21 stycznia 2006 08:01

Albo Jura, albo drytooling

Zima na dobre (i oby nie na złe) rozgościła się w naszych skałach. Nadszedł, tym samym, czas wzmożonej aktywności kolegów zajmujących się drytoolingiem. Od kilku już lat jest to trudny czas dla skał. Przybywa bowiem, z każdym rokiem, osób które chcą spróbować "czegoś nowego". Niestety, jak łatwo było przewidzieć, w zetknięciu metalowych narzędzi ze skałą, ta druga stoi na straconej pozycji, a uszkodzonych i oszpeconych dróg przybywa z każdą zimą.

Coś, co w początkowym zamierzeniu miało być jedynie treningiem (nielicznej, zimowej, tatrzańskiej czołówki) jednej z technik wykorzystywanych zimą w górach, wymknęło się poza margines "bezpieczeństwa" i w chwili obecnej osiągnęło rozmiary może jeszcze nie epidemi, ale na pewno ciężkiej choroby, która zostawia trwałe okaleczania wielu dróg.

Kiedyś było elitarnie albo na początku był trening

Coraz częściej dochodzące z zagranicy wieści dotyczące "suchego narzędziowania" rozbudziły chęć naśladownictwa części bezrefleksyjnie nastawionych kolegów. Konsekwentna kampania promocyjna producentów sprzętu używanego do DT (efektowne zdjęcia, artykuły, filmy w branżowych mediach) zrobiły swoje. Oto objawiła się nowa wspinaczkowa dyscyplina. Dyscyplina, która wykorzystując: dziabki i raki (atrybuty zarezerwowane dotychczas, szczególnie w świadomości laików, dla "prawdziwych wspinaczy"), pozwala poczuć się przez chwilę, niemal każdemu kto tego zechce, prawdziwym herosem.

Dzięki tej nowej dyscyplinie nie trzeba już umiejętności i odwagi ludzi atakujących wielkie, oblodzone i zaśnieżone ściany w wysokich górach, czy choćby co większe w zimowych Tatrach. Teraz wystarczy jedynie zakupić, lub pożyczyć łatwo dostępny, mniej lub bardziej specjalistyczny sprzęt, pojechać za miasto w weekend i już można "zostać" Kukuczką czy też Babanowem lub Sławińskim (w zależności od zaznajomienia z literaturą).

Na pierwszy rzut oka nic w tym złego. Niestety nie w naszym, ubogim w skały kraju. Narzędzia wymyślone pierwotnie przez człowieka do pokonywania w górach terenu śnieżno-lodowego, dzięki drytoolingowi obróciły się przeciwko naszym, szczególnie jurajskim, skałom. I nic to, że część kolegów parających się tą działalnością stara zachować się odpowiedzialnie, wykorzystując jedynie linie przygotowane specjalnie do drytoolingu, skoro wciąż przybywa wiele przypadkowych osób, do których zanim ktoś lub coś dotrze, to narobią nieodwracalnych szkód.


Wapień po zaledwie kilku przejściach z żelazem

Moda na "sporty ekstremalne" może przygnać w skały (i już to robi) stada ludzi bez tradycji, etyki free climbingu, takich dla których skałki są miejscem do uprawiania kolejnej dyscypliny będącej akurat „trendy” w tym sezonie. Dla nich zniszczenie jakiegoś superklasyka wspinaczkowego nie będzie nic znaczyć. Dla nas będzie to katastrofa.

Pierwsze próby rozwiązania

To co niektórzy proponują, czyli tłumaczenie napotkanym, nieuświadomionym, że czynią źle to zdecydowanie za mało. Nikt przecież nie będzie regularnie patrolował skał dzień po dniu, sezon po sezonie. Potrzebne jest rozwiązanie traktujące ten problem zdecydowanie bardziej całościowo. Takim rozwiązaniem są zaproponowane ostatniej jesieni na brytanowym forum wspinanie.pl zasady jakim powinien być poddany drytooling w skałach (wątki: Propozycja Zasad Drytoolowania Na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i Do Krecika, Flowera, Admina i innych).

Istotą zaproponowanych tam zasad jest ograniczenie uprawiania w skałach drytoolingu do kilku enklaw. Wynikła na forum dyskusja, która poza głosami pełnego poparcia, przyniosła również wątpliwości i pytania części drytoolujących kolegów. Dokładnie dwie kwestie budziły ich niepokój, a mianowicie: dlaczego w ogóle ograniczać drytooling do enklaw, a nie wyłączyć tylko istniejące drogi klasyczne, a po drugie: dlaczego ilość enklaw miałaby być ograniczona, czemu nie tworzyć kolejnych?


Drytoolowa "enklawa" na Zakrzówku

Jeżeli chodzi o pierwszą kwestię, to przede wszystkim dlatego, że ich wprowadzenie i nagłośnienie, uzmysłowi wszystkim, a szczególnie początkującym (którzy są największym zagrożeniem), że nie można drytoolować wszędzie, że są miejsca do tego wyznaczone. Pozwoliło by to także znacząco ograniczyć, a z czasem, miejmy nadzieje wyeliminować, wizyty mniej lub bardziej przypadkowych amatorów drytoolingu, zarówno w już istniejących, jak i przyszłych, potencjalnych rejonach klasycznych, których może jeszcze trochę powstać w naszych, coraz bardziej zatłoczonych, skałkach. I tu płynnie przechodzimy do drugiego pytania – czemu nie powinno się tworzyć kolejnych enklaw? Przesłanek ku temu jest kilka.

Po pierwsze dlatego, że w polskich realiach (mała ilość skał) rozwój drytoolingu jako samodzielnej dyscypliny, uprawianej masowo w skałach, skończy się katastrofą dla dróg klasycznych. Liczba rejonów z już przygotowanymi drytoolowymi drogami (to właśnie te enklawy) jest już zdecydowanie, wystarczająco duża zarówno dla osoby początkującej jak i tej, która chce się rozruszać przed wyjazdem w góry. Dla przypomnienia są to (na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i w jej okolicach): większa część ścian krakowskiego Zakrzówka, Dry Igły w Rusocicach, Jaskinia Jasna w Strzegowej, a ponadto część podkieleckich kamieniołomów i drytoolowe drogi w bytomskich kamieniołomach.

Dlaczego tylko enklawy?

Częstym argumentem fanatyków drytoolingu jest to, że jest dużo tzw. rzęchów, na których nie ma klasycznych dróg, a które świetnie nadawały by się do DT. I tu absolutnie nie można zgodzić się z takim stwierdzeniem ponieważ, jak historia pokazała, wiele z tych rzęchów to potencjalne, bardzo ciekawe rejony z łatwiejszymi drogami. Przykładów jest aż nadto i strach pomyśleć co by było z takimi miejscami jak Psiklatka, Wzgórze 502, Zaklęty Mur, Witkowe Skały i wiele, wiele innych, gdyby pierwsi zainteresowali się nimi drytoolowcy. Do tego należy dodać, że często te "rzęchy" są w pobliżu już istniejących dróg klasycznych co powoduje, że te drugie mogą stać się i stają się celem dla pragnących nowych wyzwań właścicieli "siekadeł" i raków.

Nie należy również zapominać, że traktując skały drytoolowo, środowisko wspinaczkowe jako całość, strzela sobie tzw. samobója w kwestii rozmów z władzami parków, dotyczących udostępnienia niektórych skał zakazanych do wspinania. Trudno bowiem wyobrazić sobie, że coś co jest nie do zaakceptowania przez zdecydowaną większość wspinaczy, będzie takie dla dyrekcji parków.

Wprowadzenie zasad dotyczących uprawiania drytoolingu na terenach skalnych w Polsce nie powinno być odbierane, przez osoby zajmujące się drytoolingiem, jako dyskryminacja tego rodzaju aktywności, a wręcz przeciwnie. Niech za porównanie posłuży tu tzw. hakówka (tradycyjna, nie ta w stylu "clean"). Dyscyplina ta, mimo że nawet mniej niszcząca skałę niż drytooling, już dawno temu została przez środowisko "wyekspediowana" w Tatry i głównie tam jej miłośnicy szlifują swoje umiejętności. Utworzenie tych kilku drytoolowych enklaw pozwala zatem: z jednej strony spróbowania się wszystkich, potencjalnych zainteresowanych tą techniką przed "uderzeniem" w góry, a z drugiej strony ochroni przed dewastacją pozostałe skały.

Od nas wszystkich zależy czy zwycięży postawa "po nas choćby potop" czy też wprowadzimy te zasady w życie. Czy za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat nasi następcy będą mogli cieszyć się skałami tak jak my mamy okazję i sprawdzić się na tych samych drogach czy też zostawimy im w spadku zaorane żelazem ruiny...

Przemek Rostek "Stefan"

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    W teorii nie ma zadnej sprzeczności między moralnością, a rzeczywistością. [15]
    Panie Stefanie Jaka nadrzędna racja usprawiedliwić może dążenie do tak…

    21-01-2006
    Mytho

    Popieram Stefana!! [5]
    W tym wszystkim jestem za Stefanem, znam go i wiem…

    27-01-2006
    Radis