1 czerwca 2010 15:22

"Wała" pięknoduchom… – Szalony o "Deklaracji Nieśmiertelności"

3 czerwca odbędzie się premiera „Deklaracji Nieśmiertelności” Marcina Koszałki. Głównym bohaterem filmu jest Piotr „Szalony” Korczak. Rozmawiamy z Szalonym o jego roli w filmie, relacjach z reżyserem, stosunku do końcowego kształtu „Deklaracji…” i o tym, dla kogo jest ten film.


Piotr "Szalony" Korczak (fot. Piotr Turkot/wspinanie.pl)

***

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Film ukończony. Zapytam krótko – podoba Ci się?

Piotr Korczak: Powiem tak, akceptuję go. Ale nie podoba mi się, bo musiałabym powiedzieć, że podoba mi się moje życie. Jest w nim wiele momentów, które z pewnością chciałbym poprawić, albo przynajmniej doprowadzić do końca. Jeśliby uznać, że ten film jest ekstraktem z mojego życia, to nie podoba mi się. Z drugiej strony paradoksalnie zrozumiałem, że nie zmieniłbym się na jakiegoś innego bohatera, tylko bym dokonał pewnych modyfikacji. W filmie są zresztą wyartykułowane zastrzeżenia, co w tym filmie jest nie tak, co jest niedoskonałe. Po zrobieniu tego filmu, wiem – oczywiście nie w sensie technicznym, związanym z wiedzą filmowca – jak zrobić film, który by mnie satysfakcjonował.

Jaki miałeś wpływ na to, co zobaczymy?

Sam obraz jest niewątpliwie Marcina, ponieważ ja nie znam języka filmu. Ale wydaje mi się, że do samej koncepcji wniosłem sporo. Nie było jakiegoś ustalonego scenariusza, film powstawał na planie, w trakcie kręcenia. Do samego końca walczyliśmy o jego ostateczny kształt. Metodą prób i błędów film uzyskał spójność jakiegoś przekazu.
Jak powiedziałem, nie mam wyobraźni filmowej, nie za bardzo rozumiem język obrazu. To jest dla mnie sztuka dość abstrakcyjna. Natomiast wiem, co ja osobiście chciałem przekazać w sensie werbalnym.

Jednym z głównych motywów tego filmu jest autokreacja. Jak to jest z Twoją autokreacją i jakiego Szalonego tam zobaczymy?

Główną tezą filmu jest to, że wspinanie jest pewną sztuczną rzeczywistością, podobnie jak wszystko to, co wynika z kultury ludzkiej. Sport jest elementem kultury, jest rodzajem artefaktu. Czegoś, co tak naprawdę nie jest nam niezbędne do przetrwania. Wspinanie jest takim samym rodzajem działalności, jak robienie np. kina. Nie ma tutaj jakiejś zasadniczej różnicy. Jest kwestią umowną, co uznajemy za rzeczywistość. A idąc dalej, co w tej rzeczywistości uznajemy za naturalne. Moja teza jest taka – doskonała iluzja jest warta więcej niż zastana, naturalna rzeczywistość. Na tej samej zasadzie, że przygoda jest więcej warta niż codzienne życie. To jest dokładnie taka sama skala porównawcza, choć jest ona z pozoru obrazoburcza. Tak naprawdę większość ludzi nie uzmysławia sobie tego, że zaczynając się wspinać uczestniczy w takiej przygodzie – czyli w iluzji. Przy tym czerpie z tego dużą satysfakcję, bo im się wydaje, że jest to nie wiadomo co. Tymczasem jest to po prostu iluzja. Czyli każdy z nas wspinając się dokonuje jakiejś autokreacji. Podobnie, pełniąc jakąś rolę społeczną, dokonujemy autokreacji.


Wirtualny świat Szalonego (fot. Piotr Turkot/wspinanie.pl)

Czyli wpisanie się w zastaną wspinaczkową rzeczywistość, etykę to coś złego wg Ciebie?

Są dwie zasadnicze drogi – albo poddajesz się nurtowi rzeki albo starasz się robić coś pod prąd. Z jednej strony istnieje przeświadczenie, że wspinanie to jest działalność pod prąd w sensie społecznym, niestandardowe. Gówno prawda. Wspinanie ma już ponad 100-letnią historię. Obrosło w związku z tym w jakąś rutynę. Stworzyło jakiś model konformistycznego podejścia, konformistycznej artykulacji – co wolno, a czego nie wolno. Tak jak w życiu. Obojętnie, czy jesteś filmowcem czy pisarzem. W środowisku filmowców nie wolno np. wesprzeć Jarosława Kaczyńskiego, oni wspierają hurtem Komorowskiego – podobnie jak wszyscy z tym samych konformistycznych powodów poparli Romana Polańskiego. To samo jest we wspinaniu, gdzie mamy do czynienia z klasycznym etosem. Mnie to zawsze denerwowało i starałem się iść temu pod prąd. A kiedy chcesz coś osiągnąć to twoje działania muszą zawierać jakieś przejawy nonkonformizmu. Choć nie musi to przybierać jakiejś formy absolutnej, bo wbrew pozorom nawet sztuczność materialna na moich drogach jest pewnego rodzaju marginesem w stosunku do ilości dróg, które wyprodukowałem.

No tak, ale tworząc drogi w tamtym okresie (na bazie autokreacji) robiłeś je nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Większość środowiska w tamtych czasach podążała za tą wizją, imponowały jej te trudności dróg. Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że to była jedynie jedna z możliwości wyboru. Był to pewien ślad, zdarzenie, bo przecież ta idea nie przetrwała.   

Bo ona jest fałszywie rozumiana. Wydaje się, że  pójście pod prąd zastanym wzorcom oznacza tylko preparowanie dróg itp. Tymczasem nonkonformizm polega na tym, że przeciwstawiasz się jakimś wzorcom, które uznaje się za absolutne, powszechnie przyjęte, bez których nie można sobie wyobrazić istnienia jakiejś dyscypliny. Ale to nie oznacza, że to pójście pod prąd odbywa się wg jakiegoś jednego przepisu. Chodzi o to, żeby nie zasypiać nad tym, co się robi. Wspinając się, nie możemy zasnąć na następne 200 lat i wyjść z aksjomatu, że natura to jest coś we wspinaniu najcenniejsze, bo to nieprawda. Wspinanie polega właśnie na braku szacunku dla natury. Nie ma sensu dyskusja o pojedynczym chwycie. Nie można oddawać się wzorcom, które będą definiowane na następne 1000 lat wspinania.

Ja się po prostu nie godzę z przedstawianiem wspinacza jako krystalicznie czystego  człowieka, doświadczającego jakiejś lepszej rzeczywistości, która czyni go jeszcze szlachetniejszym. Taki obraz bohatera pojawiał się w znienawidzonych przeze mnie filmach Krzysztofa Zanussiego. To jest nieprawda. Wspinaniem zajmują również jednostki niedoskonałe, mające swoje partykularne cele. A takim celem jest dążenie do sławy wspinaczkowej. Chyba człowiek pozbawiony kompletnie ambicji wspina się tylko dla przyjemności. A ktoś, kto wspina się dla sławy, wyniku, cyfry doświadcza różnych stanów. Partycypacja w całym tym procesie jest formą tortury. O tym właśnie jest ten film. Nie ma w nim nic z pięknoduchostwa.

Tytuł filmu „Deklaracja Nieśmiertelności” – czyli nieśmiertelność Twoja jako wspinacza i Twojej idei wspinania. Czy ten cyrograf podpisywałeś z pełną świadomością?

W tym cyrografie, który podpisałem z Marcinem chodzi tak naprawdę o coś zupełnie banalnego. Każdy z nas ma jakieś marzenia, marzenia o wiecznej młodości. Nikt przecież nie wyobraża sobie swojej nieśmiertelności jako człowieka 60-letniego. Taką nieśmiertelność dać ci może tylko kino. To jest jedyne medium, które za pomocą czarodziejskiej różdżki może uczynić to możliwym. Jeżeli jest to tam możliwe, to okazuje się to równouprawnioną rzeczywistością. Jeśli filmowiec powiedziałby, że jest to tylko iluzja to przeczyłby właściwie swojemu powołaniu. Ja po prostu chciałem zobaczyć moją młodą gębę w tym filmie i tyle.

Jednak upierałbym się, że jest to iluzja.

No tak, bo to jest w ogóle film dla wykształciuchów. Marcin nie zdecydował pokazać mnie w filmie w najmocniejszej scenie, kiedy pokazuję gest Kozakiewicza i wyklinam widzów. Ponieważ wiem, że z małymi wyjątkami (ludzie, z którymi się wspinam) większość widzów, to będą takie właśnie wykształciuchy, którzy będą szukali czegoś głębokiego i wzniosłego. A ja chciałem im pokazać „wała”. A Marcin mimo wszystko jest epigonem kina moralnego niepokoju i się na to nie zdecydował. Ja bym zrobił ten film jednak trochę inaczej. Zawierałby mocniejszy przekaz do tego widza, który będzie go oglądał.

Tzn. że nie lubisz tego rodzaju publiczności? Na sali będą przecież również wspinacze.

Nie lubię! Na sali będzie przecież taki widz, który by poszedł na „Góry o zmierzchu”. Wspinacze powinni wiedzieć o co chodzi, choć wśród wspinaczy też są pięknoduchy, nad czym ubolewam i tym filmem chciałbym ich wytępić. A nie do końca mi na to Marcin pozwolił (śmiech). To jest jego film, a gdyby zrobił go tak jak, ja bym chciał, to musiałby przybrać formę niezgodną z oczekiwaniami sponsorów i środowiska. Każdy z nas uległ jakiejś formie manipulacji i na tym polega niedoskonałość tego filmu.

A co w takim razie zapamiętasz z tego filmu?

Ja się wspinam 31 lat, ten film robiliśmy 3,5 roku. Czyli 1/10 mojego wspinania to jest film (śmiech).

Podobno jest w filmie mało wspinania, choć nie wiadomo czy to rozpatrywać jako zarzut.

Jest sporo wspinania w Tatrach, scen tatrzańskich. Mogłyby być oczywiście lepsze. Mnóstwo pracy poszło na marne. Wspinanie jest jak wojna, i kiedy przychodzi gość z kamerą i mówi, co ma się dziać na ekranie, to jest w dużym błędzie. To on musi się dostosować. Ale wtedy pojawia się kłopot z ekipą filmową, bo tam są sami artyści. I to nie tylko chodzi o reżysera, tam jak ktoś stawia jakiś stojak, to też jest artystą. W związku z tym nie można wydać komendy, żeby robił to szybciej (śmiech). A gdybyśmy pracowali sprawniej to zdążylibyśmy wykonać ujęcia w lepszym oświetleniu. Błędem było np. to, że zdjęcia robiono w Tatrach w fatalnej pogodzie. Praw optyki nie da się przecież przeskoczyć. Nie jestem też usatysfakcjonowany doborem dróg, które fotografowaliśmy. W ogóle część materiału (np. z Freneya), co jest żenujące, zginęła. Została skasowana przez jakąś szkołę filmową, jako śmieci. 

Czyli jest to film przeciwko pięknoduchostwu, jest to film przeciwko wykształciuchom. Możesz to lepiej wyjaśnić?

Zgodnie z moją definicją słowo wykształciuch jest bardzo podobne do określenia półinteligent. A co ono oznacza – wykształciuchem jest człowiek, którego inteligencja nie nadąża za formalnym wykształceniem, czy pozycją zajmowaną w jakimiś środowisku. Widzimy to zarówno wśród polityków rozmaitych opcji, wśród bohemy artystycznej. Niestety wykształciuchów wytwarza nasz system edukacyjny, który działa przez ostatnie 20 lat, a w którym zlikwidowano pewne kanony związane z nauczaniem zdrowego rozsądku. Jest wielu ludzi, którym wydaje się, że świat jest piękny i wszystko musi się dobrze skończyć. To jest taki nieuzasadniony optymizm, który jest prezentowany przez pięknoduchów. Dla nich wspinanie musi być piękne, a ludzie wspinający się górach muszą być szlachetni. A wszystko to musi być jednym wielkim pokłonem wobec natury, która też jest doskonała, a w której nie ma jakiejś ponurej walki o byt, czy ponurej rzezi. Pięknoduch tak sobie postrzega ten świat i kiedy idzie na film o wspinaniu to chce zobaczyć heroiczne wydarzenia i konfirmację swoich oczekiwań na temat wspinania. Ten film, mimo że niedoskonały, jest pokazaniem „wała” takiemu człowiekowi.

Zapraszamy zatem na premierę 3 czerwca, o godz. 15 w Kinie Kijów.

***




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    "bohater" [62]
    Brak dystansu. Wyniosłość, buta, megalomania.

    1-06-2010
    adamniemalysz

    Podoba mi się [1]
    i dorzuca węgla do pieca z apetytem na obejrzenie filmu.…

    8-03-2011
    mloskot

    Szalony nadal lokomotywą dla Koszałki - "Deklaracja Nieśmiertelności" w specjalnym 9 filmowym zestawie DVD [2]
    9 maja 2012 ukazał się specjalny box DVD "Oblicza polskiego…

    15-05-2012
    klama7