of Applied Physiology, 110, 2010). Postęp w wybranych parametrach fizjologicznych wystąpił i w jednej i w drugiej grupie. W większości przypadków był on porównywalny, choć w trzech (jednym z parametrów pracy serca oraz w zakresie szybkości wiosłowania i wyzwalanej mocy przy szczytowych wartościach VO2) był większy w grupie trenującej blokowo.

Uwaga! Wszystko to przy o połowę mniejszej objętości pracy nad wytrzymałością wykonanej w „grupie blokowej” w porównaniu do tradycyjnej! Ci pierwsi choć doświadczyli ok. 10% większej akumulacji obciążeń w zakresie wybranych akcentów treningowych, to jednak dosłownie i w przenośni nawiosłowali się mniej.

Zdaniem autorów eksperymentu ewidentnie świadczy to o większej efektywności modelu blokowego. Mówiąc krótko: „blokersi” górą, więc chyba warto spróbować pójść ich śladem. No, chyba że zdecydujemy się na jeszcze inny sposób trenowania, ale o tym w następnym odcinku.

Krzysztof Sas-Nowosielski




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum