26 listopada 2003 08:01

Tradycja – balast czy inspiracja

W związku z toczącą się na łamach forum dyskusją (Słów kilka…wątek1, wątek2) o etyce wspinaczkowej postanowiliśmy przypomnieć ważny i ciągle aktulany tekst Piotrka Korczaka „Szalonego” opublikowany w Górach nr 2/1991.

Rozwój wspinaczki skałkowej miał ambiwalentny wpływ na inne dyscypliny alpinizmu(1). Z jednej strony powstało pęknięcie pomiędzy „gimnastyką wspinaczkową”, a poruszaniem się w górskim terenie skalnym. Z drugiej strony kult czystych trudności technicznych zaczął mieć istotny wpływ na wysiłki zdobywców alpejskich ścian.

Zasadniczą różnicę pomiędzy alpinizmem (sensu stricto)(2), a wspinaczką skałkową i sportową(3) stanowi tradycja. Mówi się nawet, że te dwie młode dyscypliny nie mieszczą się już w alpinizmie (w ogóle)(4). Lata 90. przyniosły w górach Europy X stopień trudności i postawiły przed wspinaczami pytanie o sens wierności tradycji.

SIŁA TRADYCJI

Zacząć należy od podstawowego pytania: Co to jest tradycja w alpinizmie? Na czym polega tradycjonalizm? Najprościej jest definiować tradycję jako odpowiednik kodeksu rycerskiego przekazywanego z pokolenia na pokolenie w formie raczej werbalnej niż pisemnej. Mamy więc do czynienia ze swoistym systemem etycznym. Etykę górskiej wspinaczki możemy rozumieć dwojako. Po pierwsze wyznacza ona pewne „metafizyczne” podejście do gór i wspinania. Daje się ono streścić w dwóch punktach:

  1. Wspinaczka w górach jest „czymś więcej” niż sportem.
  2. Wejście na szczyt (przejście drogi) nie jest tak istotne jak styl, w którym tego dokonano.

Postawa ta implikuje bardziej szczegółową „etykę profesjonalną”:

  1. Wszystkie drogi w górach powinny być „prowadzone”, a więc robione od podstawy ściany do jej wierzchołka.
  2. Wszelka asekuracja powinna być instalowana podczas wspinania, z wyjątkiem stałych punktów przelotowych, które mogą być zainstalowane tylko podczas pierwszego przejścia.
  3. Raz poprowadzona droga powinna być pozostawiona w takim stanie w jakim zostawili ją zdobywcy.

Dwa pierwsze punkty „etyki ogólnej” dotyczą tego co nazwalibyśmy mistyką gór. Stanowią więc postulaty nie tylko o charakterze etycznym, są też programem estetycznym.

Tradycjonaliści (zwolennicy tradycji) nigdy nie negowali potrzeby prowadzenia coraz trudniejszych dróg. Wspinaczka w ich rozumieniu nie może być jednak sprowadzona do czystego wysiłku fizycznego. Musi obejmować piękno świata gór oraz wewnętrzną walkę z własną słabością i strachem. Możliwość śmierci stanowi w tradycji alpinizmu istotną wartość. Wartością są oczywiście same góry. Tradycjonalistów cechuje wiara w to, że wspinaczka w górach uszlachetnia i tworzy „lepszego” człowieka z miernego materiału. Wiara ta ma swoje źródło w odwiecznej fascynacji ludzi górami. Tradycjonaliści są elitarystami, chociaż wielce cenią sobie koleżeństwo. Kontekst kulturowy tej postawy jest zbyt szeroki jak na ramy mojej wypowiedzi.

Kluczowy jest natomiast postulat drugi. To on właśnie determinuje klasyczny ethos alpinizmu. Ethos ten nakłada na alpinistę obowiązek posługiwania się „czystymi środkami w celu osiągnięcia sukcesu.

Tutaj przykład pokazujący jak stara jest tradycja alpinizmu. Kiedy Albert Frederic Mummery próbował zdobyć Dent du Geant w Alpach, natrafiwszy na niemożliwy do pokonania odcinek skały pozostawił w kopczyku kamieni bilet z informacją: „Absolutely inaccessible by fair means”.

A więc już wtedy pewne środki uważane były za „fair”, a inne nie. Przykład ten jednocześnie ilustruje tezę, że tradycja nie zawsze była dominującym czynnikiem w alpinizmie.

Wspomniany Dent du Geant zdobyto w 1882 roku posiłkując się prymitywną techniką sztucznych ułatwień, łamiąc zasadę używania „czystych” środków.

W połowie lat 30. XX wieku w Alpach rozpoczęła się tzw. „Era Direttissimy”. Górę wzięły czysto estetyczne koncepcje wertykalizmu, które nakazywały prowadzić drogi jak najbardziej zbliżone do prostej postawionej w pionie. Ideałem była droga w linii spadku wierzchołka (direttissima). Estetyzm wymusił rozwój coraz bardziej wyrafinowanych technik hakowych, a ich krańcową postacią stało się nitowanie. Słynna Droga Kropli Wody na Cima Grande di Lavaredo z lat 60. jest najlepszym przykładem wspinaczki „poza tradycją”(5).

Z prawie 50-letniego okresu „Ery Direttissimy” tradycjonalizm odziedziczył silny uraz w stosunku do spitów (współczesny odpowiednik nita). Czarne dni skończyły się wraz z początkiem boomu klasycznej wspinaczki na początku lat 80. Wtedy powrócił w góry klimat korzystny dla kultywowania tradycji. Wykrystalizowały się zasady „etyki profesjonalnej”. Doszło do tego w. ogniu sporów o styl wspinania w skałkach, w którym tak aktywnie uczestniczyło moje pokolenie. Tradycjonaliści przegrali zmagania o skałki zachowując swoje pozycje tylko na Wyspach Brytyjskich i w piaskowcowych rejonach Środkowej Europy. W górach pozycja tradycjonalistów jest nadal bardzo silna, o ile nie dominująca. Tradycjonaliści uważają, że wszystkie górskie drogi powinny być „prowadzone” (punkt a.) a nie „otwierane”(6) jak to odbywa się w większości skałek. W praktycznej realizacji tego postulatu pomaga natura. Rozpoczęcie drogi od podstawy ściany oszczędza podejścia i wielu innych trudności.

Żądanie „prowadzenia” dróg wiąże się faktycznie z pytaniem o jakość i charakter asekuracji, o sposób jej zakładania. Tradycja nie zakłada bynajmniej, że wspinaczka „powinna być bezpieczna”. Stąd też istotna różnica w „sportowej” definicji drogi. „Sportowa” droga w skałkach ma najwyższy nominał trudności technicznych, ale jest dobrze ubezpieczona. Według tradycjonalistów „sportowy” charakter drogi (nie tylko w górach), polega na zachowaniu balansu pomiędzy trudnościami, a ryzykiem. Często jednak mianem „sportowych” określa się właśnie drogi szczególnie niebezpieczne, gdzie lot kończy się niemiłymi konsekwencjami. Myliłby się jednak ktoś kto zarzuciłby współczesnym tradycjonalistom lekceważenie aspektu czystych trudności. Trudność techniczna jest bardzo pożądanym celem ich działań. Z tego powodu nie są zainteresowani w prowadzeniu „szóstek z plusem” albo „siódemek z minusem” zupełnie pozbawionych możliwości ubezpieczenia. Bardziej interesujące są dla nich „dziesiątki” z dwoma, no może czterema spitami na kluczowym wyciągu i odpowiednio „honorną” asekuracją w łatwiejszym terenie. Wbrew utartemu przekonaniu spity też nie stanowią tabu dla tradycjonalistów. Dbają oni tylko o to, żeby spit nie stał się „Mordercą Niemożliwego”, aby nie powróciły czarne chwile „Ery Direttissimy”. Użycie spitów i haków, które są następnie pozostawione na drodze, podlega ścisłym rygorom (punkt b.). Wyjątek stanowią stanowiska, które znajdują się „poza” drogą. Żaden tradycjonalista nie będzie miał za złe ubezpieczania zjazdu w dowolną ilość spitów. Być może „urwanie się” ze zbyt cienką „kolumienką” i przerdzewiałym „simondem” nie jest zbyt „tradycyjnym” rodzajem górskiej śmierci. Spity oraz haki służące jako przeloty podlegają zasadzie użycia ich w minimalnej ilości. Wbija się je tam, gdzie prowadzącego „zupełnie opuszcza psyche”, a drugi w zespole często przy tym ostro protestuje, zachęcając partnera, aby posunął się przynajmniej o kilka przechwytów wyżej. Jest to zasada bardzo subiektywna i niejednokrotnie prowadzi do paradoksów. Ilustracją może być niedokończona jeszcze droga Fram na południowej ścianie Marmolady. Igor Koller i Peter Ondrejovic od lat szturmują gładką partię płyt pomiędzy Rybą a Variante Italia. W 1990 roku Koller zmienił partnera, który wykazał się słabszymi nerwami niż popularny „Beckov”. Skończyło się na dobiciu jednego, bądź dwóch spitów na poprowadzonych poprzednio wyciągach…

Nas interesuje sposób w jaki tradycjonaliści wbijają spity. Przede wszystkim nieaktualna jest formuła wykorzystywania naturalnych miejsc odpoczynkowych .(hand rest). Drogi tworzone w oparciu o konieczność wyszukiwania dogodnych półeczek i stopni byłyby po prostu zbyt łatwe. Ponieważ spity wbija się w najgładsze partie skały pozbawione innych możliwości ubezpieczenia, alternatywę stanowi zwieszenie się na skyhooku (cliffhangerze). Jest to poważny kompromis w stosunku do deklarowanej zasady „użycia czystych środków”. Wspinacz z zasady niweczy możliwość przejścia wyciągu OS lub RP.

Punkt c. „etyki profesjonalnej” jest zgodny z odczuciem większości wspinaczy. Wymóg nie zmieniania poprowadzonej drogi jest respektowany także w skałkach, tyle że tutaj oznacza… zakaz poprawiania chwytów i dorabiania nowych.

W górach chodzi o dwa zjawiska zwane retro-bolting i reequiping. Retro-bolting to dobijanie spitów na drogach (lub ich fragmentach), które były poprowadzone bez ich użycia. Jest to praktyka wielce karygodna dla tradycjonalisty, trudna do zaakceptowania dla każdego kto przestrzega fair play. Tradycjonaliści rozszerzają zakaz na używanie haków, które są później wybijane przez drugiego na linie. Zespół, który pragnie powtórzyć drogę, może posługiwać się tylko „naturalnymi” metodami asekuracji, a więc sprzętem, który się wkłada i wyjmuje ze skały (wszelkiego rodzaju kostki, friendy itp.). Reequiping często jest mylony z retro – boltingiem, ale oznacza coś innego. Chodzi tutaj o zastępowanie starych niepewnych przelotów przez nowe. Z reguły stare haki są zastępowane spitami. Część „ostrzejszych” tradycjonalistów protestuje przeciwko tej praktyce argumentując, że korzystne jest jeśli klasa drogi rośnie w związku z niepewnością starych przelotów. Większość wspinaczy dopuszcza reequiping, jako zgodny z fair play; autorzy powtórzeń powinni mieć równe szanse. Problem ten występuje sporadycznie, gdyż trwałość współczesnego sprzętu obliczona jest na lata. Tradycjonaliści nie wypowiadają się na temt reequipingu nieklasycznych jeszcze dróg „Ery Direttissimy” Wydaje się, że milczenie oznacza przyzwolenie na wymianę przelotów na drogach „poza tradycją” jeśli ma to służyć ich uklasycznieniu.

Klinicznie czystym przykładem stosowania tradycjonalizmu są drogi na południowej ścianie Marmolady, najwyższej kulminacji Dolomitów. 5 kilometrowej szerokości, na 800-900 m wysoki mur wapienia oferuje słoneczną wystawę i wspaniałe, lekko nachylone płyty.

W 1981 roku w centralnej partii ściany powstała Droga przez Rybę. Autorem pomysłu był Igor Koller. Wspinaczka początkowo oceniana na VII + (z miejscami A4 ) stała się jedną z najtrudniejszych dróg Alp. W sześć lat później austriacko-włoski zespół (Heinz Mariacher, Bruno Pederva) uklasycznił Rybę (VIII + IX -) czyniąc ją symbolem free-c1imbingu na Marmoladzie. Pomimo, iż wbrew intencjom autorów na drodze dobito sporo haków, zadziwia do dziś śmiałością wspinaczki, a klasyczne przejścia nie są liczne. Koller inspirował swoich słowackich kolegów do jeszcze większych wysiłków. W 1985 powstaje Via Italia (albo Variante Italia) osiągająca nyżę Ryby płytami od prawej strony. Na wąskim kawałku skały, pomiędzy obiema drogami powstaje Fram. Słowacy posuwają się w tempie 3-4 wyciągów w sezonie i w tym wspięli się o dwie długości liny nad Rybę. Jeśli Framosiągnie kiedyś górne półki stanowić będzie istotne novum w zakresie „moralnego” wspinania, a być może i trudności technicznych jakie osiągnęto w Dolomitach. Nie trzeba dodawać, że recepta według której powstaje Fram opiera się na tradycji.

Maurizio Giordani to przykład „łagodniejszego” tradycjonalisty, gdyż nieco częściej sięga po spity, a jego drogi stanowią zwykle dopiero materiał do pięknych przejść klasycznych. Andromeda stanowiąca wariacje do Via Irreale ma kluczowy odcinek w stopniu IX, przy 18 długościach liny, w tym wielu „ósemkowych”. Nieliczne punkty AO udało się zlikwidować dwóm Tyro1czykom. Helmut Kritzinger i Roland Mittensteiner sprowadzili także do wspinaczki klasycznej Specchio di Sara, słynną drogę Giordaniego na lewo od Filara Kości Słoniowej. Ten płytowy monolit zawiera aż dwa „dziewiątkowe” wyciągi i pozostaje najtrudniejszą technicznie drogą Srebrnej ściany.

Najbliższy ściany wspinaczkowy sklep w Malga Ciapela jest dobrze zaopatrzony w „to co się przydaje” na Marmoladzie. Kostki tricam, elastyczne friendy, skyhooki, kevlar, komplet rocków to sprzęt „obligatoryjny”. Wystarczy dodać pięć, sześćekspresów… Marmolada stanowi wyspę tradycjonalizmu w Dolomitach. Jest to fakt budzący zdumienie, gdy spojrzy się na historię tych gór, tak zasłużonych dla „Ery Direttissimy” (Tre Cime di Lavaredo) i skałkowego free-climbingu (Erto). Niektórzy powiadają, że przyczyna leży w tym, iż okolicę tą upodobali sobie wszyscy najwięksi „święci” tradycjonalizmu: Messner, Mariacher i Koller. Fachowiec, spoglądający na upstrzone dziurkami płyty, w których tak pięknie „siadają” skyhoki rozumie na czym polega siła tradycji. Podczas gdy na płytach Srebrnej Ściany powstaje coraz gęstsza siatka dróg i wariantów, wielkie przewieszenia (dół Filara Kości Słoniowej) pozostają wciąż dla wspinaczki klasycznej totalną pustką.

ZWĄTPIENIE W TRADYCJĘ

Każdy rygorystyczny system moralny napotyka w pewnym momencie na opór rzeczywistości. Ta ostatnia tylko do pewnych granic daje się modelować przez ideę. Ograniczenia tradycjonalizmu tkwią przede wszystkim w szczegółach jego programu. Przyjrzyjmy się uważnie „dozwolonemu” sposobowi instalacji spitów. Sposób ten umożliwia stosunkowo łatwą instalację przelotów w płytowym, lekko położonym terenie obfitującym w krawądki i dziurki, na których można powiesić skyhooka. Trudności rosną wraz z przewieszaniem się skały, zwłaszcza w okapach. Trudno jednak wymagać od alpinistów aby zrezygnowali z wielkich przewieszeń i uznali je za „niemożliwe”. Właśnie w przewieszeniu mogą powstać najtrudniejsze drogi, o czym uczy historia X i XI stopnia.

Odwaga tradycjonalistów ma swoją miarę. Z doświadczeń piaskowcowej wspinaczki wyjątkowo „moralnej” wiemy, że dobrą „psyche” łatwiej wykazać w położonym tarciowym terenie, gdzie moźna odstać długie chwile przed zdecydowaniem się na trudny ruch. Psychologicznie niemożliwe jest natomiast stosowanie technik dynamicznych zwłaszcza przechwytów „dead-point”(7). Można temu zaradzić zwiększając gęstość przelotów (wbitych w sposób „dozwolony”). Ale czy nie ginie wtedy duch tradycji? Wspinaczka piaskowca nie potrafiła nigdy rozwiązać tych problemów. Pozostała wierna tradycji oddając pole wapieniowi.

Nie sposób przeprowadzić krytyki tradycjonalizmu bez rozważenia aspektu „czystości stylu”. Czystość stylu stanowi jak wiemy kluczowe pojęcie tradycjonalizmu i jego credo. Tymczasem okazuje się, że do ideału daleko. Wspinacz instalujący przelot za skyhooka rezygnuje jednocześnie z możliwości klasycznego przejścia „od strzału”. Konieczny jest powtórny atak, zjazd na poprzednie stanowisko, wciągnięcie liny. Ale wtedy wspinacz ma już do czynienia ze znanym sobie z „przedprzejścia” terenem, uzbrojonym w „konieczne” przeloty. W praktyce podczas zjazdu następuje dodatkowa lustracja wyciągu, a nawet regularne, ale „uprawnione”, jego „patentowanie”. Alpiniści odrzucający tradycję twierdzą, iż styl taki, zdarzający się bardzo często na najtrudniejszych wyciągach, stosuje „czyste środki” jedynie w formie deklaratywnej (prowadzi się drogę od dołu). „Suma oszustw” jest w gruncie rzeczy taka sama jak przy „otwieraniu” drogi od góry. Zaprezentowane powyżej problemy występują ze szczególną jaskrawością tam gdzie alpejskie drogi sięgnęły X stopnia trudności. Jedną z takich okolic jest Rathikon, masyw górski położony na pograniczu Austrii i Szwajcarii. Największą aktywność przejawiają tutaj Beat Kammerlander (Austria) i Martin Scheel (Szwajcaria), niegdyś zapaleni bywalcy skałkowych regionów na południu Francji. W latach 1988-91 powstało w Riithikon bardzo wiele nowych dróg, z których najgłośniejsze to Via Accacia (IX+), New Age (X-) i Unendliche Geschichte (X). Via Accacia Martina Scheela ma tylko 10 wyciągów, ale aż cztery „dziewiątkowe”. Beat Kammerlander prowadząc New Age zbulwersował alpinistyczny światek arcytrudną sekwencję przechwytów w dwumetrowym dachu. New Age funkcjonowała najpierw jako droga z dwoma punktami AO. Trzeba było wielu sesji patentowania aby wyćwiczyć kluczowy bulderingowy odcinek. Duch tych wspinaczek jest inny niż na Marmoladzie. Zdjęcia ukazują gęsto onitowane wyciągi dróg. Kammerlander deklaruje wprawdzie, iż każdy spit został wbity ze skyhooka i na „prowadzeniu”, ale rozstaw srebrnych blaszek wymusiły trudności. Nie jest to ideał tradycjonalisty.

W 1990 roku Kammerlander przeszedł Unendliche Geschichte. Droga ta ze względu na „bogactwo” trudnych wyciągów śmiało mogłaby stać się ozdobą Verdon. Pierwsze dwie (z jedenastu) długości liny to 6b i 6c (VII-, VII+ ), ale trzecia długość forsuje S-metrowe przewieszenie w stopniu 7c (IX): Czwarty i piąty wyciąg, każdy liczony z osobna, to 8a+ (X- może X). Trudności kulminują powyżej, w osiągając 8b (X). Wszystko z wielkim znakiem zapytania. Czy faktycznie można pokonywać w górach tak trudne drogi?

Oczy wszystkich alpinistów zwrócone są jednak na Chamonix. Tak jak Paryż dyktuje modę, tak Chamonix jest najczulszym barometrem przemian w alpinizmie. Nastąpił tutaj jeszcze bardziej radykalny przełom. Arete des Cosmiques położona jest na wysokości około 3800 m, a więc znacznie wyżej niż Marmolada. Romain Vogler wypatrzył tutaj estetyczne nieco rozwarte „zaciątko”. Digital Crack ma długość jednej liny (!), jest więc w istocie rzeczy wspinaczką skałkową. Nity wbito w bluźnierczy sposób ze zjazdu i tuż obok „możliwej do asekuracji” (protectable) rysy. Trudności brzmiały 8a, a Francuzi okrzyknęli drogę „najwyżej na świecie położoną 8-ką a”. Lune de Miel (8a) na tej samej Arete des Cosmiques prezentuje już „poważną” kilkuwyciągową formację. Wbito lekko ponad 100 spitów, oczywiście też obok kilku rys „świetnych” do asekuracji. Co więcej, sam Michel Piola „popełnił” podobną drogę. Anouk uzbrojona w 1I0 wbitych ze zjazdu spitów kusi rzesze zdobywców relatywnie niskimi trudnościami 6c. Liczba powtórzeń tej drogi jest już trudna do ustalenia.

Byłoby oczywistym błędem stwierdzić, że w Chamonix robi się tylko takie drogi. Alain Ghersen i Thierry „Turbo” Renault dokonali pięknego tradycyjnego odhaczenia Divine Providence na Wielkim Filarze Narożnym. Wyciągi 7b prowadzili używając kostek RP, najtrudniejszy fragment 7c przeszli OS… Symptomatyczne jednak, że po tym znaczącym wysiłku Ghersen i Renault nie odpoczywali długo. Już w trzy dni później niecierpliwie pobiegli pod Digital Crack, aby dokonać pierwszego jej powtórzenia. Magia stopnia 8a okazała się zbyt wielka, aby przejść obok drogi obojętnie. Wkrótce potem na jednej z kartek kolorowego kalendarza wydanego przez „Vertical” można było ujrzeć Ghersena na Lune de Miel. Wielkie zdjęcie ukazywało srebrne blaszki tuż obok rysy. To zdjęcie przelało czarę goryczy. Konserwatywny angielski „Mountain” zainaugurował krytykę, organizując na swoich łamach seminarium poświęcone użyciu spitów. Współpracownik magazynu, Marc Twight dopadł w Chamonix „Turbo” Renaulta i serią prowokujących pytań usiłował nakłonić Francuza do zdezawuowania nowych dróg. „Turbo” kołysał się niedbale na krześle i dawał do zrozumienia, że nie widzi żadnego dramatycznego problemu, a niuanse tradycji nie są wcale aż tak istotne.

CZY GÓRY STANĄ SIĘ SKAŁKAMI?

W cieniu Białej Góry dyskutuje się już możliwości robienia 8b + i 8c. Problemem pozostaje wyszukanie odpowiedniej formacji, która mogłaby dostarczyć tak wielkich trudności. Ekstremalna teoria „Wielkiej Unifikacji” głosi, że granitowe kolosy wkrótce będą oferować tak samo trudne drogi jak skałki, tylko w nieco bardziej surowej scenerii.

Pozostaje zadać pytanie czy rzeczywiście ta część alpinizmu, która polega na skalnym wspinaniu w górach skazana jest na totalny rozbrat z tradycją i ewolucją w kierunku regularnego sportu. Twórcy kultury związani z górami intuicyjnie wyczuwają niebezpieczeństwo. Świadectwem „Krzyk Kamienia” Wernera Herzoga. Pokusa odrzucenia tradycji rzeczywiście jest silna i psychologicznie umotywowana. Wiąże się ona z chęcią posiadania i niechęcią do wyrzeczeń i wstrzemięźliwości. Człowiek poszukuje szczęścia w życiu i sławy w górach wszelkimi możliwymi sposobami „Chcemy mieć trudne drogi w górach natychmiast i mieć je będziemy” Oto słowa nie napisanego jeszcze manifestu. O ile tradycjonaliści pragną mierzyć się z wyzwaniem gór, o tyle nadciągające „nowe” pragnie tworzyć w górach wyzwanie. Wyzwaniem tym mogą być tylko „odpowiednio wysokie” trudności. Jeśliby przyjąć za uniwersalną miarę alpinizmu trudność techniczną, to jest to wyścig angloaraba z Ferrari. Jak ma zareagować tradycjonalista. Czy należy piętnować „nowe” jako herezję i brak moralności?

Śmiem wątpić w celowość i skuteczność takich działań. Tradycjonaliści są pesymistami w widzeniu swojej pozycji, są dotknięci syndromem oblężonej twierdzy. A tymczasem najprawdopodobniej góry obronią się same bez ideologicznego szańca. Trudno sobie wyobrazić styl francuski na wielkich dziewiczych ścianach Karakorum czy Patagonii. Trudności logistyczne są zbyt wielkie, aby nitować ze zjazdu systemy rys Trango Tower.

A właśnie w takich okolicach alpinizm XXI wieku będzie zdobywał swoje imię. Istotą alpinizmu w sensie jego klasycznej tradycji jest przecież zdobywanie. Czy mianem zdobywania można określić tworzenie coraz to gęstszej siatki wariantów na lewo lub prawo od Ryby? Alpy i inne „ucywilizowane” góry poddadzą się zapewne „Demonowi Boscha”, jak nazywa się akumulatorową wiertarkę. W skali Alp może dojść do zaniku ostrej jeszcze granicy między skałkami a górami. Jest to proces podobny do nieuchronnej rozbudowy infrastruktury turystycznej: schronisk, kolejek i wyciągów.

Pomoc postawie tradycyjnej może też przyjść z całkiem nieoczekiwanej strony. Wielu „skalnych gladiatorów” przekroczy niedługo „wiek słuszny” i być może zapragnie przygody. Kto wie, ilu z nich porzuci wtedy skałki i panele dla działalności stricte przestrzennej. Przykład Catherine Destivelle może być zaraźliwy. Dojdzie wtedy do uformowania się nowego układu sił autorytetów, znacznie korzystniejszego dla tradycji.

Styl francuski w górach otwiera niewiarygodne możliwości, ale kryje w sobie cień totalnej uzurpacji. Może doprowadzić do działań trudnych do zaakceptowania dla neutralnego ideologicznie wspinacza.

Total Free Jazz na południowej ścianie . Kieżmarskiego Szczytu rozwiązuje środek płytowego monolitu pomiędzy Wielkim Zacięciem a Drogą Pająków. Twórcy drogi: starannie opatentowali każdy metr skały, a potem wbili spity co 6,7 metrów. Jakie szanse mamy wchodząc w drogę OS? „Totalna picovina” – skomentował to wydarzenie Igor Koller.

Podobna postawa znamionuje swoistą schizofrenię ludzi wyzwolonych z tradycji. Z jednej strony dla własnego bezpieczeństwa odrzucają ją, z drugiej strony przyciąga ich ona z nieprzepartą siłą. Stąd odległości między spitami, kostki i friendy zawieszone w zjeździe i tym podobne praktyki stanowiące pomieszanie stylu, a przede wszystkim pomieszanie wyobraźni. Tymczasem wybór pomiędzy tym co oferuje tradycja, a stylem francuskim powinien być konsekwentny.

Tradycjonalizm w taternictwie polskim ma bardzo słabą pozycję. „Szkoła Śląsko-Łódzka”, która reprezentowała tradycję w skałkach, nie stała się tutaj naturalnym zapleczem. Popularni „dziadkowie”, jak określa się pokolenie starszych wspinaczy, byli „dziećmi Ery Direttissimy”, a najwybitniejsi zrealizowali się w Himalajach. Wspinaczka klasyczna w górach nie rozwijała się od upadku II Rzeczypospolitej, aż do późnych lat 70. Trudno odwołać się do jakiś wzorców młodszych niż ethos „Kapliczki straceńców”. Także rozmiary i ucywilizowanie Tatr przesądzają sprawę. Można spierać się o dobór stylu na 800 metrowej alpejskiej ścianie. Na Mnichu gdzie „interesująca” skała ma długość półtorej liny wybór jest jasny. Nadchodząca w Tatrach „Era VI.5′ potwierdza tę diagnozę(8).

PRZYPISY:

  1. Alpinizm (w ogóle): Ogół dyscyplin takich jak himalaizm, alpinizm sensu stricto, alpinizm jaskiniowy, wspinaczka skałkowa, wspinaczka sportowa.
  2. Alpinizm (sensu stricto): albo taternictwo (w Polsce): wspinaczka w górach typu alpejskiego. Swoje rozważania ograniczam do wspinaczki skalnej, zwłaszcza klasycznej, która odbywa się w warunkach letnich. W tym sensie używam pojęcia „alpinizm” w dalszej części artykułu.
  3. Wspinaczka sportowa: Zawody wspinaczkowe na sztucznych ścianach.
  4. Tradycja alpinizmu (w ogóle): jest niemal tożsama z tradycją alpinizmu (sensu stricto). Wyjątek stanowi wspinaczka skałkowa i sportowa.
  5. Heinz Mariacher w swoich wypowiedziach dla „Mountain” (132 i 134) uznaje technikę sztucznych ułatwień za wyraz zerwania z tradycją i odmawia tej pierwszej racji bytu w takich górach jak np. Dolomity. Podzielam ten pogląd.
  6. Np. Brytyjczycy „prowadzą” drogi (lead), a Francuzi je „otwierają” (ouvrir). Sądzę, że poprzez używanie tych określeń można by czynić rozróżnienie pomiędzy drogami robionymi „od dołu” i „od góry”.
  7. „Dead point”: Technika przechwytów dynamicznych bez kontaktu nóg ze skałą.
  8. Pragnąłbym wyraźnie zaznaczyć, że nigdy nie byłem tradycjonalistą. Ci którzy uważnie śledzili rozwój naszego wspinania skałkowego powinni pamiętać jak wiele energii zużyłem na walkę z tradycjonalizmem. Moje poglądy w tej sprawie nie zmieniły się. Nie można jednak przeciwnikowi odmawiać szacunku i konsekwencji, jeśli ją wykazuje. Stąd ten artykuł.

Piotr Korczak

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum