9 października 2009 12:11

"Wszystko za Everest" Jona Krakauera – recenzja

„Wszystko za Everest” to nie byle jaka książka. Stoi za nią nominacja do Nagrody Pulitzera oraz rekomendacje polskich zdobywców ośmiotysięczników – Piotra Pustelnika, Krzysztofa Wielickiego i Kingi Baranowskiej umieszczone na okładce.

Książka nie jest nowością, ale wznowieniem. Nic dziwnego, wszak od opisywanych w niej wydarzeń minęło już trzynaście lat, co pozwala na spojrzenie na tamte wydarzenia z dystansem. Jon Krakauer jako dziennikarz „Outside” uczestniczył w komercyjnej wyprawie na Everest, jednej z kilku, jakie odbywały się w tym czasie czyli wiosną 1996 roku.

Zacznę od tego, że przebrnąłem przez książkę niczym przez „lajtową” piąteczkę, chociaż w pobliżu ringa zjazdowego – czyli końca książki, pojawiło się lekkie znużenie spowodowane brakiem wytrzymałości na tematykę wyprawową. Czyta się „Wszystko za Everest” co najmniej nieźle, w końcu przez wiele tygodni była bestsellerem na amerykańskich listach najlepiej sprzedających się książek, a Krakauer to przecież zawodowy dziennikarz, za którego „Outside” musiało zapłacić niebanalną sumę 65 tysięcy dolarów.

Krakauer szczęśliwie dla czytelnika nie ciągnie narracji liniowo, przerywa ją różnego rodzaju wstawkami, a to o pierwszych zdobywcach, a to o początkach komercyjnych wypraw w Himalaje. Wszystko to sprzyja lepszemu odbiorowi nieco martyrologicznej lektury.

Rysunek postaci biorących udział w tragedii nie jest jednowymiarowy. Nie ma więc jednoznacznego podziału na złych i chciwych sprawców oraz biedne ofiary. Katalog postaci obejmuje marzycieli, megalomanów, oszustów, dziwaków, partaczy i oryginałów. Wszyscy oni (biedni czy bogaci) są zdeterminowani spełnić swoje marzenia i zdobyć najwyższą z gór. Do nich należy również narrator znajdujący się w środku akcji i opisujący ją dla nas. Trudno w tej sytuacji o dystans, ale Kakauerowi udaje się go znaleźć i na tym właśnie polega jego profesjonalizm.

Opis samego wspinania nie nuży i jest wart przeczytania przez tych, którzy twierdzą, że wejście na ośmiotysięcznik z przewodnikiem i tlenem jest zaawansowaną wycieczką dla zamożnych. Niewiele różnią się oni od tych, którzy uważają, że szczyt szczytów można sobie kupić, jak każdą inną wycieczkę. Krakauer dość dramatycznie rysuje całość wspinania na Everest jako udrękę z terenem, pogodą, sprzętem, nieodpowiednimi ludźmi i wreszcie – co chyba najważniejsze – z samym sobą. Stosunki międzyludzkie dalekie są od idealnych. Są więc profesjonaliści, którzy profesjonalistami do końca nie są i wspinacze, którzy nie bardzo zasługują na to miano. Wszystkie pozostałe nieporozumienia wynikają właśnie z tego.

Tłumaczka i korektorka nie ustrzegły się drobnych błędów. Pionowe spiętrzenia, ścianki, a nawet lodospady nazywane są klifami mimo, że Everest leży na tyle daleko od morza, że o klifach mowy być nie może. Kilka razy pojawi się też sformułowanie nadwieszony zamiast przewieszony. Więcej błędów nie znalazłem.

Książkę można odczytać co najmniej na dwóch poziomach. Po pierwsze jako opis dramatycznej wyprawy, opis pełen naturalistycznie podanych szczegółów, których nie można poznać inaczej, niż wchodząc na 8848 metrów lub czytając „Wszystko z Everest”. Lektura może pozwoli też zrozumieć, że wrzucanie Martyny Wojciechowskiej wraz z Wojciechem Kurtyką do jednego worka to nie tylko nietakt.

Dla mnie ta książka jest punktem wyjścia do zastanowienie się nad komercjalizacją wspinania. Niezłym punktem wyjścia. Początkiem tego procederu w Himalajach było wprowadzenie w 1985 roku na Everest 55-latka z nikłym doświadczeniem wspinaczkowym rodem Teksasu – Dicka Bassa. Potem pojawili się następni chętni klienci i oferujący tę usługę za coraz większą opłatą organizatorzy wypraw. Prostą konsekwencją układu sprzedawcy-kupcy były procesy wytoczone przez rozczarowanych klientów, którzy reklamowali to, że nie weszli na szczyt.  Dla nas wspinających się oczywiste jest, że żadne pieniądze nie dają gwarancji na sukces we wspinaniu. Dla nich jednak nie. Rekordzistka zainwestowała ćwierć miliona dolarów i nie weszła na Everest. Jednak po przeczytaniu książki Jona Krakauera mój czarno-biały obraz postępującej komercjalizacji w Himalajach zmienił się. Okazało się, że wśród ludzi chcących kupić sobie wejście na najwyższą z gór, sporo jest marzycieli, których jedyną „winą” jest ich naiwność. Nie najbogatsi często ludzie przez wiele lat, nierzadko pracując po godzinach, zbierali pieniądze, by spełnić swoje pragnienie i trudno akurat za to mieć do nich żal.

Chyba największą zaletą „Wszystko za Everest” jest to, że chociaż kilku z nas po lekturze powyższej książki pozostanie na etapie niespełnionych, ale żywych marzycieli i w ten sposób Krakauer pośrednio przyczynił się do ocalenia paru istnień ludzkich.

Do polskiego wydania książki dołączono mapkę wyprawy i film „Życie za Everest”, który niestety nie dorównuje pierwowzorowi.

Andrzej Mirek

Książka jest dostępna w naszej księgarni.

"Wszystko za Everest"
Autor: Jon Krakauer
Wydawca: Wydawnictwo Mayfly Sp. z o.o.
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka
Liczba stron: 296
Numer wydania: I



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    "Wszystko za Everest" Jona Krakauera - recenzja [1]
    nalezy do kompletu przeczytac / o tej samej wyprawie/ ciekawe…

    27-12-2009
    ROCKDUDE