19 sierpnia 2009 08:01

Rafał Sławiński w Karakorum

Zamieszkały w Calgary Rafał Sławiński latem 2009 roku wziął udział w kanadyjskiej wyprawie, która za główny cel obrała sobie dziewiczy szczyt Pumari Chhish East (6830 m), leżący w paśmie Hispar Mustagh. Oprócz niego w wyprawie uczestniczyło jeszcze dwóch alpinistów. Byli to Eamonn Walsh i Ian Welsted, również pochodzący z zachodniej Kanady.


Masywy Kunyang Chhish (na pierwszym planie wciąż dziewiczy Kunyang Chhish East 7400 m) i Pumari Chhish nad lodowcem Yutmaru. Pierwszy z prawej Pumari Chhish East – cel wyprawy kanadyjskiej (fot. Rafał Sławiński)

Baza została założona w dniu 21 czerwca na lodowcu Yutmaru (ok. 4500 m). W ramach aklimatyzacji, już 26 czerwca – czyli 5 dni po przyjściu do bazy – całą trójką dokonali I wejścia na szczyt w zachodniej grani Khani Basa Sar, oznaczony numerem 259 na mapie J. Wali, który nazwali Rasool Sar (ok. 5900 m).

Początkowo Kanadyjczycy planowali atak Pumari Chhish East południową granią, śladami amerykańskiej próby z 2007 roku (uczestniczył w niej m.in. Pete Takeda). Ale jak napisał Rafał: Po taplaniu sie w niezwiązanym śniegu na paru graniówkach w czasie aklimatyzacji, nawieszona nawisami południowa grań stała się mniej atrakcyjna, natomiast zaczęła nam się podobać ściana na prawo od niej.


Południowo-wschodnia ściana Pumari Chhish East
(fot. Ian Welsted)

Atak rozpoczął się 16 lipca z biwaku u podstawy ściany (ok. 4800 m). Oto fragment relacji Rafała:

Posuwaliśmy się szybko, najpierw polami snieżno-lodowymi, a potem piękną lodową rynną. Ta doprowadziła nas do podstawy bariery skalnej na 5700 m. Jako, że była dopiero połowa popołudnia, podczas gdy Eamonn przygotowywał platformę na namiot, Ian i ja poszliśmy zrobić pierwszy wyciąg bariery. Po pełnej długości liny ciekawego drytoolingu i cienkiego lodu założyłem stanowisko i zjechałem na biwak. Powyżej teren wyglądał trudno, ale możliwie do pokonania. Niestety nie było nam dane go spróbować: duży wysiłek, wysokość, ale chyba głównie ciężka kolacja spowodowały, że całą noc wymiotowałem. Rano byłem tak wyprany, że ledwie mogłem ustać na nogach. Na dół!

Jeszcze raz spakowaliśmy plecaki, starając sie brać tylko to, co konieczne i wieczorem 28 lipca znów podeszliśmy pod ścianę. Niestety w międzyczasie rynna lodowa, którą się wspinaliśmy podczas pierwszej próby, niemal w całości się wytopiła. Zastanawialiśmy się przez chwilę, czy może mimo wszystko nie spróbować drogi w tych warunkach, ale podczas gdy dumaliśmy, resztki śniegu i lodu w kuluarze wyjechały niezłą lawiną. Jeszcze tego wieczoru wróciliśmy do bazy.


Podczas próby na Pumari Chhish East (fot. Rafał Sławiński)


W ścianie Pumari Chhish East (fot. Ian Welsted)

20 lipca trójka Kanadyjczyków przeszła południowo-zachodnią ścianę szczytu oznaczonego numerem 113 na mapie Wali, nazwanego przez nich „Lunda Sar” (ok. 6300 m).


Lunda Sar ok. 6300 m (fot. Ian Welsted)

Niestety późna pora, psująca się pogoda, ale przede wszystkim złe warunki śnieżne na grani szczytowej spowodowały, że zatrzymano się na wysokości ok. 6200 m. A oto wrażenia Rafała:

Pomimo braku wejścia szczytowego, ta wspinaczka dała nam wiele satysfakcji: duża ściana z pięknymi, natężonymi trudnościami mikstowymi w okolicy 6000 m. Eamonn i Ian, którzy mają na koncie takie alaskańskie klasyki, jak Moonflower Buttress czy Denali Diamond, uznali drogę na Lunda Sar za najpiękniejszą drogę mikstową, jaką robili. Zjazdy odbywały się drogą. Z biwaku pod ścianą na 4900 m, całość zajęła nam 22 godziny ciągłej akcji.


Wspinaczka na Lunda Sar (fot. Ian Welsted)

Pod koniec lipca Eamonn Walsh opuścił wyprawę, aby – jak pisze Rafał – pić piwo w Irlandii. Pozostała dwójka, Rafał Sławiński i Ian Welsted zrobili pierwsze wejście na Khani Basa Sar (6441 m). Szczyt ten był już kilkakrotnie atakowany z kilku stron. Wejścia dokonano południowym żebrem.


Khani Basa Sar 6441 m (fot. Ian Welsted)

Oto relacja Rafała:

Trudności na żebrze były w większości umiarkowane: długie pola lodowe o nachyleniu od 45 do 60 stopni i trochę łatwego mikstu. Kluczowym miejscem drogi była ostra grań wyprowadzająca na podszczytowy płaskowyż. Szczególnie jedna snieżno-lodowa ścianka omal nas nie zatrzymała, ale zaliczywszy lot, kiedy dziabki mi wypruły z przewieszającej się waty, wreszcie puściło. Na szczyt wyszliśmy koło godz. 18 i zostaliśmy nagrodzeni wspaniałymi widokami na Karakorum, z K2 włącznie. Zejście zjazdami zajęło nam dużą część nocy, tak, że wróciliśmy na biwak na 4900 m okrągłe 24 godziny po wyjściu.


W ścianie Khani Basa Sar
(fot. Ian Welsted)


Na szczycie Khani Dasa Sar (fot. Rafał Sławiński)

Rafał bardzo poleca rejon lodowca Yutmaru u stóp Pumari Chhish: Jest dziko, pusto i wspaniale. Jest, co robić: od bulderingu i ładnych rys po siedmiotysięczne giganty.

Janusz Kurczab
(na podstawie relacji Rafała Sławińskiego)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum